Search Results

Your search for Kontent returned the following results.

Jako wierny od początku (a nawet sprzed, z czasu prabloga) czytelnik „Kontentu” natychmiast wgryzam się w każdy kolejny publikowany numer, znajdując zwykle sporo różnorodnego materiału do blogonot: polemik, zachwytów, marudzeń. W numerze 20–21 linia ciężkości leży tym razem po stronie komentarzy (których obowiązkowa współobecność jest pisma konstytutywną zasadą).

W średniej: rozbrykani mężczyźni, rzetelne aż do solidności [to trawestacja autorskiej charakterystyki pilota Pirxa: „zacny aż do poczciwości”] kobiety.

„Tygryskiem numeru” okazuje się Maciej Oleksy, w aż dwóch komentarzach w dziale „Prozy”. Zwykle omijam ten dział, bo proza mniej mnie (w „Kontencie”) interesuje, a ponadto – sparzywszy się kilkakrotnie – powziąłem niemal niewzruszone przekonanie, że lektura fragmentu robi krzywdę całości, wobec czego unikam jakby podwójnie. W tekście do (bo przecież nie „o”) prozy Matwiejczuka Oleksy zajmuje się wszystkim (czyli: sobą‐w‐recepcji; skojarzenie z regulatywnym charakterem tego stanowiska pracy – zasadne), tylko nie komentowaną jakoby prozą; upewniło mnie to w przedsądzie, że Matwiejczuka nie warto czytać (choć i tak bym nie). Z kolei w komentarzu do prozy Wilczyńskiego wciela się bez reszty w postać demonicznego księgarza, który na oczach potencjalnego klienta obklepuje każdą książkę cytatami z innych, starając się zniechęcić nieszczęśnika do przeinwestowania (na którym stoi współczesny rynek skoncentrowany na nowości). Tygrys zniechęt^.

Jakże kontrastuje z powyższym solidny (nie pozostawiający luk) komentarz Anny Marchewki do Kaczanowskiego.

Przemknijmy szybko przez „Onewierszstandy”; w dziale tym nikłość wierszy kontrastuje z nad‐przewodnikowym charakterem komentarzy (oczywiście: ich autorstwo – prawie samych kobiet; jedyny w tym towarzystwie sierotek, Łukasz Kraj, sekr‐red „Kontentu”, może się okazać podwójnym agentem... bądźcie czujni^).

Dział „Zestawy” [wierszy] przywraca właściwą „Kontentowi” różnorodność. Filip Matwiejczuk (zgubiwszy inicjał „D”) w trybie poważnym i bez fikołów omawia Zawadskiego. Adamowie, PietrygaPartyka, w swoich omówieniach są współcześnie profesjonalni, a Katarzyna TrzeciakMarta Koronkiewicz – tak, nietrudno zgadnąć – rzetelne. Do tego działu może wrócę w nadchodzących tygodniach (czasu będzie dość, bo numer – podwójny).

Nie można jednak pominąć Marcina Świątkowskiego (komentującego zestaw Sinkowskiego). Jest to postać ironiczna, zdystansowana, mająca zawsze pod ręką pojemne znaczeniowo „xD”; w swoich tu i tam publikowanych recenzjach wydaje się robić to, co i inni przedstawiciele „młodej krytyki”. A jednak. Kto przeczytał drobiazgową analizę czterowersu Herberta (która stała się powodem podszytego uznaniem zdziwienia pewnych Starców; doniesiono mi prywatnie), ten nie będzie zaskoczony wyznaniem Świątkowskiego w najnowszym „Kontencie”:

Ostatecznie więc nie mogłem nie zwrócić uwagi na te wiersze – technicznie doskonałe, a pełne gorzkiej metarefleksji nad zasadnością metarefleksji. Sinkowski, czerpiąc z kultury naszego świata to, co najlepsze, czyli piękną metaforykę i retoryczność, zadaje pytanie o sens tego czerpania.
[wytł. moje – n.]

Napięcia maskowane, przecież nadal istnieją.

* * *

Już tylko wzmiankowo: rozmowa Michała Mytnika z Agatą Puwalską o jej najnowszej książce Paranoia Bebop jest jakby żywcem wyjęta ze schematu FAWIR‑u; utrzymana w nieco irytującej stylistyce typowej dla KSP („ego‐teatralizacja”), stanowi pewien ewenement. Puwalska tak szczegółowo objaśnia własne intencje, konteksty „podłożowe” i sposoby ich aktualizacji w „Paranoi”, że praca krytyki nad tą ksiażką wydaje się z góry zbędna, ba, nawet samodzielną lekturę tego tomu, przy tak potężnym przedprogramowaniu odbioru, można by uznać za niekonieczną. Tak trzymać!

Numer 19 „Kontentu”, ponownie dużo do czytania. Oczywiście będzie się wracać, zawartość prowokuje do podjęcia tematów ogólniejszych (walki krytyków, cyrkularność obiegów autorsko‐recenzenckich, czyli dogęszczanie pola lit. przez wielość podejmowanych ról, recenzja jako [nudnawy] reportaż z zawartości tomu względnie „zestawu”, inne).

Ale pierwsza lektura numeru przynosi dwa mocne przystanki, dwa wiersze, każąc na nich właśnie się skupić przed dalszym zwiedzaniem.

Jakuba Pszoniaka wiersz, w którym język poddano mocnym naprężeniom: skróty, przestępstwa gramatyczne, zbliżenia i oddalenia; coś jak kondensat Bosego‐Einsteina. Wiersz się broni, zwycięsko.

wszystkie oczy to piorunian rtęci lub azydek ołowiu

jestem nieznany pracownik co trzyma ją przy sobie
urodziłam się dawno w przemysłowym lodzie
jestem z tych którym mówiono: Moskwa łamie w styku
a areszt za arkusz należy do klasyki

nie znam osobiście lecz znam dobry sposób
by nosić wyraz twarzy kształt i każde słowo
to nie tak do końca coś znów jest istotne
opowiem ci więc i ja swoją historię

gdzieś w dalekim przypadku wokół stepowy
niekończący się biały i wieje i wije
ścisły tryb izolacji zakazywał daty
zabroniono pozwalać i ciosy i ciosy

twoi mężowie są strzał dzieci w domach dziecka
ścisły tryb izolacji zakazywał dotyk
złoty pasek nawyk wertykalny werdykt
a krwotok w jamie brzusznej rekwizyt łagrowy

psycholog więzienny o tuzinie stażu
mówi: doświadczam miazmat i mieszanych uczuć
to historia o tym jak w swym interesie
konsekwencja tka organ oraz nowe słowa

a w Rosji wyraz organ jest poza wykresy
organ to mucha trzewia huta władza
urojenia i zima to artykuł prawa
prokurator po matce na imię miał Dwa Lata

sprawa była wieczorem dzisiaj ci powiedzą
jesteś tylko ujemny kawałek historii
jesteś tylko protokolant odnotował udar
bo partyjny beton to beton zbrojony

siły specjalne krąg oddanych wrogów

W komentarzu Jakub Sęczyk pisze:

Chodzi tutaj konkretnie o zakorzenione w tradycji romantycznej nie‐miejsce, biorące swój początek w licznie rozsianych w pamięci zbiorowej reprezentacji zsyłek na Sybir, a także w opisujących późniejszą emigrację Księgach narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego Adama Mickiewicza.

...mnie jednak przebłyskują z tekstu życiorysy Cwietajewej, Achmatowej (czy nawet Diagilewej), a centralnym pojęciem są „organy” [władzy] i (wybaczcie) „ciało bez organów”, a właściwie poza nimi (a jednak), owo zbiorowe ciało, do kórego odsyła tytuł (materiały silnie wybuchowe, zapalnik we wszystkich oczach). Odtrącam więc temat polski, niech wiersz uniwersalizuje się bez Mickiewicza.

Drugi wiersz, Jakuba Głuszaka, w swoim skondensowaniu jakby zaprzecza dotychczasowej dykcji autora.

***

Oto czas zmierzchu,
ale nie ma tu co lamp.
Nie ma tu co demaskować, wszystko
wszystko na widoku, zdarte:

inskrypcje w narzutowym granicie
zdrapane tak że same litery
lśnią jaskrawo w szarej gęstwie zeschłych choin.
Ze zwłok tylko zwapniałe płuca

z podłużnymi żłobieniami zadrapań.
Zabrać ze sobą skrobaczkę,
garnki, harfę, karabin, instrumentarium wkurwu.
Odgarnąć martwe chaberdzie.

Niepokoi mnie drugi wers, a także nadtytuł: „Wiersz z cyklu Lasy Polski”; fakt [literacki] całkowicie pominięty w komentarzu Wojciecha Kopcia, hipotezę interpretacyjną tam zawartą zatem odrzucam (lub: zawieszam, do czasu dalszych postępów śledztwa).

Nowy Kontent #18 jest w swej zawartości różnorodny. W tym określeniu kryją się pozytywy – na małej przestrzeni wiele różnych stylistyk – ale i negatywy. Nierówny poziom i utworów, i komentarzy; nie są wszakże sprzężone: ciekawemu wierszowi towarzyszy spłaszczający komentarz, bywa też odwrotnie: komentarz przeszacowuje.

Jak zwykle wycieczkę ograniczam do wierszy i tematów okołowierszowych (z niejaką ulgą: nie muszę ani słowa w sprawie wycinanek F.M.^).

Zestaw Paweł Harlender (wiersze) – Katarzyna Trzeciak (komentarz) przeskakuję. Nie ciekawi.

Jakąkolwiek satysfakcję z trzech anegdotycznych kawałków Sebastiana Sokołowskiego miażdży w licealnym wypracowaniu Karolina Górnicka („objaśnię wam do dechy”, no ale miejscami przestrzeliwuje; „nadgorliwość jest...” etc.); ciekawe, jak się czuje tak rozwalcowany (a przy tym: wprost czytelny w swoich wierszach) autor.

Za to para Roman Honet – Marcin Świątkowski dobrana korzystnie. Co prawda, sam nie widzę aż „wstrząsającego tragizmu jego wierszy” [], ale doceniam tak szerokość/głębokość Honetowego chwytania świata (także: użytych środków językowych), jak i Świątkowskiego próbę dotarcia do sedna pov RH.

Oś „męska” (u Honeta: „ja się nie tłumaczę, / że to byli mężczyźni, / ja to wiem” – zob. wiersz czterdzieści pięć lat temu otworzyłem oczy), poniekąd pominięta przez – mierzącego się z zagadnieniami ogólniejszymi – Świątkowskiego, rozwija się w zestawie Piotr Borkowski (wiersze) – Michał Koza (komentarz). Tu akurat komentarz jest znacznie ciekawszy od wierszy.

Grupa Szydło – Redakcja: coś tu się dzieje na jakimś wewnętrznym boisku; przeskakuję.

W grupie Onewierszstandy przeszacowujący (choć z zachowaniem dystansu) komentarz Pawła Kaczmarskiego do utworu Gustawa Owczarskiego. Postulat cenzusu 21 lat dla uzyskania biernego prawa publikacyjnego wydaje się tu (przez moment) zasadny.

Przemysław Rojek celebruje dostawianie kolejnych słów (zwłaszcza w pysznie absurdalnym fragmencie 4, dot. „matematycznej elegancji”, w którym banalna arytmetyka prowadzi [zahipnotyzowanego] komentatora do błędu: „dwa wersy pomnożone przez dwa dają cztery dystychy”). Zawsze chętnie czytywałem sympatyczne Rojkowe erupcje. Niemniej jednak tym razem zalecałbym lekturę – skromnego, powściągliwego – wiersza Tomasza Wojtycha bez komentarza.

Adam Pietryga chłoszcze w komentarzu wierszyk Szymona Domańskiego. Oto dydaktyczny wymiar „Kontentu”.

Sonia Nowacka chyba mocno minęła się z wierszem Andrzeja Woźniaka (a pozwala sobie na zdecydowane [negatywne] oceny, wypowiadane nieco protekcjonalnie, czy wręcz „zalecenia redaktorskie”: „Może zrezygnowałabym z dwóch ostatnich wersów pierwszej strofy”, bo „nie bardzo rozumiem funkcję, jaką spełniać ma okołoliteracka dygresja w tym miejscu”; no właśnie).

Przytoczę wiersz w całości (w hiperpoprawnej ortografii):

gonzo

kiedy ciało pijanego mężczyzny
śpiącego na trawie zdobywają kleszcze
jest w tym jakiś rytm
który wydaje ci się że pojmujesz
ale jednak nie pojmujesz bo czytałeś za mało norwida

niebawem on się podnosi i rozgląda wokół
szukając modułu podparcia
niech cię nie zwiedzie subtelność
tego butō przecież wiesz z lekcji anatomii
że dom pali się od środka

kiedy idziecie na zupę wiadomo że ty stawiasz
trupki kleszczy ciągną się po chodniku obok ibisu
jest w tym miłość
ale lekutko
jest w tym mnóstwo różnych braków

Wyraz pominięty: buto [tak w „Kontencie”]; przeoczenie go może prowadzić na manowce. Tymczasem zaś jest to:

zbiorcza nazwa określająca różne rodzaje aktywności i technik tańca [...] Taniec opiera się na improwizacji, tancerz skupia się na każdym szczególe swojego występu, przeżywając bezgranicznie każdy moment. [...] Tatsumi Hijikata w swojej twórczości skupiał się na aspektach cielesnych i wizjach ciała. Odwoływał się do shuaku no bi, czyli ludowej estetyki brzydoty, która również pojawiała się w teatrze Kabuki. Charakterystyczne dla niej są groteska, obnażanie ułomności i śmieszności człowieka. W butō wykorzystywane są elementy popularnych obrzędów ludowych, takich jak trans czy opętanie na przykład w transowym tańcu okina‐mai. [stąd]

Powstrzymam się od własnej interpretacji gonzo, proszę tylko o ponowną lekturę.

* * *

Bardzo też polecam rozmowę Marcina Świątkowskiego ze Szczepanem Kopytem. Fragment:

M.Ś.: A skąd ta niechęć do słowa „projekt”?

Sz.K.: To nie jakaś szczególna niechęć. Po prostu mało mam wspólnego z podejściem koncentrującym się usilnie nad książką poetycką jako całością dalece odrębną od poprzednich i następnych, czy też stanowiącą etap jakiegoś cyklu książkowego. Bardzo rzadko przyjmuję zlecenia na wiersz (wokół czegoś, na jakąś rocznicę) i nie wyobrażam sobie wydzielenia wcześniej samemu sobie ściśle tematu, grupowania wierszy do odrębnych szuflad/katalogów jako substratów kolejnych projektów. Działam dość intuicyjnie. Z doświadczenia (ale może też nieco intuitywnego założenia, jak kto woli) wolę te teksty, w których widać napięcia małych odkryć, dociekań – a te są ciekawsze wtedy, kiedy mniej założeń trzeba spełniać podczas pisania. Poetyckie projekty są tekstami o innym nieco statusie: zbyt mocno uśmiechają się do wyobrażonego czytelnika. W mówieniu o projektach widzę jawne konstruowanie towaru‐książki; oczywiście książka poetycka jest towarem, niszowym co prawda, ale praktyki takie przypominają mi logikę kultu cargo zwróconą w stronę praktyk wysokonakładowych.

Oraz dodam, że znowu (znowu) b. podoba mi się recenzja Alicji Duszy (z tomu Gorączka Anny Fiałkowskiej), jej tryb („relacja z wycieczki po”) i treść. Fiałkowskiej nie znam, no ale po to właśnie są recenzje.

W 2023 – pięćdziesiąt blogonot [ta jast 51.], chronologiczna lista poniżej wymienia noty dotyczące książek, wierszy, przekładów, języka:

  1. Marta Kozłowska, Berdyczów
  2. Natalia Malek, Obręcze
  3. Anna Matysiak, zestaw pięciu wierszy na stronach Wydawnictwa J
  4. Tomasz Bąk, zestaw pięciu wierszy w magazynie Zakładu #4
  5. Dominika Filipowicz, wiersz z Kontentu #23 na tle zestawu pięciu wierszy z Tlenu Literackiego #8
  6. Joanna Łępicka, wiersz z magazynu Zakładu #4 jako wisienka do skrytej polemiki z komentarzem Przemysława Rojka do wiersza tejże autorki z Kontentu #23
  7. Adam Kaczanowski, performans/suspens w ogóle i szczególe
  8. Natalka Suszczyńska, Wygoda (fragmenty w Kontencie #23), ws. „języka prostego”, z odesłaniem do TBJ
  9. Aleksandra Kasprzak, zestaw czterech wierszy z Tlenu Literackiego #11
  10. MLB, Wiosna ludzi
  11. aranżowane minispotkanie Anny Matysiak, MLB i Agaty Jabłońskiej, przy okazji rozważania ws. chromodynamiki pauz i innych obiektów
  12. Darek Foks, wierszPatriotki
  13. Raymond Queneau, wypisy z dwóch powieści jako lekcja odmulania języka w prozie
  14. Renata Lis, Moja ukochana i ja, krótka wycieczka po [tej ważnej] książce oraz szyd z przedpremierowego marketingu wydawcy
  15. Piotr Sadzik, Regiony pojedynczych herezji, żartem oraz długo i na serio (ws. Buczkowskiego)
  16. Wit Szostak, Rumowiska [preforma], kryptyczna nota z przedwczesnej lektury
  17. Marta Podgórnik, wierszErwina i fatum
  18. Jerzy Stempowski, w kwestii zapisków intymnych i roli czasu wolnego
  19. Ewa Frączek, Jedyna taka rzeczywistość
  20. Krzysztof Bartnicki, Garutko sobotniej ropy
  21. Katarzyna Groniec, Kundle
  22. Magda Heydel i Aleksandra Ambros, dwa przekłady opowiadań Angeli Carter
  23. [kolejny] rant przeciwko prasowaniu polszczyzny, na przykładzie wspomnień Matyldy z Windisch–Graetzów Pawłowej Sapieżyny
  24. Marcin Czerkasow, Mountain View
  25. Mateusz Górniak, Dwie powieści ruchu, z wycieczką do Kerouaca
  26. Mateusz Żaboklicki, Letnisko
  27. Maciej Sieńczyk, Spotkanie po latach
  28. Ann Quin, Berg, w świetnym przekładzie Jerzego Jarniewicza
  29. Dashiell Hammett, Sokół maltański, w świetnym przekładzie Tomasza Gałązki
  30. Marcin Oskar Czarnik, Misterium
  31. Anna Matysiak, podwójna obecność w magazynie Zakładu #6
  32. Piotr Paziński, Przebierańcy w nicości
  33. Agnieszka Wolny‐Hamkało, Wiersze o pojęciach (diagramicznie)
  34. Jon Fosse, Drugie imię. Septologia I–II (o manierze)

Patrzę wstecz i wydaje mi się, że motywem przewodnim [lektur skłaniających do napisania o] byłaby tu różnorodność form, w jakich manifestuje się [w piśmie, performansie, rysunku] „ja” tworzących, w bezpośredniej ekspresji [7] czy jawniejszej [14] lub bardziej skrytej [30] obecności własnej autorek i autorów w pisanym. Nawet w formach powiedzmy eseistycznych [15, 32].

Zgodnie z tradycją powinienem tu wymienić jakieś naj-e minionego roku, ale im dlużej trwał, tym bardziej dokuczliwe stawało się przekonanie, że nie sposób ogarnąć nadmiaru wydawniczego, że pozycje nie przeczytane [kilkanaście mógłbym wskazać imiennie] albo przeczytane, ale nie omówione, kładłyby się jakimś wyrzutem czytelniczego sumienia na ewentualnych naj-wyborach.

Co mi pozostaje?

Naj-lepsze życzenia piszącym (i czytającym, oczywiście) na 2024.

Tom Letnisko Mateusza Żaboklickiego (Kontent 2023) zaintrygował mnie natychmiast po obejrzeniu fragmentu w ostatnim numerze pisma „Kontent” (przefiltrowanego przez osobistą optykę komentarza udziela tam Zocha Skrzypulec). Nie znam debiutu autora (Nucić, DLwŁ & SPP o/Ł, 2021), ale pamiętam wnikliwą, jak się zdawało, recenzję Jakuba Sęczyka w Aktualniku „Wizji”: Szaleństwo jednej nocy, czyli tam i z powrotem, zawierającą też trochę cytatów. Pada tam (kończąc pierwszy akapit) zdanie:

Za sprawą nieoczywistego debiutu warszawski autor wchodzi więc w pole literackie niejako z boku, nie włączając się w młodopoetycki agon.

...które samo w sobie brzmi b. zachęcająco. Z kolei z wierszy rozproszonych [w sieci] można wynieść niekiedy wrażenie mantrycznego, kompulsywnego powtarzania, coś jak krok ponawiany z trudem, ale i uporem (gdy stopy – wyobraźmy sobie – już tkwią w gęstniejącym na beton cemencie; klimat trudnego noir).

Na tle tamtych wrażeń fraza w Letnisku wydaje się maksymalnie zżęta, zdyscyplinowana, ale w ramach samonałożonych więzów – swobodna. Skojarzyła mi się (nie wiem czemu) z dykcją Tkaczyszyna, tyle że wobec niej ma się jak „e ściągnięte” [é] do „e zwykłego”.

* * *

W jakimś sensie Letnisko jest również „tam i z powrotem”, ale „[droga] tam” i „powrót [z]”, wyraźnie i formalnie rozgraniczone, biorą jedynie w klamrę [prologu i epilogu] rozbudowane „na miejscu”, czyli sam letniskowy pobyt, złożony z 28 rzymsko numerowanych i podwójnie tytułowanych kawałków; każdy ma 4 wersy. Skojarzenie ze standardowym wymiarem cyklu księżycowego jest uzasadnione, jako że ramą osadzenia letniskowego przebywania jest przyroda / pogoda / inne okoliczności „rustykalno‐geomantyczne”.

Tak prolog, jak i epilog noszą tytuły–marszruty, odpowiednio: „Nagoszewo / Nagoszewka / Nowa Osuchowa” i „Brok / Budykierz / Białebłoto”, oczywiście sprawdziłem gdzie‐to‐jest [też możecie; jeden z Barów pod sosnami jest po drodze (z Warszawy), w Emilianowie].

Ta konstrukcja ma charakter „dantejski”. Chodzi o granice między światami: letnisko jest nie tyle zawieszeniem realności powszedniej reszty‐roku, ile jej odwróceniem. To, co absorbuje uwagę, żre siły i energię w ciągu roku, co oddala od np. „z bliskimi obcowania” (czy z samym sobą w innych ułamkach tożsamości), na letnisku odsuwa się w tło, pozostając jednak analogicznym cierniem‐w‐tyle‐głowy, jak w ciągu roku, powiedzmy, [siłą rzeczy nieco zaniedbana] rodzina. Przekraczanie granic między światami, niezależnie od tego, w którą stronę, to zawsze wstrząs; prolog i epilog Żabolickiego bardzo dobrze zdają z tego sprawę.

* * *

Treść całą poprzedza strona z mottami; pierwsze, obszerne (z tłumaczonego przez Owidiusza) nie tylko objaśnia okładkę (na której widnieje jakaś naga, kobieca, trudno uchwytna, skryta za gęstwą liści/gałęzi obecność), ale i nadaje dodatkowy wymiar owym porozrzucanym po tekście cierniom (sygnałom jakiejś luki, utraty, niedopełnienia itd.). Jaki? to zadanie dla czytelnika.

Drugie motto, okrągłe jednoliterowe, jest (doceniam dobrąwolę autora!) jednak doposażone^ w adres bibliograficzny (KIG, Kronika olsztyńska). Kto byłby w stanie bez tej podpowiedzi rozpoznać a vista cytaty z KIG w epilogu (zresztą grzecznie skursywione), z Kroniki..., ale też z Wjazdu na wielorybie? Na pewno nie ja; KIG czytałem (i to obszernie) gdzieś na progu liceum, zbyt dawno, aby zostało w pamięci. Niemniej ta rama referencyjna jest istotna (i b. pogłębiająca lekturę Żaboklickiego); zaleca się jej zbadanie.

* * *

Mało miejsca poświęcam tu samym wierszom Letniska, powiem może tyle, że mają niebagatelną siłę przyciągania (zwł. jak na swoją regularną i zwięzłą, małą objętość). Można obejrzeć niektóre w linkowanym minizestawie z [pisma] Kontent. Ksiażka jest chudzina (40 stron), wzdragam się przed ekstensywnym cytowaniem, no i – muszę dopowiedzieć – jest ona mocno i przemyślnie skonstruowana: należy konsumować w całości. (Warto.)

* * *

Ale jeden kawałek zacytuję; jest mi potrzebny do relacji z gry skojarzeń.

Najpierw jednak dodatkowa strona książki: między prologiem a dwudziestoma ośmioma kawałkami pojawia się [poniekąd ponownie] strona tytułowa, o treści poszerzonej:

Letnisko
(jak się patrzy)

Może nad‐/do‐pisuję, może nie (nie wiem), ale nie umiem się opędzić od natychmiastowego skojarzenia z wierszem Piotra Sommera (bodaj jedynym, który wywarł na mnie istotne wrażenie, za to dogłębnie mocne), Są dwie księżycy (pod linkiem cały z komentarzem; sprawdźcie końcówkę wiersza).

Nic też nie poradzę na to, że wersy z prologu:

[...] Próbuję
obstawić ile Barów pod sosnami

jest w całej Polsce jak to jest umierać
w płonącej skodzie [...]

natychmiast kojarzą mi się z wersem Justyny Bargielskiej (z „Anatomii łowcy” w Nudelmanie):

Owijam się wokół kibla jak skoda wokół drzewa.

(BTW, w obu przypadkach trudno zastępowalna jest marka auta, z dodatkowym echem.)

Pora na obszerniejszy cytat.

V
ciszej nad tą (na malwy)

obchód ręce za plecy ekonom samogon
ja się pytam i gryzę w język w rękę w serce
ostrożnie to są rzeczy dwuletnie ostrożnie
gdzie malwy ja się pytam były tutaj malwy

Od tego wiersza trudno mi odłączyć wiersz Dominika Bielickiego (mam go tutaj); są ze sobą odwrotnie‐i‐dziwnie splecione.

* * *

Ile jeszcze innych tropów drzemie w niepozornym, ale nadzwyczaj gęstym Letnisku ? Piszę tę blogonotę „na gorąco”, ale ta chuda książka warta jest kolejnych lektur.

„Wizje” nieco oklapły [smuteczek], w półmroku knuje [przyczajony kotek, ukryty łomot] „Mały Format”, ciągle zdolny do wyskoczenia nowym numerem i zaskoczenia czytelnika, „zakład.magazyn” jest otwarcie i szeroko przekrojowy, w samoopisie chodzi znaczące słówko playground, równie znaczące jest to, że nie zamieszcza bio autorów (prywatnie żałuję, to często zajmujące lekturowo teksty), jakby sam fakt publikacji w numerze „magazynu” byl wystarczającym bio‐bibliograficznym punktem‐węzłem, zresztą sporo tam nazwisk znanych: „zakład” ma ewidentną ambicję w mainstream‐buildingu i jest „pokoleniowo otwarty”. Z nowych inicjatyw młodziankowata (i osiągająca himalaje pretensjonalności w „komentarzach redakcji”) „Iglica”, pytyjski ogrójczyk š‑metafizyki, oraz „Pole” (organ, jak się przedstawia, Związku Pisarzy ze Wsi) lokują się na przeciwległych krańcach skali [także „pokoleniowej”] – no i dobrze, cóż więcej można powiedzieć, dwa wyraziste przykłady władzy selekcji. Z odjazdu powoli wraca „Stoner Polski”, pręży się „Trytytka”, również egzemplifikacje tej władzy. (W nawiasie trzeba odnotować ostatnie lądowanie „Helikoptera”; był to pojazd z otwartymi drzwiami [zob. Wietnam etc.].)

Na tym tle „Kontent” trzyma się nadal dzielnie i w jakimś sensie osobno. Młoda (z pewnością jednak nie młodziankowata) redakcja naturalnie orbituje wokół młodości [poetyckiej], ale nie pomija zjawisk bardziej okrzepłych (w ostatnim 24 numerze choćby Wróblewski, Dalasiński, Radwański). Wbudowany w konstytutywną strukturę pisma równoległy komentarz jest zbyt łaciaty i różnorodny, by wziąć go za przejaw [tej drugiej] władzy (porównajcie z proto‐imperialnym FAWIR‐em BL‑u, choć niepokoi [podobny] poziom mieszania ról – autorzy utworów wystepują tuż obok jako autorzy komentarzy; jeśli ma to być sygnał samowystarczalności środowiska, w granicy nie potrzebującego również czytelników spoza, niech zabrzmi jednak ostrzegawczą trombką).

W sumie: tak dużo do czytania, że odechciewa się pisać^.

more results »