Jako wierny od początku (a nawet sprzed, z czasu prabloga) czytelnik „Kontentu” natychmiast wgryzam się w każdy kolejny publikowany numer, znajdując zwykle sporo różnorodnego materiału do blogonot: polemik, zachwytów, marudzeń. W numerze 20–21 linia ciężkości leży tym razem po stronie komentarzy (których obowiązkowa współobecność jest pisma konstytutywną zasadą).
W średniej: rozbrykani mężczyźni, rzetelne aż do solidności [to trawestacja autorskiej charakterystyki pilota Pirxa: „zacny aż do poczciwości”] kobiety.
„Tygryskiem numeru” okazuje się Maciej Oleksy, w aż dwóch komentarzach w dziale „Prozy”. Zwykle omijam ten dział, bo proza mniej mnie (w „Kontencie”) interesuje, a ponadto – sparzywszy się kilkakrotnie – powziąłem niemal niewzruszone przekonanie, że lektura fragmentu robi krzywdę całości, wobec czego unikam jakby podwójnie. W tekście do (bo przecież nie „o”) prozy Matwiejczuka Oleksy zajmuje się wszystkim (czyli: sobą‐w‐recepcji; skojarzenie z regulatywnym charakterem tego stanowiska pracy – zasadne), tylko nie komentowaną jakoby prozą; upewniło mnie to w przedsądzie, że Matwiejczuka nie warto czytać (choć i tak bym nie). Z kolei w komentarzu do prozy Wilczyńskiego wciela się bez reszty w postać demonicznego księgarza, który na oczach potencjalnego klienta obklepuje każdą książkę cytatami z innych, starając się zniechęcić nieszczęśnika do przeinwestowania (na którym stoi współczesny rynek skoncentrowany na nowości). Tygrys zniechęt^.
Jakże kontrastuje z powyższym solidny (nie pozostawiający luk) komentarz Anny Marchewki do Kaczanowskiego.
Przemknijmy szybko przez „Onewierszstandy”; w dziale tym nikłość wierszy kontrastuje z nad‐przewodnikowym charakterem komentarzy (oczywiście: ich autorstwo – prawie samych kobiet; jedyny w tym towarzystwie sierotek, Łukasz Kraj, sekr‐red „Kontentu”, może się okazać podwójnym agentem... bądźcie czujni^).
Dział „Zestawy” [wierszy] przywraca właściwą „Kontentowi” różnorodność. Filip Matwiejczuk (zgubiwszy inicjał „D”) w trybie poważnym i bez fikołów omawia Zawadskiego. Adamowie, Pietryga i Partyka, w swoich omówieniach są współcześnie profesjonalni, a Katarzyna Trzeciak i Marta Koronkiewicz – tak, nietrudno zgadnąć – rzetelne. Do tego działu może wrócę w nadchodzących tygodniach (czasu będzie dość, bo numer – podwójny).
Nie można jednak pominąć Marcina Świątkowskiego (komentującego zestaw Sinkowskiego). Jest to postać ironiczna, zdystansowana, mająca zawsze pod ręką pojemne znaczeniowo „xD”; w swoich tu i tam publikowanych recenzjach wydaje się robić to, co i inni przedstawiciele „młodej krytyki”. A jednak. Kto przeczytał drobiazgową analizę czterowersu Herberta (która stała się powodem podszytego uznaniem zdziwienia pewnych Starców; doniesiono mi prywatnie), ten nie będzie zaskoczony wyznaniem Świątkowskiego w najnowszym „Kontencie”:
Ostatecznie więc nie mogłem nie zwrócić uwagi na te wiersze – technicznie doskonałe, a pełne gorzkiej metarefleksji nad zasadnością metarefleksji. Sinkowski, czerpiąc z kultury naszego świata to, co najlepsze, czyli piękną metaforykę i retoryczność, zadaje pytanie o sens tego czerpania.
[wytł. moje – n.]
Napięcia maskowane, przecież nadal istnieją.
* * *
Już tylko wzmiankowo: rozmowa Michała Mytnika z Agatą Puwalską o jej najnowszej książce Paranoia Bebop jest jakby żywcem wyjęta ze schematu FAWIR‑u; utrzymana w nieco irytującej stylistyce typowej dla KSP („ego‐teatralizacja”), stanowi pewien ewenement. Puwalska tak szczegółowo objaśnia własne intencje, konteksty „podłożowe” i sposoby ich aktualizacji w „Paranoi”, że praca krytyki nad tą ksiażką wydaje się z góry zbędna, ba, nawet samodzielną lekturę tego tomu, przy tak potężnym przedprogramowaniu odbioru, można by uznać za niekonieczną. Tak trzymać!