czasownik

W Kontencie #23, komentując wiersz Joanny Łępickiej, pisze (w punkcie 4) Przemysław Rojek tak:

Nie wiem, czy będzie to prawidłowy wywód etymologiczny, ale jeśli dobrze rozumuję, jeśli zasadnie rekonstruuję źródłosłów słowa „czasownik”, to urzeka mnie on swą głęboką mądrością i celnością. Bo w polskim pojęciu określającym część mowy informującą o tym, co się dzieje, co ktoś robi, słyszę – czas. Czyli ruch, zmianę stanu, przesunięcie z punktu A do punktu B, które wszak zawsze wymaga, no właśnie: czasu. Doprawdy, niezwykła jest ta fizykalna nieomal precyzja terminu „czasownik”: przecież wszelkie dzianie się, samo sedno istnienia wszelkiej materii (od poziomu cząstek elementarnych aż po spekulacje astrofizyczne) równoznaczne jest z możliwością dokonywania pomiaru czasu [...]

Wydaje się to przykładem rozumowania odwróconego. W polskiej „ontologii mowy” mamy trzy podstawy: rzeczownik, czasownik, przymiotnik (i resztę pomocniczego tałatajstwa), zatem rzecz, czas, przymiot [cecha]. Formant ‑ownik przekształca rdzeń w podmiot czynnie władający domeną rdzenia, a więc czarownik czaruje, kasownik kasuje, kierownik kieruje itd.

Mowa w rzeczownikach „rzeczuje” [wskazuje rzeczy], w czasownikach „czasuje” [odnosi do czasu], w przymiotnikach przydaje przymioty. Dość to toporne, nieprawdaż, ale regularne.

Zauważmy, że rzeczownik sam‐w‐sobie jest pozaczasowy. Mowa (polska na przykład) podsuwa inne rzeczowniki na niby tę samą rzecz, np. osobę, migawkując stadia związane z czasem. Chłopię, wyrostek, młodzian, mężczyzna, starzec. Jest w tym „głęboka mądrość i celność”, bo istotnie – czy dziecko i starzec są innymi formami tego samego? W jakim sensie zachowana jest toż‐samość tych fazowych stanów, ciągłość obiektu? Niebłahe pytania (gdy wykroczą poza społecznie użyteczną konwencję).

Przemysław Rojek od lat zasiedla niszę w biBLionetce, w cyklu tekstów Wieża Kurremkarmerruka; jego trybem jest nieskrępowane objętością gadulstwo (tu: nie w znaczeniu pejoratywnym, lecz opisowym, sam często tak charakteryzuje swoje pisanie), a modusem – entuzjazm [od lat myślę o napisaniu blogonoty zestawiającej entuzjastów ze zdystansami, tu powiem tyle, że można być entuzjastą lakonicznym, a jakże]. Jak już wspominałem przy okazji Kontentu #18, „zawsze chętnie czytywałem sympatyczne Rojkowe erupcje” [samemu będąc raczej zdystansem].

Mamy tu jednak pewien paradoks. Bo Kurremkarmerruk, Mistrz Imion z klasycznej opowieści Ursuli Le Guin (Ziemiomorze), jest jedną z najbardziej tam milczących, zwięzłych, nieobecnych postaci (może z nim konkurować tylko Ogion); siedzi w swojej wieży, gdzie prowadzi suchy, niekończący się rejestr [prawdziwych] Imion rzeczy, które przekazuje również adeptom [metodą, dodajmy, stuprocentowej pamięciówy^; to nauczanie zupełnie (podejrzewam) inne niż Rojka w krakowskim Liceum Pijarów].

* * *

Mocno odmienna jest „ontologia mowy” w czeskim i słowackim (nie znam żadnego z tych języków, jeśli więc coś przekręcam, proszę o sprostowanie w komentarzu), bardzo – właśnie – w duchu Le Guin.

Po czesku rzeczownik to „podstatné jméno” [słowacki: „meno”], co można (chyba) przełożyć jako „istotowe miano” [„prawdziwe Imię”], przymiotnik to „přídavné jméno”, czyli coś dodatkowego, odnoszącego się [jakby przygodnie] do [powiedzmy:] powierzchowności [rzeczy].

A czasownik to „sloveso” [w obu językach]; trzeba natychmiast dodać, że polskie „słowo” to [znowu identycznie] „slovo”. Koniugacja zaś (odmiana czasownika przez osoby etc.) to „časování” [słowacki: „ohýbanie slovies sa nazýva časovanie”]. Mamy więc czasowniki jako słowa, które czasują, ale są one (nazewniczo) czymś innym od imion (prawdziwych i przygodnych) oraz czymś specjalnym wobec ogólnego terminu „slovo”.

* * *

Zamiast wiersza z Kontentu zacytuję inny Joanny Łępickiej, otwierający zestaw z magazynu #4 Zakładu.

chodzi mi o zestaw do czasowników

aby mogły nie tylko jeździć na gapę
ale i wypadać z czasu

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *