Z Fossem [Jon Fosse, Drugie imię. Septologia I–II, ArtRage 2023] wcale nie chodzi o brak kropek. I o to, że (jakoby) każda z dwóch początkowych części jest pojedynczym zdaniem. Nie jest.
W zdaniu nie pojawia się znienacka przejście do nowego akapitu, rozpoczynającego się wielką literą (a tak sygnalizowana jest zmiana z narracji głównej na mowę prawdziwie niezależną, w rodzaju „Pamiętasz, że na imię mi Guro? mówi ona”; powrót do narracji głównej z łatwością rozpoznajemy po nowym akapicie, który nie zaczyna się wielką literą). Takich przejść, tam, jeszcze raz tam..., z powrotem, w książce [czyli w Drugim imieniu] jest około 7700 [EDIT] 1800; autor dobrze wie, że gdyby nie zastosował [1] tego zabiegu, gdyby naprawdę były to tylko dwa [jeden na część] gęste ciurki, nadwyrężyłby wyporność czytelnika.
Anatomia książki polega na czymś innym. Fosse zamyślił sobie narrację jako jednolity ciąg perceptów [przepraszam za bagaż skojarzeń związanych z tym terminem], składających się [przyrastająco] na „obraz wewnętrzny” narratora; określenie pada wprost:
bo mam swój własny wewnętrzny obraz, z którego wszystkie inne obrazy pochodzą
czy
następny obraz, jaki zacznę, to będzie obraz tych dwojga, wymaluję ich, wmaluję w mój własny wewnętrzny obraz
Narrację niosą trzy czasowniki „modalne”: myślę/myśli/myślą, mówię/mówi/mówią i widzę/widzi/widzą, obok nich radykalnie mniej liczne „słyszę” czy „czuję” (z odp. wariantami). Stanowią one prawie dokładnie 5% wszystkich słów tekstu (po odliczeniu spójników: a, i, o, u, w/we, z/ze) [2]. Widać to na obrazku, na losowo wybranych stronach książki (z okolic środka) zaczerwieniono owe trzy czasowniki modalne:
Najważniejszy z nich (o najmniejszej skądinąd liczności) to „widzę”. Tego czasownika używa narrator zarówno wtedy, gdy coś widzi w świecie teraźniejszym [realnym, czyli „teraz postrzeganym poza sobą”], jak i wtedy, gdy rozpoczyna sekwencję przypomnień [z „obrazu wewnętrznego”]. To właśnie zatarcie różnicy między jednym a drugim, sprowadzenie (formalne i odczuwane, może nieświadomie, przez czytelnika) dwóch zwykle przeciwstawianych sobie „realności” do jednej spójnej płaszczyzny [ciągu] perceptów, stanowi sedno tej metody (neutralnie), maniery (sarkną niektórzy), medytacji (zachłysną się inni), hipnotycznego szeregu obrazów/słów (poddadzą się jeszcze jacyś).
Przypuszczam, że nawet bez użycia [zaawansowanej na dzisiejszym poziomie] AI, czyli za pomocą względnie prostej procedury [algorytmicznej], przekształcającej tekst, można Fossego z Septologii przerobić na narrację tradycyjną. Tak, żeby niezmiennikiem transformacji pozostała „warstwa fabularna” (wliczając w to podnarracje wspomnieniowe i refleksyjne [nie nazbyt oryginalne] podmonologi wewnętrzne).
Czy straciłaby na takim przekształceniu „wartość artystyczna”? Zapewne, w końcu [wiemy] medium jest przekazem.
Sam jednak należę do tych [nielicznych?], co widzą w tym najbardziej manierę, i to ostentacyjną, a „warstwa fabularna” niespecjalnie mnie kręci, jest z gatunku „znacie? znamy” („moment metafizyczny” zaś, pojawiający się ostinato, tylko nudzi).
Z drugiej jednak strony, czy wypada oceniać dzieło po ułamku 2/7, a nie całości?
PRZYPISY
[1] co prawda nic nie wiem o oryginale norweskim/nynorsk, ale zarówno przekład polski [wyrazy uznania, robota nie była łatwa], jak i angielski zachowują tę strukturę
[2] myślę/myśli/myślą 870/250/12 = 1132, mówię/mówi/mówią 576/2141/25 = 2742, widzę/widzi/widzą 237/74/10 = 321, razem 4195; w mianowniku mamy 84521 (po odliczeniu wymienionych spójników)
no comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2023/11/anatomia-fossego/trackback/