Teoriospiskowy 6 numer Zakład. Magazynu zdominowała (dla mnie) podwójna obecność Anny Matysiak. A więc, po pierwsze, obszerny jej tekst o twórczości wierszowej Grzegorza Wróblewskiego (o tematyzacji informuje tytuł: Tricksterski podmiot w wierszach Grzegorza Wróblewskiego z tomu „Ra”), w którym, choć nominalnie jest o ostatnim tomie, AM zajmuje się całokształtem dokonań GW; jej czytanie jest rozległe i wnikliwe, a tezy podbudowuje obszernym „materiałem dowodowym” nie tylko z Ra, ale i wcześniejszych książek. To tekst [zatem] osadzony w pisarskim konkrecie GW, oferujący sposób patrzenia na jego twórczość inny niż w [przyrastających ostatnio] zamaszystych tekstach (esejach, posłowiach), w których na plan pierwszy wysuwa się performowanie pewnego słownika [D&G], ale treściowo niezbyt pożywnych [właściwie: mglistych]. Nadto w niektórych – jak się zdaje kluczowych – kwestiach Matysiak ma zdanie odmienne od [w pewnym sensie namaszczonych] towarzyszy podróży GW.
AM pisze [wytłuszczenia moje – n.]:
[osadzenie wydarzeń u Wróblewskiego spowodowało] efekt „przestrzennego zakłopotania” [...]. Manifestowało się ono między innymi pewnego rodzaju ontologiczną płynnością, wrażeniem, że działają tu jakieś uwolnione spod kulturowych ograniczeń siły, przekształcające ciała, relacje między nimi, wraz z przylegającymi do nich analitycznymi i aksjologicznymi systemami [...]
natomiast autorzy posłowia do Ra, Dawid Kujawa i Rafał Wawrzyńczyk, orzekają:
Uderzająca siła poezji Wróblewskiego polega między innymi na tym, że dla poety istnieje tylko jeden plan ontologiczny: jego utwory wchodzą w układ z jedną i tą samą rzeczywistością, niezależnie od tego, czy pisze o przemocy Ra i kasty jego kapłanów, czy Kapitału oraz współczesnych elit świata finansjery.
Oczywiście, obydwa cytaty wyjęte są z kontekstu, ich przeciwstawienie należy traktować b. ostrożnie. Niemniej.
Tak czy inaczej, esej AM o GW wzmaga [przykładowo: u mnie] zaciekawienie pisaniem Wróblewskiego, podczas gdy iterowane u innych autorów konstatacje dot. „sfałdowania potencjałów”, „diagramatyzacji” etc. zostawiają mnie [przyrastająco] obojętnym.
* * *
Drugim (i mocnym) śladem obecności AM jest zestaw pięciu wierszy, zatytułowany „Trewir”. Jak (skromnie?) pisze autorka w innym medium [na fejsie], to „wiersze, w których spiskuję z kilkoma filozofami, ale udaję, że to nic takiego”.
I rzeczywiście to robi. Tych pięć przykładów „spisku” domaga się, każdy na swój sposób, śledztwa (choćby w rozumieniu Luca Boltanskiego [zob.]). Są to spiski dobrze konspirowane, choć ew. śledczy dostaje na dzieńdobry kilka, kamuflowanych jednak, tropów. Poczynając od tytułu zestawu: Trewir, miasto urodzenia Marxa, termin, który może robić za metonimię „wylęgarni filozofów”. Jakoż się i lęgną w tych wierszach, choć (taka też jest i natura „lęgnięcia się”, z form niejasnych, nieczytelnych, przekrytych) ustalenie, o których konkretnie spiskodawcach (czy spisko‐zalążkach) mowa w danym wierszu – łatwe nie będzie (no, chyba że ktoś ma w głowie Stanford Encyclopedia of Philosophy, tam i sam).
W pierwszym kontakcie zwraca uwagę co innego: niesamowita zdolność generowania obrazów (czy nawet – mikrofabuł), gęstych, dynamicznych, rysowanych ledwie paroma wyrazami, zaskakujących. Niewielu jest polskich wiersze‐piszących twórców wyposażonych w podobną łatwość&celność użycia języka.
Dla ilustracji:
Dane
Zbieramy się transcendentalni empiryści nad kasetką,
w której dogasa skręt, ziemia obrotowo wchodzi i wychodzi,
o szesnastej odpuszcza szpila trzymająca odłogi,
dlatego nie wypuścisz korzeni. Chciałbym mieć ogon,
mówisz, taki chwytny, zwisałbym sobie czasem. Zwisa mi czas,
dodaje inny. Trzymamy liście w dymie nad membranką,
trochę się trzęsę, zanim wypuszczę hybrydę: pół słowo
pół rybi miot. Nie pękaj – mówi trzeci.
Krótko rozważam, czy się poddać, się odbić, się sobie
dać pod język.
Obrazy „ziemi obrotowo wchodzącej i wychodzącej” czy mikrotransferu na „zwisaniu” i „czasie” – poświadczają niesłychaną sprawność [języka i wyobraźni] autorki; warte są co najmniej myszy w Paryżu. Przy okazji odnotowuję też, że – zwykle mocno poważna – AM daje się w „Trewirze” ponieść poczuciu humoru; jeszcze jeden powód, by podjąć dalsze śledztwo, niechby nawet i wymagało wertowania SEofP. Idą długie ciemne wieczory, oto możliwe zajęcie.
Albo taki wiersz („promilowy”^):
Jedno plateau
Śmietniki mają solidne podstawy, ale i one spływają.
Znaczone ciała, okrutna maszyna ściska
i się żarzy. Ale nie sięga do dna: możesz być za mały,
za ciekły, za kły, w stronie pleśnienia i gnicia.
Pluskwiaki podjęły chitynowy testament,
Śmierdzenie Szaleńczej Odwagi, płynny zapis –
tylko pragnąć! Maszyna nie umiera, ale błądzi, szybko
pragnąć, wolno lokować. Fałdować akta –
puchnie papier. Mrówcze skryby na łączach, nawlekane
ołtarzyki, odcinki kodu; oto ciało.
„Czy to romans był, czy napad”, pytała ongi zapomniana poetka z zeszłego stulecia. A powyżej: czy to kpina, czy gryz z uczęszczanej strony jabłka [poznania]? „Fałdować akta – // puchnie papier”, odzywa się nożycowym rezonansem. Z drugiej strony „szybko pragnąć / wolno lokować” odbieram jako moment b. serio.
Rodzi się oczywiście pokusa, by w [wyobrażonej jedynie] alternatywnej rzeczywistości jakoś zdybać AM, napoić nalewką i skłonić do wyjawienia kulis tych pięciu spisków; jestem pewien, że byłaby to fascynująca opowieść. Ale to, co dostępne, czyli możliwość śledztwa prowadzonego w długie ciemne wieczory też [na razie] obiecuje jeśli nie ciekawe odkrycia, to przynajmniej wciągające badania.
no comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2023/11/6-zakladu/trackback/