kura

Scenka w którejś powieści (dla dziecio‐młodzieży? nie bardzo) sprzed wielu, wielu lat

[miałem odwiecznie, wryła się w pamięć, głębokie przeświadczenie, że scenka pochodzi ze Zwierzoczłekoupiora (1969) Konwickiego, ale dość dokładne kartkowanie nie dało rezultatu, przekierowałem więc uwagę na Dziurę w niebie (1959) tegoż, zwłaszcza że występująca tam postać Zenusia Dobrzynkiewicza (chuchanego prymusa‐lalusia) pasuje charakterem; dwie dziwne i sprzężone wzajemnie z interwałowym przesunięciem o dekadę książki, do których trochę strach wracać, takie było mocne wrażenie pierwszych lektur, sto lat temu, zwłaszcza Dziury), ale też nie znalazłem]

polegająca na tym, że przed chłopięcym narratorem wypysznia się drugi chłopiec, udziela lekcji rysunku: bierze kartkę i pisak, gryzmoli okrągło‐zygzakowatymi pociągnięciami kłąb linii, po czym odstawia się, lustruje, aż pospieszy pogrubić niektóre kontury i oznajmi: „Patrz! Kura!”.

Dochodzenie‐do‐kury wydaje się całkiem zasadną praktyką krytycznoliteracką (czy, szerzej, krytyki sztuki; można też jeszcze szerzej). Natomiast rozpatrywane jako procedura twórcza otwiera otchłanie niebanalnych pytań.

Scenka przypomniała mi się, z hrabalowskim automatyzmem, gdy pierwszy raz zetknąłem się z rysunkami Feliksa Topolskiego (też daaaawno temu). Popatrzmy:

To Vladimir i Estragon, ujęci w jednym z kadrów Czekając na Godota (Arts Theatre 1955). Ostentacyjna niedbałość kreski okazuje się, po lustracji, bezbłędnie celna. Można sobie wyobrazić trakt od takiego Topolskiego do unistycznych rysunków Strzemińskiego, albo inny, do syntetycznych, doskonale eleganckich rysunków Picassa (a obok wiele jeszcze innych traktów).

* * *

Za oknem szaro, mglistny dzień, z tyłu wybory, z przodu pierwsze posiedzenie sejmu; czeka nas (zapewne) gatunkowanie glątwy.

Między kurą a Godotem.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *