mysz która gryzie suchy koan

W czerwcu i lipcu wzmożona aktywność blogowa. Czytało się różne rzeczy: Gilgamesza, Gravesa, Anny Matysiak wybitne Na setkach wioseł, Waldemara Bawołka doceniane w pusto Pomarli, dwa tomy Patryka Kosendy, wiersze rozmaitych autorów (antychronologicznie: Grzegorza Hetmana, Adama Kaczanowskiego, Szymona Biry, Rafała Wawrzyńczyka, Ewy Olejarz, Agnieszki Frankowskiej, Katarzyny Szwedy i in.), zwiedzało się (po cichu) Grzegorza Wróblewskiego (wraz z jego Nocą w obozie Corteza, Androidem i anegdotami [omamo!], Cukiniami), potwierdzało się obecność Paszczaka na okładkach serii Nike, przysłuchiwało się polemikom ws. intencjonalizmu, w tle zaś czytało się różne teksty krytyczne. Letnie ożywienie.

Z całego tego zamieszania parę dni temu wychynął strofoid, właściwie od razu w postaci gotowej:

w każdym dobrym wierszu żyje mysz 
która gryzie suchy koan

Wrzuciłem to na bloga, opatrując tytułem powtarzającym dosłownie treść; czytelnicy omietli wzrokiem. Jednak fakt nagłego skrzepnięcia tej frazy, na zasadzie instant product, wydawał się nieco niepokojący, zwł. w kontekście dyskusji o intencjonalizmie. Co można z tym zrobić? Porozkminiać znaczenie (if any) i w ten sposób retroaktywnie skonstruować intencję autorską (if any)?

definicja czy postulat

Strofoid udaje definicję operacyjną (poprzez warunek konieczny). Bierzemy wiersza i badamy: czy jest w nim mysz? czy żyje? co robi? Jeśli da się znaleźć mysz, która nie tylko żyje, ale nadto gryzie suchy koan – ok, dobrometr orzeka „tak”; oczywiście odpowiedź pozytywna nie jest (jeszcze) warunkiem dostatecznym.

Tyle że składowe wymienionych przesłanek są mało uchwytne. Jak stwierdzić obecność „myszy” (i czym ona jest), na czym polega odróżnienie „żywej” od ew. „nieżywej”; co to jest „koan” i na czym polega jego „suchość” (w odróżnieniu od, nie wiem, „soczystości”?). (Właściwie to myk podobny do tego, jaki zastosowała Natalia Malek w wierszu para‐filia: „Każdy opowiada wierszem to, czego nie zdążył / przemyśleć wieczorem.”)

Bezpieczniej potraktować strofoid jako postulat: niech w wierszu zamieszka mysz (i dalej cała powyższa sekwencja); takie wiersze będzie się chciało czytać, a innych, nawet mimo ich ew. technicznej sprawności, nie – nie będą interesujące, czyli będą nie „dobre”. Tu oczywistym pytaniem jest: czyj to postulat.

mysz

Mysz jest Potężnym Znakiem.

Jest mała, ale mnoga; jest też biedna (zwłaszcza mysz kościelna^). Mała, więc się wciska, penetruje, forsuje zabezpieczenia. Mnoga, więc niebezpieczna. Zasadniczym znaczeniem myszy (w cywilizacjach spożywających, odmienne typy ledwie szkicowo pomyślane) jest bycie pełzającą plagą. Nie jest to szarańcza, dokonująca jednorazowego gigantycznego spustoszenia. Mysz jest stałym towarzyszem, jest odwieczną kontr‐siłą, która dobiera się do zapasów (nie dla niej gromadzonych). Mysz to entropia przeciwdziałająca akumulacji i emblematyczne zagrożenie dla grodzenia (por. „mysz się nie prześliźnie”).

Nietrudno poszerzyć znaczenia myszo‐metonimii na sfery ponad wąsko-„spichrzowe”. Mysz jest plebsem, prekariatem; biomasą, którą się próbuje zarządzać (ob. brygady kontroli populacji). Mysz jest niewiele znaczącą jednostką wobec Systemu. Mysz musi się ukrywać or else; jest dyscyplinowana jako mniejszość, choć bywa liczniejsza. Kobieta jest myszą.

Myszą bywa też podsystem krytyczny podmiotu myślącego, którego egzystencja jest malutką (nie)znacząca ujętą w ramy systemu zniewalającego Wcisku (ob. brygady kontroli myśli). Nie chcę jednak przez to powiedzieć, że mysz z każdego dylematu podmiotu, z tego co (jak wiemy) prywatno‐polityczne, ma zrobić od razu akt polityczny stopnia siódmego czy tam manifest. Nie.

Idzie o rozziew między egzystencjalnym doświadczeniem (wewnęrznym), a tym, co te czy inne systemy kultury proponują jako odpowiedź. W każdej sprawie. Ten rozziew jest miejscem pracy myszy. (Wiersz, w którym mysz jedynie reprodukuje zastane dominujące kody, niechby wdzięcznie & sprawnie, jest rodzajem sarkofagu; mysz w środku jest raczej wypchana niż żywa.)

Wracając do pierwszego akapitu: taka mysz jest reprezentantką entropii przedziwdziałającej akumulacji znaczeń (i innych kapitałów), zarazem ryje podkopy pod gmachami spetryfikowanych, grodzonych mechanizmami samosprzęgu, podsystemów presji kultury.

koan

Wszyscy z grubsza wiedzą, czym jest koan. To paradoksalna, idąca w skos rutyny językowo‐pojęciowej fraza; także historyjka wokół takiej frazy.

Typowe przypadki przedstawiane są tak:

MISTRZ (mówi): Budda jest butem z trawy
UCZEŃ (wpada w stupor)
MISTRZ (wali ucznia kijem w głowę)
UCZEŃ (dostępuje oświecenia, „satori”)

Praideą koanu jest anarchia obnażająca pustkę hierarchii. Jako praktyka dydaktyczna (chan czy zen) miała za cel wyzwolenie, prowadzące do zwiększenia sumy duchowości we wszechświecie (wszechświat: „podziękować :-)”). Pragmatycznie – była praktyką prowadzącą do eskapizmu; uczeń udawał się do odp. eremu, gdzie samotnie medytował (ewentualnie subskrybował Netflixa), niekiedy wycinał leszczynowy kostur i zakładał własną szkołę.

Popatrzmy szerzej. Za koan można uznać każdą memetycznie chwytliwą frazę, która ma intencję / cel / skutek przezbrojenia, przeprogramowania umysłu Ucznia, poprzez uwikłanie go w semiotyczny supeł. To, co wydaje się paradoksem na gruncie stanu przed‐przezbrojeniowego – kłóci się z „logiką” powszednią czy z egzystencjalnym doświadczeniem jednostki – po „oświeceniu” może/powinno wydawać się rodzajem oczywistości. Zwłaszcza gdy proces przeprogramowania jest intensywnie wspomagany kijem.

W tradycji europejskiej jednym z pierwszych (wyraźnych) proto‐koanów była fraza: „byt jest, niebytu nie ma”. Potem poszło narastającą falą. „W trójcy jedyny” [uczeń: „arrrgh!”], „syn dziewicy Marii” [„że co?”], „odkupiciel umarł za wasze grzechy” [uczeń: „eeee? jak to? i jakie grzechy?”]. „Niezbadane są wyroki”.

„Przyrodzone stanowi poddaństwo”. „Kurwa & święta” („cnoty niewieście”). „Fundamentalne fundamenty kultury greko‐judeo‐chrześć.”. Teoria skapywania. Krzywa Laffera. Naród. Wszystko to są koany. (Jednym z najbardziej ponurych jest „Arbeit macht frei” zapisane sami wiecie gdzie.)

Trudno wykluczyć, że w indywidualnym przypadku świeżo napotkany koan może wydawać się soczystym owocem i jednostkowo przynosi jakieś „przezbrojenie moralno‐poznawcze”. Jednak treść koanów, które widzimy na neonowych szyldach rozmaitych (cywilizacyjnych) instytucji, została przez te instytucje dawno (lub nawet przedwdrożeniowo) wyżarta; tak działają struktury (każdej) władzy.

Myszom (ludziom) zostaje sam kaczan [merci], czyli suchy koan, no i kij, oczywiście.

następują

  • przypadki polskojęzycznych wierszopisarzy popychających w swoich utworach wypchaną mysz (ob. tzw. neoklasycyzm)
  • rekurencyjna para‐definicja koanu: „w każdym dobrym wierszu żyje mysz / która gryzie suchy (w każdym dobrym wierszu żyje mysz / która gryzie suchy (w każdym... (...) )))
  • rutynowy akt nienawiści wobec praktyk BL
  • kop w dupę paniska o mentalności policjanta
  • inne atrakcje

...które jednak nie nastąpią, bo kiedyś trzeba skończyć.

  1. telemach’s avatar

    Przypatrywanie się Twej wiwisekcji koanu sprawia podobną przyjemność jak smakowanie definicji róży dostarczonej (swego czasu) przez Gertrudę Stein.
    Chociaż przydatność tego gertrudosteinowskiego objawienia w uprawie i hodowli jest dalej dyskusjyjna – to piękna nie sposób odmówić. Tutaj podobnie.
    Czy wszystko musi być przydatne? A jeśli nie, to dlaczego?

  2. nameste’s avatar

    @ telemach:

    Klasyczne dylematy Piżmowca!

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *