witkacy, wat i foka aprobaty

Białogwardyjski epizod w biografii Witkacego zaoowocował jednym z (wielu) filarów (auto)legendy i rosyjskim wkładem w jego volapük. Lata temu nadziałem się na dwa zwroty powyższej proweniencji: obszczaja rukopasznaja schwatka à la manière russesuchostoj, które od czasu do czasu wyskakują na powierzchnię i proszą o gościnny występ w którejś z blogonot. Niemniej, nie podjąłem głębszych badań w temacie, w nadziei graniczącej z pewnością, że są niestrudzeni witkacologowie, co wiedzą w tej sprawie wszystko; wystarczy ich odnaleźć. Nie złożyło się.

Teraz wiem, że częstszym połączeniem mogło być u Witkacego papojka à la manière russe. Natomiast obszczaja rukopasznaja schwatka, którą rozumiałem (naiwnie?) jako „ogólne mordobicie”, mogła znaczyć niekiedy coś innego. Trop w poniższym fragmencie z Mojego wieku Aleksandra Wata:

Ja nie improwizuję teraz, ale miałem absolutne uczucie, że jestem ze Stawroginem, kiedy mnie kiedyś Witkacy zaprowadził w Warszawie do takiego malarza Jeżewskiego. Mieszkał przy ulicy Litewskiej, na dole był tatersal. To był mniej niż średniej klasy malarz i żył tam z malarką, starszą od siebie, straszliwie szkaradną, grubą babą, bardzo wiedźmowatą, trochę obłąkaną. Żyli z tego, że robili kolorowe pocztówki, po prostu zabarwiali pocztówki na święta. Tam się odbywały trzydniówki, tam m.in. przychodził Jaracz na swoje trzydniówki. Brud nieprawdopodobny, cuchnęło straszliwie. Wszędzie bety rozłożone na podłodze, jakieś pierzyny. Bielizna pościelowa, która chyba rok nie widziała pralni. Oni oboje cuchnęli z brudu. I tam zamykano się na trzydniówkę, przez trzy dni chleb i kiełbasa, i wóda. Każdy przynosił wódę i odbywały się te trzydniówki. Byłem raz prawie dwa dni, ale dłużej nie wytrzymałem. Witkacy mówił, że trzeciego dnia odbywała się obszczaja schwatka. To było jego ulubione powiedzenie. Taka wspólna orgia. On ciągle mówił o tych wspólnych orgiach. Nogi z nogami, ręce z rękami, nie wiadomo co do czego należy. To co dzisiaj zresztą uprawiają w Paryżu. Owszem, widziałem z nim pewne rzeczy, ale do takiej obszczej schwatki jednak nigdy nie dochodziło. Pili do zupełnego zidiocenia. Tyle że Witkacy miał mocną głowę, wtedy przynajmniej. Więc podejrzane typy, jakieś typy z dołów, jakiś element bandycki trochę, malarze, bywszyje ludi, i tam w tej okropnej norze Witkacy był tym pięknym, fantastycznie mówiącym, pomysłowym. 

Epilog tej mojej znajomości zabawny, bo wyobraź sobie, na dole był tatersal, jeszcze były misje wojskowe i jakiś generał angielski codziennie jeździł konno na tym podwórzu. No i ten z pięterka obserwował go, narysował go i pokazał mu. I generał zamówił u niego angielski portret. Jeżewski dostał jakieś kolosalne pieniądze. I wyobraź sobie, Witkacy mówił, że się przeprowadzili i że na nowosielje – Witkacy dużo wtykał słów rosyjskich w rozmowach – odbędzie się Wilia u Jeżewskich. Byłem bardzo młody i orgie mi imponowały, i wyobrażałem sobie, co tam za Sodoma i Gomora będzie. Ale na wszelki wypadek – tego się już od Witkacego nauczyłem, zresztą każdy coś przynosił – miałem litr wódki w kieszeni. I oto wchodzimy, a tu pachnie po prostu czystością. Pachnie! Stół ogromny, bielusieńki obrus, mnóstwo gości sproszonych. Na ścianach Matka Boska, krucyfiksy. Na stole wino jakieś stoi, wódki nie ma. Wyszliśmy wtedy do sionki z Witkacym i od razu wypiliśmy z butelki. Nie miałem jednak wprawy, więc od razu się upiłem, wróciłem i z wściekłości za zawód skoczyłem jak tygrys na tego Jeżewskiego i zacząłem go dusić. Potem jeszcze jeden miałem wypadek duszenia po pijanemu i wobec tego oczywiście przestałem pić.

PRZYPISY
1. tatersal – publiczna ujeżdżalnia lub szkoła jazdy konnej
2. źródło powyższego cytatu oraz szerszy fragment (dokładający rodzaj wstępiku i końcowej konkluzji) podane są tutaj, na stronie witkacologia.eu – jest moc innych różności

* * *

Sam jednak chapnąłem cytowany tekst z zupełnie innego źródła.

Otóż, proszę państwa, jeśli się zdarzy wam nieszczęście i uznacie, że potrzebne/przydatne może być posiadanie konta na fejsbuku (oby sczezł), pamiętajcie o jednym. Żeby wpisać w szukarkę Magdalena Koryntczyk, a znalazłszy – natychmiast zaptaszyć follow / obserwuj or compatible.

Jest ta osoba genjuszem znajdowania najprzeróżniejszych smakowitości. Tekstowych czy ikonicznych, na równi. A znaleziskami dzieli się chętnie. Dzień bez postu od niej można uznać za smutny. Nieinspirujący. W wolnych chwilach jest dramaturżką, ale podstawowym jej zajęciem wydaje się owocne przeczesywanie bibliotek i sieci.

W tych podróżach towarzyszy jej pies‐filozof (sceptyczna to postać) o imieniu Foka. Jego znaleziska są zwięźlejsze, ale nie mniej ciekawe. Zwłaszcza stały cykl Foka Ciorana, w którym oznajmia się zdania podważające – lub, przeciwnie, afirmujące – porządek wszechświata. Rzeczy mocne.

I tam właśnie, u Magdaleny Koryntczyk, nadziałem się na tekst wyżej cytowany. Jak każdy z jej postów otwierający możliwość pewnej wycieczki. Nie zawsze podejmuje się trop, ale przygoda czeka niemal codziennie, ahoj!

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *