świątek się skończyła i inne smutne postacie (2)

I znowu minęły dwa lata, od poprzedniej blogonoty z cyklu. Co się działo? Nic szczególnego: Iga Świątek zmieniła trenera i przedłużyła swój koniec, Roger Federer przeszedł ostatecznie do historii, Rafael Nadal gdzieś się rozkłada, zdezelowany robot, poprzednie narybki nie spełniły pokładanych nadziei, płyną nowe, absurdalnie wysokie pule nagród jeszcze wzrosły. Nieodmiennie wolę tenis kobiecy od męskiego, bo męski jest za bardzo robotyczny, niezbyt ludzki (więc dla mnie nudniejszy). Nużąca jest też standardowa gestykulacja: fisting atmosfery, a potem ostentacyjne nasłuchiwanie [efektu], o psimwyciu nie wspominając.

* * *

Novak Dżioković się skończył. Jest to postać szczurowata. [OK, ciągle jeszcze wygrywa, ale tym gorzej dla tenisa; reszta opisu jak sprzed dwóch lat.]

Iga Świątek się skończyła. Jest to postać rybia. Technicznie i taktycznie jej tenis stoi: pierwszy serwis chimeryczny, drugi żałosny, gra schematycznie, przy siatce nieporadna, nadrabia mięśniakowatością [zob. jej wzór, Nadal]. Psychicznie skrzyżowanie roztrzęsionej cielęciny z osobowością bully: słabsze przeciwniczki zastrasza i obija, na mocniejsze nie ma narzędzi. Tegoroczny Wimbledon potwierdził to dobitnie.

Aryna Sabalenka się skończyła. Jest to postać kariatydzko‐krowiasta. Ikona bullyingu, podbijanego wyciem na korcie. Przypomina sport‐produkcję dawnego NRD.

Hubert Hurkacz się skończył. Jest to postać błotniasto‐bagienna [zob. błotosmętek, zob. człapanie itd.]. Niedocyborg z usterką. Siostrę ma fajną.

Jessica Pegula się skończyła. Jest to postać totemiczna. Tenisistka bez właściwości, zaszła dość wysoko dzięki regularności, no ale ostatnio deficyt błysków.

Jelena Rybakina się skończyła. Jest to postać czaplowata. [Nie, żartuję; choć nie obroniła zeszłorocznego tytułu wimbledońskiego, nadal ma potencjał rozwoju i przyszłości. Kolosalna zaleta: jest cicha.]

* * *

Można by tak długo. Tenis jest zasadniczo smutny.

  1. margo’s avatar

    Chociaż kibicowałam Świątek, Wimbledon odpuściłam, właśnie z powodów, które opisałeś wyżej. Teatralne wydobywanie dźwięków powodowało u mnie ból głowy, cierpiałam.

  2. nameste’s avatar

    @ margo:

    Też bym chciał kibicować Świątek, ale nie dlatego, że jest Polką, a dlatego, że świetnie gra[łaby]. Niestety.

  3. margo’s avatar

    @ nameste:

    Ogólnie to jestem malkontentką, jeżeli chodzi o tenis, kibicowałam tylko dlatego, że jest Polką i pragęłam, by pokonala Sabalenkę. Poza tym Prime przestał w moim kraju relacjonować zmagania tenisowe, więc i moje kibicowanie się zakończyło. TV nie mam od 17 lat i nie zamierzam do tego wracać, nawet dla sportu.

  4. nameste’s avatar

    Tenis jest zasadniczo smutny.

    A jednak kończąca Wimbledon niedziela przyniosła rodzaj odsmutnienia. Po pierwsze, dwudziestoletni Carlos Alcaraz (jest to postać hemingłejowska^) nie bez trudu, ale jednak skopał d. Dżiokowićowi.

    Po drugie, 3/4 składu finałowego debla kobiet to tenisistki bardzo sympatyczne i wyraziste (czwarta, Storm Hunter, Australijka, nie dorobiła się jeszcze bycia‐postacią). Wygrały 2/4: Czeszka Barbora Strýcová (1986; jest to postać zadzierzysta), która tym drugim wimbledońskim wygranym szlemem definitywnie kończy karierę, oraz Tajwanka Su‐wei Hsieh (także 1986; jest to postać półmityczna, unikalna; jej niepowtarzalny tenis‐fu stoi najbardziej na wu shu), łącznie sześć tytułów wielkoszlemowych.

    Ich drugą przeciwniczką była Belgijka Elise Mertens (1995; jest to postać wyżłowata), trzy tytuły wielkoszlemowe. Ten mecz oglądało się z przyjemnością; wysoki poziom.

  5. margo’s avatar

    Tak, zwycięstwo Carlosa, to było coś dobrego. Lubię Twoje obrazowanie postaci. Miej się dobrze.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *