Numer 19 „Kontentu”, ponownie dużo do czytania. Oczywiście będzie się wracać, zawartość prowokuje do podjęcia tematów ogólniejszych (walki krytyków, cyrkularność obiegów autorsko‐recenzenckich, czyli dogęszczanie pola lit. przez wielość podejmowanych ról, recenzja jako [nudnawy] reportaż z zawartości tomu względnie „zestawu”, inne).
Ale pierwsza lektura numeru przynosi dwa mocne przystanki, dwa wiersze, każąc na nich właśnie się skupić przed dalszym zwiedzaniem.
Jakuba Pszoniaka wiersz, w którym język poddano mocnym naprężeniom: skróty, przestępstwa gramatyczne, zbliżenia i oddalenia; coś jak kondensat Bosego‐Einsteina. Wiersz się broni, zwycięsko.
wszystkie oczy to piorunian rtęci lub azydek ołowiu
jestem nieznany pracownik co trzyma ją przy sobie
urodziłam się dawno w przemysłowym lodzie
jestem z tych którym mówiono: Moskwa łamie w styku
a areszt za arkusz należy do klasyki
nie znam osobiście lecz znam dobry sposób
by nosić wyraz twarzy kształt i każde słowo
to nie tak do końca coś znów jest istotne
opowiem ci więc i ja swoją historię
gdzieś w dalekim przypadku wokół stepowy
niekończący się biały i wieje i wije
ścisły tryb izolacji zakazywał daty
zabroniono pozwalać i ciosy i ciosy
twoi mężowie są strzał dzieci w domach dziecka
ścisły tryb izolacji zakazywał dotyk
złoty pasek nawyk wertykalny werdykt
a krwotok w jamie brzusznej rekwizyt łagrowy
psycholog więzienny o tuzinie stażu
mówi: doświadczam miazmat i mieszanych uczuć
to historia o tym jak w swym interesie
konsekwencja tka organ oraz nowe słowa
a w Rosji wyraz organ jest poza wykresy
organ to mucha trzewia huta władza
urojenia i zima to artykuł prawa
prokurator po matce na imię miał Dwa Lata
sprawa była wieczorem dzisiaj ci powiedzą
jesteś tylko ujemny kawałek historii
jesteś tylko protokolant odnotował udar
bo partyjny beton to beton zbrojony
siły specjalne krąg oddanych wrogów
W komentarzu Jakub Sęczyk pisze:
Chodzi tutaj konkretnie o zakorzenione w tradycji romantycznej nie‐miejsce, biorące swój początek w licznie rozsianych w pamięci zbiorowej reprezentacji zsyłek na Sybir, a także w opisujących późniejszą emigrację Księgach narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego Adama Mickiewicza.
...mnie jednak przebłyskują z tekstu życiorysy Cwietajewej, Achmatowej (czy nawet Diagilewej), a centralnym pojęciem są „organy” [władzy] i (wybaczcie) „ciało bez organów”, a właściwie poza nimi (a jednak), owo zbiorowe ciało, do kórego odsyła tytuł (materiały silnie wybuchowe, zapalnik we wszystkich oczach). Odtrącam więc temat polski, niech wiersz uniwersalizuje się bez Mickiewicza.
Drugi wiersz, Jakuba Głuszaka, w swoim skondensowaniu jakby zaprzecza dotychczasowej dykcji autora.
***
Oto czas zmierzchu,
ale nie ma tu co lamp.
Nie ma tu co demaskować, wszystko
wszystko na widoku, zdarte:
inskrypcje w narzutowym granicie
zdrapane tak że same litery
lśnią jaskrawo w szarej gęstwie zeschłych choin.
Ze zwłok tylko zwapniałe płuca
z podłużnymi żłobieniami zadrapań.
Zabrać ze sobą skrobaczkę,
garnki, harfę, karabin, instrumentarium wkurwu.
Odgarnąć martwe chaberdzie.
Niepokoi mnie drugi wers, a także nadtytuł: „Wiersz z cyklu Lasy Polski”; fakt [literacki] całkowicie pominięty w komentarzu Wojciecha Kopcia, hipotezę interpretacyjną tam zawartą zatem odrzucam (lub: zawieszam, do czasu dalszych postępów śledztwa).
-
Wierszyk napisałem jako komentarz do, heh, kryzysu uchodźczego i nawet się martwiłem, że jest trochę za bardzo bieżączkowy. No ale skoro komentarz w ogóle do tego nie nawiązuje, to chyba się udało
2 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2022/01/kontent-19/trackback/