polszczyzna żyje

Polszczyzna żyje, bardziej pokątnie (lub archiwalnie), jeszcze żywą przed podaniem publiczności uprasują, wygładzą, znudzą. A przecież jest w języku tradycja mowy nieokiełznanej, mieszającej rejestry, chodzącej na skróty, ale też grzęznącej niekiedy w pseudourzędowym ozdobniku. Wprost fantastycznej.

Jak w tych listach zaniepokojonych obywateli (cyt. za blogonotą sztuka donosu, 2017):

Ja niżej podpisany zanoszę niniejszą prośbę do wielebnego ks. proboszcza, że w naszem mieście przy ulicy Sienkiewicza Nr 40 u właścicielki p. Griebe (niemka) zamieszkuje w podwórzu jakaś nieznana niewiasta w wieku 23 lat (przypuszczalnie) i prowadzi dom publiczny. Przetrzymuje dwóch niedorosłych mężczyzn, także często widzimy poważnych obywateli miasta naszego. [1927]

Komendant udaje w oczy grzecznego, a za oczy wyśmiewają. Chociaż ja biedny człowiek i na znaczki mi trudno, ale do aptekarza też napiszę. Niech ich [się] strzeże. Chciałem pójść do doktora, ale ten bez ręki Janek wszystko donosi do policji, ja się boję komendanta, bo bardzo mściwy człowiek. [1927]

Autocytat, z linkowanej blogonoty:

Szkoda, że te donosy nie są z faksimilów przełożone w całości na tekst, bo rozmiar mały, a pismo często b. nieczytelne. Bo ileż tu cennych znalezisk. W środkowym (wyżej) donosie – piękno dwóch wtrąceń w nawiasach, zwłaszcza drugie: „niewiasta w wieku 23 lat (przypuszczalnie)”, natychmiast podejrzewam, że autor donosu wie więcej, niż pisze, i to z własnego doświadczenia.

W trzecim – opuszczenia (siła skrótu), na które dzisiejszy redaktor/korektor zareagowałby paniką: „w oczy taki, za oczy całkiem inny”, „na znaczki mi trudno”, „boję się komenandanta, bo bardzo mściwy człowiek”. Wszystko absolutnie jasne, zrozumiałe, nie trzeba dodawać słownej waty, komu potrzebna.

Albo w prasowym anonsie (komentarz pod blogonotą o zombie‐polszczyźnie w gniocie pt. Galicyanie, 2016):

Ponieważ w domu jest mi bardzo źle, otóż chciałabym jak najprędzej wyjść zamąż, więc udaję się tą drogą celem skomunikowania, bogata nie jestem, umiem tylko szyć, mam lat 27. Otóż który z panów uczciwych, może być z inwalidów zechce się zgłosić, może być bez ręki lub bez nogi, byle tylko szlachetny.

* * *

A potem jest 2022, minęliśmy spory kawał międzywojnia, minęliśmy Pankowskiego (od Matuga idzie), minęliśmy innych, i oto Eliza Kącka wspomnianą tradycję ożywia w Sztuce zgniotu, wystarcza mi kawałek cytowany przez wydawcę:

Pani Szanowna, mam pomysł, chcę poddać opinii. Mam zarobek taki, że 600 mogę dać na stypendium kulturze kraju. To myślę konkret. Syn jest muzyk, zarabia. Ojciec niepotrzebny. Książki wykluczam, za dużo wypuścilim. Każden weźnie i poleci drukować, ale Polski tym nie zbudujemy. Ja dziś otworzyłem telewizor i widzę, że kultura jest zagraniczna. A my za tę polskość, wie Pani. Ja napisałem do Pana Kaczyńskiego, żeby na to zwrócił uwagę służb. Mnie prywatki nie przeszkadzały myśleć o kraju. Panią raz widziałem w telewizorze, to pewnie Pani wie, jak się Polskę traktuje. Ja mógłbym Pani dać 100 złoty z pierwszego miesiąca mojego funduszu na konspekt działań. Założeniem to nazwijmy. Niech Pani łaskawa napisze, jak tę kulturę ratować. I zrobimy konkurs na wykonawcę. Jak Pani będzie potrzebować komputer to syn ma. Pani przemyśli.

(Jeszcze dalej poskracałbym, pozgniatał. Ale ciągłość, ciągłość się ciągnie.)

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *