wprost

W swojej niepowstrzymanej (do czasu) ciekawości wchodzę w różne rzeczy, których trop zamajaczył. I nie umiem (do czasu) powstrzymać się przed „psim odruchem” [reportare„przynieść (z powrotem)”]; efektem – blogonoty (które czyta może z 50 osób, a chęć do rozmowy przy okazji zgłasza [statystycznie] osoby ułamek [ułomek?]).

(Cena ciekawości spadła.)

Ale – do rzeczy. Kiedy przed laty ukazał się polski przekład pn. Finneganów tren, oczywiście kupiłem; taki trud powinien być skwitowany przynajmniej zakupem egzemplarza. (Nie jedyna to książka, która miała czekać na „lepsze czasy”.) Dopiero jednak niedawno nagrodzone w Gdyni Myśliwice, Myśliwice [zob.] uświadomiły mi, że jest u nas człowiek, który posiadł wyjątkowy poziom kontroli nad językiem, a przy tym (co nie dziwne wobec szalono‐mnisiego treningu, jaki odbył przy FW) nie sługa, lecz pan, wykręcający język jak chce. To bliska mi postawa; znieść nie mogę mechanicznych prasowaczy języka na gładko, w przenudny biurokratyczny uniform, państwa [niektórych] redaktorstwa; Krzysztof Bartnicki jest nad nimi mścicielem.

I tak, od koniczka do rzemyczka^, trafiłem do „Fu wojny”. Już w jednym z pierwszych przypisów objawia się (jakże cenny) duch zabawy.

Teoretycznie możliwe jest, że chińskie pierwowzory Fu nie istnieją, więc dziełem oryginalnym byłyby ich rzekome przekłady na języki europejskie, jak i to, że teksty chińskie zniszczono, a pamięć i wiedzę o nich zachowuje zbiór Fu. Prócz tych są i inne możliwości. Np. ta, że chińskie pierwowzory Fu to przeróbki bądź kolaże innych (zniszczonych?) tekstów. Warto zauważyć, że tekst Zwierciadło wojenne wspomina Pierwszego Cesarza (秦始皇), który w 213 r. p.n.e. nakazał palenie ksiąg (焚書), m.in. Pięcioksięgu konfucjańskiego (五經). Biblioteki w siedzibach cesarskich bywały niszczone podczas rozmaitych wojen i rewolt. [wytł. moje – n.]

Stylizowane na starochiński rozważania przepatrują taki oto zamysł:

Źródło i przekład to dwie armie. Źródło umacnia kulturę. Tłumaczenie przejmuje lub pomniejsza obcość. Tym lepiej, im więcej w kraju [dzieł] własnych, a przekłady zaradzają najazdom.

...nad którego oznajmieniem zawisa pierwsze (i ostatnie, powracające na IV stronie okładki) zdanie:

Tłumaczenie jest kontynuacją wojny innymi środkami.

Zapoznanie się z całością tych traktatów, sowicie upstrzonych przypisami (b. ważny element), pozostanie przywilejem bogatych [w czas i ciekawość]. Droga wolna. Dla mnie jest to pyszna lektura, czas teraźniejszy, bo i w samym Fu znajdujemy się w kołowrocie przemian (w czasie właściwym, tj. cyklicznym).

Nie powstrzymam się jednak od ilustracji.

W rozdziale Rozmowy Kufu z Kufu mamy (poniekąd wewnętrzny) dialog dwóch postaci: Kufu (克服) i Kufu (庫夫), jak widać (w nawiasach), nieco jednak różnych. Jest też dodatkowy powód przytoczenia tego właśnie fragmentu, mianowicie znaleziona przez Bartnickiego powiedź na odparł [te cząstki interesują mnie co najmniej od czasu blogonoty didaskalia (2010)].

Mistrz Kufu parł:

Słowny Pan wielokroć naruszył nasze granice [cierpliwości].

Odparł mu Kufu:

Zhan Le, przekonany o swej sile, lekceważy nasze wezwania do opamiętania się. Proszę o armię dwustu tysięcy [znaków]. Zawrócę przeciwnika.

Mistrz Kufu parł:

Musiałbyś maszerować długo, na czele armii niezbyt licznej. Jaką strategię wybierzesz?

Odparł mu Kufu:

Zarządzę szyk cetny. Atak zawsze czołowy i według zasad.

Mistrz Kufu parł:

A jednak na obcego często zbieramy się w szyk lichy.

(Itd.)

* * *

Wczorajsza blogonota omownie dotyczy (oczywiście^) tego właśnie dzieła. Skąd jednak przebranie? (Pisze się tam o „autorce”, domniemywanym polem omówienia jest związek ksiąg kucharskich z kuchnią.)

Otoż gdy się czyta „Fu wojny”, uderza (nic dziwnego, wynika to ze stereotypowego i historycznego kontekstu W‑pojęcia) męskocentryczność tekstu [-ów]. (Po latach, w Myśliwicach..., rzecz ulegnie odwróceniu.)

Pomyślałem zatem, że zagadka (= zabawa) mogłaby polegać na zasłonie dymnej eksponującej żeńskość, a stereotypowym (jednak mniej zachłannym niż domena wojny) uwikłaniem żeńskości jest gotowanie. Zresztą również (albo: komplementarnie) dające się zastosować jako metafora do dziedziny tłumaczenia.

Intencją moją było bliskie odniesienie się do [sensów z] „Fu wojny”, mimo przebrania (przebrania zresztą są w tej linii piętrowe). Temu też służy lekka stylizacja. A przy okazji (w aneksach) odnalazły się (przygodne) konteksty.

* * *

Pozostaje pytanie, po co (dlaczego) Krzysztof Bartnicki owo Fu napisał [resp. „opracował”]. Właściwie nie wypada nad tym się zastanawiać. Ale zgłoszę uwagę do zagadnienia.

Być może głód adrenalinowy (po latach szalonej mnisiości). Mnie się jednak na plan pierwszy wysuwa hipoteza taka. Czy ktoś w istocie czyta FW (albo w przekładzie FT)? Sami podejrzewacie jak jest.

Gest KB (ten z Fu, jak i poboczne gesty muzyczne) to akt szczodrości.

„Przeczytajcie ze mną.”

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *