Obsypany nagrodami film Yimou Zhanga Ying [影, Shadow, Cień; 2018] to obraz para‐historyczny (czasy Trzech Królestw), pełen piętrowego knucia, efektownych walk (z użyciem nieznanych dotąd [ekranowo] broni), podszyty metaforą zmagań między yang a (powiązanym z tytułem) yin. Co go jednak najbardziej (jak dla mnie) wyróżnia, to zdjęcia.
Przestrzeń kolorystyczna osadzona jest na mocnych słupach bieli i czerni, miedzy nimi jednak oglądamy niezmierzone bogactwo różnych szarości. Jakże intensywnie działają na sekundę przyjmowane przez szarość/‐ści wizyty innych barw (czerwono malowane paznokcie kobiety, krew [oczywiście] – barwy yang, czy intensywniejący w scenach napięcia szarobłękit – z domeny yin).
Przywołuję to kolorystyczne zjawisko, bo wydaje mi się, że zasada wychodzenia z szarości (stanu podstawowego, wyjściowego) po rozpoznanie innych pochowanych w niej barw, których się przedczytelniczo wcale nie spodziewamy, współrządzi (pośród paru innych zasad) wierszopisaniem Romana Każmierskiego, człowieka poboczy.
Wycieczka po jego wierszach przynosi też rodzaj odpoczynku od efektownego/efekciarskiego [niepotrzebne skreślać indywidualnie] zgiełku wierszy młodszych; formą jest tu komunikatywny minimalizm (są, wiemy, również silnie nie-komunikatywne minimalizmy), nastawieniem – uważna (i nierzadko odkrywcza) obserwacja; w sprawie intencji nie wypowiadam się.
Dwa wiersze z Dni zimorodków (2010), spod nad‐główka „wolne miejsca” (więcej tutaj):
muzeum Wiatr to flaga niewidzialnego państwa. Przechodnie mają twarze spiskowców, nieruchome jak okładki dzieł klasyka. Ulica jest długim przypisem, który wyjaśnia trudne wyrazy jeszcze trudniejszymi. Cichnie wiatr, niebo nadyma się jak pomnik. Ambulans biegnie szybciej niż inni i piszczy z radości. trasa Autostradę najlepiej słychać nocą: korytarz z bezsennymi światłami, które usiłują streścić ciemność. W nim żywy autobus, pełen półżywych pasażerów. Śpią z otwartymi ustami, jakby wpół słowa przerwali rozmowę o kościstych miastach i rzekach ze skóry. W każdym śpi także dziecko, spocone jak dłoń, co zbyt długo ściskała inną. Dni upchane w bagażniku, oczy kierowcy widzą jedynie dalszy ciąg.
no comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2022/09/z-szarosci/trackback/