...ale i przystawany. Nie jest bowiem tak, że to homogeniczny strumień tekstu. Owszem, b. gęsty. Ale raz zasuwa jak Bond [Moore] po śniegu, ścigany przez wschodnio‐teutońskie pistolety maszynowe, raz przystanie w detalu, a raz panoramizuje. Albo węzeł z wyżłem, w scence paraboliczno‐rodzajowej.
Są takie lektury, że po ich przejściu odechciewa się (na jakiś czas) sięgania po erzac‐prozę (porcjowaną, blurbowaną przez zaokienny marketing). Tak było ze Story Jones Pietrali, tak jest teraz z Myśliwicami, Myśliwicami Bartnickiego. Chodzę zatem po prozie starszej (z pieczątką), trzymając się [mimowiednie?] litery M. Więc i jednak do MM [znowu] ciągnie, bo recenzji nie ma, autor [1] daje po zdaniu (bogato przykraszonym, to fakt), wydawca nawet zdania, a przecież rytm tak ważny.
Żeby rytm zobaczyć, potrzeba więcej niż zdanie, potrzebny
fragment
Z kolei Dojcy wspomniał się dworzec myśliwicki. [...] Oto niemczyk wpadł w oko, którego odróżnić można od innych po tym, jak wymawia ja, a kiedy nic nie mówi, to po tym, że uważa, że jest we wszystkim najlepszy, a kiedy nie jest, po tym, że dba o zdrowie przesadnie, a kiedy go jaki katar przed podróżą nie zatrzyma, to po tym, że podróże mu wciąż za drogie, a kiedy tanieją, to po tym, że w gościnę do siebie nigdy nie prosi, nie zastawia się, nie postawia się, a kiedy własnego kuma odprawi z progu, kutwa kusa, to po tym, że przy gotówce będąc, wekslem za nic nie płaci, precz, trasy akceptanta, podpisy bez regresu, przedłużki z adresatem, wystawcy ręczący na żyro, nie dlań indosy remitenta, wyręki regredienta, a gdy gotówka się kończy, to po tym, że pyta bardzo grzecznie, jak tam sprawy, chcący naprawdę wiedzieć, jak one, a kiedy nie chcący, to po tym, że się gapi w cudze, a gdy nie gapi się w cudze, to we własny talerz, gdzie bifyjsztyk z kartoflami kraszonymi po kraszowsku, na pasku z wyżłem, z krótkim włosem, okiem wodzącym, jak pan wcinają, a że strach miewa wielkie oczy, to ponad łokieć oberwileński, czyli ponad dwie stopy reńskie, może i trzy hajerachtle w kłębie. Oglądały Dojca niemczyka, a z nudów czekania na ranny do Wiednia wymyślały sobie historię tego kogoś, kto niezadługo zniknie z jej życia. A w wyobraźni niemczyk mógł być posesorem języka zrozumiałego prawdziwemu patriocie. Może jechał podziwiać Zakopane, wieś w śnieg zacofaną, od organicznej smuty miast pobliżnych odgrodzoną naturą. Mógł się ceper dawać z dutek gazdom okradać w imię Janoszowych tradycji, nasamprzód jak za zboże płacąc za łoże u mera Józwy Sieczki [...] Albo z haków nieodwzajemnionej swojej miłości do Tatr urwany mógłby uciekać do Krakowa. Tam szukać szczęścia przy uniwersytecie. Tam przegrać pojedynek o posadę z innym wielkim patriotą mowy, wspartym przez Koło Wiedeńskie w Radzie Polskiej. Tamże chcieć własne pismo wydawać, ale bez powodzenia, co, rzecz jasna, jest rzecz zacna, bo nie można służyć jednocześnie sprawie i mamonie. Tam obrazy malować ku zadziwieniu tych, co sądzą, że nie można służyć jednocześnie pióru i pędzlowi. Tam, czując starość w kościach, zacząć szukać własnej chaty we wsi, albo nawet za wsią. Nie przyjdzie mu jednak gorzeć na niczyźnie. Otrzyma bowiem ofertę niemczyzny: niemieckie obywatelstwo, do tego renta i wyżeł na pasku (wilczę na diecie żelaznych porcji), i dom godny żelaznych kanclerzy, i żelazko, i listy żelazne żelazną ręką pisane, i krzyże żelazne, i zniże na koleje żelazne, i ofertę taką przyjmie, bo nie sposób służyć jednocześnie szczęściu i bidzie. Młodnieje w oku, nabiera zdrowia żelaznego, żelaznej kondycji, a z wolą żelazową wybiera szpinak. Nie mamy szpinaku. To dajcie wątrobę. Nie mamy wątroby, panie, polskie orły nam zabierają. To serce. My bez serca, panie. To co macie na tym bez-padole? Bifyjsztyk z kartoflami, po kraszowsku. Czyli jak? Z soją, fasoją, ciocirzycią, natką pietruszki, panie. Dać, ale sznel. (Hau, hau). Tak, panie.
Ale i tu [2] trzeba czytać nisko, „milimetr nad tekstem”.
synopsis
czyli zwięzłe treści podanie, wartkim językiem psobak [3]
miejsce • stereotyp „narodowy” metodą zstępującą • w nim: stosunki społeczne są też finansowe • obraz konkretnej postaci • w nim (psim): miary dawne • życiorys polsko‐niepolski po pierwsze • onże po drugie • dialog lokalnokelnerski z postacią niemiecką
omówienie
- miejsce: z kolei – dworzec (jeszcze się nie pojawił, już zapowiedziany)
- stereotyp: rekursywnie – taki‐a‐taki, gdyby jednak nie, to (taki‐a‐taki, gdyby jednak nie, to (taki‐a‐taki, gdyby...
- stosunki finansowe: czy wiecie, jak wiele miejsca w każdej (popowstaniowej, powojennej) korespondencji emigrantów zajmują kwestie finansowe? jakich specjalistycznych terminów się tam używa? – krajowiec ma to oczywiście na co dzień (ale w rozrzedzeniu)
- obraz konkretnej postaci: materializuje się znienacka, kończąc rekursję (albo: właśnie zaczynając, w retroakcji)
- miary dawne: raz, dwa, trzy; każda z innego rejonu polskosąsiedniego [4]
- życiorys po pierwsze: palcem wskazany Tetmajer, ale —
- życiorys po drugie: palcem wskazany Kraszewski, ale —
- — ale: są one, życiorysy, niechronologicznie, a co więcej w tle, w bezczasie, majaczą i inne postacie, powiedzmy: Chwistek, powiedzmy: Witkiewicz st. (a skoro st., to i mł.), powiedzmy: kiedy Lwów przez nazistów; Koło Polskie w Wiedniu z połowy XIX wraca neopozytywizmem, a już zahaczyliśmy o Szkołę Lwowsko‐Warszawską; całe klasy losów – przez to, że to nie encyklopedia przepisana, ale niewyraźna fotografia mgławicy
- dialog: kiedy sobie współkłusujemy żelaznymi skojarzeniami, nagle szpinak! a ze szpinaku błyskawiczny dialog paraboliczno‐kelnerski; w nim zaś zestawienie „Dać, ale sznel. (Hau, hau).”, przy którym po prostu się nie posiadam!
Autor pisał całość [powiedzmy:] 40 dni i 40 nocy [5], a czytelnik, niespiesznie, ma się czym pożywić [powiedzmy:] drugie tyle.
PRZYPISY
[1] wybaczy
[2] MM.22–24; fragment cytuję z lukami, bo trzeba by więcej przypisów
[3] psobaka [MM.6 i nast.]: pies, sobaka, ks. Baka
[4] w każdym przeliczeniu wyżeł w kłębie ponad 60 cm
[5] zalany (językiem, mową‐macią)
-
nie tylko wybacza, ale cieszy się, że gdy sam skończy dozować myśliwickie zdania, to na blogu życzliwym może uda mu się oglądać fragmenty szersze? Tak, owak, dziękuje
-
Posiadajac na oko z 80% kryptografii gospodarza(pojedynczych), majac 100% sympatii do miesistosci jezyka (zglodniawszy), jednak i wzrok skakuna (dostrzeze pojedyncze gwiazdy, nie polaczy ich w mglawice, cale zycie czytam, hm, rzeczy latwe w odbiorze) – jest‐li tu zarysowujaca calosc wyrazna klamra, cel (rozmyta fotka mglawicy byla przelomowa, w tym sensie, ze prowadzila do konkretnych odkryc, wyrazniejszych zdjec)?
3 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2022/09/zmiennym-rytmem-poganiany/trackback/