kłamstwa założycielskie

Temat już się pojawiał (nie raz), zwłaszcza w blogonocie postsekularyzm à la KP, w której egzaltację Cezarego Michalskiego:

To konieczność zlokalizowania, inkulturacji wielkich narracji chrześcijaństwa i Oświecenia uczyniła kiedyś z tej tępej, nienawistnej, resentymentalnej „lokalności” nowoczesne narody, wspólnoty, które zeszły z drzew, wyszły z jaskiń, zbudowały miasta, świątynie, parlamenty i sądy. Nawet w Polsce. Na jakiś czas.

kwitowałem tak:

Jasne, przed chrześcijaństwem barbarzyńcy nie mieli nawet świątyń, miast, parlamentów (gdy sobie przypomnę tysiącletnią instytucję islandzkiego tingu, to aż mnie ręka świerzbi).

Tamta blogonota zaczynała się jednak oczywiście od drugiej połowy stadła, czyli od Agaty Bielik‐Robson. Oczywiście, bo to ona uprawia „filozoficzną refleksję nad teologią [teologiami]”, w tej działce pobiera akademickie uposażenia, w tym temacie publikuje książki (ostatnio po polsku KP wydała Deus otiosus, pod reklamowym hasłem Teologia jest rzeczą zbyt poważną, by pozostawić ją tylko teologom; jak widać niewiele się zmieniło w stosunku Krytyki Politycznej do postsekularyzmu) i wreszcie tym kwestiom poświęca niektóre felietony na łamach „Dziennika Opinii”.

Jak choćby bajędę Siedmiu świętych i pingwiny, w której – jakżeby inaczej – znajdziemy podobne (do cytowanych Michalskiego) kłamstwa założycielskie.

Sprytnie przemycone, bo w felietonie referowane są tezy literackie (z Wyspy pingwinów Anatola France’a) i zawsze można powiedzieć „to nie ja, to France”, nie licowałoby to jednak z akademicką powagą, prawda?

Pisze ABR:

[...] założyciel osady, czyli święty Malo, [...] iroszkocki mnich, uczeń samego świętego Brendana, który przypłynął do Bretanii w szóstym wieku maleńką drewnianą łódeczką, nieco tylko większą od wanny. Przypłynął, ponawracał bretońskie plemiona, które wciąż jeszcze tańczyły wokół menhirów, nauczył je budować domki z kamienia i założył miasto. Nikt go nie zamordował, nie pożarł, i do dziś pamiętany jest jako „święty promienny”, emanujący niespożytą dobrocią i energią, jaką daje tylko „tak zwana prawdziwa wiara”.

Po szalonym i cudownym Maclow‐Malo zaczynają do Bretanii spływać kolejni iroszkoccy mnisi, z Irlandii, Walii i Kornwalii – i z tą samą niepojętą energią, jaką daje tylko „tak zwana prawdziwa wiara”, zakładają kolejne osady, klasztory i katedry. [...] Menhiry idą w odstawkę, a okoliczni artyści uczą się rzeźbić postacie ludzkie – i tak powstają pierwsze granitowe posągi‐prymitywy świętych, aniołów i niezwykle urokliwych chłopskich matek boskich z dzieciątkami na rękach. Zaczyna się cywilizacja.

Popatrzcie: dwukrotnie tak zwana prawdziwa wiara (temat właściwy felietonu ABR), dwukrotnie – lekceważąco – menhiry, jako czynnik powstrzymujący ówczesnych tambylców od zbudowania cywilizacji; nad tym kłamstwem zalożycielskim wisi ciężka jak moszna zborsuczonego słonia propagandowa teza, że bez [szalonego prawdziwą wiarą] chrześcijaństwa nie masz cywilizacji, co, jak łatwo spostrzec, świetnie się rymuje z bez objawienia nie ma Oświecenia.

Tymczasem zaś celtyccy Galowie (tak ich ogólnie nazwijmy) pozostawali [w szóstym wieku] już od kilkuset lat w kręgu cywilizacyjnego oddziaływania Imperium Rzymskiego (podobnie jak ich krewniacy na Wyspach Brytyjskich), a pierwsze biskupstwo na tych terenach powstało przed 461 n.e. (stulecie przed „nawracaniem bretońskich plemion” przez świętego z łódki), skoro dokumenty pierwszego synodu w Tours (461) podpisał biskup armorykański [episcopus Brittanorum] Mansuetus. I nie ma co się łudzić: chrześcijaństwo ogarnęło te tereny ze zwykłych, to jest politycznych powodów; ta historia powtarzała się dostatecznie wiele razy, aby bez wysiłku można się było obejść bez konieczności „tak zwanej prawdziwej wiary”.

Na piąty i szósty wiek datuje się masowa emigracja celtyckich plemion z Wysp Brytyjskich na tereny Bretanii. Nic w tym zdrożnego, że ta fala osadnictwa (i idąca za nią rywalizacja z lokalsami) wytworzyła miejscowe kłamstwa założycielskie, jak choćby owo przecenienie roli iroszkockich mnichów. Chrzanienie o tej samej niepojętej energii, jaką daje tylko „tak zwana prawdziwa wiara”, pozostaje wszakże – tylko chrzanieniem. Częścią kłamstwa zaożycielskiego tzw. postsekularyzmu, no, przynajmniej w tym (zgrzebnym, grubą nicią szytym) wydaniu ABR.

Jeszcze słówko o menhirach.

Although the stones date from 4500 BC, modern myths were formed which resulted from 1st century AD Roman and later Christian occupations, such as Saint Cornelius – a Christian myth associated with the stones held that they were pagan soldiers in pursuit of Pope Cornelius when he turned them to stone. [stąd]

Można by więc nazwać lekceważące (i, doprawdy, kompletnie ahistoryczne) menhirowe wzmianki ABR za iście papieskie.

apendyks

W apendyksie dwie reakcje na ABR. Pierwsza z zeszłego roku, linkowana w blogonocie postsekularyzm à la KP; tym razem zacytuję wprost:

Dla wyrafinowanych umysłów pojęcie religii można rozdąć do nieskończonych rozmiarów, tak żeby zmieściła się w nim każda zakorzeniona w nas metafora czy mit, każda ludzka nadzieja projektowana w przyszłość oraz każdy problem związany z bezsensem, cierpieniem i bezcelowością ludzkiej egzystencji. [cały tekst tutaj]

A spod owego świeżutkiego felietonu ABR komentarz Lewady Marcowej, współczesna reinterpretacja hagiografii św. Malo:

Zabawna bajka: pewien gostek korporacyjny, dalej zwany Frajerem, rezygnujac z przyrodzonych potrzeb bezpieczeństwa i ruchania przepłynął kajakiem z misją do Ludu po Drugiej Stronie. Misja: przejąć zasoby Ludu dla korporacji, najlepiej bez jednego strzału, bo korporacja bidna. Jak tam było nie wiadomo, ale korporacja, dziś na krawędzi (mam nadzieję) upadku, dysponuje pięknym raportem o paśmie niekończących się sukcesów i to się liczy. Kilkanaście wieków później Wiedzący dumają nad Frajerstwem gostka: czy Frajerstwo istnieje bez Korporacji? Czy Korporacja może istnieć bez Frajerstwa? Jak opisać Frajerstwo w DSM? Jak utrzymać ludzkość w stanie Frajerstwa bez nakładów na Korporację? Jak zmusić – obojętniejącą na Frajerstwo, spingwinioną ludzkość, bezczelnie i cudownie‐po‐pogańsku zajętą własnym tyłkiem, materią, dobrobytem swoich i modłami do jakiegoś jeleniopodobnego uosobienia płodności – do wzmożonego wysiłku na drodze do budowy Korporacji? Czy jeśli Frajerstwo nazwiemy „nienazywalnym” to przyciagniemy taką metafizyką młodych gostków do roboty? Oto pytania... :)

Oburzona tak bezczelną wulgaryzacją jej felietonu (poświęconego przecież Upadkowi Pięknej Idei, Och) ABR kwili w odpowiedzi:

Dokładnie o takiej reakcji napisałam. Nie wiem, czym (kim) jest Lewada Marcowa, ale przemawia przez nią najczystszy redukcyjny cynizm. Przynajmniej Zizek czuje, że lewica dalej już na tym cynicznym odczarowywaniu nie pojedzie.

(Przy okazji odnotowujemy „obronę z Žižka”; jest śmiesznie nie tylko w felietonie, ale i pod nim!)

Cóż można na to odpowiedzieć? Może: było nie kłamać, na kłamstwie nie zbudujesz itp., itd.

  1. urbane.abuse’s avatar

    Ach, od dłuższego czasu nie mówię o Kościele inaczej niż Korporacja (oni nawet mają szkolenia dla pań z kancelarii parafialnych!)

  2. opi’s avatar

    Będąc usunięty z debat tologicznych toczących się w naszym kraju znajduję fascynującym fakt, że ktoś próbuje przepakować chrześcijańśtwo na nową modłę. Nawet dla takiego historyczno‐antropolicznego ignoranta jak ja idea „obdartych brudasów, którzy dopiero dorobili się kultury w wyniku chrześcijaństwa” jest głupia i totalnie fałszywa.

  3. andsol’s avatar

    Ciekawie wygląda życie seksualne gatunków literackich. Ze związku naszej Fantasy i starawego, ale ciągle jarego Mitu Przedmurza urodziły się czworaczki Pierwomnichy? Piękne. A który z nich założył Rzym?

    Był już czas, by naprawić antropologię. Gdzie można podpisać tę Deklarację Kajakarzy Wiary? I wannabe in that number when the Saints go swimming in.

  4. aaa’s avatar

    ej, a gdzie mają na kapecji te komentarze wogóle? Chyba nie powiecie ze trzeba sie zalogowac zeby czytac komenty?

  5. nameste’s avatar

    aaa :

    gdzie mają na kapecji te komentarze wogóle?

    Na fejsbuku. Zob. też buk wam w twarz.

  6. insilver’s avatar

    Czyli teza tej notki‐krytyki jest taka, że Bielik‐Robson nie zna historii? Czy: że zna historię i bezczelnie ją zafałszowuje, bo nie pisze, że były pogańskie cywilizacje przed chrześcijaństwem (kłamstwo założycielskie)? A jeśli to drugie, to zdaje nam się, że Bielik‐Robson naprawdę może ujść z takim „kłamstwem założycielskim”? Taka cyniczna, czy aż taka głupia ta profesorka? Tak niski poziom wiedzy wśród jej czytelników, że to może przejść? Starszna wizja...

    Nie podoba mi się pisanie Bielik‐Robson, ale nie z powodów jej braków w rudymentarnej wiedzy historycznej (bo w to nie wierzę). Nie lubię dlatego, że często nie przekonują mnie jej argumenty i nie trawię ironicznego stylu (ironia to nie to samo co cynizm).

    I jasne, można nie lubić argumentacji autorów, można ją krytykować, można też oczywiście nie lubić samych autorów i ciąć personalnie (jak kto lubi). Może tylko warto zdać sobie sprawę, że teologia to nie historia religii, a historia religii to nie historia Kościoła. Tak jak filozofia niekoniecznie redukuje się tylko do historii filozofii.

    Jeśli Bielik‐Robson sama opisuje swoją pozycję badawczą jako refleksję filozoficzną nad teologią, to może warto argumentować z nią w tak zakreślonym polu? Albo kontestować argumentami granice tego pola?

    Praca intelektualna jest jak szachy, a przynajmniej bywa. Można zbić komuś figury, dać mata, samemu przegrać. Można też pozrzucać pionki i wywrócić szachownicę. Kwestia wyboru. :)

  7. nameste’s avatar

    insilver :

    Jeśli Bielik‐Robson sama opisuje swoją pozycję badawczą jako refleksję filozoficzną nad teologią, to może warto argumentować z nią w tak zakreślonym polu? Albo kontestować argumentami granice tego pola?

    Felieton Siedmiu świętych i pingwiny sprawnie ukrywa jakąkolwiek „refleksję filozoficzną”, a z teologią może mieć wspólną co najwyżej pozytywną (ba, liryczną) reakcję na hagiografie (jeśli tylko teologia zgodzi się na taką afiliację, trudno to jednak wykluczyć).

    To jest publicystyka (z tezą), jadąca na retorycznym koniu owego kłamstwa założycielskiego. A efektowne uproszczenia obojga (dołączam też CM) mają swoich wielbicieli, widać to po komentarzach. Więc piszę również publicystyczną blogonotę implicite adresowaną do nich właśnie: niech na chwilę otrzeźwieją.

    W sprawie „ironia / cynizm”. Mnie w tym felietonie najbardziej przykro uderza imperialny ton lekceważenia (z pozycji wyższości kulturowej): bretońskie plemiona, które wciąż jeszcze tańczyły wokół menhirów. Sądząc z komentarzy np. Lewady, nie tylko mnie.

  8. insilver’s avatar

    I myślisz, że Cię przeczytają i otrzeźwisz ich własną dawką nerwowej retoryki, która gromi bezmyślnych głupków i demaskuje manipulancką profesorkę, że napisała ironicznie o menhirach? Profesorkę, dla której ten felieton jest pewnie o tyle ważny, że jej coś tam zapłacą (pewnie niewiele), ale przede wszystkim, że trzyma nazwisko w modnym lewicowym czasopismie, jest widoczna, robi fale i w związku z tym może sobie wpisać w CV, że ma kolumnę w KP (to bywa ważne)? Belferstwo za belferstwo? Intelektualny narcyzm zalewany innym narcyzmem? Boksowanie?

    Oczywiście nota odreagowująca też ma swój cel. Austystyczny przede wszystkim i niestety. Traktujesz felieton na tyle poważnie, żeby spędzić swój wartościowy przecież czas na jej napisanie i wymianę zdań, ale nie na tyle poważnie, by próbować polemizować z poglądami, postawą, lub formą aplikowaną przez ABR. Wytykasz problemik, a szkoda. Szkoda. Ale taka natura bloga, a to Twój blog oczywiście. :) I fajnie. I szkoda. :)

  9. nameste’s avatar

    @ insilver:

    Bardzo poważnie to potraktowałaś. A to rzeczywiście blog, tylko blog. (Zbyt poważnie, imo: z poglądami polemizuję, choć więcej w tekście ABR postawy niż poglądów. Z tym wszystkim – to jedynie blogonota na felietonik.)

  10. insilver’s avatar

    Nie bardzo poważnie, ale uważnie. To zasadnicza różnica. Szukałam rozrywki, a rozrywka też może mieć różne jakości. Tak jak rozmowa, nawet przypadkowa i bez wysiłku. Ot, tyle. :)

  11. nameste’s avatar

    insilver :

    Nie bardzo poważnie, ale uważnie.

    Nie wiem, czemu ma służyć ta (przedłużająca się) wymiana zdań, czy raczej ocen. Piszesz, że nie potraktowałem należycie poważnie felietonu ABR, ja sądzę inaczej, że reakcja była adekwatna do zawartości. Piszesz: Wytykasz problemik, a szkoda; pokaż zatem w felietonie ABR problem, pominięty. Chyba że ta rozrywka polega na mglistym czepialstwie. Też można :)

  12. insilver’s avatar

    Ta przedłużająca się wymiana zdań miała służyć tylko Tobie, jako autorowi krytyki, choć :nie bardzo poważnej:. Jeśli tego też nie widzisz, to nie rozumiesz o co chodzi w krytyce. Może poza tym, że najlepszy jej sposób to wywrócić szachownicę przeciwnika. :) Z dobrymi życzeniami na przyszłość!

  13. nameste’s avatar

    @ insilver:

    Protekcjonalny ton przeważnie bywa przeciwskuteczny, truizm z życzeniami itd. :)

  14. Tomek Grobelski’s avatar

    insilver :

    Menhiry idą w odstawkę

    Odholowane. Proszę wybaczyć, ale to nie jest problemik.

  15. Tomek Grobelski’s avatar

    insilver :

    Profesorkę, dla której ten felieton jest pewnie o tyle ważny, że jej coś tam zapłacą (pewnie niewiele), ale przede wszystkim, że trzyma nazwisko w modnym lewicowym czasopismie, jest widoczna, robi fale i w związku z tym może sobie wpisać w CV, że ma kolumnę w KP (to bywa ważne)?

    Nieno jednak niemogę. Do tego to nastarcza mieć magisterium.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *