obraz unistyczny

W 2022 przytłaczającą większość czytających po polsku ominęła przytłaczająca większość wydanych [w tym roku] książek [w tym języku]; dotyczy to szczególnie tzw. poezji. Albo z drugiego krańca: te nieliczne jednostki, które zapoznały się z większością książek [poetyckich] z 2022 (zgarbieni odbiorcy gratisów, liczności nie większej niż palczastość sapiensa, członkowie żury konkursów poetyckich, zajadli kolekcjonerzy), są ułamkiem błędu statystycznego, a więc w zasadzie nie istnieją.

Mnie też ominęła przytłaczająca większość (jak co roku). W szczególności ominęło mnie Mountain View Marcina Czerkasowa (WBPiCAK Poznań 2022), które pojawia się teraz na liście nominowanych do nagrody gdyńskiej, a wcześniej, ku rozczarowaniu wydawcy, nie pojawiło się na liście nominowanych do nagrody Szymborskiej (wydawca był publicznie zdziwiony, „zdumienie przechodzi płynnie w zadumę” [1 marca 2023], a przecież selektywność samych lektur, o werdyktach nie wspominając, żurorskiego grona Szymborskiej jest powszechnie znana).

* * *

Jeśli teraz [trochę] nadrabiam to ominięcie, to nie z poczucia jakiegoś obowiązku, a raczej dla przyjemności. Zwłaszcza że obszerne omówienie poetyki [= metody] Czerkasowa, które dał Jakub Skurtys przy okazji poprzedniej książki (Przede wszystkim zniszczenia, 2014), mogłoby, po wymianie cytatów, spokojnie obsłużyć również Mountain View, choć, jak się zdaje, sam M.Cz. przeszedł pewną ewolucję, polegajacą na uznaniu samousprawiedliwień i autokomentarzy wplatanych w wiersze – za zbędne; mniej aparatu, więcej tworzywa. (Napisano też kilkanaście innych tekstów.)

* * *

Jednym z prawzorów relacji z podróży jest Opisanie świata Marco Polo. Otwieram w losowym miejscu [XLVI Tu opowiada się o górze soli]:

[...] gród zwany Tajkan [Afganistan]. Leży on w pięknej okolicy, od południa są tam góry bardzo wysokie, całe z soli [...] która jest najlepsza na świecie. [...] Gdy z tego miasta jedzie się dalej [...] podróżuje sie przez trzy dni krajem pięknym, dobrze zaludnionym, bogatym w owoce, zboże i winnice. Ludność czci Mahometa. Jest ona krwiożercza i zła. Oddają się stale pijaństwu [...] Są doskonałymi myśliwymi i łowią wiele zwierzyny.

Ostro kategoryzowane, nieprawdaż. A właściwie szufladowane według wzorca [ówczesnego] bedekera: zasoby naturalne, ludność – co wyznaje, jaka jest, czym się trudni. Ewentualne osobliwości. Relacja Marco Polo jest słabo uczestnicząca, nie ukrywa on swojej obecności, ale woli schemat obiektywizacji, kiepsko wszelako uzasadnionej (kraj bogaty, rolniczy, obfity w zwierza i wino [czy pije się tu go więcej niż w średniowiecznych Włoszech?], czemu zatem ludność jest krwiożercza i zła?).

Zgoła inaczej wygląda ponad pięćset lat późniejsza relacja Balzaca, warto poświęcić parędziesiąt minut i przeczytać w całości Podróż do Polski (z przodu opatrzoną wstępem Boya, z tyłu listami HB z Wierzchowni do Francji). Balzac uprawia tu radykalne naduczestniczenie, a jego egotyczna swada, brzuchata, kamieniczna, upajająca się własną ostrością, jest ciężka jak esprit Portosa; nawet nas nie dziwią przerysowane opisy Żydów (z Brodów czy Berdyczowa), bo wali po wszystkim, po czym może, na przykład:

[...] że wieczną pretensją Niemców jest, aby w niczem nie być podobnymi do Francuzów; że wściekają się, skoro im ktoś mówi o Francji; [...] że pozatem Niemcy to jest kraj najbardziej dziadowski, najbardziej pozbawiony wszystkiego w świecie; że jest sześćdziesiąt tysięcy Niemców w dzielnicy Saint‐Antoine w Paryżu, którzy tam żyją nie mogąc wyżyć w Niemczech; że od czasu jak Paryż istnieje, ani jedna Niemka nie przyjechała do Paryża w innym celu niż aby sprzedawać szczoteczki albo samą siebie, co można robić bez żadnej nauki.

* * *

Przywołuję dawne przykłady relacyj, bo wydaje mi się, że dobrze się czyta Mountain View jako odcinkowany opis podróży. Samo Mountain View jest nazwą kilkunastu miejscowości w USA (zwłaszcza tej w Dolinie Krzemowej), ale może być czytane jako „widok górski” czy nawet „widok z góry” (z innej, powiedzmy, perspektywy). Jeden z wierszy nosi tytuł Poetry, Tx, i rzeczywiście jest taka mieścina w Teksasie, ale, jak łatwo się przekonać, w wierszu nie chodzi o wycieczkę na amerykańskie zadupie, choć trochę tu się mówi o przemieszczaniu, a nawet jawnie występuje słowo „wycieczka” [nieco jednak, no właśnie, przemieszczona].

Poetry, Tx

Samoloty lądują według planu
spisanego na mokrej serwetce.
„Pieprzone sarkofagi”. To prawda,
że od pewnego czasu
żyjemy niemal zupełnie
pozbawieni wyobraźni. Silnik stanął.
Ktoś upuścił kluczyki na dno kanału, po którym
przesuwa się zdezorientowana wycieczka. W gruncie rzeczy
niewiele zostało tu „do zobaczenia”. Zatem
									w następnym ujęciu grzebiesz 
kijem w stercie globalnego złomu. Niezrozumiałe napisy odwożą 
mieszkańców w nieznane miejsca. Zasłony dymne w oknie z widokiem 
na placyk, po którym cień drzewa przesuwa się jak niedyskretna ręka, 
sięgająca po kolejne anorektyczne imperium. Kieliszki, klucze,

karty cyfrowych banków. A kiedy opowiedział jeszcze
o swoim najnowszym zainteresowaniu łodziami, mieliśmy go już 
w garści. To spojrzenie pełne wystudiowanego napięcia nie opłaci 
twoich rachunków, człowieku, nie otworzy już żadnych drzwi. Co 
za bęcwał finalizuje w ten sposób transakcje, kiedy każdej nocy 
budzi go niedźwiedź przebrany za barmana? Czasem
i bez tego jest wystarczająco dziwnie. Mówiłeś, że gdzie się 
zatrzymaliście? Powiedziałem — lepiej zapnij pasy.

Po czym więc odbywa się ta podróż? Nie po geografii (nazwy własne to oczywista ściema [vel alegoria]). Nie po czasie (płoży się tu nieostre, ogólne „teraz”). Nie po ludziach, ci występują zdawkowo, z jednej strony jako bezpodmiotowy zbiorowy nosiciel jakiejś nie‐/nad‐/obok‐świadomości, z drugiej jako epizodyczne sztafaże typów (jak ten chwytany w pułapkę amator łodzi powyżej), wreszcie jako sam pierwszoosobowy podmiot mówiący, który pojawia się niepewnie, na przykład gdzieś w puencie deklarując Uogólnioną Trudność [Poznawczo‐Opisową].

Gdybyśmy chcieli przypisać podróży ośrodek zjawisk czy procesów (np. społecznych; w nieostrym „teraz” są one wszystkie nad wspólnym mianownikiem kapitalizmu), też będziemy w kłopocie, bo, owszem, są tu „klucze, karty cyfrowych banków”, „transakcje” – w innych wierszach „zysk”, „dywidendy”, „raporty i memoranda”, a nawet „wchodzenie w zaawansowaną technologicznie rzeczywistość spóźnionego społeczeństwa”, ale te leksykalne sygnały lokują się na przeciwległym biegunie do zabójczo precyzyjnych opisów np. z Bailoutu Tomasza Bąka: są u Czerkasowa jakby wyzuwane z realności poprzez zanurzenie ich w językowe („wrażeniowe”) obszary nieoczekiwanych proweniencji.

Technologiczna rzeczywistość późnego [naznaczonego kapitałocenem] społeczeństwa... Nie, wróć, spóźnionego społeczeństwa. Transakcja [wyżej] tak, ktoś myśli o jej finalizacji, ale, bęcwał jeden, źle się do tego zabiera, bo przecież „każdej nocy / budzi go niedźwiedź przebrany za barmana”.

Nie mnożąc dalszych przykładów, przejdę do własnej metafory odbioru wierszy M.Cz. Otóż wydaje mi się, że ta odcinkowana podróż odbywa się po terytoriach pól siłowych, czyli wieloaspektowych zagęszczeń znaczenia, mających zdolność oddziaływania na losy (pojedyncze i zbiorowe) i na pryzmatowanie tych oddziaływań w ludzkiej (pojedynczej i zbiorowej) percepcji („naszych czasów”, wypada dodać). Czerkasow dokonuje swoistej unifikacji: realne (losy) i percepowane (sympleksy wrażeń/doświadczań) stają się jednym. „Transakcja” i „barman przebrany za niedźwiedzia” okazują się z tej samej rodziny kwarków; mają swoje odrębne „spin”, „powab”, „dziwność” itd., ale to równoprawne składowe świata.

Pole siłowe zdolne jest do wywoływania naprężeń (w ośrodkach niesztywnych można dodać turbulencje etc.) i może skutkować przemieszczeniem. Można też ująć tę odbiorczą metaforę w terminy bardziej tradycyjne i patrzeć na wspomniane „zgęstki znaczenia” jak na wizualizacje złożonych, wieloczynnikowych konceptów albo jak na konceptualizacje nakładających się na siebie obrazów („wrażeń”).

* * *

Czerkasow czasem sięga po [parodię?] jakby Marco Polowe[go] szufladowanie[-a], natychmiast wywracając je na nice:

Dom pełen kart

„Rzeźba terenu jest tu czasem do rzeczy,
choć jak wskazuje jej status, oderwany od świata

niczym kawał mięsa nad poszarpaną równiną, 
równie dobrze może oznaczać żart, jak i tę część

wypchniętą zawsze za horyzont: bezkresny ekran 
wypełniony igliwiem”. Mówiąc to,

chichoczące wzgórze koloryzuje dalej 
jak szalone, a cała okolica trwa w najlepsze

jedynie na szkolnych rycinach, kiedy niedźwiedzie 
szczają w mroku i niemal zawsze trafiają do rzeki.

Gdy idzie o ciężkobrzuchate, prowadzące do nieempirycznych uogólnień, kategorie stereotypogenne à la Balzac, w wierszach M.Cz. odbywa się robota przeciwna: destabilizacji utartych/obiegowych znaczeń. (Polecam taki klucz obserwacji, gdyby ktoś sięgnął po więcej wierszy Czerkasowa.)

* * *

Wizualną metaforą mojej metafory odbiorczej (czyli metametaforą) mogłyby być kompozycje unistyczne; na użytek niniejszej prezentacji wystarczy sam Strzemiński [zob.]. Oleje [np. Powidok słońca. Kobieta w oknie, 1948] jak ulał obrazują „złożony system / niedomówień, infiltrowany przez nieznaną / architekturę” (cyt. z wiersza M.Cz. Jakiś napis); odrębność pól [„siłowych”] i ich wzajemne relacje, napięcia i przylegania. Linearne rysunki unistyczne przedstawiają meandrujące trajektorie, na całym swoim przebiegu jednak jednorodne: jak narracja wierszy Czerkasowa [vel „strzałka czasu”^], której jakby obojętne jest przez jakie terytoria realności/wrażeń przebiega: zachowuje tożsamość.

Stąd też tytuł blogonoty.

* * *

Jak już mówiłem, piszę niniejszą blogonoć dla przyjemności; niemałą jej częścią jest śledzenie wędrujących motywów–znaków.

Niech to będą: niedźwiedź, sikanie, woda (rzeka, śnieg). Dyscypliny dodatkowe: pewien kolor, winda.

Niedźwiedzia już spotkaliśmy:

każdej nocy 
budzi go niedźwiedź przebrany za barmana
Poetry, Tx
jedynie na szkolnych rycinach, kiedy niedźwiedzie 
szczają w mroku i niemal zawsze trafiają do rzeki
Dom pełen kart

Zaraz też pojawia się drugi motyw, sikanie.

Dzień, w którym chciałem wysikać swoje inicjały 
na śniegu, był ostatnim dniem lata, początkiem 
astrologicznego długu. W sumie nic dziwnego, 
że nigdzie nie znalazłem śniegu.
Śnieg

(W tym wierszu, rozpoczętym od nieudanej proby indywidualnego oznaczenia terenu, dalej [tymczasem] pojawia się „życie codzienne” w „centralnej części kontynentu”, kulminujące w takim obrazie:

[...] a w głębi ulicy,
na oczach znudzonego tłumu, protestowali stróże prawa
poprzebierani za duchy: „Parę litrów benzyny później
wzrokiem rozgarniali już ściany i układali swoje puzzle
w ogromnych płomieniach". Wreszcie na koniec
spadło również trochę różowego śniegu. Cała różnica.

...kolor różowy zestawiany tu jest ze wcześniejszym niebieskim [wrócimy do niego] i pobrzmiewa złowróżbnie: coś między akcją gaśniczą a tłumieniem zamieszek. Mnie automatycznie przypominają się kobiece głównie protesty po wyroku pseudotrybunału; tajniacy w tłumie itd.)

Niedźwiedzie szczają, trafiając w mroku do rzeki, a gdzie indziej podmiot mówiący zeznaje:

Pisałem sztuki o lotach w kosmos, powieści
o nazistach eksplorujących ponure sekrety, a także
rymowane kryminały dla dzieci. Wszystko na nic.
Każda kariera najwyraźniej wlecze nas w końcu za jaja
w stronę oceanu, gdzie grają naprawdę duże ryby, a na brzegu
czeka tablica z napisem: „Nie trafiłbyś w wodę,
nawet gdybyś wypadł z łodzi”. [...]
Wstrzasające

Porażka, do tego – prekonfigurowana, gra z ustawionym z góry wynikiem. Sikanie do wody/rzeki jako znak poświadczonego uczestnictwa w kulturze/Znaczeniu. Jedynie „na szkolnych rycinach” jeszcze figury poświadczone (niedźwiedzie), mające licencję na dostarczycieli ekscesu [„barman przebrany za niedźwiedzia”], zaiste, postacie z matecznika.

Porozrzucane po różnych wierszach fragmenty trajektorii ostatecznie składają się w pewną znaczącą całość.

* * *

Znaki nie poskrywane za ekstensywnym szyfrowaniem. Proste, regularne, niby‐sprawozdawcze zdania.

[...] a jednak pozostawia nam w spadku Czerkasow jakiś rodzaj zdziwienia, grozy czy niesamowitości (unheimlich), stricte poetycki naddatek, który wymyka się logice akumulacji [Skurtys, link wyżej]

* * *

Na zasadzie aneksu: kolor niebieski.

„Więc kiedy dotarłem na miejsce,
okazało się, że ów słynny budynek przemalowano
na jeden z tych kolorów, które widzi się we śnie,
lecz później zupełnie ich nie pamięta”. Zapomniałem
dodać, że te zdania nie należą do nikogo. Ale zdaje się,
że był niebieski, ten konkretny budynek,
który widzieliśmy niemal całe życie.
Śnieg

Różowy – kobiecy [łagodzona krwawość], niebieski – męski, kolor policji i [cholernych, urajanych] katedr.

* * *

Na zasadzie aneksu: winda.

jak ktoś, kto obudził się po niewłaściwej stronie miasta,
powiedzmy otwarcie, że w tym budynku
winda jeździ wyłącznie w poprzek, a każda kariera, no cóż,
zawsze już będzie wisieć na włosku.
Wstrząsające

Nominalnie winda jest wehikułem zdolnym do przekraczania granicy sufitów (w tym: szklanych, a nawet, poniekąd szyderczo się uśmiewam, niebieskich). No ale dziś społeczeństwo jest spóźnione.

Winda nie jest (na przestrzeni pierwszych 9 wierszy z Mountain View) motywem wędrującym, ale mam z nią skojarzenie prywatne.

W 2009 w rozbiegu do obnocenia Związku Żydowskich Policjantów Chabona, cytowałem Chandlera (z Wysokich okien, w przekł. Wacława Niepokólczyckiego):

Były tu dwie okratowane windy, ale tylko jedna, jak się zdaje, czynna, a i to niezbyt przeciążona. Wewnątrz, na drewnianym stołku, wymoszczonym workiem, siedział staruszek o zapadłych policzkach i wodnistych oczach. Wyglądał, jakby się stąd nie ruszał od Wojny Domowej, z której w dodatku wyszedł dość poturbowany. Wchodząc do windy powiedziałem: „Ósme”, a on pomocował się z drzwiami, rączką dźwigni wprowadził klatkę w ruch i powlekliśmy się chwiejnie w górę. Staruszek dyszał ciężko, jakby dźwigał tę windę na własnym grzbiecie.

Obraz ten skłonił mnie do zakończenia rozbiegu zdaniem następującym:

I takim powolnym zygzakiem, jak winda, która w swojej posuwisto‐zwrotnej służbie uznała, że większą przyjemność sprawi budynkowi, próbując lekko bocznej korekty ruchu, docieram wreszcie do właściwego tematu.

Były to czasy tuż przed spóźnieniem.

  1. Anna Matysiak’s avatar

    Podobają mi się wiersze Czerkasowa i jest to poeta, którego jakoś przegapiłam. czytam od niedawna. Wpadła mi ostatnio w oko rozmowa Kujawy z nim, bardzo inspirująca.
    Twoja interpretacja ekscytująca.

  2. nameste’s avatar

    @ Anna Matysiak:

    Dzięki. Rozmowę z Kujawą odszukam.

  3. nameste’s avatar

    Z tejże rozmowy:

    Jednak poezja wciągnięta w jakikolwiek model – czy to polityczny, czy ekonomiczny – od razu traci trochę ze swojej anarchicznej energii, staje się pewnego rodzaju narzędziem dla myślenia właśnie w tych ograniczających ją kategoriach. Tymczasem dla mnie poezja jest przede wszystkim błędem, usterką każdego możliwego modelu. A także samymi możliwościami. W tekście, który czytam lub który zamierzam przeczytać, najbardziej będą mnie pociągać nieporozumienia, pęknięcia i przesunięcia: „Dlaczego to zostało tak napisane? Jak mam to rozumieć?”. No i przede wszystkim: „czy powinienem to w ogóle zrozumieć?”. Uczymy się życia w trakcie trwania życia, funkcjonujemy wewnątrz tego rozwijającego się procesu, więc dlaczego mielibyśmy traktować rozumienie czegokolwiek jako pewnik? Jedynym wyjściem wydaje się sceptycyzm – również wobec własnego sceptycyzmu.

  4. Anna Matysiak’s avatar

    @ nameste:
    Bardzo istotny fragment, bliski mi. I jakoś wyzwalający

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *