dwa momenty i slasher

Jak wiadomo, MLB jest srogi (a komu nie wiadomo, ten niech uważa). Ale wiersze z tomu Wiosna ludzi (Ha!art 2022) nie sprawiają wrażenia srogich, przynajmniej te z części pierwszej – „Strona dokończenia”, część druga, „strona nie/do/kończenia”, to co innego, prawdziwy slasher, w którym język cięty ukośnikami „/” [ang. slash] napręża się w kognitywnym wysiłku [czytelnika]. Wydają się przystępne, otwarte na oścież, a nawet gdzieniegdzie opatrzone autorskimi przypisami, zachęcającymi do zbadania uwarstwień. Niemniej i w nich jest srogość polegająca na bezlitosnych diagnozach świata‐systemu jaki jest.

Budzą rezonans większy niż – z lewej – abstrakcyjne obrazy pełne obcych wyrazów czy przepełnione bólem opisy jednostkowego cierpienia/zagubienia w owym świecie‐jaki‐jest albo – z prawej – szydercze menelowanie mantyki (być może skądinąd zatrudnionego na etacie w kasodajnej przystawce czy, przeciwnie, wolnego elektrona na utrzymaniu cudzym). Dlatego że są to świadectwa osobiste kogoś z bagażem [doświadczeń i emocji], mimo drapieżnosci nie stroniące od humoru, nostalgii, (auto)ironii itd., i takich zabawek, jak taneczne momenty rymu‐i‐rytmu, dość gęsto energetyzujące [powiedzielibyśmy: wiosennie] złapanie [po 9 latach] trzeciego oddechu. Albo, inaczej mówiąc, jest to diagnostyka według reguł myślenia ANT, w której diagnosta nie wystawia się na zewnątrz diagnozowanego. [Zob. Wallerstein, Latour etc.]

Jak już pisałem, Wiosna ludzi to książka istotna. Pomysł, że można ją minąć jedną blogonotą, jest zbyt śmiały. Będzie się do niej wracało, może też na piśmie. Na dziś – dwa momenty, osobisty i kognitywistyczny.

moment osobisty

Czteroczęściowy wiersz Wiązanka pieśni BoJacka jest dość ścisłą parafrazą innej wiązanki z 2002, parametryzowaną Jaworskim, Kochanowskim i in. Przejście to polega na „wszystko się zmieniło, czyli nic właściwie”, już w przemianie tytułu („[pieśni] bojowe | „[pieśni] BoJacka”) zapowiada myk pasujący do wprowadzenia w ową kreskówę, literalnie przywołaną też pierwszym kursywnym angielskim wersem‐cytatem (por. „A humanoid horse, BoJack Horseman – lost in a sea of self‐loathing and booze – decides it’s time for a comeback. Once the star of a ’90s sitcom [...]. The show was the hottest thing around, then suddenly, was canceled. Now 18 years later, BoJack wants to regain his dignity.”) Skryta srogość.

Kawałek czwarty różni się jedynie tytułem i zmianą pewnego realium:

4. Nieszczęsne ochędóstwo | Żałosne ubiory

dziewczyn przekładających
[2002] z półki na półkę w sklepie dwudziestoczterogodzinnym
o czwartej nad ranem
[2022] z półki na półkę w sklepie dwudziestoczterogodzinnym przemianowanym
na placówkę pocztową

Analiza zmiany (ogniskowej) z „czwartej nad ranem” na „przemianowanie na placówkę pocztową” musiałaby mieć, siłą rzeczy, charakter nie tylko teorioliteracki^, ale przede wszystkim polityczny. Czego się zwykle unika, bo wygodniej jest sądzić, że role dawno przyjęte/rozdane.

A gdzie tu moment osobisty? O jeden, autora, trzeba pytać jego samego, drugi mój. Blogonotę poskrom & odwiń (2021) dotyczącą (nieco wszakże pretekstowo) debiutu Patryka Kosendy, Robodramy w zieleniakach, otwiera etyczny poradnik klienta [powiedzmy:] Żabki.

W pewnym momencie wyłączasz słuch, wiesz, że muszą to mówić, bo takie są warunki jebanejfranczyzy, więc uprzejmie, staram się minimalizować cudzy wysiłek, ciężko pracują za zbyt mało, mieć drobne dla kasjerki oto obowiązek konsumenta, i nie mów pierwszy dzieńdobry, pani mówi dziennie 1000 razy dzieńdobry, bo takie są warunki j.f., można mieć dość, minimalizuj cudzy w., ale odpowiadaj, gdy sama powie, czy ma pan aplikację, tu akurat czeka na odpowiedź więc się mruczy „nie”, polecam kawę i..., i po tym „i” słuch się wyłącza, to takie amen‐płać, ludzie naprawdę uprzejmi wyciągają zawczasu portfel portmonetkę czy coś, albo kartę, i na widok je, pod oczy, zanim spyta kartaczygotówka, minimalizuj cudzy w., staram się być naprawdę uprzejmy, to kwestia wyobraźni, od której wszystko się zaczyna. Nie robi się rewolucji, tańcząc w kolejce do kasy.

Oczywiście to tylko szkic, spisana pragmatyka osobnicza; są też tu błędy, np. kasjer/‐ka nie spyta „czy ma pan aplikację?”, powie „aplikacja jest?”, znacznie ekonomiczniej, nie trzeba wysiłku wyboru formy rodzajowej (pan/pani), o parę głosek krócej (pamiętajmy: każde słowo mnoży się przez 1000).

Ale reakcja na zjawisko, podobnie jak u MLB, który sięga po frazę Kochanowską „nieszczęsne ochędóstwo, żałosne ubiory” i wypowiada ją (współczesne treny) w dwóch b. odległych czasowo ratach, jest najpierw językowa. Mundurki franczyzobiorców i ich personelu są istotnie takie sobie, ale prawdziwie nieszczęsny/żalbudzący [tłumaczę ze staropol.] jest przymus zadawany jebanąfranczyzą, przymus katarynkowania tych samych fraz, robotyzacja (współczesnych zieleniaków). „Aplikacjajest? zachęcamdopobrania polecam kawęherbatęhotdoga” itd.

Kawałek pierwszy w BoJacku zmienia oryginalny tytuł „1. Bojówki” na „1. Obviously”, a uwagę z prokonsumpcyjnej akcyjności zapoczątkowanej w latach 90. przenosi na (oczywistą) powtarzalność struktur systemu‐świata. Podmioty mówiące (zbiorowe „my”) wprowadzają w sytuację („kiedyśmy zdjęli z zawiasów drzwi stodoły babilonskiej / i rozgościli się w środku / zachwyceni tym, jacy jesteśmy twórczy / i jak się przyjaźnimy” [zob. KSP]), aż tu (nie całkiem nagle)...

Z niedowierzaniem patrzyliśmy na starych dziadów obnoszących
na szyjach jedwabne szaliki sprzed dwudziestu pięciu lat
jak trofea.
Z niedowierzaniem, ale i pobłażliwością.
To przecież nie miało się powtórzyć.

Ciężar w cytacie spoczywa w wyrazie „pobłażliwość”, która byłaby uzasadniona, gdyby szło wyłącznie o fulary (czy, na przykład, marynarkę po Brodskim). Tymczasem chodzi o związek polityki z kasą. W blogonocie poskrom & odwiń mam kawałek na również ten temat (koloryzowane):

Pewnych rzeczy wyobraźnia (od której wszystko się zaczyna) nie obejmuje. Jest, powiedzmy, Wegmach, pełen krętych, pokrętnych korytarzy, suną nimi sznury gnomów niosąc worki złota; Hagrid zadokowany na Plantach, ładuje się. A więc idziesz którymś korytarzem, z naprzeciwka nadchodzi dyrektor Fular (jego indiańskie imię utajniono), dzieńdobry, mówisz. A dzień... zawiesza się Fular, pan to...? Jestem Franz Ka, pracuję w zakładzie ubezpieczeń robotników, którego pan jest dyrektorem. Aaaa‐ha? Fular nie łapie, robotników...? Słowa, dopowiadasz. A, to pan, panie kolego, jakiś pan mało orli... Proszę pamiętać: gdy publicznie, szorty w kant, prasować, prasować! Odchodzi.

„Mało orli”, mruczysz, „[– – – –]” (censored). Przecież gdyby Sienkiewicz był żydowsko‐niemieckim Czechem, to.

„Bar wzięty, Szymba zgarnięta”, wszystko jest.

Czytelnik niniejszej blogonoty może poczuć się w tym momencie już zirytowany. Mało o wierszach (czy: wierszy) MLB, zamiast tego jakieś sążniste autocytaty. No ale trochę celowo irytuję (chcecie więcej? kupcie Wiosnę ludzi i czytajcie, pozycja obowiązkowa), a trochę dokumentuję wspomniany na początku rezonans.

moment kognitywistyczny

Który to rezonans nie działa jednak po całości. Blok wierszy między stronami 23 a 30 (zapowiedziany (jakby) wierszem Spróbuj użyć innego palca, a spuentowany (poniekąd) wierszem Czas nie jest tiktakiem) mógłby pasować do abulafijnej hipotezy [przedstawionej wszakże jako fakt] Rafała Wawrzyńczyka [stąd]:

[...] fakt, o którym jak dotąd w jej [poezji MLB] omówieniach chyba nie wspominano. Mianowicie że duża część erotyków autora „69”, wzorem mistycznej poezji sufich czy świętych średniowiecza, daje się doskonale czytać jako skierowana zarówno do „ziemskie[j/go] kochank[i/a]”, jak i do „Boga”.

Ja otóż odmawiam drugiego trybu lektury, to są [dla mnie] erotyki (niekoniecznie osobowe), a jeśli takie postanowienie wytrąca je z [ew.] jakości, tym gorzej dla autora (zawsze jednak można zaawansować postulowaną gdzie indziej reformę leksyki wiersza).

Tę przygodę rekompensują na szczęście trzy wiersze „kognitywistyczne”, właściwie jest ich więcej, ale te trzy warto wymienić z tytułu: If 6 was 9, 7 + 2 tezy o mózgu oraz:

Więcej tez

Świadomość obserwuje życie, które się przeżyło.
Świadomość łapie światło gwiazd czasu przeszłego.
Świadomość nie sięga rzeczywistości.
Opowiada film po seansie.

Świadomość z godnym podziwu zapałem
wynajduje szczepionkę na wirusa,
który zdążył zmutować.

Życie świadome jest
niekończącą się anegdotą
interesującego nudziarza.

Co prawda, świadomość najpewniej opowiada [czy wręcz kręci] film w trakcie seansu, ale nie umniejsza to w niczym błyskotliwości (a nawet głębi) puenty wiersza. A przy tym wskazany „moment kognitywistyczny” wydaje się dobrą prolegomeną do gry w

slasher

proponowanej w drugiej części tomu. Czemu? To pytanie chwilowo zostawiam otwarte, temat na inne blogonoty.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *