poskrom & odwiń

W pewnym momencie wyłączasz słuch, wiesz, że muszą to mówić, bo takie są warunki jebanejfranczyzy, więc uprzejmie, staram się minimalizować cudzy wysiłek, ciężko pracują za zbyt mało, mieć drobne dla kasjerki oto obowiązek konsumenta, i nie mów pierwszy dzieńdobry, pani mówi dziennie 1000 razy dzieńdobry, bo takie są warunki j.f., można mieć dość, minimalizuj cudzy w., ale odpowiadaj, gdy sama powie, czy ma pan aplikację, tu akurat czeka na odpowiedź więc się mruczy „nie”, polecam kawę i..., i po tym „i” słuch się wyłącza, to takie amen‐płać, ludzie naprawdę uprzejmi wyciągają zawczasu portfel portmonetkę czy coś, albo kartę, i na widok je, pod oczy, zanim spyta kartaczygotówka, minimalizuj cudzy w., staram się być naprawdę uprzejmy, to kwestia wyobraźni, od której wszystko się zaczyna. Nie robi się rewolucji, tańcząc w kolejce do kasy. (Auć.)

No więc dryń, otwieram, a tam uśmiech glovo, jak w reklamie tv, ale oczy zmrużone, głos głuchy, przesyłka do pana, ja coś zamawiałem? może i nie, odpowiada glovo, ale powinieneś, Jacku, pozdro od owada, napiera rowerem, się cofam, szur we mnie paczką, zawraca i znika. Normalnie szok. Jaki owad, czemu Jacek. Niemniej przeto (trzeba sobie odrosnąć trochę godności) otwieram paczkę, w środku dwie książki.

* * *

Sacks opisuje, jak Temple Grandin (jej indiańskie imię to Świątynia Wielkiego Obiadu; pochodzi po XY z francuskich hugenotów, więc legit), człowiek z autyzmem (jeszcze nie było spektrum, porządny asperger), cierpiała z powodu przebodźcowania, typowe przy takich ustawieniach mózgu. Zauważyła, że uspokaja ją zdecydowany dotyk/nacisk w jak największą powierzchnię osoby. Było jej ku zwierzętom, więc połączyła, co było do połączenia, i zamówiła sobie (bogata z domu) ludzką samoobsługową wersję poskromu, urządzenia do unieruchamiania bydła w celu np. wykonania zabiegu wet. Wejść do środka, zacisnąć co trzeba, zamrzeć. Pomaga.

* * *

Nie mam wiele do powiedzenia o tomie Robodramy w zieleniakach Patryka Kosendy. Tytuł jest genialny. Co ciekawe, słownik Doroszewskiego (1899–1976) nie notował wyrazu zieleniak [dostęp via SJP], a wyraz warzywniak robił tam tylko za „ogród warzywny”; słowniki są klasowe. Maria Dąbrowska (jej indiańskie imię to Maria Dąbrowska) posyłała na zieleniak (przy ulicy Polnej) służącą, a może to któraś z jej postaci posyłała (pani Ludmiła?). O Frani (1945) – analfabetka, wykopalisko, czysta, cicha, świetnie gotuje – „która karmić będzie Dąbrowską mięsem, choć ona wolała szpinak” [Kuciel, Służące, s. 383]. Czym się różni zieleniak od warzywniaka? Warzywniakowi przysługują ściany: działa we wszystkie pory roku. Czy wiecie, że za PRL‑u standardowym towarem w warzywniakach było piwo? małe pękate butelki w brudnych drewnianych skrzynkach, produkt pochodzenia rolniczego, jasne, już nie za późnego PRL‑u. O czym to ja?

Tytuł jest genialny. W środku natomiast dominują powiązane w nawet porządne pęczki aktymowy mechanicznych karłów, brane z transparentów ich frenetycznych manifestacji sunących tam i sam, z ich tacy‐pao, z napisów na ścianach kibla i kto wie skąd jeszcze (z drobnej archeologii dźwiękowego tła). Oczywiście wiem, że cyfra (cyfra‐cyfra), że stream und drang, łomot, nie odmówię sobie jednak przyjemności pójścia okrężną drogą, przez katarynkę, kretynkę, karła, tylko jakby odwrotnie; obejście to jest podkreślone wyrazem „frenetyczny”, który oczywiście u Doroszewskiego jest, obok wyrazu „fertyczny” („fertyczna Stasia, pokojówka, okazała się raptem ‘dragonem w spódnicy’ ”; Kuncewiczowa).

maleńcy ludzie pełni maleńkich gofrów
podglądają rzeź [zobacz ich brzemienne liturgie]

z wiersza matowe próżniaczki

Z różnych stron dochodziły głosy, że Robodramy są b. śmieszne, z drugiej jednak strony, zależy to (jak się okazuje) od ustawień mózgu. A tymczasem (jakimś nieeuklidesowym t.) zmienił się zwrot łuku rozpiętego na ustawienia mózgu — przebodźcowanie — świat, teraz to panświat odpowiedzialny za przebodźcowanie niezależnie od u. mózgu, sami sobie [łaskawie, podpowiada marketing] ustawcie te ustawienia or else.

nade wszystko jestem przesyt
dla przyjaciół porzyg
nade nic
nude pic

z wiersza unnecessary second poison dart; pęczek 3: te wasze etnosy pornosy

Spośród szumu [Szumu] mechanicznych karłów odzywa się czasem animus intencji=znaczenia tego tomu [pilnie śledzę doniesienia w tej sprawie], jego indiańskie imię nie jest znane. Mówi na przykład tak (tekst Samaelinho przeciąża, overloading adidasa [najków?]):

To nawet nie to, że dzisiaj stare anarchole tańczą na ogonkach czereśni, że zodiakony pompują sobie te jałowcowe genitalia z wiórami w ustach, że ci krzepcy chłopcy zajadali salceson z lukrem, lukier z chrobotem. Święty Szumie! Jak oni muskali te agitacje! Wiesz: nie lubię krzywdy, naginania ceremoniady. To jak totem z leguminy, jak żółwioustne powieki tych dawnych chłopców, jak fundamenelizm protochwastów.

...albo zamaszystym szelakiem wprost:

na przykład perory nieme
archiwalne jak trajkot kronholdzki

jesteś moim pince-nezkiem
zerżnę cię pugilareskiem

z wiersza, którego tytuł jest nieprzyjemnie długi i nie chce mi się go przytaczać; s. 35

Kto chce przeczytać z sensem o Robodramach, niech idzie do Alicji Duszy (link już zamieszczałem w styczniu, przy okazji jej wiersza (nałóg okrężności), a kto porządnie napisane – do Jakuba Sęczyka. (Co oczywiście nie znaczy, że odwrotnie nie zachodzi.)

Ja powiem tyle, że Patryk Kosenda Robodramami zrobił – zwłaszcza bodaj sobie, ale i chętnym – poskrom. Zostawiam w tym miejscu szpinak (przyniesiony przez Dąbrowską) i frazę żółwioust[n]e powieki; pora na 2021.

* * *

Pewnych rzeczy wyobraźnia (od której wszystko się zaczyna) nie obejmuje. Jest, powiedzmy, Wegmach, pełen krętych, pokrętnych korytarzy, suną nimi sznury gnomów niosąc worki złota; Hagrid zadokowany na Plantach, ładuje się. A więc idziesz którymś korytarzem, z naprzeciwka nadchodzi dyrektor Fular (jego indiańskie imię utajniono), dzieńdobry, mówisz. A dzień... zawiesza się Fular, pan to...? Jestem Franz Ka, pracuję w zakładzie ubezpieczeń robotników, którego pan jest dyrektorem. Aaaa‐ha? Fular nie łapie, robotników...? Słowa, dopowiadasz. A, to pan, panie kolego, jakiś pan mało orli... Proszę pamiętać: gdy publicznie, szorty w kant, prasować, prasować! Odchodzi.

„Mało orli”, mruczysz, „[– – – –]” (censored). Przecież gdyby Sienkiewicz był żydowsko‐niemieckim Czechem, to.

„Bar wzięty, Szymba zgarnięta”, wszystko jest.

* * *

Tom‐poskrom polega na tym, że ciśnienie zewnętrzne kruszy, kontaminuje słowa‐obrazy‐zjawiska, granica gęstnieje, sztywnieje [to całkiem skorupiaśne, znowu z matowych próżniaczków], coś jak karapaks w metryce Schwarzschilda. Wejść do środka (już się jest?), zacisnąć co trzeba itd.

Świeżo wydany Największy na świecie drewniany coaster (Fundacja Kontent 2021) jawi mi się, na pierwszy rzut oka, jako te same, co do istoty, robodramy, tylko powoli odwijane spod ciśnienia, zgęstki nieco prostowane.

Weźmy taki (nazwę: bez mała emblematyczny dla Coastera) wiersz:

Sugarmistrz Ciasta Śmietankowy

Kręci cię żul posilający się w piecu,
nęci chłopiec bogaty pakujący w pomarańczę?

Dobry, bo krewki i mdły pałkarz. Nie pies.
Dlaczego wyzywamy bestie od zwierzaków?

Małe miasteczka i wielkie tajemnice:
coś tam, bieda, beczka, dzieci.

Wielkie miasta i małe tajemniczki:
coś tam, deweloper, grunty, praworządność.

A znasz to: zachodzi komornik do domu,
podbiera skrzypce żółwioustej powiece

i szurga na nich Budkę Suflera, jakby miał się skończyć
dzień przyjemnie, serio, w chuj lajtowo?

Zostawiłem tam wyżej szpinak; tu, w instruktażowym heptalogu (str. 6) pojawia się smażalnia szpinaku (w niej: strzelanina; motyw podchwycą ilustracje).

Szpinaczelne mówią prostszym językiem, jakby co – użyją wegewulgaryzmów, nie, bez przesady, normalnie mówią, mówią parawan, wskazują padawana [na plaży]. W Nábróku z papy piją do [g]óry, psy liżą im dezynwoltury. OK, wystarczy.

Odkładam tę blogonotę, która – po całości – jest tylko wstępem do czytania Coastera. Zanim skończę, pojawią się (oby) serjozne rozkminy, ale będę na to przygotowany.

  1. Michał Babilas’s avatar

    „Mój” Doroszewski uważa, że zieleniak to „wino gronowe po roku leżakowania” i podaje takie przykłady kontekstualne (między innymi z Na polu chwały Sienkiewicza): „Podesłał im do oficyny spory gąsior zacnego zieleniaka, który też zaraz radzi obsiedli i poczęli wzajem do siebie przepijać”. Ale też: „Uśmiechnęła się (...) życzliwie, uradowana, że jej zieleniak tak dobrze usposabia gości.” Oraz: „Postawili więc sobie beczkę zieleniaku i antałek maślaczu i pociągali.”

    Takie skrzydła husarskie na kacu.

  2. nameste’s avatar

    @ Michał Babilas:

    A znowuż mój Wielki polsko‐rosyjski (Hessen, Strypuła,1967; całkiem współczesny Doroszewskiemu) nie tylko poprawnie „zieleniak – овощной рынок” [rynek warzywny], ma też „zieleniarz, zieleniarka – зеленщик, зеленщина”. Google translator nie kuma, ni w ząb.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *