wąskie wody pod koroną

Ze świeżego „Kontentu” nr 10 (w korzystnie odnowionej szacie graficznej) wiersz Wojciecha Brzoski.

wielki elektryk

jutro z samego rana odwiedzi mnie
naprawdę wielki elektryk.

obiecał naprawić mi zegar

w piecach.

zrestartować ogień
w mojej głowie.

zegara strzegą dwie plastikowe maryjki
niebieska i różowa –

prosto z częstochowy.

obie z wodą pod koroną.

wielki elektryk
nazywa się jak świetny
fotograf, więc pewnie
zrobi czemuś zdjęcie

na koniec.

na lepszy początek
niech będą szerokie

wody.

Zgodnie z formułą „Kontentu” wierszom towarzyszą komentarze, za Brzoskę wziął się Filip D. Matwiejczuk (tak w zamieszczonym biogramie), skądinąd sam prezentujący w tym numerze swój zestaw wierszy (jako Filip Matwiejczuk, bez „D”); jednym z motywów tego zestawu jest „prund”, co mogłoby sugerować jakąś spersonalizowaną optykę w oglądzie cytowanego wiersza.

Tu się jednak rozczarowałem. Pisze FDM, odnotowawszy „wyrażenia [Brzoski] zawierające pewną dziwność”:

W wielkim elektryku pisał „jutro z samego rana odwiedzi mnie / naprawdę wielki elektryk”. W tych dwóch wersach może chodzić zarówno o rozmiary pana majstra, jak i o jego wysoki poziom sprawności w wykonywanym fachu, ale i tak wypowiedzenie tego w powyższy sposób brzmi groteskowo, wręcz komicznie.

Prezentowanie rzeczywistości za pomocą nieoczywistych gier językowych może stanowić kontynuację tego, co Miron Białoszewski określał „nieustannym uroczystym zdziwieniem”. Jest to swego rodzaju postawa wobec rzeczywistości.

Tezą bowiem Matwiejczuka jest osadzenie Brzoski jako „kontynuatora tradycji Nowej Prywatności, ponieważ w swojej poetyce zazwyczaj nie podejmuje kwestii wykraczających poza to, co mu bliskie, czyli: on sam (w tym wspomnienia i własne emocje) oraz jego otoczenie i to, jak je postrzega (w tym ludzie, których widzi)”.

A tymczasem trasy to wiersz, w którym Brzoska chwyta się poręczy, widząc odjeżdżającą niespełnioną obietnicę wzdłuż trasy „seks – erotyka – intymność” („zakurzony raj / pełen niechcianych płyt” odsyła w krainę wspomnień, ale dominantą wiersza nie jest konkret z pamięci podmiotu lirycznego, lecz – obserwacja generalna, przywołana przez skojarzenie ze scenki rodzajowej).

W pinach i mikrofonach rekapituluje zwierzęcość istnienia przesłanianą przez protetyczną maszynę kultury/technologii i wyłaniającą się spod niej w momentach szczególnych („dziewczyny, przy których / zapomina się pinu”, i te same, po latach, porzucone w śmietniku–urządzeniu prymarnie powołanym do zamaskowania zwierzęcości: szalecie).

Wiersz pot czytam sobie jako ponuro realistyczną konstatację, że nadzieje, które oferowała Historia, poszły w cholerę, a „bieg w miejscu”, i to w tył, przyniesie tylko „pot” („i nie będzie już żadnych / łez”, a co do ostatniej z trójcy – „krwi” – być może to ona jest narratorką; wolno wyobrazić sobie, że na chwilę przed udarem).

A znowuż wiersz szubienice przepowiada (taki czy inny) koniec Religii (czego ew. sprawdzenie pozostawiam Czytelniczce).

Taka to i Nowa Prywatność.

* * *

Wróćmy do wiersza wielki elektryk. To wiersz staro‐polityczny, w tym sensie, że operuje na poziomie Symbolicznego (nowo‐polityczny mierzy się, tak twierdzą autorytety, z Realnym) i operuje na symbolach.

„Wielki Elektryk” to jedna z tych tanich metafor na boga, tego, który jest źródłem wszelkiego „prundu”. W Polsce natomiast używane było (w czasach „naporu i entuzjazmu”) jako ksywa Lecha Wałęsy, elektryka ze Stoczni Gdańskiej, któremu – wśród innych kabotyńskich gestów – pamieta się zwłaszcza „Matkę Boską w klapie”. I tę dwoistość konotacji Brzoska rozgrywa na przestrzeni całego wiersza, balansując między tanizną „plastikowych maryjek [...] z wodą pod koroną” a kanonicznością „szerokich wód”, biblijnych dwojako: raz jako początkowy „męt i odmęt”, dwa – w oczywistym przywołaniu potopu („na lepszy początek”).

Obietnica „naprawy zegara // w piecach”, obraz o szerokim polu skojarzeń (od przywrócenia osobniczej witalności, potwierdzanego przez „zrestartować ogień / w mojej głowie”, po zegar kontrolny w wielkoprzemysłowej hucie), mnie perfidnie kojarzy się ze znaną [niegdyś] odzywką Wałęsy: „nie chcesz mieć gorączki, stłucz pan termometr” [adresowaną do Jerzego Turowicza]. Tu chodzi o czynność odwrotną: gorączka (ogień) jest znowu pożądana, trzeba naprawić urządzenie.

Ale jest ono, ów zegar, strzeżone – przez katonacjonalistyczny anty‐potworo‐genderowy amulet: „dwie plastikowe maryjki / niebieską i różową”.

W komercyjno‐dewocjonalnym uniwersum różowych maryjek nie ma, z tych samych powodów, dla których krew w reklamie podpasek jest niebieska (różowe maryjki tylko w muzeum etnograficznym). Brzosce jednak zależy na tym, aby pokazać strażników w ich kompletności. Ta bariera z wąskiej (w odróżnieniu od szerokiej, biblijnej) „wody pod koroną” jest bardzo silna, więc z naprawy nic nie wyjdzie, co najwyżej zrobi się „czemuś zdjęcie // na koniec” [w sprawie „nazywa się jak świetny / fotograf” wybór szeroki, od Lecha Wilczka po Andrzeja Jerzego Lecha].

* * *

Co napisawszy, zastanawiam się, czy przypadkiem owo „D” w komentatorskim podpisie nie oznacza aby „D jak drwina”; gdybym był redakcją „Kontentu”, uważałbym na przyszłość.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *