jasność, cnota

Przekonał mnie w swoim czasie Ryszard Koziołek do swojej metody ruchu po promieniu (w książce Dobrze się myśli literaturą, Czarne 2016), nie odbierając wolności do niezgadzania się w kwestiach szczegółowych. Jego tekst w „Tygodniku Powszechnym” Pani literatura wyróżnia się na tle okazjonalnego, po‐noblowskiego wysypu tekstów o pisarstwie Tokarczuk, które – gdy publiczne – przeważnie mają charakter biograficzny (z nieprzypadkową domieszką autobiografizmu) lub – gdy bardziej prywatne – często są podszyte protekcjonalnym sarkaniem („przeczytałam pół ksiażki Tokarczuk 20 lat temu, ale od literatury oczekuję, aby była sztuką, phi” itp., itd.) lub jawną, źle zaadresowaną (pieczeniarze wytrenowani przez widma opiekuńcze ze śp. „Zeszytów Literackich”, really?) głupotą z dominująca nutą mansplainingu wobec „cioci Oli”.

A wyróżnia się, bo w ramach (właściwego sobie) zoom‐out Koziołek zajmuje się najistotniejszym aspektem pisarstwa OT, tym właśnie, który zapewnił jej rzesze czytelników, a jednocześnie stanowił nieustającą okazję dla prezentowania wyższościowych postaw przez rozmaitych zoilów.

To, co przy okazji pierwszych powieści nazywano prostotą, łatwością, brakiem skomplikowania i dydaktyzmem, krytyka anglosaska nazwała krystaliczną jasnością. Z czasem, kiedy struktura i kompozycja jej powieści oraz opowiadań zaczęły coraz bardziej wskazywać na to, że historia jest nieciągła, pełna dziur, domniemań lub narracji alternatywnych, jasność składni i bezpośredniość w wyrażaniu przez bohaterów swoich poglądów stała się etyczną marką Olgi Tokarczuk.

Kiedy czytamy taką powieść jak „Bieguni”, nie mówiąc o ogromnych „Księgach Jakubowych”, precyzja i jasność języka jest pracą wykonaną przez pisarza dla nas. Jej wartość wykracza daleko poza korzyści estetyczne. Mówienie jasno ze środka potwornie złożonej historii jest cnotą etyczną, ale także polityczną. Zakłada bowiem, że czytelnik, bez względu na rodzaj wykształcenia i poziom oczytania, zasługuje na opowieść, która przełamie bariery rozumienia zjawisk i zdarzeń, tak z odległej przeszłości, jak i z dziejącej się współczesności.

Literatura w rękach Tokarczuk jest znów najważniejszym narzędziem demokratyzowania wiedzy: o historii, polityce, religii, ciele, tożsamości, naturze, śmierci. Nawet w mrocznych opowiadaniach z tomu „Ostatnie historie” (2004), gdzie poduszka mitu nie łagodzi głowie zetknięcia z trumną, jasność języka nie przygasa. Mimo że to jej najbardziej mroczna, gorzka i przejmująca książka, a zdania bohaterów opowiadających o śmierci łamią się, kawałkują, osuwają w milczenie, to jednak czytelnik wie, o czym mówią i co się za tą pustką kryje.

Warto przeczytać całość.

  1. T’s avatar

    Z wysypu przekonał mnie ten tekst: https://przekroj.pl/spoleczenstwo/stoicko-o-noblach-piotr-stankiewicz
    Tylko że mowa bardziej o nagrodach niż o Nagrodzonej, a poza tym ja już jestem z tych przekonanych (co do krytycznej tezy o nagrodach, nie do Tokarczuk)

  2. nameste’s avatar

    @ T:

    Nobel: to tylko „okoliczność nagłaśniająca”.

  3. T’s avatar

    nameste :

    Nobel: to tylko „okoliczność nagłaśniająca”.

    Nie sądzę, naprawdę. To raczej coś jak pierścień z Tolkiena albo katedra z Dukaja. Teraz, czy się tego chce czy nie, Tokarczuk staje się Noblem, a Nobel staje się Tokarczuk, kwestia tylko w jak wielkim stopniu

  4. nameste’s avatar

    T :

    To raczej coś jak pierścień z Tolkiena

    Może dla orków (no dobrze, doliczmy wannabe‐nazgule z propagandowego tygodnik.tvp.pl) czy kucyka‐Billa (rżenie Hartmana zanim odszedł spod bram Morii).

  5. T.’s avatar

    Miałem na myśli inny gatunek, rasę ludzi (choć orki z TVP pewnie i hobbity z Emipików też), tę która w większości patrzy na sprawy przez prosty pryzmat i np kiedy jedzie do Paryża, to nie po to, by studiować gzymsy i bruki, tylko po prostu zobaczyć Wieżę Eiffla. Nobel też ustawia optykę

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *