męczące doświadczenie

Lektura Króla Szczepana Twardocha jest doświadczeniem męczącym. To sałatka z obcych smaków, zmieszana na przedwojenne realia

(Ale nie bierzmy tego zbyt dosłownie: „realia” jak w proto‐hollywoodzkim scenariuszu, „A w jakich realiach?”, pyta producent. „Warszawa 1937, Żydzi, Polacy, gangsterzy, polityka”. „Aha, obleci; seks–krew jest?” „Pod dostatkiem.” „Kręcimy.”)

i podlana dwoma sosami: słodkim i gorzkwaśnym. Ze środka tej sałatki sterczy penis.

składniki

Nalewki, Kercelak, śmierdzące, azjatyckie [określenie Twardocha] zaułki, w których kłębi się biedota żydowska, bezwzględnie strzyżona przez zbirów Kuma Kaplicy cotygodniowym haraczem za „ochronę”. Z drugiej strony Polacy, w innym, eleganckim świecie, który ma środek gdzieś w Alejach Ujazdowskich; ci mają władzę, policję i państwo; ponadprzeciętny procent szui wszelakiej a zboczonej (jak to u władzy). Obozy polityczne: narodowcy różnych maści, protofaszysci i faszyści – nie ma sensu ich wyliczać z nazwy (Twardoch odrobił tu krótką lekcję) czy różnicować; nie ma to najmniejszego znaczenia w powieściowym świecie.

Podobnie jak nie ma najmniejszego znaczenia polityczne zróżnicowanie Żydów; na swoistą odrębność wybija się jedynie Poalej Syjon, jako rzecznik wyprowadzenia żydostwa z Polski, co jest wątkiem o niebagatelnym znaczeniu dla mieszania sałatki.

Tzw. rzeczywistość społeczna owej Warszawy 1937 (czy, szerzej, Polski tego okresu) jest zamarkowana dwiema konstrukcjami: powojenną traumą (po pierwszej wielkiej wojnie i wojnie z bolszewikami; „O, jakby Rambo”, ożywił się producent) i socdarwinistyczną pochwałą „dzieci ulicy”, tych, rzecz jasna, które przeżyły i po trupach innych doszły do władzy, pozycji, pieniędzy.

Na przecięciu owych konstrukcji wyłania się główny bohater, bokser Jakub Szapiro, zbrojna pięść Kuma Kaplicy, ów „król” żydowskiej Warszawy. Piękny, silny morderca, na którego lecą kobiety, bo kobiety nie potrafią się oprzeć tak uroczym silnym facetom, od których bije aura skłonności do przemocy [za autorem].

pierwowzór

Ma on pierwowzór, powiedzmy: luźny, choć noszący to samo nazwisko; Jacob Shapiro, brooklyński mafioso zwany „Gurrah”, kumpel m.in. Nathana „Kid Droppera” Kaplana [brzmi znajomo? coś jak „Kaplica”?], znany głównie z roli w mafijnych wojnach o opanowanie związków zawodowych. Zainteresowani tą inspiracją mogą samodzielnie doczytać kontekst i okoliczności, jeśli mają czas, a my powiemy tylko tyle, że być może to ona jest odpowiedzialna za obraz polityki w Warszawie 1937: polityka jako wojna gangów. Serio, obraz kreślony przez Twardocha nie wystaje poza takie ramy. Dosyć przy tym [producent lekko zmartwiony] amatorskimi wojnami gangów.

Ale nadrabia się obfitością boksu, seksu, zabójstw, tortur i (znanej już choćby z Dracha) mimesis na faktach dot. broni, samochodów i technik uśmiercania ludzi.

sos słodki

Sos słodki polega na wzięciu tytułowego mordercy w podwójną klamrę wyparcia. W klamrze mniejszej niezbędny staje się świadek, który oświetli postać Szapiry złotą, królewską poświatą. W tej roli – siedemnastoletni Mojżesz Bernsztajn, syn Nauma, kórego poborca haraczu Jakub beznamiętnie zabił i poćwiartował (wraz z akolitami) „jak koguta na kaparot”. Mimo to chłopak poddaje się hm, opiekuństwu mordercy ojca; to jego oczami będziemy (hm) podziwiać tę silną postać gdzieś do dwóch trzecich powieści.

Nieprawdopodobieństwo (jednostkowe) i prawdopodobieństwo (mniemane, socdarwinistyczne) tej relacji Twardoch sygnalizuje natrętnymi znakami zapytania od samego początku Króla, dopisuje też Mojżeszowi rodzaj drugiego życia (jako weterana, generała wręcz, wojskowego izraelskiego, który przez Haganę i wojnę sześciodniową dobrnął aż do pierwszej intifady 87 roku (widzicie? – pyta retorycznie Twardoch – ładnie brzmiały hasła Poalej Syjonu, ale walkom gangów czy etni [na jedno jakby wychodzi] końca nie ma i nie będzie).

Przez grzeczność nie zdradzę rozwiązania wątku „wyparcia mniejszego” przy użyciu owego świadka. To przynajmniej jest dopracowane w szczegółach (narracyjnych). Drugie wyparcie, większe, dotyczy losów żony i dzieci Szapiry, a też i jego własnych. Na co może liczyć Żyd w Polsce 1942 roku? Prawie zgadliście. Tu jednak niechęć wzbudza pospieszność tego Twardochowego rozliczenia z własnym bohaterem; ot, drobna koncesja na mocy jedynej empatii, jaką sam autor u siebie dokumentuje (dla lubiących zagadki trop: treść akapitu o incipicie „Fabuła jest prosta” w tej notce).

Czemu nazywam ten sos słodkim? Bo to w nim są wszystkie atraktory prozy Twardocha. Męskość silna‐sprawna, wódką i koką podlana/podsypana, nikogo‐nie‐bojąca‐się, nadziewająca. Lektura dla chłopców.

sos gorzkwaśny

Kwaśny, bo kolejną powtórke z (hm) historiozofii Twardocha trudno przełknąć. On po prostu musi (no, musi) dołożyć jakiś byt histrio‐metafizyczny, który (ponownie) podkreśli na użytek wszelkiego żyjącego stworzenia, jakim jest ono gównem. Tu: kaszalot Litani o płonących oczach, unoszacy się nad niebem Warszawy; monstrum, które „wszystkich nas wessie i wysra” (cytuję z pamięci, nie chce mi się przekładać raz jeszcze tych kartek). Historia. I niech nikt nie liczy, że ocaleje jonaszem wewnątrz tego wieloryba – to jest ten smak gorzki.

Nadziałem się niedawno w sieci na recenzenta‐amatora (choć wróżę mu przyszłość profi – umiejętnie adresuje entuzjazm), który prawie doznał orgazmu, gdy dotarł do niego mechanizm owego „wyparcia mniejszego”, mechanizm konstrukcyjny i narracyjny. Zachwycony, odpuścił Twardochowi wszelkie przeszłe grzechy. Nawet i on jednak uznał, że kaszalot jest zbędny, że niczego nie wnosi, że to maniera. Myli się.

Kaszalot (drach itd.) jest konieczny, bo dostarcza kosmicznego alibi na wszelkie zaburzenia dystansu między opisujacym a opisywanym. „To nie ja, to Byt taki jest; trudno” – usprawiedliwia się Twardoch, żeby nie stracić uwagi czytelniczki (którą, słyszy się takie głosy, przyciąga jego arcymęski wizerunek). Gdzie indziej pisał:

Wrażliwość mam, jak sadzę, niemałą, potrzebna mi zawodowo jak koszykarzowi wzrost, ale jest to wrażliwość termometru; czyż termometr utożsamia się z tymi, co cierpią od mrozu czy skwaru?

I dalej wykłada swoją historiozofię, wprost:

[...] uważam, że nic się nie zmienia. Chętnie ulegamy pozorom, bo nikt nas tak nie oszuka, jak się sami oszukamy, [...] a to jest przyjemne samokłamstwo myśleć, że coś się zmienia. Że dziś jest inaczej, niż było pięćset, tysiąc albo dwa i pół tysiąca lat temu.

Ja zaś sądzę, że zawsze jest tak samo. Sądzę, że zewnętrzne różnice są przygodne, istota zaś tego, co międzyludzkie, nie zmienia się nigdy. Że być władanym i władać znaczy zawsze tyle samo. Że tym samym jest przemoc, namiętność, gniew i chciwość, że ludzie są tacy sami i wszystko inne.

I wyjaśnia jeszcze:

Nie zamierzam więc walczyć z tą potęgą samej istoty władzy, płynącej zawsze z ludu w górę, wbrew temu, co twierdzą konserwatyści, zawsze to władani pozwalają władającym władać sobą, nie każdy z osobna, tylko jako bezosobowa masa pozwalają. Nie zamierzam więc walczyć z tą potęgą, ale nie zamierzam też utożsamiać się z jej sprawami, jakiekolwiek by były, nie zamierzam utożsamiać się z narodem, z klasą społeczną, z wykluczonymi lub wykluczającymi, z kapitałem lub z tymi, co z nim walczą. Ta straszna siła włada mną, moim ciałem tak samo, jak każdym innym — nie zamierzam jednak oddać jej we władanie swojego wnętrza.

Ta straszna siła „tłumu [...] ogromnej bezgłowej potęgi anomicznych milionów ludzi”. Jakoż pojawi się (na moment) i w Królu tłum „ważący 600 kaszalotów”, pochód robotniczy – chwile później ostrzelany i rozpędzony przez policję.

Pisarz pozostanie wolny (w swoim wnętrzu) i zajęty „swoimi sprawami”. Idzie mu nieźle; mnie jednak wnętrze Twardocha zupełnie nie interesuje, jego książkami zaś zajmuję się o tyle, o ile są przedmiotem hm, dyskusji? (hajpu?)

O notkę ws. Króla zostałem wezwany przez znajomego; oto ona.

penis

Penis w Królu (w różnych wydaniach, z centralnym penisem tytułowego bohatera) jest przedmiotem niepośledniego, zapewne znaczącego zainteresowania. Na pożegnanie zatem rzucę wzmiankę penisologiczną.

Jakub Szapiro miewa chwile słabości, zdejmuje maskę siły, lojalności i odpowiedzialości, bierze w burdelu prowadzonym przez Ryfkę Kij parę dziewcząt do pokoju, tarmosi się tam z nimi godzinami, będąc wszakże w stanie niespełnialnego suchostoja. [„One dochodziły po parę razy, a on – nic”; potem szlochał.]

Pierwszą bodaj wzmiankę o suchostoju zawdzięczamy Witkacemu, z jego wspomnień białogwardiejca; oto stanowi prapojki [monstrualnego przepicia] towarzyszył często suchostoj, nieustępliwa erekcja, jak (tłumaczę na dzisiejsze) po poważnym nadużyciu viagry (or compatible). (Źródła niech zdradzą witkacolodzy.)

Kusi mnie, żeby pociągnąć metaforą: Twardocha twórczość [noblesse oblige], to właśnie taki suchostoj; pręży się, pręży – pod emblematem którejś z Bestii – ale żeby coś z tego było...

apendyks historyczno‐literacki

Jacob Shapiro (nowojorski) urodził się o rok wcześniej od Jakuba warszawskiego, w 1899 w Odessie. Nie obejdzie się więc bez odesłania do Opowiadań odeskich Babla; pierwsze z nich nosi tytuł Król. Ale sprawię sobie (językowo‐literacką) rekompensatę za trudy tej blogonoty cytatem z drugiego opowiadania cyklu, Tak to robiono w Odessie:

– Reb Arie‐Lejb – powiedziałem do starego – pomówmy o Beni Krzyku. Pomówmy o błyskawicznym jego rozbiegu i straszliwym końcu. Trzy cienie tarasują drogi mojej wyobraźni. Oto Froim Gracz. Czy stal jego uczynków nie wytrzymuje porównania z siłą Króla? Oto Kolka Pakowski. Zaciekłość tego człowieka zawierała w sobie wszystko, co potrzebne jest, aby mieć władzę. A czy Chaim Drąg nie potrafił dostrzec blasku nowej gwiazdy? Czemu tylko Benia Krzyk wspiął się na sam szczyt sznurowanej drabiny, a wszyscy inni zawiśli na dole, na chwiejnych szczeblach?

Reb Arie‐Lejb milczał, siedząc na cmentarnym murze. Rozpościerał się przed nami zielony spokój grobów. Człowiek szukający odpowiedzi powinien uzbroić się w cierpliwość. Człowiekowi pełnemu wiedzy przystoi powaga. Dlatego Arie‐Lejb milczał siedząc na murze cmentarnym. Wreszcie odezwał się:

– Dlaczego on? Dlaczego nie tamci, chce pan wiedzieć? Otóż trzeba na chwilę zapomnieć, że na nosie ma się okulary, a w duszy jesień. Niech pan przestanie się awanturować przy swoim biurku, a jąkać się wśród ludzi. Niech pan sobie wyobrazi na chwilę, że się pan awanturuje na placach, a jąka się na papierze. Pan jest tygrysem, pan jest lwem, pan jest kotem.

 



PRZYPISY
„Historiozoficzne” cytaty z Twardocha pochodzą z Wielorybów i ciem, s. 144–145 (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015).
Opowiadania odeskie (w przekładzie Jerzego Pomianowskiego) – s. 220–221 (Czytelnik, Warszawa 1974)

  1. nameste’s avatar

    Padło pytanie, zgłoszono wątpliwość. Tak brzmi:

    [...] po zastanowieniu, to się nie zgodzę z tą funkcją kaszalota. Nawet jeśli wziąć konstrukcję tej powieści z całym dobrodziejstwem inwentarza, to kaszalot nic tu nie robi. W Morfinie robił (to jakieś nieświadome było, powiedzmy), w Drachu robił (jedność losu śląskiego), tutaj nie robi. Że historia? No właśnie historyczność wywraca ten koncept, bo sama z siebie podważa możliwość takich ujednoliceń. Dlatego w Drachu tak mi się to nie podobało, że podważało historyczność. Ale tutaj to nie działa po prostu.

    Moim zdaniem działa, i to nawet bardziej niż wcześniejsze drachy itd. Powiedziałem wyżej:

    kaszalot Litani o płonących oczach, unoszacy się nad niebem Warszawy; monstrum, które „wszystkich nas wessie i wysra”. Historia. I niech nikt nie liczy, że ocaleje jonaszem wewnątrz tego wieloryba – to jest ten smak gorzki. [...]

    Kaszalot (drach itd.) jest konieczny, bo dostarcza kosmicznego alibi na wszelkie zaburzenia dystansu między opisujacym a opisywanym.

    To skrócona postać równania, pełną może da się podać bez spoilerów, ale wymagałoby to jakiejś dodatkowej gimnastyki.

    [u w a g a:  s p o i l e r y]

    Jeśli drach jest z porządku epok geologicznych, to kaszalot jest z porządku historii. Sensem historii (wg Twardocha) jest nieodmiennie śmierć, wojna, pożoga, zagłada. [Wieloryb jako symbol śmierci – zob. Wieloryby i ćmy, s. 104, 239, 270.] Drach ma gatunek ludzki i jego dzieła za nic, nie licząc wyróżnionego nad wszelkie spodziewanie Twardocha, któremu szepcze (z epickiem rozmachem) do ucha. Kaszalot przeciwnie (jako twór tego gatunku) – jest głodny śmierci, jego pieśń jest pozasłowna, niepojęta; jedynie przez oczy płonące ujawnia się wewnętrzna pożoga, jego istota.

    Kto go (chronologicznie) widzi? Z początku tylko siedemnastoletni Bernsztajn, figura aktywnego wyparcia („mniejszego”), w tym właśnie aspekcie (widzenia kaszalota) nieskuteczna. Młody Bernsztajn wie, że nie żyje, wie więcej: że dzieło pożogi się dopełniło (w przyszłości); może to wiedzieć (kaszalotowo), bo to przecież nie jego wiedza.

    Jako drugi widzi go Jakub (piknik przy lotnisku); wtedy właśnie na serio zagnieżdża się w Jakubie decyzja o wyjeździe do Palestyny; wkraczamy na teren „wyparcia większego”.

    I wreszcie akapit, o dostrzeżeniu którego autor zapewne marzy. Scena prawdziwej śmierci młodego Bernsztajna, ściślej: topienia ciała. Zacytuję:

    Kaszalot zanurkował ku Wiśle, zanurkował w jej wodach, śpiewał, zobaczył mnie pieśnią, i połknął, i zamieszkałem w jego trzewiach, i Bóg nie kazał mnie wypluć po trzech dniach, wypluty nie chodziłem przez trzy dni po ulicach Warszawy, wzywając do pokuty, prezydent Starzyński nie zrzucił swoich garniturów ani nie wdział stroju pokutnego. Żydzi i Polacy, biedni i bogaci, kobiety i mężczyźni, dzieci i młodzieńcy, ślepi i widzący, uczciwi i urki nie posypali głów popiołem, nie pościli, ani nie pokutowali.

    Dlatego Bóg nie ulitował się nad tym przeklętym miastem.

    Ostra, biblijna jazda, nespa. Kaszalot zawsze zwycięski (Boga nie ma). Wszystkie postacie zaludniające karty Króla są już martwe (a jeśli nie są – tym gorzej dla nich). A więc nie ma większego znaczenia, jak okrutne przeznacza im ze znawstwem (graniczącym z przyjemnością) autor tortury, gwałty, śmierć, pobicia itd. Kaszalot (historia, dzianie‐się) jako zagłada jest więc (kolejnym) doskonałym pisarskim alibi.

    „Właściwie mógłbyś się, czytelniku, od razu powiesić, no, chyba że jesteś ojcem i odpowiadasz za dwójkę synów, wtedy – żyj (pij, bij etc.) i cierp”, tak mogłoby zostać sformułowane credo tej powieści.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *