benedette

Religia jest tą z form polityki, w której największy nacisk kładzie się na internalizowanie posłuszeństwa, choćby przez instytucjonalne techniki wdruku; nazywam je lekcjami gięcia karku.

I chyba właśnie internalizowanie posłuszeństwa oraz dualny wobec niego opór (wewnętrzny i uzewnętrzniany) są bazowym tematem filmu Benedette Paula Verhoevena.

Warto ten film obejrzeć z dwóch powodów, jednak nie jest dostatecznym powodem sama historia, sprzed 500 400 lat, zakonnicy Benedette Carlini, w filmie koloryzowana (to niegdyś dowcipne określenie, zdewaulowane przez powtórzenia i warianty, tu dotyczy podkręceń fabuły na rzecz spektaklu i, hm, kontekstów współczesnych).

Pierwszym powodem są kreacje aktorskie: wieloznaczna Benedette grana przez Virginie Efirę, matka przełożona Felicita – Charlotte Rampling (ta „etatowa specjalistka od ról starszych kobiet z drugiego planu, które okazują się ważne”, jak pisałem w recencji Diuny Villeneuve’a; tu nawet jeszcze ważniejsze) oraz siostra Bartolomea grana przez Daphné Patakię.

Efira jest znakomita, po obejrzeniu filmu mogę potwierdzić to, co sama aktorka mówi niedawnym wywiadzie (rozmawia z Mariolą Wiktor):

Benedette zdobyła ogromną władzę zarówno w swoim klasztorze zakonnic teatynek, jak i w mieście Pescia. Zasłynęła jako święta i przełożona klasztoru. Osiągnęła to wszystko dzięki swojemu talentowi, inteligencji, wizjom, manipulacjom, intrygom, kłamstwom i kreatywności. Poradziła sobie w społeczeństwie i epoce całkowicie zdominowanej przez mężczyzn. [...]

[Benedette] Jest egocentryczna, bywa bezwzględna, ale stara się znaleźć dla siebie formę wolności w życiu, w którym od dzieciństwa żyje w podporządkowaniu. Potrzebowałam, aby postać była jak najbardziej szczera, twarda, ale zarazem wzruszająca. Zwłaszcza w odkrywaniu pożądania, seksu i przyjemności, których użyje jako broni w świecie cierpienia i bólu, potęgowanej nienawiści do ciała. Wykorzystuje swoją wiarę, aby podporządkować sobie innych ludzi.

Tak, jest wieloznaczna.

Przy okazji – nie wiem, które bardziej nieadekwatne/idiotyczne: czy tytuł tego wywiadu w „Wyborczej”: „Cynizm, hipokryzja i zepsucie”. Kościół może nie być gotowy na ten film, czy treść linka nieskomplikowana blondynka w roli największej skandalistki Kościoła. Clickbaitowe, przesadne, odwracające uwagę od samego filmu na rzecz... drugiego powodu.

A jest nim, tym drugim powodem, dla którego warto film zobaczyć, przewidywana reakcja katoprawicy, od kilku dni przed premierą przybierająca fala „oddolnych protestów”, orkiestrowanych przez rozmaite delegatury ordojurków itp.

Ten powód jest prosty, polityczny, pragmatyczny: warto wiedzieć, jak się mają (i będą miały) oskarżenia o „bluźnierstwo” i inne obrażenia uczuć religijnych do filmowej rzeczywistości.

  1. andsol’s avatar

    Ponownie winien Ci jestem podziękowania za podsunięcie mi filmu. Tym razem o wydarzeniach sprzed lat (powiedzmy, sprzed 400 a nie 500).

    „Podkręcanie” fabuły nie przeszkadza mi, bo np. dietetyk może uznać opowieść za fałsz historyczny skoro nie są opisane tygodniowe jadłospisy. Miałbym za złe gdyby tam sugerowano, że bohaterki nigdy i niczego nie jadły. A kierowanie biegiem dawnych wydarzeń to teren scenarzysty i reżysera. Autor działań (znaczy się BanPuk) miał prawo do nich w czasie gdy się działy, później może tylko oglądać interpretacje.

  2. nameste’s avatar

    andsol :

    „Podkręcanie” fabuły

    Miałem na myśli mocne kolory, np. w filmie płonie stos, historyczna Benedette Carlini nie została aż tak skonfrontowana z władzą. Nie jest to jednak film biograficzno‐historyczny (choć taki udaje), a koloryzowania nie czepiam się, tylko zauważam. Verhoeven (współautor scenariusza) poszerza tu zestaw środków scenicznych, którymi chce opowiedzieć o teatrze polityki/religii.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *