Nie dotarłbym do tego tekstu, gdyby nie felieton Tomasza Piątka. No bo kto przy zdrowych czyta „Rzeczpospolitą”, a jeśli już tam zajrzy, to czemu miałby czytać akurat Dominika Zdorta (którego Piątek mianował najważniejszym publicystą „Rzepy”; jak lubię swadę Piątka, tak przecież wiem, że uwielbia przesadzać). Aż sprawdziłem, kto to taki, no i – bez zaskoczenia – wyszło, że to taki frondziarz, pampers drugiego rzutu. Pisze:
Powszechnie zaakceptowaliśmy fakt, że nie wolno rozdziału państwa od Kościoła traktować rygorystycznie, ale wręcz odwrotnie – że w ważnych dla narodu chwilach Kościół i państwo zawsze muszą być razem. Majestat żałobnych uroczystości w wawelskiej katedrze spowodował, że bez znaczenia są już protesty przeciw religii w szkole czy wieszaniu krzyży w klasach.
Ojej, doprawdy? Zastanawia mnie zakres tego „powszechnie” i treść kryjąca się pod retorycznym „my”. Co prawda, po faktach sądząc, było jeszcze gorzej. Kościół i państwo nie „były razem” (w trakcie żałoby narodowej), nie było to jakkolwiek rozumiane hm, „partnerstwo”. Państwo jedynie robiło za służbę porządkową dla Kościoła. Sam pisałem:
W streszczeniu: Kościół przejął państwo, odtwarzając wzorzec czasów pierwszej Rzeczpospolitej (prymas interrexem etc.)
Ale czy istotnie nikogo to nie raziło? Nikt się nie sprzeciwi? Nie upomni o faktyczniejszy rozdział Kościoła od państwa (ile wart jest papierowy, ten z konstytucji, wiemy: mniej niż papier, na którym został zapisany)? No, ciekaw jestem. Mnie się wydaje, że media jako uogólniony „asystent kościelny”, Dziwisz jako decydent wawelski itd. – to przegięcie, które prędzej czy później wywoła reakcję.
Czy to zbytni optymizm?
Nieco poważniejsza od Zdorta postać (ale czy rzeczywiście?), Mirosław Czech, ex‐unita (wolnościowy) i ex-demokrata.pl, obecnie dziennikarz Agory, pisał z troską 17 kwietnia w „Wyborczej”:
Podejmując decyzję o umieszczeniu trumien ze szczątkami pary prezydenckiej na Wawelu, kard. Dziwisz zdecydował o hierarchii zasług dla współczesnej Polski. Wziął na siebie ogromną odpowiedzialność, którą udźwignąć mogą jedynie tytani. [...]
W tej sprawie Kościół nie określił żadnych kryteriów. Powinien to uczynić jak najszybciej, bo inaczej stanie się stroną w rozpoczynającym się właśnie sporze. Biskupi powinni mieć świadomość, że brak ich reakcji lub udawanie, że nie wiadomo, o co chodzi, będą niszczące dla Polski. Zaprzepaści wątłe dobro jedności, które wyrosło w czasie żałoby.
Wolałbym, aby episkopat pozbawić systemowo możności „niszczącego wpływu” na Polskę. Po prawdzie mówiąc, jakiegokolwiek wpływu na Polskę.
Ale – póki co – nie bardzo wiem, czyimi rękami miałoby się to dokonać.
-
Dziwisz jako decydent wawelski
A właściwie na mocy czego Dziwisz decydował? Wawel należy do majątku KK?
Podejmując decyzję o umieszczeniu trumien ze szczątkami pary prezydenckiej na Wawelu
W sumie to chyba nie miał wyjścia, nie mógł odmówić.
-
nameste :
...samemu sobie.
Jako polityk.
ps. Przepraszam za te ponownie zrąbane quoty w pierwszym wpisie.
-
Wolałbym, aby episkopat pozbawić systemowo możności „niszczącego wpływu” na Polskę. Po prawdzie mówiąc, jakiegokolwiek wpływu na Polskę.
**
Amen. -
że w ważnych dla narodu chwilach Kościół i państwo zawsze muszą być razem. Majestat żałobnych uroczystości w wawelskiej katedrze spowodował, że bez znaczenia są już protesty przeciw religii w szkole czy wieszaniu krzyży w klasach
Dobry znak jest taki, że oprócz księży, zaczęli przy okazji żałoby zapraszać do studia także świeckich etyków (często zdeklarowanych ateistów). Przez co być może powoli zacznie się załamywać klerykalny monopol na medialny pochówek.
Zły znak, że wciąż pierwszym krokiem po śmierci jest medialne uderzanie do księdza, a już pochówek to ma być z księdzem, wedle łaski księdza niejako „musowo”. Udało się odzyskać śluby, ale czy uda się pogrzeby?
-
Lo matko! Ktos widzial gdzies jednosc narodowa! To straszne. Ja nie chce byc jednoscia narodowa. Ja sie chce wyindywidualizowac z rozhisteryzowanego tlumu (wiem, wiem z rozentuzjazmowanego, ale w tym kraju to wszystko jedno). Ja nie tylko nie musze, ale nawet nie chce byc z kosciolem. A ja tez w koncu jestem panstwo, no nie?
A tymczasem w moim miescie kierowcy zamienili dzis niby nic wywieszki na samochodach. Z czarnych i czarno‐bialo‐czerwonych na barwy miejscowego klubu pilki kopanej (dlaczego, nie pytajcie, nie mam bladego pojecia). I straszne i smieszne. Z dwojga zlego wole to drugie. Skad sie jednak w ludziach bierze taka potrzeba manifestowania przynaleznosci??? Cos o rojach bylo tu niedawno, to chyba to. Lo matko... Ide sie z powrotem zakopac do swojej wlasnej, nieoznaczonej zadnym proporczykiem dziury.
-
@nameste
Ale przyznam się, że nie mam zielonego pojęcia, kto decyduje o pochówku, powiedzmy, w Alei Zasłużonych na Powązkach. Zarząd cmentarza? Eeee, niemożliwe.
Możliwe, możliwe. Taki Paweł Jasienica – znienawidzony przez władze PRL, a pochowano go właśnie w Alei Zasłużonych. Jak? Wężykiem, panie majster, wężykiem...
Na mocy decyzji władz kościelnych, którym formalnie podlegał cmentarz. (Szczegółów bliższych nie pamiętam.) -
ten jednostkowy przypadek nie objaśnia mechanizmu podejmowania tych pochówkowych decyzji.
Myślę, że można tu zacytować Andrzeja Mleczko: „Chcecie reguł? Nie ma reguł!”
14 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2010/04/w-przykleku/trackback/