smutek apostazji

Z grubsza wygląda to tak: twoim rodzicom (a przynajmniej jednemu) zrobiono od małości wielkie PR, więc gdy dorośli, spłodzili i urodzili cię, nie mieściło im się w głowach, aby nie zrobić tego samego tobie. Zaczęto od polania cię wodą: wydarzenie, którego nie pamiętasz i na uczestnictwo w którym nie wyraziłeś zgody, a które – dowiadujesz się po latach – bardziej niż cokolwiek innego określa twoją tożsamość. No a potem długi czas innych konsekwencji PR [przynależności religijnej]: nakładzenie do główki mitów i stereotypów; niektóre (widzisz po latach) są piękne (ale i tak obrzydzono ci je), inne od początku obrzydliwe; długoletnie zmuszanie do udziału w rozmaitych czynnościach, które tylko dlatego nie porażają absurdem, że całe otoczenie wydaje sie je traktować jakby były zupełnie normalne i naturalne. Zabranie iluś godzin lekcyjnych, które mogły być wykorzystane, aby raczej rozjaśnić ci w głowie. Włożenie do tornistra (mówiąc metaforycznie) dodatkowego strychulca, którym mierzyć będziesz ludzi, segregując ich na swoich i obcych.

Mówiąc najkrócej, oddano cię pod kontrolę jeszcze jednej (obok rodziców i szkoły/państwa) instytucji z władzą „nadzoru i karania”.

Potem bywa różnie. Dorastasz. Odnajdujesz w PR wartości, które afirmujesz. Albo poddajesz się popłatnemu konformizmowi (z typowymi nagrodami wspólnotowymi). Oczywiście, zrobisz to samo swoim dzieciom, masz do tego konstytucyjnie gwarantowane prawo.

Zdarza się jednak, że po przyjrzeniu się bardziej świadomym okiem rozmaitym praktycznym wymiarom działalności tej organizacji polityczno‐finansowej, jaką jest kościół, widzisz, że nie chcesz mieć nic wspólnego z całym tym ksenofobiczno‐homofobiczno‐patriarchalnym, niekiedy pedofilskim, zawsze zakłamanym korpo, które żyje sobie wygodnie dzięki transmisji PR wzdłuż pokoleń. Udział przymusu w tej transmisji niby (historycznie rzecz ujmując) zmalał, mniej stosów, więcej hipokryzji, ale nie łudźmy się: wolność sumienia i wyznania jest iluzoryczna, tym bardziej, im młodszy jest delikwent.

Jednak kiedy chciałbyś się wypisać z organizacji, którą pogardzasz (cytuję publiczne wyznanie znajomego, co niedawno z sukcesem dokonał apostazji) i z którą nie chcesz mieć nic wspólnego, a w szczególności nie chcesz, żeby cię wykazywano w imperialnych statystykach „rządu dusz” jako owieczkę sztuk raz, uzasadniającą samym swoim istnieniem władztwo pasterzy nad całym ludem – wtedy zaczynają się schody.

procedura

Procedurę apostazji KK raczył ostatnio (19.02.2016) uprościć. Przedtem przypominała przymusową mediację przed rozwodem (obecność świadków, konieczność dwóch wizyt u proboszcza, no i morze kwitów), do tego, co przypomina teraz, zaraz wrócimy. Zacytuję (stąd):

Co jest potrzebne:

  1. Osobista wizyta na plebanii
  2. Musisz być osobą pełnoletnią i dokonać apostazji osobiście
  3. Trzy kopie deklaracji wystąpienia
  4. Świadectwo chrztu + kopia
  5. Dowód osobisty

Procedura

  1. W Parafii chrztu uzyskujesz świadectwo chrztu.
  2. Idziesz do parafii zamieszkania (nawet tymczasowego) czyli tej, której proboszcz puka do Ciebie po kolędzie).
  3. Proboszcz weryfikuje Twą tożsamość. Proboszcz ma obowiązek spróbować odwieść Cię od Twojej decyzji.
  4. W obecności proboszcza podpisujesz trzy egzemplarze aktu wystąpienia. Jedna kopia jest dla Ciebie, jedna dla proboszcza i jedna dla kurii.
  5. Proboszcz wysyła akt apostazji do kurii. Kuria poleca parafii chrztu dokonać wpisu o wystąpieniu w Księdze Chrztu.
  6. Ponownie uzyskujesz w parafii chrztu świadectwo chrztu – tym razem z dopiskiem o dokonanej apostazji. To świadectwo jest potwierdzeniem dokonania wystąpienia.

Pod wspomnianym publicznym wyznaniem wywiązała się dyskusja. Jeden z dyskutantów (dość, trzeba powiedzieć, surowo potraktowany) rzucił uwagę, która wzbudziła sprzeciw:

taki gest [apostazja] wymaga przemyślenia i pewnej dozy desperacji, musi mieć mocne powody

W sprawie powodów odsyłam wyżej, do poczatku blogonoty. Ale z desperacją miał rację. Bo zobaczcie: żeby wypisać się z pogardzanej przez siebie organizacji, trzeba uznać jej władzę! (Być może ostatni raz, ale jednak.) To jest przykre doświadczenie. Idziesz gdzieś jako maluczki petent, z tymi wszystkimi kwitami, na domiar złego proboszcz kwestionuje ich treść i dyktuje ci formułę, co ją masz ręcznie dopisać, or else [„kuria nie przyjmie, musi pan”]. I co robisz? Grzecznie dopisujesz.

W kwicie, który można znaleźć pod wskazanym wyżej linkiem, czytamy:

Poświadczam przez ten dokument swoje wystąpienie ze wspólnoty wiernych Kościoła katolickiego. Powodem, dla którego opuszczam Kościół jest fakt, iż... (np. jestem osobą niewierzącą, od wielu już lat nie uczestniczącą w życiu tej organizacji religijnej: nabożeństwach, procesjach, pielgrzymkach jak i innych formach praktyk religijnych. Swój ateizm wielokrotnie demonstrowałem publicznie. Moja dalsza fasadowa przynależność do Kościoła pozostaje w sprzeczności z jego istotą i z moim sumieniem)

W celach proceduralnych podaję poniższe dane: [...]

Co za otchłań przemocy symbolicznej! Powodem, dla którego opuszczam Kościół jest fakt, że brzydzi mnie ten pasożytniczy organizm polityczno‐finansowy i jego chore poglądy oraz praktyki. A rzewne pierdolenie o „istocie Kościoła” możecie se wciskać wiernym w kazaniach. No ale petent nie napisze (choćby takiej) prawdy; zależy mu na załatwieniu sprawy.

Żeby się poddać takiej procedurze, uznając przy okazji władztwo kościoła, ulegając dyktatowi dyktandu proboszcza itd. – tak, trzeba być w jakiejś mierze zdesperowanym.

prawo

Czy w rozwiązaniu formalnej przynależności do KK pomaga nam prawo? Za cholerę. Uznaje się na przykład powyższą (czy jakąkolwiek inną) procedurę wystapienia za właściwą; to KK dyktuje warunki, a obywatel ma być mu jeszcze wdzięczny, że poluzował; mógł się, nie wiem, domagać ostatniej spowiedzi or else. Albo zaświadczenia o pełnej poczytalności i zdrowiu psychicznym. Albo kopii świadectwa chrztu obojga rodziców.

Czy pomoże nam GIODO? Nie. Owszem, w kwicie czytamy:

Proszę o niezwłoczne usunięcie z parafialnych zbiorów danych wszelkich informacji o mnie niezwiązanych ze statutową działalnością kościoła (sakramentami). Dotyczy to danych o stanie zdrowia, wykształceniu, zatrudnieniu, sytuacji finansowej itp.

Przypominam, iż zgodnie z art. 35 ust. 1 Ustawy o ochronie danych osobowych powyższej aktualizacji powinien Ksiądz dokonać bez zbędnej zwłoki. W razie niedopełnienia przez Księdza tego obowiązku w ciągu 30 dni podejmę kroki przewidziane w art. 35 ust. 2 tej ustawy.

Ale to strachy na lachy. A poza tym dane osobowe związane ze statutową działalnością kościoła (sakramentami) nie wchodzą w zakres zainteresowania ani ustawy, ani GIODO. Zostałeś przymusowo wcielony do armii owieczek, ale nie da się z niej wystąpić bez śladu. Jak to ujął tonem pełnym zdumienia (że musi tłumaczyć kwestie oczywiste) ksiądz: „Przecież nie możemy pana wykreślić, zamazać. Pan miał chrzest. I ten chrzest jest wpisany w księgach. Chrztu nie można cofnąć. I to musi być w księgach.”

sens procedury

Wspomniałem wyżej, że poprzednia procedura przypominała w swej istocie przymusową mediację przedrozwodową. Nadal jednak (cytuję spod tego samego linku):

Od proboszcza, do którego się zgłosimy musimy się spodziewać prób odwiedzenia nas od powziętej przez nas decyzji – tak nakazuje procedura wydana przez polskich biskupów. [...]

Jeśli księża i wierni próbują zniechęcić, to dlatego, że nie chcą stracić członka „rodziny”. Akt apostazji postrzegany jest jako odrzucenie, pogarda dla rodziny – Kościoła itd. To bardzo przykre przeżycie dla Kościoła, który modli się za takich ludzi ponieważ nie przekreśla nikogo ostatecznie. Pozwalamy na apostazję, ale nie chcemy tego. W naszej świadomości, apostazja to osobista tragedia apostaty, który jeśli nie wróci i umrze w takiej decyzji czeka wieczne samodrzucenie od Boga, na własne życzenie.

Sens tej procedury jest taki, jak procedury wypisania się ze szpitala na własne żądanie. Czyn grozi zdrowiu, no ale, cóż, musimy na niego pozwolić. Jednak żadnych ułatwień; wiemy przecież, co jest dobre dla pacjenta (lepiej od niego). I ten pogląd podziela nasze państwo (i prawo): tak, KK jest szafarzem dobra/zdrowia/słuszności, nie będziemy pomagać pacjentowi w realizacji jego praw, bo najpewniej działa on na własną szkodę.

Jak zechce i wyrazi (określoną innymi procedurami) skruchę i powrót do leczenia, to OK, witaj z powrotem, owco; miło nam będzie znów cię strzyc (na razie jednak – pokuta). Kościół dobrze wie, na czym polega skuteczne wdrażanie PR.

a jak powinno być?

Powinno wystarczyć jednostronne sformułowanie woli (wystąpienia) na piśmie. Aby uniknąć niejasności ws. tożsamości, nie powinno się protestować przeciwko wymogowi np. poświadczenia notarialnego (gdy delikwent nie życzy sobie osobistego stawiennictwa – a powinien mieć do tego prawo). Dostarczyć (za potwierdzeniem odbioru); ma być wykonane, or else (wkracza paragraf).

To nie jest model „wypisuję się ze szpitala na własne żądanie”. To model „cholerne korpo, przestańcie mnie nękać telefonami marketingowców, macie usunąć wszystkie moje dane osobowe ze swoich baz; i wara powoływać się na mnie w statystykach sukcesu!”. Co więcej, nie muszę się nikomu tłumaczyć w sprawie motywów takiego mojego postanowienia.

Dopiero w taki sposób można rzeczywiście ochronić konstytucyjną wolność sumienia i wyznania (a w szczególności chronić prawa dorosłych już dzieci naruszone przez PR‐owe akcje rodziców).

  1. Krzysztof’s avatar

    Apostazja to nie jest wystąpienie z KK. To jest ekskomunika na własne życzenie. Dalej jest się katolikiem. Jedynie bez praw do sakramentów.

  2. nameste’s avatar

    Krzysztof :

    Apostazja to nie jest wystąpienie z KK. To jest ekskomunika na własne życzenie. Dalej jest się katolikiem. Jedynie bez praw do sakramentów.

    Mnie niespecjalnie interesują wewnątrzorganizacyjne ustalenia i wewnętrzna terminologia KK.

  3. Janusz Pawlacz’s avatar

    @ nameste:

    Bardziej chodzi o to, że w statystykach kościół dalej ma prawo (hehe prawo) liczyć Cię jak katolika. Apostazja praktycznie niczego nie rozwiązuje, niestety :(

  4. nameste’s avatar

    @ Janusz Pawlacz:

    Kościół w swoich praktykach propagandowo‐statystycznych i tak może robić z grubsza co mu się żywnie podoba (zmienić to może tylko ustawowa zmiana sposobu finansowania związków wyznaniowych). Jeśli „formalny katolik” nie podejmie trudu wystąpienia, nie może nic zrobić w tej kwestii. Jeśli podejmie, może się wraz z sobie podobnymi policzyć i dane te upublicznić.

    O powody i znaczenie skutków tego aktu dla samego/samej siebie trzeba pytać tych, którzy przez to przeszli. Zapewne część odpowiedzi będzie zogniskowana wokół „symbolicznej satysfakcji” odcięcia się od instytucji, z którą nie chce się mieć nic wspólnego.

    A może też padnie odpowiedź, że taki akt, zwłaszcza upubliczniony, daje przykład innym, że nie muszą być niemymi i biernymi owieczkami, których istnieniem KK manipuluje jak chce.

    Na samym końcu (ale to już czysty idealizm), takie przypadki mogą dać do myślenia rodzicom, którzy wahają się, czy oblewać wodą swoje potomstwo. Decyzją o przystąpieniu do wspólnoty wiernych można podjąć i po osiągnieciu pełnoletniości, a wtedy jest znacznie uczciwsza.

  5. beatrix’s avatar

    Zastanawiałam się, dlaczego było dla mnie ważne, żeby to załatwić. Chyba to była kwestia trochę porządkowa, a trochę „estetyczna”. Nie przypominam sobie uczucia satysfakcji, odczułam raczej ulgę, że coś, co mnie gniotło latami, nareszcie przestało. No i, niezależnie od tego, co oni tam sobie liczą, chciałam zrobić wszystko, co mogę, żeby nie być liczoną. Nie wiem, czy tak jest, to nie ma znaczenia. „Going out” wykonałam i mogę powiedzieć, że nie mam z tym nic wspólnego, o ile można tak powiedzieć, wiedząc, że pieniądze z moich podatków utrzymują tę instytucję.
    W kwestiach technicznych: przeczytałam gdzieś, że powinni zrobić adnotację w jakichś księgach parafialnych, więc się strasznie upierałam, że chcę tę adnotację zobaczyć, ale powiedziano mi, że skoro nie jestem już członkiem parafii to nie będą mi pokazywać :). Mam wrażenie, że to się jednak rzadko zdarza i sami nie mają doświadczenia. Jakoś się opierają, usiłują stworzyć trudności i nie tyle zachęcić do pozostania, co do machnięcia ręką. Tak że, na pewno trzeba sie uprzeć.

  6. rozie’s avatar

    „Mnie niespecjalnie interesują wewnątrzorganizacyjne ustalenia i wewnętrzna terminologia KK.” – i dlatego „żeby wypisać się z pogardzanej przez siebie organizacji, trzeba uznać jej władzę! (Być może ostatni raz, ale jednak.) To jest przykre doświadczenie.”? Widzę sprzeczność.

    Skoro ktoś jest zdesperowany, to ten sam efekt osiągnie poprzez naruszenie Kan. 1367 lub Kan. 1370. ;-)

    Zresztą nawet w kwestii odstępstwa od wiary nie trzeba zachowywać formy, jakiej KK sobie życzy, więc wcale władzy KK uznawać po raz ostatni nie trzeba.

  7. hellk’s avatar

    Z plusów, apo daje też rozsądny argument na rodzinne naciski na bycie (iluzorycznym) chrzestnym.

  8. rozie’s avatar

    Brak bierzmowania też wyklucza bycie chrzestnym, więc tu się „biedni, nieświadomi, siłą zaciągnięciu do chrztu” nie łapią.

    Swoją drogą, jaki jest sens brania chrzestnego, który nie jest zaangażowany religijnie? I skąd ludziom przychodzą do głowy naciski na to, by ktoś był chrzestnym, skoro nie chce?

  9. hellk’s avatar

    No ale ile osób autentycznie zaangażowanych religijnie znajdziesz w tym kraju – zresztą po co?
    Wydaje mi się że cel jest raczej towarzysko‐majątkowy, a tu zaangażowanie może wręcz przeszkadzać. Moja chrzestna była osobą bardzo religijną, jednak w stosunkach między nami ten akt niczego nie zmienił. Z kolei znajoma jest chrzestną dziecka tzw. prominenta i oboje dobrze na tym wychodzą – on załatwia jej fuchy których sam z racji stanowiska brać nie może, za co ona odpala mu część pod stołem. Oboje raczej słabo religijni.
    Z drugiej strony najognistszy znany mi katolik jest jednocześnie najbezczelniejszym znanym mi złodziejem, więc sam już nie wiem...

  10. babilas’s avatar

    Dlaczego nie zostałem apostatą? Ano z przyczyn, o których tutaj już sam autor i inni komentujący wspomnieli: nie da się wykonać „apostazji cywilnej”, trzeba to robić w procedurze kościelnej, a efekt i tak jest, mówiąc oględnie, niezadowalający – zdaniem KK efektu chrztu nie da się odwrócić, zatrzeć ani wymazać. Once katolik, always katolik. Po apostazji, co najwyżej, wyklęty.

    Jedyną organizacją, do której nigdy się nie zapisywałem, a której członkostwo, bez większego entuzjazmu, uznaję to państwo polskie (a może: Państwo Polskie?). Gdyby w Polsce istniało to, co w Niemczech (finansowanie organizacji religijnych przez zbierane przez Państwo składki (Kirchensteuer) i gdybym mógł się wypisać tak, jak mój przyjaciel z Kaiserslautern, za pomocą złożenia deklaracji w urzędzie (Standesamt) i opłacenia 30 euro kosztów manipulacyjnych (dowód – paragon tutaj), to zrobiłbym to już dawno.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *