najgorsze filmy świata (3)

bawarska wiejska komedia postępowa

To są dość schematyczne filmy, raczej topornie zrobione. Ale mają ewidentną intencję edukacyjną, najwyraźniej bawarwood ma także dział misyjny, kto wie, może sponsorowany przez władze landu albo i Unię.

Zacznijmy spokojnie, od problemu wyludniania się wsi. Mamy więc bohaterkę, jedynaczkę, która skończyła agrotechnikę i wraz ze starszymi już rodzicami prowadzi farmę (co uwielbia i w życiu nie porzuci). Ale rodzice... nie, nie są złożeni chorobą, ani nie wybierają się do domu opieki: chcieliby przejść na emeryturę i pojechać w podróż, jeśli nie dookoła świata, to przynajmniej w egzotyczny rejs, np. na pokładzie MS Deutschland z któregoś filmu matrymonialno‐turystycznego. Córka jednak nie da sobie rady sama. Co robi tradycjonalna mentalność bawarska? Szuka właściwego kandydata na męża wśród okolicznych bogatych rolników.

I jest taki; połączone gospodarstwa to już byłoby ho‐ho. Córka to rozumie, ale serce nie sługa. W pobliskim mieście sprzedaje płody rolne z farmy (uwaga: w dżinsach, a nie w ludowym stroju bawarskim!) i tamże wypatrza ją pilot pasażerskich linii lotniczych z wypasioną beemką na stanie. Ona nie byłaby od tego, ale spotyka się rownież z rolnikiem‐kandydatem. Okazuje się (też) niczegowaty, tyle że nie do końca iskrzy między nimi. No i jest dylemat. A teraz hycniemy wprost do jego rozwiązania. Oto rolnik zostaje przyłapany w łóżku najlepszej przyjaciółki bohaterki, fryzjerki po rozwodzie (plus córka). Bohaterka zaś zdążyła już skonsumować pilota, choć jego tryb pracy mocno koliduje z jej osiadłym trybem życia. I wtem! olśnienie. Nie żeńmy się, oznajmia nasza bohaterka rolnikowi, po cholerę? Przecież możemy prowadzić nasze gospodarstwa łącznie jako wspólnicy biznesowi, niekoniecznie pod małżeńskim szyldem. Bum! Postęp!

*

A teraz scenariusz bardziej dramatyczny. Bohaterkę sprowadza na wieś świeżo poślubiony rolnik. Ale choć ona bardzo się stara, wszyscy jej nienawidzą: cała wieś z teściową na czele. Mąż niby popiera jej plany przestawienia gospodarstwa na tory bardziej eko. Sprowadzają niewidziane od tysiąca lat w tej okolicy owce na modne eko‐sery, ale nikt tych serów nie chce przyjąć w komis do sklepu. Bohaterka adaptuje więc jakąś szopę na eko‐sklepo‐kafejkę przydrożną; będzie tam handlować eko‐serem i eko‐ciastami. Ale wieś nadal jej nienawidzi; obca i ma dziwne pomysły. Nagle mąż w tajemniczych okolicznościach znika, gdzieś wyjechał w rzekomych interesach. Teściowa nią tyra i postponuje, a w nocy, trach! ktoś pokłada ogień pod eko‐sklepo‐kafejkę. I, jakby tego było mało, nie przyjeżdża wezwana straż pożarna! Bo jakoby ich wóz nie dał się uruchomić (co za nienawiść w tych bawarczykach).

I wtedy pojawia się wybawienie. Akurat przejeżdża samochodem tajemniczy przystojniak, widzi ogień, pomaga w ugaszeniu. Z wdzięczności oferuje mu się nocleg. I jakoś zostaje na dłużej. Czemu? Bo to światowej klasy tenor, którego (z kolei) tak styrała menadżerka, że aż stracił głos; uciekł z wielkiego miasta w poszukiwaniu ciszy i spokoju. Które tu znajduje. Zostaje więc na dłużej, logika wypadków zaciera rączki. Opracowują wspólnie plan pozyskania przychylności wsi (bohaterka nigdy się nie poddaje). Oto zmontują lokalny chór kobiet, który weźmie udział w regionalnym konkursie śpiewaczym, gdzie główną nagrodą jest... nowiutki wóż strażacki (chwilę wcześniej okazuje się, że ten, co nie przyjechał, to naprawdę rzęch).

Pół filmu to perypetie chóru‐w‐próbach (pomoc tenora jest nieoceniona, zwłaszcza gdy okazuje się, kto ów sławny zacz), niechęć patriarchalnych chopów do dodatkowych zatrudnień żon, a w tle – rosnąca namiętność z tenorem (który, zgadliście, powoli odzyskuje głos). Wraca mąż, ale jakiś zaaferowany; okazuje się, że zwolniła się jego ex‐dziewczyna, ukochana po bawarsku od podstawówki (ożenił się, bo wydawała się zajęta na amen). Zaraz też się wyprowadza, zdążywszy jeszcze – w prezencie przedrozwodowym – prawie nakłaść po mordzie swoim kolegom, w rezultacie czego otwiera sie rynek zbytu na eko‐owcze. Teściowa, wstrząśnięta stosunkiem syna do sakramentu małżeństwa, przechodzi na stronę bohaterki. Wreszcie, tak!, chór zajmuje pierwsze miejsce! Brand new czerwoniutki wóz strażacki, miłość tenora, miłość we wsi – bohaterka przejmie wraz z ex‐teściową eko-(wkrótce)-gospodarstwo, a tenor będzie im śpiewać. Postęp? Postęp!

*

Ale prawdziwie postępowa jest seria filmów z ex‐pielęgniarką Katją. Zdradza ją mąż, więc ucieka wraz nastoletnią córką na wieś. Nie jest to ucieczka w ciemno: Katja zajmowała się w szpitalu pacjentką‐wdową, która miała raka / guza mózgu / whatever, jej dzieci zostały same na gospodarstwie, ale starsza córka nawet nie odwiedzała matki, która wszantażowała emocjonalnie Katję w wizytę kontrolną. Okazało się, ze córka była skłócona z matką i całym światem (wybaczcie, zapomniałem powód), napyskowała opiece społecznej w osobie dochodzącej kobiety, same problemy. W rezultacie Katja zapoznała się z działaniem wiejskiej opieki społecznej, a kiedy sprawa z mężem itd., porzuciła pielęgniarstwo i się przekwalifikowała.

I teraz: witajcie z powrotem wściekle bigoteryjne, katolickie Frau [jaka jest liczba mnoga? help!] w bawarskich strojach ludowych! (I widoki gór spowitych malowniczymi mgłami.) Zanim jednak przejdziemy do kolejnych filmów i zobaczymy, w czym jest potrzebny postęp, uwaga o bawarskiej wiejskiej opiece społecznej.

Słuchajcie, oczy same się wybałuszają! Usługi pomocowe świadczy firma wynajęta przez gminę; zatrudnia (przynajmniej filmowo) same kobiety, m.in. Katję. I one, na przykładzie Katji, potrafią wszystko, a jeśli nie, to zaraz się nauczą. Bez problemu uprzątną oborę z ton gnoju, które tam zaległy, bo gospodyni w szpitalu. Naprawią traktor. Przewiną niemowlaka. Pomogą nastolatce nie tylko w nauce, ale i w rozwiązaniu problemów sercowych. A od czasu do czasu dostarczą wielką dawkę postępu.

Oto przykłady. Samotna matka z trójką dzieci (od prawie szesnastolatka do pieciolatki), ich ojciec od dawna nie żyje; trafia do szpitala. Pojawia się Katja, musi się do nich czasowo wprowadzić. Jedyną osobą, która jeszcze wpada z pomocą jest miejscowy ksiadz. Jak słodko. Katja powoli się wdraża i zaprowadza porządek. Ale pojawiają się dziwne sygnały i zdarzenia. Oto na przykład przychodzi list od renomowanego krawca z Monachium, że „przesyłka będzie doręczona jak co roku w ustalone miejsce”. W kwitach zostaje odnalaziony adres i klucz; gdy Katja tam się udaje, odbiera przesyłkę z trzema ręcznie szytymi koszulami męskimi. Co jest grane?!

Wewnątrz owego drewnianego domku w górach, gustownie w środku urządzonego, Katja znajduje zdjęcia, na których obok matki jakiś mężczyzna, raz na nartach, raz w pulowerze itp. Patrzy Katja, a to... ksiądz! Siedemnaście lat schadzek, coroczne prezenty urodzinowe (trzy ręcznie szyte itd.), zdjęcia; sielanka! A tymczasem matka umiera, zaraz pojawi się opieka społeczna, żeby porozdzielać dzieci po rodzinach zastępczych.

Katja napada na księdza, ale ten wyznaje, że od zawsze chciał jedynie służyć bogu (a kobieta, miłość, dzieci, no cóż, przytrafiło się; ich jest tylko czworo, a parafian w potrzebie – setki). Nadal jednak przychodzi pomagać dzieciom itd.; na tyle często, ze bigotki zaczynają plotkować. Gdy jednak dzieci uwozi już miniwan opieki społecznej, ksiądz, przepędziwszy przez rynek i prawie stratowawszy parafianki, dopada pojazd i wyznaje: jam‐ci jest! Ojciec wasz! Dzieci w szloch, natychmiast zbiorowe przytulanie, kompletnośc rodziny ocalona! Postęp!

Inny przypadek w większym skrócie. Mąż kobiety w ciąży, właściciel wiejskiego (!) ośrodka kursów jazdy, zatrudnia nad wyraz przystojnego instruktora, w którym zadurza się połowa kursantek. Wtem! w lesie odnajduje się jeden z samochodów należących do ośrodka, kompletnie spalony. Katja‐detektyw odkrywa prawdę. Oto jedna z zadurzonych mści się na właścicielu ośrodka, bo odkryła jego leśno‐samochodową schadzkę z instruktorem: to geje! Właściciel odszedł, ona z awanturą do instruktora, ten ucieka, ona podpala auto, również z nadziei, że instruktor zostanie karnie zwolniony i będzie go mogła zreedukować na hetero (i na wyłączność). To nie koniec aktów przemocy, ale Katja interweniuje. Namawia instruktora, żeby, mimo stanu ostrego zakochania w żonatym i zaraz‐dzieciatym facecie, sam odszedł i wyjechał het. Żonaty wraca na łono rodziny (żona – tylko Katja to widzi – wie o skłonnościach męża, ale może z tym żyć, aby tylko nie było skandalu), zaraz urodzi się dziecko, a sąsiadkom‐bigotkom ubędzie powód do plotek. Postęp? Oczywiście! Bawarski film o problemach gejów! Postęp!

Niniejszym (z pewną ulgą) kończymy temat bawarski.


ZAWARTOŚĆ CYKLU

wstęp
• harlekin w trzech krokach
odcinek 1
• filmy matrymonialno‐turystyczne
• austriacka komedia cukiernicza
• bawarska komedia położnicza
odcinek 2
• Niemcy w Afryce
northern
• bawarski romans tradycjonalny
odcinek 3
• bawarska wiejska komedia postępowa
odcinek 4
• romanse z sąsiedztwa (Kornwalia, USA, Nowa Zelandia, Szwecja)
odcinek 5
• Niemcy za granicą (Irlandia, Polska)
• komedie berlińskie

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *