Miałem nadzieję, że się wykręcę (wobec samego siebie) od pisania tej blogonoty. Zwłaszcza że już raz podejmowałem temat, w zwierzeniu, że brak mi wiedzy, aby być za GMO albo przeciw GMO. Z tamtej (krótkiej) dyskusji wyszedłem z następującą intuicją:
rozpatrywanie GMO wyłącznie w abstrakcyjnych kategoriach biotechnologii jest rodzajem nieuczciwości (I)
[uzupełniam dziś: (I) jak (intelektualnej); „abstrakcyjne” = wyjęte z kontekstu socjoekonomicznego czy nawet, szerzej, globalnie ekonomicznego]
I w tym, być może błędnym, przeświadczeniu tkwię do dziś.
„Polityka”
Jakieś pół roku po mojej blogonocie ukazał się artykuł w „Polityce” autorstwa Marcina Rotkiewicza GMO: fakty i mity w pigułce, w którym autor starał się zachowywać neutralność, na przykład w komentarzu:
I nie chodziło mi o to, by uczynić z Czytelników (w tym Pana) zwolenników GMO. Sam określiłbym siebie jako osobę patrzącą z pozytywnym zaciekawieniem, ale i ostrożnością, na tę formę biotechnologii. Więc ogromnie spodobało mi się Pańskie stwierdzenie „Zabronienie jakiegokolwiek GMO jest tak samo głupie, jak dopuszczenie bez ograniczeń jakiegokolwiek GMO”. Podpisuję się pod nim.
[2011–09-15 21:57; podkr. moje – n.]
W samym artykule, poza pożytecznym nakreśleniem zakresu problemu, pozwolił sobie na użycie wyraźnych środków perswazyjnych (żaden, załóżmy, grzech u dziennikarza, nawet jeśli „naukowego”).
[...] większość specjalistów [...] opowiada się za pracami nad roślinami transgenicznymi oraz ich wykorzystaniem w rolnictwie. Takiego zdania są np. członkowie Papieskiej Akademii Nauk, która skupia najwybitniejszych uczonych o nieposzlakowanej opinii (również tych niewierzących).
(Przepraszam M.R., może dziś powstrzymałby się od takich środków uwierzytelniania, ale sam nie mogę się powstrzymać przed zacytowaniem.)
Ponieważ najwięcej GMO rośnie w USA, prestiżowa amerykańska National Academy of Sciences przedstawiła w 2010 roku niezależny raport oceniający środowiskowe, ekonomiczne i społeczne skutki wprowadzenia na szeroką skalę roślin transgenicznych [...] konkluzja brzmi: z punktu widzenia ekonomicznego, jak i skutków dla środowiska, uprawy GMO mają przewagę nad tradycyjnymi.
Argument z autorytetu (vel prestiżu) pojawia się również w cytowanym już komentarzu:
Co do Indii – twierdzenia o masowych samobójstwach rolników uprawiających GMO wydają mi się co najmniej dyskusyjne. Po pierwsze, byłem w Indiach, rozmawiałem z farmerami uprawiającymi bawełnę BT (gen bakterii taki jak w kukurydzy MON 810) – byli zadowoleni i twierdzili, że mają większe zyski, stosują dużo mniej oprysków. To oczywiście słaby argument, bo spotkałem się zaledwie z kilkoma osobami, a kraj jest wielki i ludny. Natomiast rozmawiałem później z dziennikarzami amerykańskimi, którzy, jak tylko usłyszeli o tej historii, rzucili się na temat. Mówili mi, że zrobili bardzo dokładany research – wynikało z niego, że to nieprawda. Znam też krytyczną publikację na ten temat pochodzącą z prestiżowej instytucji [IFPRI] Bt Cotton and Farmer Suicides in India.
Tu już nie pada zastrzeżenie typu „rozmawiałem tylko z kilkoma dziennikarzami”. Być może była to próba reprezentatywna, a wcześniejsze spekulacjo‐insynuacje np. Trevora Aaronsona (którego karierę wieńczy właśnie The Terror Factory: Inside the FBI’s Manufactured War on Terrorism)
According to investigative journalist Trevor Aaronson, Monsanto itself commissioned the IFPRI study, along with „fund[ing two other] studies attempting to prove the company isn’t responsible for the suicides. Those studies linked farmer suicides to a variety of social ills, including alcoholism, gambling and the use of credit to finance weddings and dowries.”
...zostały uznane za niepoważne (w części dot. roli Monsanto w przygotowaniu IFPRI study, bo przecież wymienione przyczyny można znaleźć na stronach 36–37 publikacji, tuż przed wskazaniem, że:
It has long been known that toxic pesticides, present in all rural households in India, represent a major cause of death in rural Asia. It is estimated that 300,000 people living in rural areas of Asia commit suicide every year by ingesting toxic pesticides; this may represent 60 percent of all suicides in Asia (Gunnell and Eddleston 2003; Konradsen et al. 2007).
co znaczyłoby, że ograniczenie użycia pestycydów wskutek praktycznej monopolizacji (90%) upraw bawełny w Indiach przez bawełnę Bt powinno wręcz przynieść spadek liczby samobójstw.)
Jednak te zabiegi perswazyjne sąsiądują z zastrzeżeniami uwiarygodniającymi cytowaną deklarację M.R. „patrzę z pozytywnym zaciekawieniem, ale i ostrożnością”.
obawy dotyczące zmonopolizowania rynku rolnego przez koncerny biotechnologiczne, przede wszystkim amerykański gigant Monsanto, są uzasadnione
Liczne kontrowersje budzi fakt, że podpisując umowy z koncernami biotechnologicznymi rolnicy zobowiązują się do nie zachowywania ziarna, np. kukurydzy, na kolejne zasiewy. Oznacza to, że co roku muszą zakupić nową partię ziarna. Restrykcje te wynikają z praw patentowych koncernów biotechnologicznych, które nie chcą, by ich produkt rozprzestrzeniał się w niekontrolowany sposób, ograniczając zyski.
Naukowcy przyznają jednak, że istnieje możliwość „przekrzyżowania” gatunków GMO z dzikimi, choć ryzyko z tym związane nie jest oceniane jako wysokie
Pada też, bo paść musi, stwierdzenie:
Społeczeństwo boi się nowej technologii.
Część tego strachu niewątpliwie przynależy do zjawiska „nowego irracjonalizmu” (zwanego też otchłanią). Które jednak nie bierze się ot tak, z czystej głupoty i zacietrzewienia, musi mieć jakieś realne podłoże (choćby niekoniecznie jasno uświadamiane). A im dalej w stronę biednych regionów świata, tym większa szansa, że podłoże to okaże się – wprost – cywilizacyjno‐ekonomiczne.
Ludziom na co dzień dymanym przez globalne koncerny, które nie cofną się przed niczym (w tym: rabunkowym traktowaniem środowiska w imię krótkoterminowych zysków), jeśli nie są powstrzymywane, ludziom, których rządy (i hm‐elity) mają gdzieś, tłumaczyć dobrodziejstwa nowych technologii można wyłącznie cierpliwie. Zwłaszcza gdy zdanie „Społeczeństwo boi się nowych technologii” jest poprzedzone zdaniem:
Koncerny biotechnologiczne liczą na duże zyski.
Mam wrażenie, że postawę M.R. AD 2011 można (jeszcze) nazwać cierpliwą.
„Krytyka Polityczna”
Skandaliczny, poniżej wszelkiego poziomu tekst Tomasza Piątka Superchwast spowodował, że przesunąłem T.P. na 2 miejsce moich pretensji pod adresem KP.
[Na pierwszym jednak ciągle pozostaje kosmicznie głupie (i zdaje się – utrwalone, bo napis „wersja beta” zniknął) zaprzedanie się tej lewicowej instytucji globalnemu i paskudnemu korpo. Na trzecie spadły mętne ujęcia postsekularyzmu.]
Tekst Hanny Gill‐Piątek został, jak sądzę, napisany zbyt pospiesznie. Z wieloma kwestiami (czy też: ujęciami problemu) trudno się zgodzić, tym samym i ten tekst podkłada się do bicia, jednak ogólny sens – wołanie o wyjście poza logikę rytualnego chaosu [sorry, ależ festiwal autolinkowania!] – jest mi bliski.
Redakcja „Dziennika Opinii” nie miała wyjścia: zamieszczono Odpowiedź Superchwasta Marcina Rotkiewicza wraz z przeprosinami redakcji DO. Na zakończenie swojego tekstu Rotkiewicz wzywa do racjonalnej debaty (pada deklaracja podjęcia tego wyzwania przez KP) i kończy mocnym akcentem:
Nie pozostawajmy wyłącznie na poziomie całkowicie nieprawdziwych stereotypów: „GMO = koncerny = Monsanto = zło”.
[podkr. moje – n.]
Nie chcę rozwijać tego spostrzeżenia (niniejsza gawęda nigdy by się nie skończyła), ale sądzę, że tu M.R. cierpliwość stracił i zaczął wystawać z programu „pozytywne zaciekawienie, ale i ostrożność”. Miał prawo stracić [tu i teraz] cierpliwość? Może miał. Powinien? Według mnie – nie.
„Nature”
Stosunkowo świeży, z 1 maja 2013, numer (prestiżowego!) pisma „Nature” przynosi trzy pytania i trzy odpowiedzi w tekście Case studies: A hard look at GM crops.
GM crops have bred superweeds: True
GM cotton has driven farmers to suicide: False
Transgenes spread to wild crops in Mexico: Unknown
Niezależnie od bieżącego kontekstu tutejszych gmo wars to b. ciekawa lektura. Przy pierwszej kwestii (superchwastów) pojawia się i Monsanto [jakżeby inaczej], i to pojawia się w zaprzeczający „białemu obrazkowi” by M.R. sposób. Ale to już do samodzielnego obejrzenia; ja, jak podkreślam od początku, nie znam się na tym.
W tym miejscu planowałem pobieżną wycieczkę po
IFPRI
zobowiązany do tego (przez samego siebie) wzmianką w komentarzu u Barta na temat „wiarygodności tej instytucji” (nikt na szczęście nie podjął kwestii – wakacje). Pół wczorajszego dnia (z krótkimi ^ przerwami na pracę) spędziłem śledząc historię, powiązania i (ostatnie) zalecenia tego ciała. Zakres mojej niewiedzy wybitnie się poszerzył.
Ale że to naprawdę rozległy temat, rezygnuję z niego na dziś. W to miejsce banalna uwaga. Otóż śledzenie na bieżąco tematu biotechnologii/ekonomii/rolnictwa, własnooczne weryfikowanie twierdzeń i kontr‐twierdzeń, to full‐time job dla specjalisty. Dochrapanie się własnej kompetentnej w jakiejś mierze opinii – praktycznie niemożliwe dla kogoś, kto zawodowo zajmuje się czymś innym i nie traktuje tego akurat zagadnienia jako całościowo angażującego hobby.
I dlatego rozumiem sformułowanie Hanny Gill‐Piątek o „przemocy symbolicznej”. Obrechotano to w internetach, ale dam wam przykład. W polemice z „pewnym blogerem” Marcin Rotkiewicz pisze:
I przy okazji, bo o tym nie pisałem w „Polityce”: bardzo ciekawy jest program monitorujący od kilkunastu lat zdrowie 89 tys. ludzi aplikujących zawodowo pestycydy oraz ich rodzin (czyli osoby najbardziej narażone na kontakt z dużymi dawkami środków ochrony roślin). Tu można znaleźć wyniki: aghealth.nih.gov.
Natychmiast w to kliknąłem, licząc na dane dot. suicide rate w tym środowisku [por. wyżej]. Ale to jest jakieś cholerne wielopiętrowe zestawienie linków (do dalszych linków). Chcesz się dowiedzieć tego, co ja wiem (ale nawet bardzo pokrótce nie streszczę) – kilkaj i studiuj. Nie masz czasu lub siły? To spadaj.
-
Miał prawo stracić [tu i teraz] cierpliwość? Może miał. Powinien? Według mnie – nie.
Tak, ryzyko radykalizacji w imię sprawy jest realne. Tak właśnie miałem z tekstem H.G‑P. Jak już zapomniałem dokładnie o czym był to pomyślałem sobie: no ale hej, to jednak H.G‑P ma rację, a Bart blefuje, że luddyci byli protozwiązkowcami, którzy nie umieli jeszcze „gładko” (marksistowsko) wyrazić idei swojego buntu wobec galopującej zmiany, a nie tylko „prymitywnymi, broniącymi swoich partykularnych interesów konserwatystami”. Gdybym wiedział jak, to sam chętnie wrzuciłbym na przykład Zuckerbergowi chodaka w tryby. Przyszłość pewnie nada temu prostą nazwę, ale dziś zrobiłbym to z czystej, bezmyślnej złośliwości.
No więc czytam tekst H.G‑P jeszcze raz i tam jednak stoi, że „[m]aszyny nie zbawiły świata, użyto ich natomiast do degradacji ogromnej grupy wykwalifikowanych rzemieślników”. No i nie umiem tego przypisać czemu innemu niż radykalizacji. Bo to trzeba się „zacietrzewić”, żeby zobaczyć degradację „ogromnej grupy rzemieślników” i przeoczyć awans ogromniejszej grupy miejskiej i wiejskiej biedoty. Albo zmianę warunków pracy w kopalniach.
Pokusa, żeby się nie zgodzić, albo chociaż przemilczeć słuszne argumenty przeciwnika może zaprowadzić w dziwne rejony.
A poza tym to musiałbym przekleić mój pierwszy długi komentarz u Bartka (o można zalinkować)
-
inz.mruwnica :
A poza tym to musiałbym przekleić mój pierwszy długi komentarz u Bartka
Wielki szacun za ten komentarz, zachowam linka chyba dla przyszłych zastosowań.
nameste :
Dochrapanie się własnej kompetentnej w jakiejś mierze opinii – praktycznie niemożliwe dla kogoś, kto zawodowo zajmuje się czymś innym
Oczywiście! To jedna z kluczowych cech dzisiejszej rzeczywistości. W czasach Galileusza czy może jeszcze Newtona można było jeszcze mieć złudzenie, że całość najistotniejszej wiedzy jest do ogarnięcia przez jednego człowieka. Oczywiście, już wtedy było to złudzenie, no i Wiedza o Świecie była o rzędy wielkości mniejsza. Dziś sporo wiemy o złożoności świata, ale ta – świadomość bardziej niż wiedza – zazwyczaj i tak nie pozwala nam uchwycić czegoś więcej niż korelacji. Wiemy że A a następnie B i potem jeszcze C, ale jak silny jest związek pomiędzy nimi? Czy to jest wynikanie? Czy plony spadły bo X a rak się pojawił wskutek Y, czy też oprócz tego była susza a pacjent jadł niezdrowo i chodził na solarium? Ktoś to zbadał, ale czy wystarczająco dobrze? Może wyniki nagięto żeby ładnie wyglądały w publikacji, bez której nie byłoby kolejnego grantu?? Nie mamy pewności, ale i tak łakniemy pewności, jest nam konieczna do życia i wyjścia rano z domu.
Stąd, jak zauważył Inżynier, nawet jeśli zachowujemy odrobinę krytycyzmu, i takinz.mruwnica :
Ta wiedza skądś skapuje
a wybieramy jej źródło w sposób mocno przygodny. Czasem to Akademia, czasem szwagrowiedza, czasem Otchłań, zależy jakich mamy znajomych.
-
Co do samobojstw rolnikow – pewna poszlaka w sprawie bulszitowatosci historii od Grinpis moze byc fakt, ze polscy farmerzy jak jedna zona zaprotestowali przeciw zakazowi GMO, bo odmiana kukurydzy odporna na omacnice prosowianke jest znacznie tansza w uprawie, gdyz nie wymaga opryskow (dodatkowo mamy bonus dla srodowiska, bo opryskuje sie upraw, dzieki czemu nie gina przy okazji pozyteczne owady).
Nie pamietam juz kwot, ale byly one naprawde znaczace i musialy wplynac na cene produktu.
Pozwala to domniemywac, ze rolnicy indyjscy tez moga miec nizsze koszty upraw.
Co do GMO – jasne, uwazam ze trzeba bardzo dokladnie przebadac temat, ale zastanawiam sie, jak naukowcy maja to zrobic, gdy ekociucmoki (nie nazywajmy ekologami ludzi, ktorzy nie odroznia biotopu od biocenozy i wieszaja sie na chlodniach kominowych) niszcza uprawy, majace ocenic wplyw zmian?
-
Nie chcę rozwijać tego spostrzeżenia (niniejsza gawęda nigdy by się nie skończyła), ale sądzę, że tu M.R. cierpliwość stracił i zaczął wystawać z programu „pozytywne zaciekawienie, ale i ostrożność”. Miał prawo stracić [tu i teraz] cierpliwość? Może miał. Powinien? Według mnie – nie.
Ale czy to nie chodzi o to, że jeśli za GMO na początku równania podstawisz np. len opatrunkowy, to wyjdzie z niego, że to zło? Wokół owego lnu powstało ostatnio jakieś bardzo niesympatyczne zamieszanie wynikające najwyraźniej ze stygmatyzującej łatki GMO (i proszę mi dać klapsa, jeśli nie doczytałem i pomieszałem).
-
O lnie tutaj:
Niestety, na szybko nie umiem znaleźć linka do tekstu o kłopotach wynalazców.
Ale generalnie chodzi mi o to, że jesteśmy na krawędzi wylania dziecka z kąpielą. Przecież kampanie Greenpeace i innych przeciwników GMO oprócz mechanizmów korporacyjnych atakują też „frankenfoods” – a nawet głównie je, bo atak ma lepszą nośność.
-
bart :
Ale generalnie chodzi mi o to, że jesteśmy na krawędzi wylania dziecka z kąpielą.
A sama kąpiel jest dość brudna i mętna, niestety, co nie pomaga. Bo to część większej dyskusji na temat tego, jakie powinny byc obowiązki i kompetencje państwa/Unii, co przedmiotem minimalnych regulacji aka wolny rynek, jaki model minimalizuje ryzyko patologii (maksymalizacja zysków przez producenta wskutek nadużywania ochrony patentowej, ukrywanie szkodliwego działania produktu przed regulatorami rynku/klientami, przerzucanie kosztów wytwarzania/użytkowania produktu na społeczeństwo przy prywatyzacji zysków etc.) i maksymalizuje korzyści (np. innowacyjność technologii).
Jest model neoliberalny, jest model socjalistyczny, jest też real gospodarki amerykańskiej, niemieckiej, koreańskiej czy singapurskiej (zazwyczaj są heterogeniczne, z silnym państwowym wsparciem niektórych sektorów i jako‐taki wolnym rynkiem w innych sektorach). Czy wenezuelskiej. Oraz teoria i praktyka działań Komisji Europejskiej (ciekawa zwł. w przypadku GMO). I to jest dopiero dyskusja. Tak trudna, że niemal nie ma kompetentnych kandydatów do jej prowadzenia. -
nameste :
Oczywiście, retoryka używana w publikacjach IFPRI aż ocieka troską o dobro‐ludzkości
I jak tu się nie zgodzić z Two goals—Zero Net Land Degradation
and the Zero Hunger Challenge—were launched during the event?
W końcu środowisko jest niszczone a miliony są głodne lub niedożywione. Pytanie – jakimi środkami? Co może ustalić G8?
Przecież punkt widzenia np. UK to pozycja kraju który ma malutki sektor rolniczy za to ogromny finansowy (i gra namiętnie na rynku surowcowym, wirtualnie windując ceny zupełnie realnego zboża). 500tys. Brytyjczyków regularnie donujących na OXFAM tego nie zrównoważy. -
nameste :
BŚ jest zresztą jednym ze sponsorów IFPRI.
So is UNICEF and Gates Foundation.
Lista darczyńców zaczyna się na str. 31 poniższego PDF‑a:
http://www.ifpri.org/sites/default/files/2012fs.pdf
Wśród sponsorów brak firmy na M (choć jest wymieniona na stronie IFPRI), ale być może kryje się pod jakąś przykrywką.
-
Pingback from GMOrgias | Struktury wiedzy on 2013-07-29 at 23:35
-
nameste :
bonus: pouczająca historia kenijskiego mleczarstwa
I tu, powtarzając się zapewne (choć jest nadzieja, że nie na Twoim blogu) bardzo polecę książki Bad Samaritans Ha‐Joon Changa oraz Griftopia Matta Taibbi’ego.
I uwaga marginesowa: gdyby Jankesom i Europejczykom (nie tyle sytym co wręcz obrzydliwie przejedzonym) zabrać połowę jedzenia, którego dużą część i tak wyrzucają, problem głodu by się wyraźnie zmniejszył. Co nie oznacza, że wprowadzanie GMO straciłoby rację bytu (wyższa wydajność, mniejsze obciążenie środowiska).
22 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2013/07/gmo-wars/trackback/