zdania wyrobione i wyrabiane

Jest co najmniej 1093857 kwestii, co do których nie mam zdania, bo nawet o nich nie słyszałem (podana liczba jest przybliżeniem).

Jest natomiast kilka kwestii, o których bardzo głośno, budzących kontrowersje, a ja nie mam o nich zdania, bo nie mam o nich praktycznie żadnej wiedzy.

Na przykład GMO.

Jedni ludzie, których postawę poznawczą szanuję, są za. A znowuż inni ludzie, których postawę itd. – są przeciw. Na poziomie odruchów miałem raczej odruch przeciw (bo ponuryzm patentowania technologii w służbie wielkiego biznesu, bo pomarańczowa twarz Monsanto, bo nieszczęśni Hindusi, bo „zasada przezorności”), ale budowanie opinii na odruchach jest mocno nieteges. Więc siedziałem cicho, na zasadzie: jeśli nie masz porządnego zdania, to przynajmniej nie odzywaj się.

Niniejszym donoszę, że postanowiłem się nieco odstrusić (chodzi o położenie głowy) i nieco rozejrzeć.

Ten sajt chyba tylko udaje bezstronny, ma działy „Naukowcy za GMO” i „Naukowcy przeciw GMO”, ale w dziale „za” znajduję link do tekstu (2008) dyrektora Instytutu Genetyki i Biotechnologii UW, który to tekst zaczyna się od argumentum ad Łysenkum, prowadzi przez listę demagogicznych (tak na oko) hm, argumentów, na przykład:

Wiele obaw związanych z GMO wynika z irracjonalnego podejrzenia, że geny znajdujące się w pokarmie mogą „przeskoczyć” do człowieka. Już uczeń szkoły podstawowej powinien wiedzieć, że jest to niemożliwe. Od tysięcy lat jemy wołowinę i nikomu z tego powodu nie wyrosły rogi (a przecież u bydła są geny odpowiedzialne za powstawanie rogów).

...a kończy się na argumencie z autorytetu – „moi koledzy naukowcy myślą tak jak ja”, szkoda tylko, że jeden wymieniony to „urządzacz lasów” (Borecki), a drugi to specjalista w mechanice/informatyce (Kleiber), zapewne zacni i kompetentni w swoich dziedzinach ludzie.

Widać więc, że podrzucanie takiego linka źle świadczy o obiektywizmie sajtu: nie można było znaleźć czegoś poważniejszego?

Ale może sam jestem stronniczy. Bo zanim tam trafiłem, przeczytałem dwa inne teksty, które wydały mi się poważne. Rzeczową rozmowę z Katarzyną Lisowską i (wymagające jednak czujności) credo Ludwika Tomiałojcia.

Nadal nie mam wyrobionego zdania, w miarę wolnego czasu będę odstrusiał się dalej.

Zostawiam tę blogonotkę jako przestrogę: nie ma lekko. Z tymi przekonaniami budowanymi na (zdobywanej) wiedzy.

  1. ladygaga’s avatar

    Rozmawiałam kiedyś o GMO z jednym znajomym doktorem, z Instytutu Genetyki i Hodowli Zwierząt PANu i miał mieszane uczucia odnośnie problemu. Jako główny zarzut przeciw GMO roślinnemu podawał poważne obawy co do tego, że uprawy modyfikowane wyprą całkowicie pozostałe gatunki (część zostanie zanieczyszczona podczas pylenia, część po prostu wyparta), co w efekcie może doprowadzić do poważnego problemu, jeśli zmodyfikowane zboże zaatakuje kiedyś skutecznie zaraza, bo mając niezróżnicowane uprawy, będziemy zagrożeni głodem na skalę światową.
    Jeśli chodzi o temat wpływu genetycznie zmienionych upraw na zdrowie, to stwierdził tylko, że i tak jemy na co dzień soję modyfikowaną we wszystkich czekoladowych i czekoladopodobnych produktach, więc za późno na debatę, czy GMO wprowadzać na rynek, skoro i tak już tu jest.
    Ode mnie temat jest odległy i wychodzę trochę z założenia, że jak naukowcy nie są pewni, to ja też do niczego riserczem nie dojdę.

  2. nameste’s avatar

    @ ladygaga:

    Krótko mówiąc, ten doktor z IGiHZ niewiele wnosi do zagadnienia.

  3. babilas’s avatar

    Przeczytałem chwaloną przez Ciebie rozmowę z Katarzyną Lisowską. Najbardziej rzeczową znalazłem uwagę, że szkodliwe w roślinach GMO RR (dla nieklikających w linki: chodzi o rośliny zawierające gen odporności na herbicyd Roundup) są pozostałości Roundupu, a nie same geny.

    Ale już to, że Monsanto, jak każda iwil korporejszn, zachowuje się brzydko, trudno przekuć w argument przeciwko GMO (jako idei, nie implementacji). Wiadomo też, że chęć zysku bardzo skutecznie napędza badania i promocję – nie bardzo rozumiem, jak „zdemaskowanie” (nieetycznej zdaniem wywiadowanej?) motywacji może wpływać na ocenę GMO. O rękę karaj, nie ślepy miecz? Skoro kalkulacje dowodzą, że uprawy GMO są droższe niż tradycyjne (wyższa cena nasion, konieczność zakupu Roundupu), czegóż się bać? Bacillus thuringensis jako biopestycyd znane jest od lat 20 XX wieku i ocena jego wpływu na nietargetowe organizmy jest dość kompletna, ale na wszelki wypadek pani doktor straszy receptorami w jelitach myszy.

    Ludzkość sobie i tak zrobiła na paskudę przenosząc, czy to celowo, czy przypadkowo, rośliny i zwierzęta wzdłuż i w poprzek globusa. Ewolucja chorób i szkodników (w sensie odporności na pestycydy – transponując na świat ludzi: lekarstwa) przyśpieszyła ostatnio znacznie. Zmiany w postaci powstawania domniemanych superchwastów odpornych na Roundup nie są więc jakoś specjalnie spektakularne. Nie widzę racjonalnego powodu aby bać się potencjalnych Golemów, wystarczy patrzeć na ręce lepiących rabinów.

    Postulat dziesięcioletniego moratorium można czytać jako propozycję rozejmu: nie potrafimy na razie udowodnić, że GMO są szkodliwe, ale dajcie nam czas, my wam jeszcze pokażemy.

    PS. Komu przeszkadzało udostępnianie całych wpisów przez RSS? Nie to, żebym miał cokolwiek przeciwko Schielemu, ale wolę wyobrażać sobie Ciebie trochę inaczej.

  4. nameste’s avatar

    babilas :

    Przeczytałem chwaloną przez Ciebie rozmowę z Katarzyną Lisowską.

    Scharakteryzowaną przeze mnie jako rzeczową. Ta charakterystyka oczywiście także podlega podważeniu, co też robisz.

    ocena jego wpływu na nietargetowe organizmy jest dość kompletna

    „Dość”: czy to nie wishful thinking.

    Ale już to, że Monsanto, jak każda iwil korporejszn, zachowuje się brzydko, trudno przekuć w argument przeciwko GMO (jako idei, nie implementacji). Wiadomo też, że chęć zysku bardzo skutecznie napędza badania i promocję — nie bardzo rozumiem, jak „zdemaskowanie” (nieetycznej zdaniem wywiadowanej?) motywacji może wpływać na ocenę GMO.

    Nie tyle idzie o argument przeciw GMO, ile o ocenę argumentów za, typu „tania żywność”, „dobro ludzkości”, te sprawy. Kontekst jest istotny.

    Generalnie: nie mam wiedzy, żeby odnieść się merytorycznie do Twoich uwag. I o tym właśnie jest ta notka.

    Komu przeszkadzało udostępnianie całych wpisów przez RSS?

    Tak, wycofałem się z tego (wbrew wcześniejszym rozmowom). Mogę tylko zeznać, że mam swoje powody i przeprosić.

  5. babilas’s avatar

    nameste :

    „Dość”: czy to nie wishful thinking.

    Trochę tak. Chodziło o to, że nowa jest tylko droga, którą eksponujemy szkodliwe gąsienice na truciznę produkowaną przez Bacillus thuringensis. Dawniej pryskało się zawiesiną bakterii po roślinach. Teraz gen z bakterii jest w roślinie. Sraczka, której dostanie pszczółka, gdy zje gąsienicę jest ta sama.

    „tania żywność”, „dobro ludzkości”, te sprawy. Kontekst jest istotny.

    Od dawna wiadomo, że dobro ludnościdobro ludzkości są nieomal wzajemnie się wykluczające. A kontekst jak najbardziej istotny, bo najbardziej dyskutowalny. Ja też własnym riserczem do niczego nie dojdę, mogę co najwyżej z doktorami rozmawiać.

    PS. W wypowiedzi p. Węgleńskiego brakuje mi rubasznej klamry na koniec. Skoro zaczął od Łysenki, to może powinien zakończyć Miczurinem, który skrzyżował psa z jabłonką: sama się podlewa i oszczekuje potencjalnych złodziei.

  6. kwik’s avatar

    Obie strony sporu bezlitośnie wykorzystują „trudność tematu” i oszukują publikę. Że koncerny kłamią to wiadomo, muszą mieć nóż na gardle żeby mówić prawdę. Antygmowcy sympatyczni, ale od nich tym trudniej wymagać rzetelności. Lisowska mówi „Staram się informować, nie straszyć” i wyłącznie straszy. Tomiałojć już w ogóle poniżej wszelkiej krytyki: „Uboczne skutki upraw GMO zapewne poznamy w pełni za 1–3 pokolenia”. No jasne, ale to samo można powiedzieć o ubocznych skutkach czytania Tomiałojcia.

    Paranoja wrogów GMO przypomina każdą inną paranoję, nie ma dowodów na szkodliwość GMO, mówi się za to dużo o potencjalnych zagrożeniach i złych intencjach. No dobra, lepiej chuchać na zimne, odrobina paranoi jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Ale aż dziesięcioletnie moratorium byłoby niezasłużonym triumfem paranoików, co gorsza przestaliby walczyć z GMO i zaraz znaleźli sobie nowego konika. Więc gdyby mnie się ktoś o zdanie pytał, to moratorium tak, ale tylko na patentowane organizmy, a nie na GMO w ogóle. Ale takie rozwiązanie nie zadowoli nikogo.

  7. nameste’s avatar

    kwik :

    Antygmowcy sympatyczni, ale od nich tym trudniej wymagać rzetelności. Lisowska mówi „Staram się informować, nie straszyć” i wyłącznie straszy. Tomiałojć już w ogóle poniżej wszelkiej krytyki: „Uboczne skutki upraw GMO zapewne poznamy w pełni za 1–3 pokolenia”.

    Ale czy wykraczają poza program Babilasa (patrzeć na ręce lepiących rabinów)?

    Węgleński nawet nie udaje, że informuje, wyłącznie agituje (duży minus za żenujące metody). Przy Tomiałojciu zalecałem (intuicyjnie?) czujność. Właściwie niedobrze, czujność pożądana na stałe.

    A co do skutków ubocznych. Historia rozwoju technologicznego jest zarazem historią poszerzania się zakresu skutków ubocznych. Trudno byłoby drzeć szaty globalnie przy każdym zauważonym. Pytanie na dziś postawiłbym takie: czy GMO ma szansę / jest problemem skali globalnej (tzn. nie‐wąsko‐technologicznym).

    Mówisz, że nie ma dowodów na szkodliwość GMO (ale milcząco zakładasz, ze chodzi o wymiar technologiczny). Jeśli podany w blogonocie link do „nieszczęsnych Hindusów” nie prowadzi do historii z kciuka wyssanej, to dla mnie wystarczy za kontrprzykład.

  8. kwik’s avatar

    Wykraczają, widzę przecież irracjonalny opór przed GMO w ogóle, a nie tylko przed tym, że ktoś na GMO nieuczciwie kasę robi. I miałem oczywiście na myśli tylko szkodliwość biologiczną, jak coś jest szkodliwe ekonomicznie dla jednego, to zwykle drugi w tym czasie zarabia.

    Nie wiem jaka jest trwałość patentów na GMO, nie wiem jak globalnie respektowane/egzekwowane są tu prawa własności intelektualnej (np. w Chinach czy Indiach). Znam się tylko trochę na biologii. Miałem o GMO notki jeszcze na psychiatryku, ale temat mnie szybko znudził (pewnie dlatego że jest mi wszystko jedno i nie umiem się nakręcić).

    Z tym samobójcami‐rolnikami to jakaś gruba przesada, tzn. padli raczej ofiarą lichwy niż tego, że GMO bawełna jest 4x droższa, robaki się uodporniły na Bt, bawełna Bt w ogóle nie sprawdza się w tamtejszych warunkach, a jednocześnie – o dziwo – innych nasion nie można już w Indiach dostać. To się wszystko razem kupy nie trzyma. Czemu piszą, że „w ciągu ostatnich 16 lat kres swojemu życiu położyło aż 250 tys. rolników” jeśli pierwsze uprawy Bt bawełny w Indiach to 1998 rok, a szkodniki uodporniły się na Bt dopiero w 2009? I co to w ogóle ma za związek z GMO, efekt byłby ten sam, gdyby dali się naciągnąć na każdą inną nieopłacalną uprawę. Oczywiście fiasko jest spektakularne i Monsanto nie ma wyjścia, każdy przecież widzi, że robaki jedzą a nie powinny (Monsanto accepts its Bt cotton failed pest‐control tests). Tylko czy to powód, żeby histeryzować w sprawie GMO? Dla mnie żaden.

  9. andsol’s avatar

    Książka rzetelnego specjalisty, którą mam przed sobą (Norman C. Ellstrand, Dangerous Liaisons? When Cultivated Plants Mate with Their Wild Relatives, 2003) nie odzywa się językiem biblijnym (a nasienie wasze zatrute będzie), opisuje szczegółowo zjawiska językiem tak technicznym, że nie biorę jej do ręki przed snem, bo by przyszedł natychmiast, ale mówi o rzeczach, które domowy biolog, czyli żona, przynosiła do domu ze swoich studiów: modyfikacja genetyczna była zawsze, chodzi o skalę.

    Może zacytowanie jednego zdania (str.83–84) wyjaśni używany przez autora ton: Unintended human assistance has helped the wild relatives of rice expland their ranges to all of the inhabited continents, often becoming serious weeds of both cultivated rice and other crops. Opowieść na 200 stron o hybrydyzacji nie jest aktem oskarżenia ludzkich działań, szczególnie grup naukowców. Wręcz odwrotnie, część tekstu mówi o fizycznym i teoretycznym szukaniu zabezpieczeń przed nieprzewidywalnymi genetycznie efektami eksperymentów.

    Mam wrażenie, że to ciągle jest opracowywanie klasycznej bajki o złej czarownicy zjadającej Jasia i Małgosię na surowo. W pierwotnej wersji była wyrazem strachu i niechęci do starości. szczególnie u kobiet (kaczanowatość bajki była oczywista, jednorazowe danie nie zmienia losu starej kobiety). Jej prawie współczesna wersja, o szalonym uczonym, który chce rządzić światem (bo jak wiadomo to właśnie uczeni, a nie politycy, mają takie marzenia) też bez Freuda ujawniała swoje źródła: „a macie tak, dobrze wam, będziecie od religii odchodzić? Te naukowe Czarne Piotrusie was zeżrą”. No więc teraz mamy obsesję z GMO, zręczny zlepek zagrożenia upiornym naukowcem i perfidnym masonem (jaszczurem, bankierem, Bidelbergiem) opartą na rzeczywiście istniejącym problemem zmieniania świata przez intencjonalne i nieintencjonalne działania.

    Jeśli Ellstrand nie ma jasnych przepisów na działanie, ja też nie mogę ich mieć, ale podejrzewam, że Terlikowski Program intensywnego rozmnażania sie wewnątrz katolickich rodzin bardziej niż GMO może zmienić życie na Ziemi.

  10. nameste’s avatar

    kwik :

    To się wszystko razem kupy nie trzyma.

    Tak to zwykle jest, gdy zaczyna się od szukania dziur (chochoła?). Jeśli chcesz sobie uspójnić, polecam (złośliwie) 54 strony raportu CHR&GJ NYU SoL, o którym mowa w artykule Jędrysik.

    Rząd indyjski wycofuje się z subwencjonowania rodzimego rolnictwa, wchodzą korposy, monopolizują rynek, pułapki kredytowe (kredyty najpierw zaciągane na „obietnicę łatwiejszych zysków z odpornego GMO”, potem z monopolu), krach & ciach. Typowy globalizacyjny scenariusz.

    Co go wyróżnia, to dwie rzeczy: wspomniana „obietnica GMO” (Bt‐failed) i fakt, że w dziedzinie rolnictwa GMO jest technologią, która startuje z wyłącznością patentową. Niby powszechnie wiadomo, że monokultury są szkodliwe & niebezpieczne, ale zysk górą. Dlatego sądzę, że rozpatrywanie GMO wyłącznie w abstrakcyjnych kategoriach biotechnologii jest rodzajem nieuczciwości (I).

    W tym kwikizmie:

    jak coś jest szkodliwe ekonomicznie dla jednego, to zwykle drugi w tym czasie zarabia

    po jednej stronie stoi pojedynczy rolnik, po drugiej Monsanto, wynik meczu 0:1, no problemo.

    Tylko czy to powód, żeby histeryzować w sprawie GMO?

    W ogóle nie ma co histeryzować, shit happenstaki lajf.

    EDIT Pisałem komentarz przed przeczytaniem komcia andsola, któremu jednak także się polecam z powyższym.

  11. miskidomleka’s avatar

    Włączę się na chwilę do dyskusji, w zasadzie nie mając wystarczających podstaw, albowiem zlinkowane informacje tylko przerzuciłem (zaraz wychodzę, stąd ta niedbałość).

    Mam wrażenie, że argumenty przeciw GMO dzielą się na dwie grupy:

    A. argumenty może i słuszne, ale nie mające nic wspólnego z GMO per se. Czyli Hindusi wyzyskiwani przez korporacje – oczywiste, prawda?
    Czyli pozostałości Roundupu – bo pestycydy stosowane na nie‐GMO są całkowicie bezpieczne?
    Czyli zmniejszenie różnorodności – każde powszechne wprowadzenie nowej odmiany tym grozi.
    Czyli wprowadzenie do środowiska nowego czynnika genetycznego – każde wprowadzenie nowej odmiany wyhodowanej tradycyjnie tym grozi.
    Czyli a może tam się tworzą jakieś tajemnicze trucizny, od których się pochorujemy – to samo dotyczy odmian wyhodowanych tradycyjnie.

    B. Argumenty specyficzne dla GMO, które są od czapy i zasługują na odpowiedź Węgleńskiego. Te wszystkie skrzela co nam wyrosną od jedzenia wieprzowiny z genem łososia. Film Mucha i Kpł 19:19.

  12. nameste’s avatar

    @ miskidomleka:

    Pseudoargumenty z grupy B dotyczą wykroczenia przeciw naturze/bogu („nie będziesz modyfikował doskonałego, zaprawdę & szatan”), Otchłań jest ich pełna.

    I stąd gdy ktoś stara się rozpatrzeć argumenty grupy A, naraża się na epitet ekobuca, śmierć przez zaszydzenie i inne niebezpieczeństwa.

    Nadal nie wyrobiłem sobie zdania (byłby cud: w jeden dzień?), ale – co już właściwie powiedziałem wyżej – ujęcie „GMO per se” nie wydaje mi się neutralne (poznawczo).

  13. miskidomleka’s avatar

    Argumenty B to – moim zdaniem – pochodzą z dwóch źródeł. Być może nie do końca niezależnych.

    Jedno to troska o owe wykroczenia przeciwko porządkowi boskiemu czy naturalnego.

    Drugie – symbolizowane przez film Mucha – to napędzane niewiedzą i właśnie takimi filmami pomysły „do czego może to prowadzić”.

    Z pierwszym nie ma co zrobić, o współudział w kształtowaniu drugiego trzeba oskarżyć edukację. Bo człowiek, który wie czym jest gen i jak to mniej więcej działa, powinien dostrzec absurd pomysłu, że dodanie jednego łososia do dziesiątków tysięcy genów świni nagle uczyni schaboszczaka nie dość, że trującym to zrobi konsumentowi te skrzela.

    Niestety nie pamiętam źródła, ale czy nie było jakoś niedawno badania opinii z któregoi wyszło, że kupa ludzi uważa, że „zwykłe” (nie‐GMO) nie zawierają w ogóle genów?

  14. kwik’s avatar

    Dobra, ale w takim razie nawet nie udawajmy, że rozmawiamy o GMO. Jak już miskidomleka sugerował wypada rozplątać dyskusję; w tragedii indyjskich rolników specyficzne dla GMO jest ewentualnie to, że bawełna Bt nagle straciła swoje cudowne owadobójcze właściwości, bo pojawiły się szkodniki którym Bt już nie szkodzi. Ale nawet to jest naciągane, identyczny problem można przecież wygenerować używając odmiany odpornej na jakąś chorobę, wyhodowanej tradycyjnymi metodami.

    Omawiane Zło pochodzi więc nie tyle z GMO, co z patentowania odmian, nieuczciwej reklamy, uzależnienia rolników od monopolisty dostarczającego materiał siewny, monokultury itd. Więc to z tym trzeba walczyć, a nie ze strasznym potworem/chochołem GMO. Naprawdę nie wypada straszyć nieodwracalnymi i nieprzewidywalnymi skutkami biologicznymi GMO podpierając się jednocześnie „indyjską” bawełną Bt, która okazała się takim niewypałem. Jak widać robactwo się wcale nie przejęło i potraktowało roślinki GM tradycyjnie. Jeśli producent (Monsanto) gwarantował działanie produktu, powinien uwzględnić reklamacje.

  15. miskidomleka’s avatar

    kwik :

    Dobra, ale w takim razie nawet nie udawajmy, że rozmawiamy o GMO.

    O to mi właśnie chodzi. Na razie argumenty ograniczają się do „kolej jest zła, bo Żydów do Auschwitz wieziono koleją” (grupa A) oraz „kolej jest zła, bo nie ma o niej w Biblii”/„kolej jest zła, bo przecież krowy mleko stracą” (grupa B).

  16. nameste’s avatar

    kwik :

    Omawiane Zło pochodzi więc nie tyle z GMO, co z patentowania odmian, nieuczciwej reklamy, uzależnienia rolników od monopolisty dostarczającego materiał siewny, monokultury itd. Więc to z tym trzeba walczyć, a nie ze strasznym potworem/chochołem GMO.

    Zaczynam się powtarzać: jak oddzielić „czystą”, „per se”, technologię od jej społecznego/cywilizacyjnego funkcjonowania?

    Naprawdę nie wypada straszyć nieodwracalnymi i nieprzewidywalnymi skutkami biologicznymi GMO podpierając się jednocześnie „indyjską” bawełną Bt, która okazała się takim niewypałem.

    A to nie jest przykład dramatycznego (w skutkach) failu technologii? „Ojej, byliśmy pewni, że będzie działać, a tu – straszne zaskoczenie – działa zupełnie inaczej, bo 1, 2, 3...”. Coś wspominałeś, że postulat moratorium nie ma żadnych podstaw, hm.

  17. kwik’s avatar

    No chyba zwyczajnie oddzielić, analitycznie, zauważając że technologia to tylko narzędzie i może być używane dobrze, źle albo całkiem niedorzecznie. Praktycznie każda nowa technologia rodzi kontrowersje, niektóre ciągną się latami, inne szybko zamierają. Prąd przemienny 230V z gniazdek które każdy ma domu potrafi zabić nawet dorosłego człowieka! Gaz jeszcze gorszy, można się tylko dziwić, że tak rzadko dochodzi do eksplozji (a kiedyś był w dodatku śmiertelnie trujący).

    Że robactwo zaczęło w końcu zjadać bawełnę Bt nie jest żadnym zaskoczeniem, należało się spodziewać (jeśli się wierzy w ewolucję). No więc już wiadomo na pewno, że technologię GMO trzeba łączyć z tradycyjnym zwalczaniem szkodników, że nie jest to wcale cudowne rozwiązanie.

    Ale efekt był dramatyczny nie dlatego że to było akurat GMO i coś zadziałało zupełnie inaczej, tylko że jak zwykle nachalna promocja, obietnice na wyrost, chciwość i głupota – ludzie znowu dali się nabrać, nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni. Można się najwyżej dziwić, że odporne szkodniki pojawiły się ojej tak szybko, już po pięciu latach.

  18. nameste’s avatar

    kwik :

    Praktycznie każda nowa technologia rodzi kontrowersje, niektóre ciągną się latami, inne szybko zamierają.

    Nie wiem, zapewne przemawia przeze mnie niekompetencja, mam jednak wrażenie, że łatwe generalizacje zaniedbują specyfikę zagadnienia, że bioetyka (bioróżnorodność, biopiractwo i szereg innych kwestii o znaczeniu globalnym) nie dotyczy jedynie problemów wąskotechnologicznych. GMO jest jednym z elementów tego puzzla. Kusi (łatwa) perspektywa zajęcia stanowiska „e, sztucznie stwarzane problemy, to jest jak prąd w gniazdku”, ale jeszcze się wstrzymam.

  19. kwik’s avatar

    Ale dodanie przedrostka bio‐ nie tworzy wcale jeszcze specyficznej dziedziny ze specyficznymi problemami. Bioetyka to nadal tylko etyka, biopiractwo to w ogóle z dupy problem (poszukajmy lepiej spadkobierców wynalazcy koła), bioróżnorodność – jestem za, ale jaki to ma związek np. z manipulacjami na ludzkich zarodkach?

    Problematyka GMO u mnie w głowie łączy się raczej wykorzystywaniem silnej pozycji politycznej do nadużywania praw własności intelektualnej i do dymania maluczkich, tak jak z patentami na leki, prawami autorskimi (filmy & muzyka) czy softwarem. To co miałem do powiedzenia już powiedziałem (zresztą jak już wspominałem miałem o tym notki), jestem za, a nawet przeciw. Patentowane GMO to zło, samo GMO niekoniecznie. Oczywiście w ten sposób można lobbować za GMO, bo w praktyce GMO to patentowane GMO, a jak już kogoś przekonam że GMO nie jest straszne, to łyknie i patentowane. No więc żeby nie pozostawić wątpliwości – jestem stanowczo przeciw niekontrolowanemu wpuszczaniu do Polski patentowanych GMO. Uważam ponadto, że we wszystkich takich drażliwych sprawach powinny być referenda.

  20. nameste’s avatar

    kwik :

    Bioetyka to nadal tylko etyka

    Hm. Wpadłby tu ktoś i skomętował powyższe.

    Patentowane GMO to zło, samo GMO niekoniecznie. Oczywiście w ten sposób można lobbować za GMO, bo w praktyce GMO to patentowane GMO, a jak już kogoś przekonam że GMO nie jest straszne, to łyknie i patentowane.

    To brzmi zdecydowanie.

  21. miskidomleka’s avatar

    nameste :

    Hm. Wpadłby tu ktoś i skomętował powyższe.

    By, oj by. Ja mam trochę trudności z „bioetyką”. Czasem bym ją w ogóle zanegował jako byt niezależny, bo to worek, do którego upycha się strasznie różnorodne sprawy. Początek życia ludzkiego i inwitryzmy, koniec życia i eutanazjizmy oraz odłączanie Schiavo i ogólnie zaprzestanie opieki, etykę „ekologiczną”, moralizatorstwo w temacie grzebania w genomach, doświadczenia na zwierzętach...

    Jest tu jednak pewien wspólny mianownik, powiedziałbym praktyczny. Etyk, by się z sensem wypowiedzieć we wszystkich tych sprawach, nie może ograniczać się do głębokiej zadumy i przestudiowania klasyków etyki.

    Musi przysiąść fałdów i nauczyć się z podręczników biologii jak to działa. By wiedzieć (upraszczając), że bicie serca to marny wyznacznik „życia”, że osobowość zależy od fizycznej substancji mózgu, że ekologia nie polega na przytulaniu drzew, tylko na wiedzy o sieciach zależności między organizmami, i że skutki „zwalczenia szkodnika” mogą być dalekosiężne i nieoczekiwane, że wsadzenie drucika w mózg nieznieczulonego zwierzęcia czy człowieka nie boli, itd.

  22. blaise’s avatar

    Dopóki nie znajdziemy sposobu na zastopowanie przyrostu „gęb do wyżywienia”, to możemy liczyć jedynie na naturalne rozwiązanie problemu.
    W wyniku głodu i katastrof związanych z globalnym ociepleniem, populacja zostanie naturalnie zredukowana. Oczywiście uderzy to w najbiedniejszych.
    Sama żywność GMO to rozwiązanie lepsze czy gorsze, na krótki okres czasu. Z pustego i Salomon nie naleje. Jeśli coś jest wydajniejsze, to potrzebuje więcej substratów. Już występuje poważne wyjałowienie gleb na całym świecie. Więc i tak czeka nas wielka dupa, bo wątpię czy w 40 lat będziemy sobie w stanie poradzić z przyrostem oraz z coraz większym apetytem na energię.

  23. miskidomleka’s avatar

    @blaise
    Mam wrażenie że patrzysz na GMO bardzo jednostronnie.

    Po pierwsze istnieje coś takiego jak nawożenie. Pewnie, że może rodzić dodatkowe koszta i problemy, ale można sobie wyobrazić spokojnie wyobrazić sytuację, w której koszta wprowadzenia GMO i koszta nawożenia są mniejsze niż zysk ze zmniejszenia areału koniecznego dla zaspokojenia potrzeb.

    Po drugie, GMO jest drogą nie tylko do prostej wydajności. Potencjalnie możesz przebudowywać skład roślin dla poprawienia wartości odżywczej czy produkcji innych, nieodżywczych składników, zmieniać ich wrażliwość na czynniki środowiska by uprawiać je na terenach dotąd niedostępnych, wprowadzać odporność na szkodniki czy na pestycydy (z czym, jak widać nawet w tej dyskusji, są problemy, ale to nie znaczy że zawsze będą), poprawiać technologiczność upraw – by zbiór był tańszy, transport i przechowywanie łatwiejsze, itd.

    Pewnie, że zatrzymanie przyrostu ludności dużo by pomogło, ale na to nie ma prostej humanitarnej recepty, i gwałtowne zatrzymanie przyrostu zrodziłoby następne problemy – starzenie społeczeństw, systemy emerytalne, etc. Co nie znaczy, że nie należy do tego dążyć, ale nie można uważać tego za szybkie i proste rozwiązanie.

  24. invinoveritas’s avatar

    @blaise

    Już występuje poważne wyjałowienie gleb na całym świecie. Więc i tak czeka nas wielka dupa, bo wątpię czy w 40 lat będziemy sobie w stanie poradzić z przyrostem

    Co sto lat takie samo pitolenie:

    Pod koniec XIX w. katastrofa głodu w Europie wydawała się nieuchronna – prognozowano ją na lata 30. następnego wieku. Głód miał być skutkiem i zarazem końcem błyskawicznego rozwoju Europy (...) W ciągu dwóch stuleci liczba mieszkańców zwiększyła się czterokrotnie. Rolnictwo nie nadążało za tymi zmianami, intensywnie eksploatowane pola rodziły coraz mniej.

    A potem przyszedł Haber i wyrównał (nawozami).

    (Kto z powietrza zrobił chleb, GW, 30.04–01.05.2011)

  25. blaise’s avatar

    Mam wrażenie że patrzysz na GMO bardzo jednostronnie.

    Patrzę tak jak na każde ludzkie osiągnięcie. Czy wiedza jak rozszczepić atom jest dobra czy zła? Zależy w jakim celu słuzy. Tak samo jest z GMO.

    Po pierwsze istnieje coś takiego jak nawożenie. Pewnie, że może rodzić dodatkowe koszta i problemy, ale można sobie wyobrazić spokojnie wyobrazić sytuację, w której koszta wprowadzenia GMO i koszta nawożenia są mniejsze niż zysk ze zmniejszenia areału koniecznego dla zaspokojenia potrzeb.

    Słuszne słowa, ale w GMO stawiamy pierwsze kroki.

    Dużo pychy, mało rezultatu, o czym w smutny sposób dowiedzieli się hinduscy rolnicy.

    Ewolucja aka natura to przeciwnik na miarę „bóstw” i wcale nie preferuje człowieka. Jak na razie radzi sobie z naszymi zabawami w bozię z wielkim rogalem na twarzy -> look antybiotyki i GMO. Nasz tryumf nad naturą okazał się niezwykle kruchy i typowo pyszałkowaty, a tu nam po stopach depcze globalne ocieplenie.

    Przeżyjemy i to i tamto, ale chwilowo jesteśmy bakteryjnym narostem na skalnej planecie i to życie z palcem w dupie przetrwa nasze błędy i anihilację, niż odwrotnie. Ludzka cywilizacja jest cholernie zależna od źródeł żywności, czystej wody etc, etc, etc. Rzeczy których nawet na chwilę obecną w tych naszych, małych móżdżkach sobie nawet nie potrafimy wyobrazić.

    Gdy zabraknie żarcia, każdy to sobie wyobrazi.

    Jak w każdej populacji szkodników, nastąpi masowe wymieranie ^^J

  26. blaise’s avatar

    I co by nie było nieporozumień. Nie jestem przeciw GMO. Każdy lubi się bawić klockami.
    Te klocki stworzyła natura, człowiek dopiero nauczył się wstawiać jeden między drugi. Nic jeszcze sam nie wyrzeźbił.

  27. blaise’s avatar

    @invinoveritas

    Jednak wszystko ma swoje granice.

    Np. półprzewodniki, już obiliśmy się o barierę kwantową i należy szukać nowej technologii.

    Kwestia czy wiecznie wykażemy się sprytem i np. wykarmimy populację 100 miliardów ludzi, a jeśli tak, to jakie będzie to życie? 100 miliardów wiecznie niedożywionych bakterii, duszących się w oparach własnych odpadów metabolicznych.

  28. blaise’s avatar

    Ewolucja aka natura to przeciwnik na miarę „bóstw” i wcale nie preferuje człowieka. Jak na razie radzi sobie z naszymi zabawami w bozię z wielkim rogalem na twarzy

    Pszczoły giną masową na całym świecie. Jakoś ludzka bozia nie potrafi powiedzieć czemu. Jednak jest już miejsce na Ziemii gdzie ludzie żyją bez pszczół.

    http://en.wikipedia.org/wiki/Colony_collapse_disorder

    To nie jest tak, że człowiek wyrwał się już z łańcucha ekosystemu.

  29. miskidomleka’s avatar

    @blaise

    Oczywiście że się nie wyrwał, i nie mówię o żadnym tryumfie.

    Rzecz w tym, że trzeba szukać rozwiązań problemów jakie stwarza rozwój cywilizacji, i GMO może być częścia rozwiązania niektórych problemów. Rozwiązania zazwyczaj nie są idealne, i trzeba ważyć za‑y i przeciwy, ale nie widzę powodu by skreślać GMO, a skupiać się wyłącznie na cokolwiek utopijnym (w bliskiej skali czasowej) ograniczeniu wzrostu populacji.

    Rozwiązania nie są idealne, i nie są wieczne. Mogą rodzić kolejne problemy, albo się „kończyć” jak półprzewodniki. Ale nie można siedzieć i czekać aż pojawi się mityczne rozwiązanie idealne, problemy pojawiają się tu i teraz.

    Reaktory termojądrowe są lepsze od rozszczepieniowym, ale jest z nimi ten problem, że ich nie ma – dlatego na razie rozszczepieniowe są dobrym rozwiązaniem. Stosowanie antybiotyków prowadzi do powstania opornych szczepów bakterii – ale mimo to antybiotyki cały czas ratują zdrowie i życie, i ogólnie rzecz biorąc są niesłychanie efektywne.

    A technologie genetyczne mogą doprowadzić na przykład do zrobienia ryżu C4, ryżu, który byłby wydajniejszy od zwykłego ryżu, w szczególności potrzebowałby znacznie mniej wody
    http://en.wikipedia.org/wiki/C4_carbon_fixation#The_evolution_and_advantages_of_the_C4_pathway

    Mogą też być konieczne do produkcji mięsa in vitro, co byłoby pożądane z przyczyn etycznych (choć nie jest pewne, czy również z ekologicznych).

    Żadne z powyższych rozwiązań nie wyklucza równoległego ograniczania wzrostu populacji.

  30. blaise’s avatar

    ale nie widzę powodu by skreślać GMO

    ja nie skreślam, ale to rozwiązanie na krótką metę i do tego niezdarny.

    ograniczeniu wzrostu populacji

    a jak myślisz, ile lat jeszcze ludzkość będzie mnożyć się bez ponoszenia konsekwencji i żyjąc wygodnie, jak do tej pory? skąd masz zamiar wziąć na to żywność i energię i tylko nie mów mi, że postęp nauki sobie z tym poradzi. podaj mi konkretne rozwiązania.

    rozwiązań problemów jakie stwarza rozwój cywilizacji, i GMO może być częścia rozwiązania niektórych problemów

    Już napisałem. I. na krótką metę. II. nie jestem przeciw.

    Jednak naturalne rozwiązanie, to nie tranzystor, który można udoskonalać w postępie eksponencjalnym.

    To miliony lat prób i błędów, a ty nie masz zapisów z taśm.

  31. blaise’s avatar

    Żadne z powyższych rozwiązań nie wyklucza równoległego ograniczania wzrostu populacji.

    Z powyższych nie, ale powierzchnia Ziemi już tak. Podobnie pokazuje przykład każdego życia, prędzej czy później dusi się we własnej kupie.

    Jaki jest cel, bezrefleksyjnego namnażania się i zżerania środowiska jak rak czy sepsa? Przynajmniej wiesz co chciałbyś osiągnąć?

    Jeśli ludzie marzą o zdominowaniu kupą i syfem czegoś więcej niż Ziemia, niech lepiej zrobią to już teraz. Później zdechną z głodu i braku energii, a na kolejne kopaliny będzie czekać kilka milionów lat, wątpię czy coś się zachowa.

  32. miskidomleka’s avatar

    a jak myślisz, ile lat jeszcze ludzkość będzie mnożyć się bez ponoszenia konsekwencji i żyjąc wygodnie, jak do tej pory

    Toż napisałem, że żadne z tych rozwiązań nie wyklucza ograniczania wzrostu populacji. I jestem za ograniczaniem, tylko że ograniczenia nie zrobisz ot tak siup, no i jak? I musisz jednocześnie coś zrobić z systemami emerytalnymi, żeby się nie zawaliły.

    podaj mi konkretne rozwiązania.

    No weź, nikt nie ma konkretnych 100% skutecznych rozwiązań, rozwiązań się szuka, i zwiększenie efektywności rolnictwa np. poprzez GMO jest jednym z nich. Podobnie jak elektrownie termojądrowe, malowanie dachów na biało czy zmiana oświetlenia żarowego na fluoresencyjne i LEDowe. Żywność i energia to raczej nie są problemy które się rozwiąże w jeden prosty sposób.

    To miliony lat prób i błędów, a ty nie masz zapisów z taśm.

    Ojoj, trochę słuszności masz, ale też demagogizujesz okropnie. Miliony lat ślepych prób i błędów, pszesz nie ID. Oraz do tej pory rolnictwo też zmieniało genom upraw w skali czasowej znacznie krótszej niż naturalna ewolucja.

    Już napisałem. I. na krótką metę

    A ja napisałem – nie ma pewnych i możliwych do zastosowania rozwiązań długofalowych. Trzeba się łapać tego, co możemy zrobić tu i teraz. Nawet jeśli ktoś (czemu?) uważa to za niezdarne.

  33. blaise’s avatar

    I’m off. ^nameste wyciął mi witalne flaki z polemiki.
    Miłego klepania po dupach, życzę wam.

  34. miskidomleka’s avatar

    Nameste, o co chodzi z tym wycinaniem?

  35. nameste’s avatar

    Ludzie, trochę zaufania. Nie było mnie przez dłuższy moment w komputerze, nie było komu uwolnić komcie ze spamołapa. Z zasady nie wycinam.

  36. blaise’s avatar

    tyle masz hejtkomciów, że każdy musisz filtrować?

  37. nameste’s avatar

    blaise :

    tyle masz hejtkomciów, że każdy musisz filtrować?

    Spamkomciów. Pan Akismet (spamołap) zeznaje, że zeżarł dotąd 1950 spamkomciów.

  38. miskidomleka’s avatar

    @nameste

    Nie było mnie przez dłuższy moment w komputerze, nie było komu uwolnić komcie ze spamołapa.

    Tak przypuszczałem, Akismet jest czuły, u mnie czasem komcie długo tam przesiadują jak się komcionauta nie upomni, bo nie pamiętam o zaglądaniu.

    @blaise

    Z powyższych nie, ale powierzchnia Ziemi już tak.

    Czytaj co piszę, napisałem że żaden ze sposobów NIE wyklucza ograniczania przyrostu populacji. Powierzchnia Ziemi, a co ważniejsze, jej zasoby, są ogranioczone, i dlatego zgadzam się, że wzrost populacji należy ograniczać i w końcu zatrzymać, ale zrobić tego w bliskiej perspektywie ani nie można (środkami humanitarnymi).

    Jaki jest cel, bezrefleksyjnego namnażania się i zżerania środowiska jak rak czy sepsa? Przynajmniej wiesz co chciałbyś osiągnąć?

    Ty na to patrzysz z jakiejś dziwnej strony. Celu nie ma (znaczy cel jest oczywisty, ewolucyjny, ale ludzi nie tyczą się normalne mechanizmy kontrolujące populację w normalnych ekosystemach), ale jakie to ma znaczenie? To nie jest zabawa w żołnierzyki gdzie możesz wykonać dowolną rzecz, trzeba mieć na uwadze że mówimy o ludziach, którzy mają potrzeby, obyczaje, chęci, i do różnych rzeczy trzeba ich przekonać, a nie wyzywać od sepsy.

    Dlatego uważam, że dążąc do wyhamowania wzrostu populacji trzeba jednocześnie szukać metod zapewniających sensowne i godne życie, a nawet przyzwoity dobrobyt, populacji która jest, plus tym, o których populacja urośnie zanim wzrost zostanie wyhamowany, zanim – mam nadzieję – przejdziemy na spadek populacji. Do tych metod może należeć GMOizacja rolnictwa. Której dokonujemy już od dawna, tyle, że metodą powolną i ograniczonym zasięgu. Metodą, która nazywa się „hodowla”.

    Dlaczego dobrobyt? Bo przykład Europy zdaje się wskazywać, że dobrobyt może być ważnym czynnikiem w nieprzymusowym ograniczaniu wzrostu populacji. Zresztą hamowanie się już zaczęło, zobacz tabelkę „World historical and predicted total fertility rates (1950–2050)” tutaj http://en.wikipedia.org/wiki/Fertility_rate

    Podobnie pokazuje przykład każdego życia, prędzej czy później dusi się we własnej kupie.[...]Jeśli ludzie marzą o zdominowaniu kupą i syfem [...] Później zdechną z

    Nie sądzę, by zgeneralizowana nienawiść do rodzaju ludzkiego była najlepszym punktem wyjścia do konstruktywnych rozważań nad przyszłością planety.

    I jeszcze do wcześniejszego:

    Jednak naturalne rozwiązanie, to nie tranzystor, który można udoskonalać w postępie eksponencjalnym.

    Ludzkość świetnie radzi sobie udoskonalając rozwiązania „naturalne”.

  39. sheik.yerbouti’s avatar

    miskidomleka :

    Nie sądzę, by zgeneralizowana nienawiść do rodzaju ludzkiego była najlepszym punktem wyjścia do konstruktywnych rozważań nad przyszłością planety.

    „Save the planet kill yourself”, że przypomnę suchara.

    kwik :

    w praktyce GMO to patentowane GMO, a jak już kogoś przekonam że GMO nie jest straszne, to łyknie i patentowane.

    I to jest smutne, bo podobnie jak Ty (choć ignorancko‐laicko) jestem

    stanowczo przeciw niekontrolowanemu wpuszczaniu do Polski patentowanych GMO.

    Ale jaka jest szansa na to, że nasz parlament uchwali (tak dla odmiany) rozsądne, przemyślane, skuteczne, chroniące interesy obywateli prawo? Obecny zakaz GMO (ten z moratorium) przecież zwyczajnie ignoruje rzeczywistość. I co? I nic.

  40. kwik’s avatar

    @ sheik.yerbouti – na szczęście problem jednak trochę nas omija, bo soja, bawełna i kukurydza to tylko niewielka część naszych upraw (szczególnie bawełna:), z popularnych GMO chyba tylko rzepak nas dotyczy, ewentualnie przemysłowy ziemniak. Nie wiem, nie znam się, ale w sumie pewnie prawie wszystko jedno. Importu pasz z modyfikowanej soi raczej nie zakażą, bo to obniżyłoby opłacalność hodowli.

  41. nameste’s avatar

    Świeża blogonotka, zawierająca link do Cassa Sunsteina, nakazuje mi przemyśleć „zasadę ostrożności” (występującą wyżej jako „z. przezorności”). Ale ten tekst Sunsteina, choć przyjemnie perswazyjny, pozostawia jednak luki, więc do konkluzji mam chyba równie daleko, jak w sprawie GMO. Nie ma (jakie to przykre) lekko.

  42. sheik.yerbouti’s avatar

    kwik :

    Importu pasz z modyfikowanej soi raczej nie zakażą, bo to obniżyłoby opłacalność hodowli.

    Jeśli wierzyć artowi z poprzedniej Polityki, to taki zakaz cały czas nad nami wisi! Tzn. został przegłosowany za PiSu w ustawie, która na razie drzemie jak Cthulhu pod wciąż przedłużanym moratorium (ale niedawno już ponoć ostatni raz przedłużonym).

  43. kwik’s avatar

    @ sheik.yerbouti – zakaz niby ma wejść w przyszłym roku, ale oznaczałby koniec tanich kurczaków. Importujemy jakieś gigantyczne ilości pasz z soją modyfikowaną i praktycznie nie ma alternatywy. Żaden rząd tego nie przetrwa.

  44. sheik.yerbouti’s avatar

    kwik :

    Żaden rząd tego nie przetrwa.

    Ależ ja wiem; w końcu po coś wciąż odraczają wejście w życie przepisów, które jednakowoż przeszły przez Sejm, Senat i prezydenta (i cóż, że z PiSu) – mimo tego, że wykarmienie wszystkich polskich hodowli paszami niemodyfikowanymi to byłoby bodaj 25% światowej produkcji pasz niemodyfikowanych. Bo ktoś w rządzie kiedyś uznał, że zamykamy oczy i zatykamy uszy na świat.
    Chodzi mi o to, że idiotyczność/ niemożliwość przestrzegania/ niecelowość wprowadzenia w życie ustawy czy rozporządzenia zupełnie nie powstrzymuje władzy ustawodawczej/ wykonawczej. I to mnie bardzo martwi i uwiera (również w mojej dziedzinie, zwłaszcza w niej).

  45. kwik’s avatar

    sheik.yerbouti :

    ... idiotyczność/ niemożliwość przestrzegania/ niecelowość wprowadzenia w życie ustawy czy rozporządzenia zupełnie nie powstrzymuje władzy ustawodawczej/ wykonawczej.

    Władza ma władzę i nic jej nie powstrzyma. A nasi politycy to bardziej artyści niż pragmatycy. Niedocenieni, ciągle próbują coś tworzyć i dawać wyraz. Swoją drogą przydałby się publicznie dostępny internetowy serwis do szybkiego ustalania autorstwa każdego aktu prawnego.

  46. Gammon No.82’s avatar

    @blaise

    Jaki jest cel, bezrefleksyjnego namnażania się i zżerania środowiska jak rak czy sepsa? Przynajmniej wiesz co chciałbyś osiągnąć?

    Noweś, jak „bezrefleksyjnego”, to nie pytamy o „cel” i „co chciałbyś”, bo odpowiedź jest zawarta w pytaniu.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *