spojrzenie stwarzające

Uwaga: spoilery!

O filmie Życie Adeli. Rozdziały 1 i 2 [La vie d’Adèle. Chapitres 1 et 2 | Blue Is the Warmest Color; 2013] napisano sporo, choć przede wszystkim / przeważnie (i płytko) o scenach lesbijskiego seksu, którego długie sekwencje, w tym długim, trzygodzinnym filmie, zamieścił reżyser, Abdellatif Kechiche. Były jednak i recenzje wyłamujące się ze schematu, przede wszystkim Marty Konarzewskiej Ciało Adeli i Tadeusza Sobolewskiego Życie i seks Adeli; pierwsza stosuje optykę queerową (tu: ciało poddawane presji matrycy władzy i przemocy), drugi rozpina ogląd między osiami francuskiej tradycji literatury psychologicznej („chłodnej, paradoksalnej, często okrutnej analizy uczuć”) i dramaturgii różnicy klasowej. Po przeczytaniu obu tekstów będzie się miało zgrubne pojęcie, czym ten film jest.

Ale lepiej go obejrzeć, bo to film bardzo dobry, a jego trzy godziny nie dłużą się (choć znalazłem recenzentów przeciwnego zdania). Lepiej go obejrzeć, bo w obu wymienionych tekstach co trzecie zdanie budzi sprzeciw: jakby recenzenci widzieli inny film; może nie kłamią (kłamstwo to nieprawda podana świadomie), ale jednak przekłamują na potęgę.

Na przykład Sobolewski:

Zawiązanie intrygi następuje w pierwszych minutach. [Adèle] W drodze do szkoły poznaje chłopaka.

Brzmi to jak pierwszy kontakt w życiu, tymczasem chłopak jest uczniem starszej klasy, a na jego spojrzenie, często zahaczające o Adèle w szkole, zwracają jej uwagę koleżanki.

W momencie poznania chłopca Adela przechwytuje na ulicy spojrzenie nieznajomej dziewczyny o błękitnych włosach – malarki Emmy. Będą się szukać, aż dojdzie do spotkania.

A gdzie tam. Scena na ulicy (świetnie, nawiasem mówiąc zrobiona!) rozgrywa się w czasie, gdy Adèle idzie na pierwsze umówione spotkanie z chłopakiem, poznanym, oczywiście, znacznie wcześniej. I – nie, nie „szukają się”, szuka Adèle, a właściwie nie tyle szuka, ile znajduje (przypadkiem), Emma zaś jedynie dostrzega, raz na ulicy, bez konsekwencji, i drugi raz w les‐knajpie, wyraźnie na niej zogniskowane spojrzenie Adèle – na to zaproszenie już reaguje.

I tak dalej, poczynając od przekłamania‐z‐chciejstwa: akcja filmu nie rozgrywa się w Paryżu, jak widzi Sobolewski, a w Lille.

Na przykład Konarzewska:

Adèle poznajemy jako przemądrą licealistkę, która ma swoje zdanie, swój styl, jest najładniejszą dziewczyną w klasie, podobno, ale chyba niewiele ją to obchodzi.

Żadną tam „przemądrą”. Reżyser przedstawia wyraźnie tylko dwa rysy tej najwcześniejszej, szkolnej Adele: lubi czytać i jest ciekawa – świata i siebie. „Najładniejszą”? Konarzewska bierze na serio komplement, jakim raczy Adele koleżanka w ramach minikonkiety (bez ciągów dalszych, „to był impuls chwili”)? Droga Marto, nocoty.

Scena gdy Adèle (tak zakochana w książkach, tak mądra) czuje się nagle tak głupia, że nie potrafi rozmawiać o secesji i turpizmie, jest wiercąco smutna

Zakochana w książkach? Może. Na pewno. Mądra? Nadal brak potwierdzeń. Nie czuje się głupia, czuje się wykluczona; Emma próbowała ją zainteresować sztuką, pokazywała Schielego czy nawet^ Klimta, ale Adèle nie jest tym po prostu zainteresowana. Przez cały film, od nastolatki po ukształtowaną kobietę (która już – zapewne wskutek intensywnego czytania/pisania – musi zakładać okulary), synonimem malarstwa dla Adèle jest Picasso. Czy reżyser specjalnie przerysował? Może; nawet w Polsce parędziesiąt lat temu na hasło „sztuka współczesna” proletariat i drobnomieszczaństwo (i nie tylko) reagowało stereotypowym hasłem „a, te pikasy”.

Bądź tu mądry, ufaj recenzentom.

(Także autor negatywnej recenzji, Mark Axelrod, przekłamuje:

Lastly, there was the café scene in which Emma and Adele meet after an indeterminable separation for reconciliation if not rapprochement. They initially speak in platitudes before their mutual desires can’t be caged any longer and they lust for each other kissing passionately across the table before Emma’s hand reaches beneath the booth and darts straight for Adele’s vagina.

Akurat. Rękę Emmy kieruje tam (hm, przemocą) sama Adèle, popierając to wyraźnym wezwaniem: „Dotknij!”.)

I co teraz? Teraz nie będę pisać własnej recenzji, powiem tylko, że film jest dobry, jest bardzo świadomie w każdym szczególe zrobiony. Aktorki – fantastyczne. Warto.

Zamiast tego kilka luźnych uwag.

europejskie zęby

Nawet u wziętych aktorek nie muszą być po amerykańsku idealnie równe, białe, bez przerw. To pocieszające.

Francja rozprawek

Ciągle żyje. Francja i jej liceum, w którym ćwiczy się (do bólu, do zniechęcenia lekturowego, Adèle cudem ucieka spod tej gilotyny) interpretacje literatury i pisze rozprawki (tego Kechiche już nam oszczędził). W jakimś sensie to także pocieszające. Kultura trwa^.

Francja harmonijna

Reżyser, Tunezyjczyk z pochodzenia, prezentuje w Życiu Adele wieloetniczną (a nawet wielokulturową) Francję obejmujacą wszystkie klasy; zdumiewająca panuje tu harmonia. Jest protest przeciw polityce rządu („żądamy zwiększenia nakładów na oświatę”), nie ma rasizmu i konfliktów na tym tle. Jest szkolna homofobia (choć raczej spod hasła „bądź se jaka chcesz, ale się ujawnij”, co prawda za tym przeważnie idą ciągi dalsze, w filmie ich jednak nie ma: przyjaciel Adèle, gej, ma się dobrze), ale jest i bezproblemowo przebiegająca masowa parada równości.

Ta harmonia jest jednak podminowana wszechobecną różnicą klasową; wszakże nie Marx, a Bourdieu.

spojrzenie stanowiące

O tym jest ten film. Jak stwarza nas cudze spojrzenie. Oczywiście nacechowane [Konarzewska: matryca władzy i przemocy]. Jak różnica klasowa produkuje aspirację; Adèle (z domu: spagetti bolognese, nie znosi owoców morza) daje się uwieść ostrygom na kolacji w mieszczańskim domu rodziców Emmy („jemy tylko owoce morza”); nie to, że jej smakują, ale ta warstewka wyższości imponuje jej.

Kechiche przedstawia tę bourdieuańską zasadę jako uniwersalną. Adèle jest zdradzana (domyślamy się: Emma nieobecna, jest u Lise, z którą ma o czym rozmawiać), sama zdradza, Emma (z ulgą maskowaną wybuchem złości) zrywa, i jest to akt najwyraźniej zamierzony (jest nieprzypadkowo dobrze poinformowana o pocałunkach w samochodzie). Adèle pozostawiona samej sobie. Co robi?

Reprodukuje matrycę władzy; jej „klasą niższą” są dzieci.

szkoła

Część krytyków sarka na przydługie sceny szkolne, uważają, że są zbędne. Ale Kechiche bardzo przekonująco pokazuje pewną przemianę Adèle (chyba umknęło to większości recenzji). Początkowo ma ona do zaoferowania dzieciom dar: dar języka. Adèle jest zwierzęciem‐języka, jej zapiski, prowadzone prywatnie („nie pokażę ich publicznie, są zbyt intymne, wstydziłabym się”, mówi w odpowiedzi na sugestie Emmy, by była „bardziej spełniona”, podłaczając się pod hm, sztukę) są (tak się domyślam; nie poznajemy ich) prowadzone w opozycji do „ducha rozprawki”. Tę inność, rodzaj wrażliwości, próbuje zaszczepić dzieciom, ale w klasie młodszej. Gdy z czasem „awansuje” na nauczycielkę klas ciut starszych, częściej bywa zrzędliwą pańcią w okularach, narzekającą głośno na nieogarnięcie uczniów. Czy to trwała zmiana?

kuchta

W recenzji zbiorczej (przeglądającej inne recenzje z Życia Adèle) Konrad Niemira pisze:

Nie przypadkiem Kechiche powstrzymuje się od emancypowania swojej bohaterki. Nie ma w życiu Adeli żadnej moralistyki ani filozofii na silę. Nie ma też moim zdaniem w filmie tego, co widzi wielu krytyków (niezależne od wszystkich deklaracji – nieśmiertelne męskie oko wciąż dominuje!): demonicznej lesbijki Emmy, która pożera (domniemany zresztą) literacki talent swojej nastoletniej partnerki. Jest za to niewygodna główna bohaterka, która słucha co prawda Boba Marleya z jego „Get up stand up”, ale w rzeczywistości woli pozostać w pozycji biernego bezpieczeństwa. [...] Tymczasem oś problemu leży właśnie w tym małym polu wolności Adeli, która decyduje się na los mniejszego robotnika w winnicy Pana, życie marginalne, realizujące utarte schematy (choć pozornie przez swoją orientację seksualną będącego poza schematem). Adela nie chce się emancypować ani walczyć o nowe, lepsze społeczeństwo (na gay parade niesie ją raczej atmosfera tłumu niż siła własnego przekonania). Adela chce po prostu być szczęśliwa i bez większych wątpliwości akceptuje wszystkie aspekty swojego życia, które temu celowi nie przeszkadzają. Utajone pytanie, jakie Kechiche stawia widzowi, wydaje się więc brzmieć: jakiego życia bohaterce (i sobie) życzymy: pogoni za artystyczna samorealizacją czy stanu szczęśliwego zaniechania i bierności? Wreszcie – na jakiej zasadzie możemy Adeli odmówić racji do życia własnym życiem i wyboru (czy biernego przyjęcia) drogi kuchty?

Po to jednak Kechiche idzie tak głęboko w sceny szkolne, tak myślę, by to „utajone pytanie” (wg Niemiry wyżej) dało się potraktować jako uproszczenie. Może jednak rozdział 3 (lub następne) dadzą (dałyby) drogę trzecią, poza powyższą dychotomią?

W tym – czy ja wiem? – optymizmie utwierdza mnie wiersz, który Adèle każe czytać dzieciom w swojej klasie. Ta scena jest zbyt długa, aby nie była ważna.

wiersz

Cytuję według polskiej listy dialogowej. Ciekaw jestem skąd ten cytat, czyj to utwór (to też tylko domysły).

W lesie niczego nie brakuje.
Trąba słonia służy do zbierania pistacji. 
Nie trzeba się schylać.
Szyja żyrafy służy by sięgać gwiazd. 
Nie trzeba latać.
Skóra kameleona, zielona, niebieska, różowa, biała, pozwala się ukryć przed innymi.
Nie trzeba uciekać.
Wiersz jest po to, by powiedzieć tysiące rzeczy.
Nie trzeba rozumieć.

film

Miarą jakości (tego) filmu jest wielość rzeczy, o których się myśli w trakcie i po obejrzeniu. Drobny zaledwie ułamek w niezbornych notatkach powyżej. Ile pominąłem. Choćby Julie Maroh, autorka komiksu Le Bleu est une couleur chaude (2010), który był podstawą scenariusza, i sam ten komiks.

Ale już się żegnam, kadrem z anglojęzycznej edycji komiksu.

JulieMaroh-komiks

  1. jesień fetyszysty’s avatar

    Prosz wiersz:

    Alain Bosquet, No need
    © 2001 translated by F. J. Bergmann

    The elephant’s trunk
    is for picking up pistachios:
    no need to bend over.

    The giraffe’s neck
    is for grazing on stars:
    no need to fly.

    The chameleon’s skin,
    green, blue, lavender, white,
    as it wishes,
    is for hiding from ravenous animals:
    no need to flee.

    The turtle’s shell,
    is for sleeping inside,
    even in winter:
    no need for a house.

    The poet’s poem,
    is for saying all of that
    and a thousand thousand thousand other things:
    no need to understand.

  2. nameste’s avatar

    @ jesień fetyszysty:

    Bardzo dziękuję, nie miałem już siły/czasu na poszukiwania.

  3. jesień fetyszysty’s avatar

    (Tylko wygląda na to, że w oryginale ma inny tytuł: La trompe de l’éléphant.)

  4. beatrix’s avatar

    Ach, co za piękny film. Myślałam o różnych rzeczach, jak zapowiadałeś, a między nimi o filmach Alain’a Resnais. Tamte historie też działy się spojrzeniami. Myślałam, że takich filmów już nikt nie zrobi. Adela w Marienbadzie. Chapeau bas.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *