diadia, szto czitať

Tytułowe pytanie jest oczywiście trawestacją [trawestacji] klasycznego pytania Czernyszewskiego/Lenina szto diełať [co robić], odpowiedź na które – skumulowana – miała znaczenie jeśli nie w skali cywilizacyjnej, to z pewnością historycznej.

Dzisiejsza wersja odpowiedzi na pytanie klasyczne jest tyle banalna, ile zniechęcająca („nic się nie da zrobić”) i ma nawet imię: Tina.

Wobec czego ciekawszym pytaniem jest powyższa trawestacja:

co czytać

Tyle że nie ma już diadi, na którego można by liczyć w sprawie odpowiedzi. Zbifurkował, biedaczek: pod recenzje masowo podszywają się blurby wygotowane po wydawnictwach, nieodmiennie zachęcające, a niekiedy bezczelnie entuzjastyczne, druga zaś furka, ciągniona przez chabety niszowych pism i portali (plus nielicznych blogów), jeździ rzadko i najczęściej po bezdrożach, z dala od infostrad, na których tłoczą się w korkach klikochody czy klikociągi.

Mam w zakładkach przeglądary otwarte na stałe dwa takie niszowe portale: dwutygodnik.com i (również dwutygodnik) artpapier.com. Jeden reprezentuje biurokratyczny duch „centrali” (aptekarskie szufladeczki i mecenatowy rozdzielnik), drugi – inercyjną śląskość w sojuszu z innymi regionami. Teksty w pierwszym często wydają się za krótkie, połebkowe (a najciekawsza, najżywsza szufladka ma etykietę PRODUKTY UBOCZNE), w drugim – nazbyt często za długie, realizowane w poetyce „wypracowania akademickiego” (tryb „na duś”).

Ostatnio, przy okazji [pewnej powieści], miałem okazję porównać oba, biorąc za probierz recenzje tej książki. O dwutygodnikowej pisałem tu, o artpapierowej (gościnnie: Jarosław Czechowicz, „niezależny recenzent”, „autor ponad sześciuset omówień współczesnej prozy polskiej i światowej”, masowy wyrobnik tasiemcowych łże‐streszczeń – co się dziwić, tekst co każde dwa‐trzy dni, tempo sprzyjające wnikliwej lekturze, aha) nie mam zamiaru pisać, samo przeczytanie jest już dostateczną ofiarą z czasu. I przyszło mi do głowy, że pytaniem ważniejszym od tytułowego co czytać jest

jak czytać

Tak lamentowałem bez mała dwa lata temu:

To w tym tkwi smutek recenzji: albo dotyczą nieznanego, albo przebrzmiałego. Nie pogadasz.

Ale o (już) znanym (jak o ościach) też nie pogadasz; wygłupiłem się tym zestawem: recenzja własna i recenzje recenzji cudzych. Nieprawdaż.

Jest jednak i trzeci niszowy prawieportal, okupujący jedną z zakładek przeglądary: wakat, sieciowa wersja pisma warszawskiej, sięgającej mackami również dalej, sitwy poetów (ostatnio zwiedzaliśmy w nim tego wariata Szpindlera). Są tam teksty nierówne i różnorakie. Czasem, w chwilach zwątpienia, wybieram jakiś tekst z bieżącego numeru i daję nura. Niekiedy prowadzi to do zwątpienia pogłębionego, a niekiedy – jak dziś – wręcz przeciwnie.

Dziś padło na Joannę Mueller, do której kiedyś nabrałem (wskutek pobieżnej lektury tomiku Somnambóle fantomowe) pewnego, hm, uprzedzenia, najprawdopodobniej #dawkinsonian niesłusznego. Część pierwsza tekstu Solidny pater‐noster od matki anarchii. O anarchomistycznych książkach Kuciak, Amejko i Rolando to lektura fascynująca i, co mnie paradoksalnie ucieszyło, traktująca o przebrzmiałym (najpóźniej z tych trzech wydana książka pochodzi z 2009 roku).

Niniejsza blogonota nie ma na celu polecanie lektury eseju Mueller (chyba że ktoś chce itd.), jest on raczej rzemyczkiem. A oto koniczek (z rozmowy):

[...] pokazać, że interpretacja nie gryzie, nie jest taka groźna, jak się niektórym wydaje, choć – i to jest cała zagwozdka – może być zaraźliwa. Chciałabym innych zarazić interpretacją, pokazać, że wysiłek lektury może być fajny, wartościowy, ciekawy, budujący. Nie wiem, skąd w ludziach bierze się taki lęk przed interpretowaniem, dociekaniem, uważnym czytaniem, kombinowaniem. To jakaś szkolna trauma, czy co?

(Też się zastanawiam.)

A jak czytać? Właśnie tak.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *