na bezczela

Listonosz puka zawsze dwa razy, a bohaterowie blogonot powracają (w nowych odsłonach). Dziś powraca Beata Stasińska, ostatnio wstrząśnięta, w nieprzypadkowym towarzystwie swojej córki chrzestnej, powieści Matka Makryna.

Matka Makryna nie powstałaby, gdyby nie pomoc i wsparcie wielu osób. Przede wszystkim chciałbym podziękować Beacie Stasińskiej, wyjątkowej wydawczyni, która jest matką chrzestną tej powieści. Wszystko zaczęło się od literackiego kuriozum, wydanej w roku 1868 Historii rózgi wielebnego Williama Coopera (właściwie: Jamesa Glassa Bertrama), czyli rozłożonych na pięciuset stronach pięćdziesięciu systematycznych rozdziałów o biciu od czasów najdawniejszych do XIX wieku. Proponując wydawnictwu W.A.B. opublikowanie przekładu tej przedziwnej książki, przyniosłem próbkę tekstu, w tym rozdział zatytułowany Smutna historia mniszek z Mińska (gdzie autor streszcza relację o Makrynie zamieszczoną przez Dickensa w jego tygodniku „Household Words”), opatrzony przeze mnie paroma przypisami o prawdziwej historii Mieczysławskiej. Tej Historii rózgi – powiedziała Beata Stasińska – to my nie wydamy, ale może napisałby pan powieść o Makrynie? Wspominam o tym, bo coraz rzadziej zdarzają się wydawcy, którzy tak ściśle współpracują z pisarzami i są dla nich taką inspiracją.

– pisze w posłowiu do Matki Makryny autor, odnosząc się do zapłodnienia, które miało miejsce ładnych parę lat temu.

A w tym roku, na jego koniec, „Wyborcza” pyta Co czytali Polacy w 2014 roku? Zapytaliśmy znanych aktorów, polityków, duchownych. Już z samego tytułu wyziera błąd metodologiczny. Chcecie wiedzieć, co czytali Polacy w 2014? Studiujcie listy bestsellerów (chyba, niestety, nie istnieją statystyki wypożyczeń tytułów z bibliotek) czy podobne dane.

No dobrze, chodzi o znanych Polaków, znanych przede wszystkim „Wyborczej”; są w tym zestawieniu odpytanych osoby, których obecność można tłumaczyć tylko przynależnością do „stajni Agory”. Na przykład „duchowni” okazują się pojedynczym o. Maciejem Ziębą (również przeszłym bohaterem blogonot tego bloga). No ale dobrze, są tu i mają powiedzieć o książkach przeczytanych w roku 2014, które na nich wywarły wrażenie szczególne; traktujemy to jako (yet another) czytelniczą polecankę.

Jednak Stasińskiej („wydawcy”) pozwolono – na 4 w sumie wymienione tytuły (w tym jeden ze złych pobudek, wrócimy do tego) – wymienić aż dwie ksiażki nie tyle przez nią przeczytane, co wydane przez wydawnictwo, z którym jest związana. Nachalny marketing, na bezczela.

Chętnie wierzę, że Dom i jego głowa Ivy Compton‐Burnett, wydana w serii „Nowy kanon”, jest ksiażką wartą przeczytania, bo cenię sobie tę serię i wybory jej redaktorów, a przynajmniej wybory dokonywane do niedawna, bo bodaj wyrzucono ich z pracy napysk w ramach praktykowania etyki korporacyjnej. Tu jeszcze da się (może) odróżnić „przeczytałam” od „wydałam”.

Ale bezczelna promocja swojej „córki chrzestnej”?

Bezczelna nie tylko z powodów, nazwijmy, formalnych. Oto Stasińska próbuje promować Matkę Makrynę na plecach Ksiąg Jakubowych, starając się stworzyć wrażenie, że są to powieści porównywalne, co do tematyki i jakości. Mówi:

Fakt, że w jednym roku ukazały się dwie powieści o oszustach religijnych, uznaję za znak czasów – znamienny, bo takie spotkania nie zdarzają się w literaturze często. W dwóch poważnych objętościowo i gatunkowo powieściach przywołane zostały z przeszłości dwie historie o tym, jak w świecie dyktatu religijnego radzą sobie ci, którzy do niego nie pasują, bo reprezentują inną religię, inną kulturę, nie tę płeć, która symbolizuje władzę.

Trudno o bardziej debilne zaklasyfikowanie dzieła Tokarczuk. Powieść o „oszuście religijnym”, dobre sobie. Ciąg dalszy tego hm‐opisu również jest naciągany: jeśli (z trudem) pasuje do Dehnelowego fałszerstwa, to już kompletnie nijak do wielowymiarowych Ksiąg.

Małe (żurnalistyczne) zdarzenie, a niesmak poważny.

A jako uzasadnienie morału jeszcze jedno zdanie wydawczyni porażające niezmierzoną głębią #uwaga‐szyderstwo:

Tokarczuk zdecydowała się na tradycyjną opowieść – epopeja jako gatunek literacki pozwala w Księgach Jakubowych uporządkować świat.

Morał: albo „na bezczela”, albo rozumnie, najwyraźniej naraz się nie da.

  1. Czytelnik’s avatar

    Bezczelna nie tylko z powodów, nazwijmy, formalnych. Oto Stasińska próbuje promować Matkę Makrynę na plecach Ksiąg Jakubowych, starając się stworzyć wrażenie, że są to powieści porównywalne, co do tematyki i jakości.

    Jednak Stasińskiej („wydawcy”) pozwolono – na 4 w sumie wymienione tytuły (w tym jeden ze złych pobudek, wrócimy do tego) – wymienić aż dwie ksiażki nie tyle przez nią przeczytane, co wydane przez wydawnictwo, z którym jest związana. Nachalny marketing, na bezczela.

    Komentarze dość chybione i wynikające z braku wiedzy autora. Beata Stasińska od sierpnia 2014 nie ma już wpływu na redakcję literacką Grupy Wydawniczej Foksal (która pożarła W.A.B.). Została odsunięta przez zarząd, któremu nie w smak było jej nadmierne (jak się wydaje) obeznanie w dziedzinie literatury, przeszkadzała w wydawaniu pozycji gorszych i płytszych, choć zyskowniejszych.

    Nie ma zatem żadnego interesu w tym, by wychwalać i „nachalnie” promować książki W.A.B.. Może co najwyżej chwalić się tym, że przyłożyła rękę do powstania konkretnych pozycji.

  2. nameste’s avatar

    Czytelnik :

    Komentarze dość chybione

    Za chybiony można uznać co najwyżej drugą z cytowanych opinii, promowanie Matki Makryny „na plecach Ksiąg Jakubowych” nie ma wiele wspólnego z pozycją BS wewnątrz GWF.

    A ostrze krytyki schowane w drugim cytowanym wymierzone jest również w „Wyborczą”, przedstawiającą BS jako „wydawczynię” (coś więcej niż „czytelniczkę”) – na co BS nie tylko chętnie sie godzi, ale i wymienia Compton‐Burnett, do której wydania przyłożyła rękę tak bardzo, że redaktorkę, za kadencji której włączono Dom i jego głowę do „Nowego Kanonu”, wylano napysk grubo przed sierpniem 2014.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *