diagnozy wprost i mimo woli

Niezgodnie z tytułem blogonoty zaczniemy od diagnoz mimo woli: nawet z najgorszego kiczu & chłamu można się czegoś dowiedzieć o świecie. Tę (mało oryginalną) tezę potwierdzają badania opisane w cyklu o niemieckojęzycznych najgorszych filmach świata, głównie romansidłach.

Jeśli typowym targetem komedii romantycznej są nastolatki+, to typowym targetem romansidła są kobiety już ponad trzydziestoletnie, które zaliczyły pierwsze poważne życiowe porażki; romansowa bajka (wzgl. bajęda) ma za główne zadanie pocieszenie ich. Choć są na przykład rozwódkami, samotnie wychowującymi małoletnie dziecko i rozpaczliwie rozglądającymi się za źródłem utrzymania, gdzieś tam czeka ksiażę na białym itd. (albo ostatnio modny demon seksu trzeciej klasy [za Witkacym], bogaty pan Grey o pięćdziesięciu twarzach; to wszakże ofeta wyłącznie dla zamożnych).

Otóż niemieckojęzyczne najgorsze znacząco poszerzają target. Są całe gromady filmów adresowanych do kobiet w wieku średnim (okolice 50.), ale porównywalną liczebnie grupę stanowią filmy o romansach wieku emerytalnego.

Te ostatnie idą w parze z przesłaniem turystyczno‐matrymonialnym. Jesteś na emeryturze i masz kasę? Jedź w egzotyczny rejs, poznasz tam miłą panią / miłego pana; drugie życie już czeka!

Zamiast chodzić do kościoła,
wypłyń w morze; miłość woła!

Znana z tasiemcowych oper mydlanych, ale i całkiem przyzwoitych, wielosezonowych seriali (typu Grey’s Anatomy aka Chirurdzy) ekonomiczna zasada mini‐maksu (po jakimś czasie każde z bohaterów przesypia się z każdem innem – minimum obsady, maksimum seksu/związków) tu też działa, ale przybiera inną postać. Dzieci mają romans / żenią się? To również ich rodzice nie będą gorsi! Jakoż i liczba podwójnych związków (wołających niekiedy o namysł nad znaczeniem terminu „kazirodztwo”) oszałamia; teść ze świekrą (albo odwrotnie) też się ożenią, a co!

Tak, społeczeństwo niemieckie starzeje się.

Takich diagnoz mimo woli jest więcej. Ekologia zdobywa nowe rynki. Rolnictwo wymaga dopływu nowych sił, bo wieś pustoszeje. BigPharma konkuruje z altmedem. Instytucjonalna religia ma kłopoty (nawet w Bawarii). Za to krzepnie life‐stylowy newage. Itd.

Wszystkie te diagnozy (z wyłączeniem nielicznych komedii berlińskich) dotyczą jednak świata, w którym zasadniczo jest nieźle, a może być (tylko) lepiej. Imigranci? Sympatyczni mieszkańcy Kreuzbergu. Prekariat? Helou, tu króluje pożyteczne i kochane Gmbh, o co wam chodzi? Ossies? Ej, to temat zarezerwowany dla dobrych filmów.

(Nawiasem wtrącę uwagę o rzygliwym serialu Familie Dr. Kleist (2004–2014), którego akcja dzieje się w Eisenach (Turyngia), dawne NRD, u stóp zamku Wartburg; tak, to tu produkowano wartburgi, których stare egzemplarze dumnie biorą teraz udział w paradzie oldmobilów, a apteka stryja głównego bohatera jest w rodzinie od pokoleń; nic się nie stało, jacy znowu Ossies?)

Zrozumiecie zatem ulgę, jaką odczuwa znużony wyczerpującymi badaniami terenowymi oglądacz, gdy nadzieje się na – owszem: komediowy, ale niewyzuty z realizmu – naprawdę

fajny serial niemiecki

Rzecz dzieje się w Kolonii. Tytułowa bohaterka pochodzi z plebsu (dziś użylibysmy poprawnego politycznie terminu: z klasy ludowej), nadal mieszka z częściowo sparaliżowanym ojcem‐menelem w małym i kiczowato urządzonym mieszkaniu w mrówkowcu. Matka zwiała wieki temu, gdy bohaterka miała jakieś 6–8 lat. Ojciec pilnie zajmował się córką, ale potem miał wypadek (upadek) przy pracy, teraz jeździ na wózku, ogląda w telewizji mecze piłkarskie i chla; mieszkają dość wysoko, więc gdy jest awaria windy (często), jest uziemiony, bywa zatem, że sprowadzi na miejsce tanią prostytutkę.

W szkole bohaterka miała ambicje, ale zamiast do liceum skierowano ją do zawodówki; została fryzjerką. Jednak mimo plebejskiego backgroundu ambicji się nie wyzbyła; jakimś cudem skończyła zaocznie prawo (to serial komediowy, przypominam). I oto lądujemy w pierwszym odcinku. Bohaterka siedzi na schodach ze świeżo zdobytym dyplomem, ciągnie piwo z puszki wraz ze swoją najlepszą kumpelą (jeszcze z podstawówki), która serwuje kawę w galerii handlowej, i zbiera się do znalezienia posady.

A tu kubeł zimnej wody. Żadna kancelaria nie chce zatrudnić świeżo upieczonej ponadtrzydziestoletniej prawniczki z niejaką nadwagą, bez żadnego doświadczenia zawodowego, ex‐fryzjerki. Załamka.

Nie, każdy by się załamał, ale nie ona. Wpada na genialny pomysł i otwiera własną „kancelarię” prawną, w postaci stolika rozstawianego w przejściu w galerii handlowej (tak, tuż obok pracuje kumpela‐baristka). Inwestuje w zegar szachowy, ustala przystępny cennik – 1 euro za minutę porady prawnej – i czeka na klientów.

Annette-Frier

Tytułową Danni (Danielę) Lowinski gra brawurowo Annette Frier, jedna z najsympatyczniejszych aktorek niemieckich. Bywa przekonująco zdołowana i równie przekonująco – pełna entuzjazmu; bywa wulgarna i bywa nieodparcie urocza; radzi sobie świetnie w każdych okolicznościach ekranowych. Nic dziwnego zatem, ze za rolę w Danni Lowinski zgarnęła ileś nagród krajowych i międzynarodowych, podobnie – sam serial.

Ale wróćmy do akcji, bo oto pojawiają się (jednak!) klienci. Imigrantka z Filipin, pracująca na czarno jako sprzątaczka, którą po latach zatrudnienia państwo mieszczanie wywalają na bruk; alkoholiczka‐żebraczka, która trafia do szpitala po wypadku i której po zdiagnozowaniu raka amputują niefrasobliwie całą rękę; ochroniarz, którego synka nie chce przyjąć katolickie przedszkole; młody Turek oskarżony o zgwałcenie nauczycielki; dziewczyna z porażeniem mózgowym, która przed (niechybną) śmiercią chce raz wyglądać pociągająco i skarży kasę chorych odmawiającą refundacji operacji plastycznej, itd. itp. Odrzuty, którymi nie zajmie się żadna szanująca się kancelaria adwokacka.

W szczególności zaś ta, w której sama Danni chciała się zatrudnić, mieszcząca się na wyższych piętrach budynku, w którym, w galerii handlowej, Danni urzęduje w podziemiach. A do pracy nie przyjął jej adwokat‐przystojniak (grany przez znanego amanta, ex‐modela i aktora, Jana Sosnioka, którego niedawno doceniono nawet rolą (!) Winnetou). Pojawia się on i w podziemiach (w drodze do garażu na przykład); wkrótce spotykają się jako przeciwnicy w sądzie (o dziwo, Danni wygrywa sprawę), ale znajomość dostaje dodatkowych podtekstów. Dość powiedzieć, że niebawem Danni potrafi zadzwonić do mecenasa Schmidta z prośbą o poradę (a on zaprasza ją na bal adwokatury). Sosniok gra we wszystkich sezonach, ciekaw jestem (będąc w sezonie pierwszym), jak tę postać ograją scenarzyści.

Ale przypadki życiowe, które stają się powodem zatrudniania Danni jako prawniczki, ogrywają nieschematycznie. Danni, jeszcze niedoświadczona, angażuje się w pełni w sprawę swojego klienta, jednak niekiedy okazuje się, ze istnieje drugie dno, np. racje drugiej strony, które nie zawsze dadzą się zlekceważyc. Bywa zatem, że Danni nawet na sali sądowej potrafi jakby zmienić front, bo działa raczej w imię sprawiedliwości niż litery prawa (i nie zawsze w zgodzie z prymatem kasy z honorarium). A żywiołowe dialogi z sędziami to najzabawniejsze sceny serialu.

Jeszcze słowo o ad hoc współpracownikach Danni. Są to: Bea, kumpela baristka. Rasoul (Irańczyk, utrzymujący matkę i siostry; legalista), prowadzący obok punkt dorabiania kluczy. Nils, niedoszły lekarz, który ma w galerii handlowej punkt masażu; samomasujące fotele elektryczne (typu „wrzuć monetę”) sa często okupowane przez Beę, Danni i jej klientki. Wszyscy oni domagają się od Danni kasy: Rasoul za korzystanie z telefonu i faksu, Nils za „ekspertyzy” okołomedyczne, Bea – za kawę. Z czasem zaczynają stanowić coś w rodzaju prawnego konsylium, zastanawiają się wspólnie nad sposobem ugryzienia kolejnej sprawy, wykorzystując swoją wiedzę (mniej) i doświadczenie życiowe (bardziej); Danni nierzadko dobrze wychodzi na ich radach (ale czasem – wręcz przeciwnie).

Szczerze polecam ten plebejski serial. Kto ma okazję do chapnięcia, niech chapie bez wahania!

  1. miriam’s avatar

    O, jak miło. Pięćdziesięciolatki zaliczone do grupy kobiet w średnim wieku, a nie do grona starych bab :-). Serial po poleceniu brzmi ciekawie, szkoda, że nie oglądam seriali i mimo pięćdziesiątki nie szukam pocieszyciela, ale sympatycznie czyta się to, co piszesz :-)

  2. beatrix’s avatar

    Nameste,
    jeśli będziesz miał chęć i okazję zerknij na serial „Enlightened” ze świetną Laurą Dern w roli Amy, przechodzącej załamanie nerwowe „corporate girl”. Są chyba trzy sezony, o ile pamietam. Jest na co popatrzeć. Jest i śmiesznie, i szalenie smutno chwilami.
    A Danni dość trudna do znalezienia, ale nie ustaję.

  3. nameste’s avatar

    @ miriam, beatrix:

    Dzięki.

  4. urbane.abuse’s avatar

    Nie wiedziałem, że jesteś takim specjalistą od niemieckiej kinematografii (w każdym razie – telewizyjnej). Właśnie szukamy pierwszego sezonu (piąty jest ganz offiziell na stronie Sat1, ale jakże tak od końca).
    Natomiast odrobinę rozczula to, że bohaterska ma ewidentnie polskie pochodzenie a i pan Sosniok pewnie przyjechał kiedyś do Niemiec ze Śląska.

  5. nameste’s avatar

    urbane.abuse :

    Natomiast odrobinę rozczula to, że bohaterska ma ewidentnie polskie pochodzenie

    Tak, w absolutnie pierwszym odcinku wypowiada nawet kilka zdań po polsku (starając się przekonać do złożenia zeznań świadka, Polaka pracującego na czarno); jej babcia pochodziła z Katowic. Ale z tym „ewidentne” to bym nie przesadzał, raz, że innych poloniców już nie było, a dwa – nazwisko z niekoniecznie polskim kodem, ma być uniwersalnie empatyczne.

    ale jakże tak od końca

    Zwłaszcza że pierwsze prawo serialowe orzeka: im późniejszy sezon, tym może być gorzej.

  6. telemach’s avatar

    Imponująca konsekwencja w unikaniu opisywania rzeczywistości.
    Obrzydzenie, czy tylko brak czasu?

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *