wojny surdutowe

No dobrze, może nie surdutowe, tylko surdutowców. I może nie wojny tylko, hm, pojedynki czy nawet może w liczbie pojedynczej. A może nawet i nie pojedynek, tylko głośno okazywana zajadła niechęć.

Pan Jacek Dehnel (bohater mojej niedawnej blogonoty) jest starszy o lat 12 od drugiego surdutowca, młodego pana Wojciecha Engelkinga, ma też oczywiście większe osiągnięcia, proporcjonalnie do różnicy stażu w publikatorach (to zamierzchłe określenie akurat najbardziej pasuje tu znaczeniowo). Pan WE zadebiutował w bieżącym roku powieścią (niepotrzebne skreślić), o której hałłakowano przez jakieś 2 tygodnie, a na co dzień pisuje w natemat.pl. Pan JD na co dzień pisuje w „Polityce”, a kurz pokrywający jego debiut zdążył nabrać klasycystycznej patyny. Obu wszakże edukowały dobre szkoły (średnie i MISH UW), obaj wyposażeni są w nieodzowny ładunek snobizmu/dandyzmu/arogancji, a nawet, do czego jeszcze wrócę, obaj zamieszkiwali tę samą kamienicę, i może właśnie dlatego tak się nie znoszą.

Wymienione przymioty panów są u pana JD bodaj wyższej próby (choć, zgaduję, niższego piętra w kamienicy), co nie dziwi, gdy zważy się wspomnianą różnicę stażu; młody pan WE swoją, nie ukrywajmy, niższą (z dokładnością do kamienicy) pozycję nadrabia, mówiąc skrótowo i metaforycznie, bezczelnością.

Gdy młody pan WE popełnił w natemat.pl (dość, trzeba to powiedzieć, głupawą) bekę z Poli Dwurnik, w komentarzach pojawił się pan JD i zeznał co następuje:

[Engelking] prawdę pisze, mogę zaświadczyć – przez jakiś rok mieszkał w naszej kamienicy i rzeczywiście „nie gasił papierosów w popielniczkach, które [cyt. słowa WE] «świecą jak kły groźnych zwierząt»” [tu JD cytuje WE cytującego z felietonu Poli Dwurnik], właściwie w ogóle ich nie gasił, tylko rzucał z 5. piętra naszej kamienicy na podwórko i spalił nam altankę śmietnikową tak, że w środku nocy hajcowało się do trzeciego piętra ogniem wysokim.

Zwróćcie uwagę na trzykrotnie powtórzone poświadczenie własności („nasza kamienica”, „spalił nam”); mam znajomych, którzy najbardziej sobie cenią w panu JD właśnie przywiązanie do wartości niekłamanie mieszczańskich. Nawiasem mówiąc, te sceny (i milcząco obecna w tle stratyfikacja pionowa) jakby żywcem wyjęte z kamienicy Łęckich przy Kruczej (z Lalki Prusa).

Młody pan WE zareagował natychmiast:

P. Jacek Dehnel, szerzej znany jako największy polski pisarz, niestety zapomina, że kiedy złożył na piszącego te słowa doniesienie na policję, komenda przy ul. Wilczej umorzyła sprawę. Gratuluję także p. Jackowi Dehnelowi, szerzej znanemu jako największy polski pisarz, wiary w to, że altanka śmietnikowa może się spalić od papierosa zrzuconego z piątego piętra przez osobę, której w czasie, kiedy altanka się paliła, nawet nie było w Warszawie. Zapewne szerokie spojrzenie arystokraty. Może jakieś, do kurwy nędzy, „przepraszam”?

Gryząca ironia, prawda? „Największy polski pisarz”, „arystokrata”. (A może wyraz kompleksów, hm.) Ale i brak (elementarnej) logiki: osoba, rzuciwszy peta z piątego piętra tak, że altanka itd., nie musiała przecież czekać na skutki tego gorszącego aktu śmiecenia. Przeciwnie, wydaje się ze wszech miar możliwe, że ujrzawszy pierwsze płomienie, w popłochu zbiegła poza Warszawę, nie czekając, aż ten ogień się dopali. Nie ma co się dziwić komendzie z Wilczej, że umorzyła; nie takie sprawy tam się umarza (masowo i z satysfakcją).

Trudno wykluczyć, że sam młody pan WE nie brał swego oświadczenia za usuwające wszelką wątpliwość, bo siedemnaście minut później posunął dalej:

[JD] określił nowy wymiar bycia overdressed, do Biedronki na Tamce zapierdalając w surducie i krawacie. Zabawny widok, trochę jak małpa w cyrku.

Do Biedronki (na Tamce) winno się chodzić jak małpa au naturel, czyli undressed bądź co najmniej underdressed, ew. w‑dres‐dressed; młody pan WE to rozumie, swój surdut (wyguglajcie sobie) nosi jedynie przy oficjalnych okazjach. Kiedy indziej zachowuje się swobodnie, choćby jak tu, w filmiku z wywiadem nt. „czy [tzw.] Zachód się infantylizuje”; prowadzący rozmowę przedstawiciel xiegarni.pl znalazł sobie, doprawdy, kompetentnego rozmówcę.

* * *

Tyle anegdot. Bardziej ogólne opisy powagi/jej braku, beki, neohipsterstwa itd. znaleźć można w numerze 148 dwutygodnika.com; nie żeby były one jakoś głębokie czy olśniewające intelektualnie. Jaki obiekt, taki opis.

  1. Nachasz’s avatar

    Trudno mi wypowiadać się w kwestii odpowiedniego odzienia, stosownego do zakupów w Biedronce (zwłaszcza na Tamce). Gdy jednak wstępuję do jakiegokolwiek marketu budowlanego, zawsze oglądam jakie siekiery mają w ofercie. I kosy.

  2. miasto-masa-maszyna’s avatar

    @ Nachasz:
    Obecnie narzędziem rewolucji będą maczety.

  3. airborell’s avatar

    Jak to możliwe, Dehnel w Biedronce?

  4. beatrix’s avatar

    Przeczytałam (dwutygodnik.com, natemat.pl, a nawet felieton Poli Dwurnik w Wyborczej). Posłuchałam, wyguglałam. Jestem starym człowiekiem. Nie wiem, co to jest instragram. Nie rozumiem felietonu Poli Dwurnik. Nie będę czytać powieści WE ani JD. Jest tyle pięknych powieści, chociażby „Lalka”.

    Ło matko i córko. I znowu jestem wstrząśnięta. Tak wiele mnie (uff, co za ulga) omija. Uff.

  5. Nachasz’s avatar

    @mmm

    Miecze są przereklamowane.

  6. grelewska’s avatar

    Zarzewiem konfliktu miedzy panami są zapewne:
    a) papierosy
    b) zazdrość
    c) wzajemne lekceważenie – albo niewzajemne, bo nie sądzę, żeby WE lekceważył JD...
    Najlepiej by było, jakby Panowie mogli zamieszkać nieco dalej od siebie, po prostu w innych kamienicach. Z przyjemnością patrzę na pana JD w stroju retro jak przemierza Nowy Świat lub zagląda do Biedronki na Tamce (prawda, że w Biedronce można kupić czasem niedrogie i niezłe wina? Sama tam po nie zachodzę). Pana WE póki co nie identyfikuję, ale za 5, 10 lat może do tego dojdzie. Aha, sama mieszkam w kamienicy, 20 lat temu kupiłam sobie mieszkanie, kamienica jest dość elegancka i, oczywiście, mówię o niej „nasza”... Z poważaniem (dla obydwu panów) Teodozja

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *