ateizm i inne izmy (albo: problem niewidzialnego różowego jednorożca)

W lutym 2008 na moim poprzednim blogu (skrył się w czeluści) powiesiłem blogonotę pod tytułem jak wyżej (ale bez dopisku w nawiasie). Dyskusja na 77 komentarzy (angażująca kilkanaście osób) trwała przez tydzień (lutego) i dostała jeszcze ogon w październiku 2008. Łącznie zapis komentarzy to prawie 1,5 arkusza wydawniczego.

Blogi jako miejsce niespiesznego, nierzadko wnikliwego rozmawiania (z wyszukiwaniem ech zagadnienia, wklejaniem linków i kontrlinków, także z obrastaniem w dygresje), zasadniczo „dobrze wychowanego”, choć nie stroniącego od niezłośliwych (zwykle) uszczypliwości, umarły najpierw na fejsbukozę, a potem na resztę chorób stowarzyszonych. Dziś sieć jest głównie polem oznajmień i ich lajkowań względnie uhahań‑z (wedle dialektyki beki i oburzu).

Nieliczne relikty (jak ten tu mój blog) trwają z inercji, a miejsca, w których jeszcze się dyskutuje, można zliczyć na palcach. Smutno.

* * *

Sam temat owej blogonoty już wtedy wydawał się anachronizmem („kto w XXI wieku zajmuje się istnieniem pana b.?!”). A jednak. 14 lat później nadal nas walą po głowach (i to mocniej) jak nie „obrazą uczuć religijnych”, to „siuchtą między państwem a ołtarzem”, jak nie zinstytucjonalizowaną nienawiścią do kobiet (czy LGBT), to katechizacją programów szkolnych, jak nie kruchto‐Przyłębską, to subtelniejszym wzdychaniem o „łasce wiary”, której nam, upośledzonym, odmówiono. I całą resztą tej chujozy.

Oryginalna blogonota z 2008 zaczynała się od cytatu.

* * *

[Kerebron Emtadrata] w Wyższej Szkole Neantycznej wykładał przez czterdzieści siedem lat Ogólną Teorię Smoków. Jak wiadomo, smoków nie ma. Prymitywna ta konstatacja wystarczy może umysłowi prostackiemu, ale nie nauce, ponieważ Wyższa Szkoła Neantyczna tym, co istnieje, wcale się nie zajmuje.

[St. Lem, Cyberiada; Wyprawa trzecia, czyli smoki prawdopodobieństwa; wytł. moje]

Podobnie jest z teologią.

***

Powtarzam to po raz któryś, bo co jakiś czas, z przygnębiającą nieuchronnością, nadziewam się na niechlujstwo umysłowe, objawiające się następującą próbą symetryzacji: „ateista jest tak samo wierzący [jak wierzący właściwi], bo [też] wierzy [ale] w nieistnienie Boga”. A wystarczyłoby przymierzyć użytą tu „logikę” modalności czasownika „wierzyć” do sytuacji dotyczącej pojęć z mniej wątpliwymi desygnatami. [...]

W sprawie istnienia (albo nieistnienia) bytu‑B (mającego być desygnatem pojęcia‑B) wylano już morze atramentu, zużyto ocean farby drukarskiej i flip‐flopnięto całe gigabity. Całkiem pożyteczny przegląd stanowisk w tej sprawie można znaleźć w wikipedii, na przykład zaczynając tutaj. Mnie jest wygodniej odstąpić nieco od zreferowanej tam tradycji terminologicznej i ująć sprawę tak:

Szare napisy kursywą oznaczają najbliższe danego stanowiska okopy, z których (stanowisku) najdogodniej prowadzić dyskusję z innymi (stanowiskami).

A wygodniej mi dlatego, że mnie kwestia istnienia bytu‑B zajmuje w ten sam sposób, co kwestia istnienia krasnali, smoków czy Qfwfq (to ostatnie zapożyczyłem z Calvino w intencji odesłania do ew. mitologii fizykoteoretyków z planety Xrwrx).

Jestem asmoczystą.

* * *

Dyskusja była b. ciekawa, nie sposób jej tu przytoczyć. W każdym razie, w odpowiedzi na październikowy głos, siedemdziesiąty szósty, ująłem wykładnię powyższego obrazka w ostatnim komentarzu tak:

[...] jeszcze raz skomentuję ten diagram, tak aby wytłumaczyć, dlaczego antyteizm nie jest na dole i w jakim sensie jest on przeciwległy agnostycyzmowi.

Diagram ilustruje malutką algebrę na dwóch pojęciach: sensu (pojęcia‑B) i istnienia (bytu‑B).

Teizm w oczywisty sposób przyjmuje i sens, i istnienie. Ateizm neguje sens, unieważniając tym samym samą stosowalność kategorii istnienia.

A teraz najciekawsze: agnostycyzm nie neguje sensu, nie jest natomiast pewien co do istnienia. Dlaczego nie neguje sensu? Bo agnostyk nie wyklucza możliwości, że hipoteza religijna jest słuszna, tym samym nie odmawia sensu (pojęciu‑B). „Odwrotnie” jest z antyteizmem. Tu na pewno neguje się istnienie, a co do sensu, to można powiedzieć, że nie wiadomo. W pewnych modalnościach wypowiedzi (np. w artykule wiary, głoszącym: nie ma boga) wydaje się, że trudno negować stosowalność kategorii sensu. Stąd moje sformułowanie użyte w diagramie („nawet jeśli ma sens, to nie istnieje”).

Dlaczego antyteizm nie jest na dole? Dlatego, by na dole znalazł się ateizm, bo ta kategoria jest w niejakiej opozycji do wszystkich trzech pozostałych; ta opozycja polega na stosunku do sensu. Gdybyśmy się skoncentrowali na stosunku do istnienia, na dole winien być antyteizm. Mnie się wszelako wydaje, że kategoria sensu jest w naszej (rozważanej przez diagram) parze pojęć pierwszaistotniejsza.

Myślę, że dobrym testem na ten diagram (i na powyższą interpretację) mogłoby być podstawienie pod B np. „niewidzialny różowy jednorożec”; sprawdź sam, jak to działa.


POST SCRIPTUM

Oczywiście powodem dzisiejszej blogonoty jest, poza nostalgicznym nastrojem, chęć wyciągnięcia z czeluści obrazka; trochę się nad nim napracowałem i uważam, że jest dekoracyjny.

A poza tym, ilekroć w referralach do niniejszego bloga widzę, że ktoś zagląda z Belgii, myślę znowu o pani MEP, której obecność zdobiła niegdysiejsze dyskusje, jak tę tu wspominaną.

  1. Hellk’s avatar

    Ciekawe. Uznaje sens i istnienie (czyli: lewo‐gora), jednak ateizm to zdecydowanie utlanning, z kolei religia najblizej varelse.

  2. nameste’s avatar

    @ Hellk:

    Ciekawe, indeed: brak pol‐ogonów wprowadza zamieszanie. Religie rzeczywiście wydają się varelse, ale ich nosiciele [hosts] to raczej ramen.

  3. Leon’s avatar

    Pamiętam tę blogonotę. Zapewne coś mi nadal umyka, ale w istnieniu B można się doszukać sensu w odróżnieniu od istnienia różowego jednorożca.

  4. nameste’s avatar

    @ Leon:

    Oczywiście termin „sens” rozumiany może być na wiele sposobów. Sam użyłem go wtedy w węższym zakresie: jako znaczenie (tak jak „znaczenie wyrazu”). Z tego punktu idzie m.in. konsekwencja taka, że zarówno B, jak i NRJ, są hipostazami (w aspekcie ew. istnienia). Różnica między nimi jest ta, że B jest kulturowo i historycznie obciążony Wielkim Bagażem Oczekiwań.

  5. Hellk’s avatar

    Jednorozec to takie anty‐jaselka w ktore nikt przeciez serio nie wierzy: ksztalt, wizualizacja. W przypadku stworcy/ow jesli mialbym juz obstawiac jakies cechy, to raczej tylko dokonania (swiat, albo jakas jego zasadnicza czesc), moze intencje. Do w/w Bagazu po stronie aktywow dodalbym ‘samo sie to wszystko nie zrobilo’.

  6. nameste’s avatar

    @ Hellk:

    Jestem daleko od intencji, by powtarzać tu (czy rozwijać) dyskusję sprzed 14 lat. Tym bardziej nie widzę sensu, by wchodzić w repetycje z historii filozofii (np. w sprawie Twojego przywołania Arystotelesa, z którym już tyle razy się rozprawiano).

    W 2008 kwik tak scharakteryzował priorytety w Wielkim Bagażu Oczekiwań:

    Moim zdaniem artykułem pierwszej potrzeby jest życie pozagrobowe, a nie Bóg.

    ...niejawnie zajmując stanowisko w metatematycznej kwestii („jajo‐kurzęcej”): co było pierwsze, religia czy wiara?

  7. hellk’s avatar

    Och, nawet nie wiem w czym Arystotelesa powtarzam, to takie raczej własne przemyślenia. Ale jeśli jest gdzieś adres pod którym można się czegoś dowiedzieć – będę wdzięczny.

    Życie wieczne fajny ficzer, ale religia to IMO takie hobby, cały czas atrakcyjne towarzysko.

  8. nameste’s avatar

    @ hellk:

    Arystoteles.

    religia to IMO takie hobby, cały czas atrakcyjne towarzysko

    A to zaskakujące stwierdzenie, tzn. dla mnie, bo tak już (pod presją tzw. rzeczywistości) ugrzązłem w oglądzie religii jako narzędzia władzy, kasy, polityki.

  9. Hellk’s avatar

    Atrakcyjne towarzysko oczywiscie rowniez w tym kontekscie (jak ci przyslowiowi golfisci).

    Ale ludzie religijni, ktorych znam – rezygnujac z religii czesto nie mieliby po pracy gdzie wyjsc, do kogo sie odezwac. W duzym miescie.

    Gdyby tylu ludzi gralo w moje hobby – nie narzekalbym:)

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *