queneau, ćwiczenia stylistyczne

[z blogonoty z września 2009]

[...] wróćmy do Queneau. [...] wypada wreszcie co nieco przytoczyć.

Banalna historyjka o zdarzeniu w autobusie opowiedziana na 99 różnych (bardzo różnych) sposobów. Kanoniczna wersja (tryb neutralny) idzie tak:

Sprawozdawczo

W esce, godzina szczytu. Typek na oko dwudziestosześcioletni, flaczasty kapelusz o wstążce zastąpionej tasiemką, szyja przydługa, jakby naciągnięta wzwyż. Ludzie wychodzą. Typ, o którym mowa, wścieka się na sąsiada. Zarzuca mu, że go potrąca, ilekroć ktoś przechodzi. Płaczliwy ton, który chce być przykry. Widząc wolne miejsce, rzuca się do przodu.

Dwie godziny później spotykam go na Cour de Rome, przed dworcem Saint-Lazare. Jest z kolegą, który mówi: „Powinieneś zafundować sobie przy płaszczu dodatkowy guzik”. Pokazuje mu gdzie (przy wycięciu) i dlaczego.

I teraz, wiedząc już, o co chodzi, jedziemy:

Pierwszoosobowo

Ubranka mogłem się dziś nie wstydzić. Zainaugurowałem dziś nowy kapelusz, i to całkiem w dechę, a także prochowiec, w którym czułem się byczo. X, co napatoczył mi się przed dworcem Saint-Lazare, aż wyłaził ze skóry, żeby zepsuć mi frajdę, próbując udowodnić, że ciuch jest zbyt wcięty i nie obejdzie się bez doszycia nadliczbowego guzika. Bądź co bądź nie śmiał się czepiać przynajmniej dęciaka.

Tuż przedtem zmyło się zdrowo łeb pewnemu żłobowi, który jawnie próbował dać mi się we znaki, ile razy ktoś się przepychał przy wejściu czy wyjściu. Rzecz rozegrała się w jednym z tych zakichanych chamobusów, co pękają od hołoty jak raz w porze, kiedy muszę z któregoś skorzystać.

[słowniczek wyrazów i zwrotów trudnych; w dechę – przyjemny, szykowny itp.; byczo – przyjemnie, dziarsko itp.; frajda – przyjemność itp.; dęciak – kapelusz; żłób – osoba nieprzyjemna, niewychowana itp.; przyp. – n.]

Pominę tryb Pierwszoinnosobowo (relacja żłoba), bo długi (i nie chce mi się tyle przepisywać). Skaczemy do:

Trzynastozgłoskowo

Wsiadłszy razu pewnego w linii S autobus
Ujrzałem głąba ekstraklasy, co na globus
Z kwaśnym wyrazem twarzy nadział kapelucho
Z jakimś sznurkiem miast wstążki, zsunięte na ucho,
Zrzędząc przy tym, choć młody, nad rzekomym pechem,
Prężąc szyję przydługą, zionąc zgniłym dechem,
Jako że pewien sąsiad, co się zdał stateczny,
Trącał go wciąż (a był to zarzut niedorzeczny),
Ilekroć człek kolejny, sapiąc tudzież ziając,
Właził, na obiad w gniazdku domowym zdążając.
Zląkł się jednak skandalu ów żałosny ciołek,
Polazł na wolne miejsce i siadł tam jak kołek.
A gdym już na Brzeg Lewy kończył wsteczną turę,
Napotkałem powtórnie nędzną kreaturę,
Wysłuchującą rady kiepskiego dandysa:
„Przesuń, stary, ten guzik, bo ci plisa zwisa”.

I już kończymy tę krótką wycieczkę:

Synkopowo

Wżę do autosu pnego pozerów. Użam meńca w flapeuszu i z szydłużyrafują. Złogonny psażer, bo go pąca, gdy inodzą. Ptem zmuje wolsce.

Spokam go pórnie przy Courome, gdzie jaś znomy nazuje mu dyć gzik dla egancji.

Oczywiście, przełożył Jan Gondowicz.

  1. andsol’s avatar

    Znajomość „Ćwiczeń stylistycznych” powinna być wymagana od kandydatów na studia historyczne. A potem od ubiegających się o pracę w IPN‐ie.

  2. nameste’s avatar

    @ andsol:

    W sensie do tej ich roboty polegającej na próbach zmiany strzępiastego synkopowo na trzynastozgłoskowo?

  3. andsol’s avatar

    Zaskoczyła mnie lista przekładów zamieszczona tutaj:
    https://pl.frwiki.wiki/wiki/Exercices_de_style .
    Jak dorzucić parę indiańskich i afrykańskich, to przebije przekłady Biblii.

  4. nameste’s avatar

    andsol :

    przebije przekłady Biblii

    Właściwy kierunek.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *