wizje pożegnania

W lasach susza, szosy pełne, w jeziorach ryczy motorówka (w dzień) i discopolo (w nocy), ryby mrą. Aojdowie grilla odkryli mowę niezależną. „I on mówi: [cytuje]. A wtedy ja mówię: [autocytuje]”. Oczywiście „ja” triumfuje. Wzrosła kwiecistość pożegnań. „Miłego dnia” * 3. „Wszystkiego dobrego” * 2. Całość dwa‐trzy razy dziennie, przy każdym spotkaniu tych samych osób. Kultura obrazkowa, obyczaj mówiony.

To teraz pisane. „Wizje” 3/2022 (tematycznie: pożegnania). Jest parę smakołyków (na przykład: Ivy Compton‐Burnett, przeł. Marcin Szuster; proza bystra tym rodzajem zwięzłej bystrości, który jakoś zaginął). Ale do oczu rzuciły się w pierwszej kolejności raczej zakalce.

Waldemara Bawołka fragment zapowiadanej na 2023 powieści Prowincja–Warszawa. Już w Furtce przy dozorcy męczyła powtarzalność zakodowań (których ew. przekaz trzeba było bardziej wytworzyć niż odkryć); sugerowana głębia nieco podtrzymywała zainteresowanie (nim wygasło). W przywoływanej tutaj konfrontacji między Znanym Miejscem a rytmem i smakiem Miasta (dc) narrator Bawołka performuje znaną już „bawołkowatość”: snuje się i notuje snucia obrazy, automat rejestrujący „ja”-obserwacje. Nie udało mi się wycisnąć z tego (co prawda tylko fragmentu, a wiadomo: nie oceniaj po fragmencie – konteksty są ważne, i powody, często tylko globalnie dające się zidentyfikować) niczego, co mogłoby mnie zainteresować. Bawołek kręci tą samą korbą, co zwykle, ale (w odróżnieniu od paru poprzednich tytułów, w których również odważał się) zostaje samo kręcenie; może myśli, że tego właśnie oczekuje publiczność pozytywna.

Z kolei proza Bronki Nowickiej osiąga poziom nieznośności level hard. Mam wrażenie, że całe urywki znam już skądinąd (np. „formowanie ptaka”), ale to nieważne. Całość kojarzy się z próbą zastosowania Cortazarowskiej „przepisologii”, ale [niestety] na bardzo serio, do bryko‐streszczenia (say) Julesa Superville’a; nikomu to nie potrzebne, na pewno – nie mnie. Co ją łączy z Bawołkiem? Celebrowanie; tam – „bawołkowatości”, tu – przeciążonej wagi „immanencji” (to coś schowanego, do czego, do „syntezy”, autorka dociera z trudem; przedmiotem celebrowania jest właśnie ów „ja”-trud).

* * *

Bardzo pozytywnie odbieram natomiast trzy wiersze Katarzyny Szaulińskiej (już poza „tematem numeru”). Są najbardziej o wojnie. Ale Szaulińska wytacza (jako motyw nadrzędny) fizjologię, sferę pośrednią między martwym, zabitym (mięso) a żywym (reaktywnym); w tej sferze kondensują się mocne, znaczące obrazy, trudne do identyfikacji w bardziej rozpowszechnionych ujęciach „według [binarnych] skrajności”. Jako ilustrację kradnę pierwszy z trzech:

moja córka lubi sprawdzać czy ma różowe w oku tam gdzie się pokazuje jedzie mi tu czołg

wszystkie te samoloty mają sisiakowy kształt
ale ty i ja mamy w brzuchu takie schrony
gdzie się drukuje w 3D cały naród
o ile się zgodzimy ale póki co czas szukać pokoju
bez okien miejsca za dwiema pustymi ścianami i wanny
z dala od instalacji gazowej kantoru
wymiany krwi na złoto w rozmiarze tamponów
pytasz: która ręka dotykała kupy?
mówię: wytrzyj w szmatę podpal traf butelką w misia

* * *

Odnotuję jeszcze (nieodmiennie bowiem śledzę przemiany) wyjście (?) Macieja Bobuli z fazy po‐duńskiej poetyki weredycznego wkurwu; jego dwa wiersze to zarazem dwie b. różne drogi wyjścia (ujścia^): jedna w maks‐rozgadanie, specyficzne zwł. dla prozy tego autora, druga – w minimalistyczną zwięzłość. Sam, oczywiście, byłbym za syntezą obu^.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *