furtka

Robię porządki, przestawiam przedmioty, demontuję stosiki książek, aby uwolnić pole oskrzydlającym manewrom w skazanej na wieczną repetycję walce z kurzem, a tu spod którejś edycji Ulissesa wyłania się zapomniana od kilkunastu miesięcy Furtka przy dozorcy Waldemara Bawołka; miałem to czytać po Pomarłych, ale książka przytrzaśnięta Ulissesem właściwie nie ma prawa się skarżyć. Pamiętam zresztą, że mało kto głośno & publicznie ją czytał, ledwie dwa‐trzy (Libich, Sabak) omówienia wychodziły poza poziom subzero, na ogół poprzestawano na streszczeniu konstrukcyjnej nadmetafory (robotnicza brygada snuje się w nibycelowym działaniu po kilkudziesięciu mieszkaniach i piwnicach pewnego krakowskiego budynku, jakoby w celu naprawiania usterek; klną, siorbią, pożerają, kupę walą, gadają, a przede wszystkim – spoceni, bo trud życia, a potem spoceni ze świadomości tego pierwszego spocenia, z narratorem na czele), i to tak, jakby streszczający z ulgą! poprzestawał na takim quasi‐realistycznym pozorze, jakby przed wejściem głębiej powstrzymywał! streszczającą lęk, lęk przed otchłanią. Co to za otchłań? Otchłań to inny.

No więc otwieram furtkę przy kurzu (który jest jak czas) i zaglądam do środka. Tu parę stron, tam kilka. Powtarzalne to wszystko, różnice w szczegółach. Zaczyna się od pustego zeszytu (tabula), pierwszą ksiażką wskazaną jest Piesek przydrożny Miłosza, Puk, puk. Hau, hau (tao), a kończy się – Walserem (kurz & klaustrofobia). Od razu widać, co tu jest zrobione, czym ten zeszyt został zapełniony, jakiego rodzaju to „czyn literacki” (Wiedemann). Mój egzemplarz Pereca (Życie. Instrukcja obsługi) stoi grzecznie na półce, pozycja ta chroni go częściowo przed kurzem, gdybym jednak przytrzasnął Furtkę Perecem, Bawołek nie czekałby tak długo, bo te dwa papierowe przedmioty warczałyby na siebie, a w nocy, pod nieuwagę, Furtka walczyłaby o wydobycie się spod ciężaru, kto wie, może z sukcesem.

Rok temu pytałem retorycznie, czy WB jest złośliwą gąbką („Oczywiście. Chłonie wszystko”); Furtka to zaszyfrowany (złośliwie) dziennik, zapis wewnętrznego życia gąbki skomprymowany w „niekończący się remont” (czy może: remoncik, nic tu „generalnego”), z drugiego ducha (pierwszy własny, Bawołkowy) – jakby Berezowy (raz: Literatura [wielka litera nie przypadkiem], dwa: codzienność podszyta snem, zawsze znaczącym, trzy: metafizyczne głody i odwyki). Furtka pełna wyliczeń, zestawień, tytułów; pochowane, zakodowane, skłębione. Żadna tam „instrukcja obsługi”, a właśnie – hydraulika gąbki, bardzo skomplikowany obiekt ciekły, z którym niełatwo sobie poradzić nawet przy użyciu potężnego układu równań różniczkowych.

I co z tym zrobić? Z tym otchłannym zapisem pewnego Innego? Deszyfrować? Po co. Można albo uznać, że sens Furtki polega na (literackim) pokazaniu niemożności takiego zdekodowania. Albo można co jakiś czas odkurzyć, przeczytać kawalek‐dwa, czymś znowu przytrzasnąć.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *