sokołowsko

W numerze 336/2022 Dwutygodnika pojawił się „dwugłos wokół Empuzjonu” (sformułowanie redakcji), na który składają się: recenzja Igora Kierkosza, tekst miałki, można sobie darować, oraz „poetycka opowieść o dwóch żywiołach Sokołowska” (sform. red.) Ilony Witkowskiej, która w tej miejscowości mieszka.

Witkowską wywołała wcześniej do tablicy Karolina Felberg w swojej recenzji Empuzjonu („Kultura Liberalna”). Cytowałem już fragment owego tekstu (w blogonocie empuzjon):

Gdyby powieściopisarka stworzyła literacki obraz nie Görbersdorfu z początku XX wieku, ale współczesnego Sokołowska [...], mogłaby wówczas stworzyć arcydzieło – tekst równie „epokowy” co Czarodziejska góra, orientujący nas wobec wyzwań współczesności, wyznaczający perspektywę

...ze sceptycznym komentarzem. Dalej Felberg pisała o „współczesnym Sokołowsku”:

[...] miejscowości „odkrytej” jakiś czas temu przez artystów oraz ludzi poszukujących alternatywy wobec życia w Warszawie, Wrocławiu czy Gdańsku i przemienionej za ich sprawą w miejsce napięć, aporii i nierozstrzygalności wpisanych w epokę późnej nowoczesności [...]

[...] współegzystują tu ludzie posiadający radykalnie odmienne doświadczenia oraz potrzeby. Uciekinierzy z głośnych i wybetonowanych miast najchętniej zatrzymaliby tutaj czas i uczynili z leżącej w kotlinie wioski odcięty od świata azyl. Ludność tubylcza próbuje z kolei wykorzystać aktualną modę na Sokołowsko i dobrą koniunkturę. Wiadomo... Kim w takim razie okazałaby się w tym pejzażu na przykład ekokrytyczna i feministyczna poetka Ilona Wiśniewska, która przeniosła się do Sokołowska osiem lat temu z Wrocławia?

(Tylko kątem oka zauważamy przeinaczenie nazwiska poetki (lub pomylenie osób), w sumie to niezbyt ważne, choć redakcji pisma „KL” wystawia świadectwo itd.).

* * *

Otóż okazuje się, że „w tym pejzażu ekokrytyczna i feministyczna poetka” bez żadnego oporu, bez reszty wpisuje się w ramy wyznaczone Empuzjonem. Opowiada swoje doświadczenie mieszkanki sto lat poźniejszej od powieściowych postaci spiętrzeniem rozbudowanych cytatów z Tokarczuk i przedstawia własne środowisko „uciekinierów z wielkich miast” w zasadzie jako „nowych kuracjuszy”, tyle że gruźlicę zastąpiła psychiczna choroba „lęku przed lękiem”, ale nie tym „dobrym”, lękiem wobec natury, który jest w istocie

naszym zapomnianym zwierzęcym poczuciem bezpieczeństwa: świadomością ciągłego współbycia z innymi, dalece różnymi od nas istotami

...a lękiem wzbudzanym przez wszechtotalną depresyjność naszej współczesności.

[...] my, którzy przyjechaliśmy tu, by dowiedzieć się, co nam dolega, i znaleźć na to kurację. [...] Jacyś dziwni, osłabieni, złamani, kompulsywni, zbyt ambitni, zbyt mało ambitni, nawiedzeni, ekscentryczni, pracowici, leniwi, zupełnie zwykli. [...]

Chodzimy na konsultacje do siebie nawzajem, bo już nie nadzoruje nas tu żaden specjalista, żaden pan doktor. Gorączkowa towarzyskość naszego sanatorium nie ma już wiele wspólnego z bliskością śmierci, lecz jej choreografia jest taka sama jak w czasach, gdy rozlegała się tu „symfonia kaszlu”.

* * *

Jakże płonne wydają się (niespełnione) postulaty/nadzieje Karoliny Felberg! A właściwie spełnione, skoro współczesne „dwa żywioły Sokołowska” są homomorficzne z powieściowym Görbersdorfem. Przynajmniej dopóki „dwa żywioły” rozumie się jak Witkowska (i część interpretatorów Tokarczuk) jako „dialektykę natury i kultury”.

Sama Felberg opisuje modelowy (postulatywnie) mikrokosmos Sokołowska jako koegzystencję „uciekinierów z wielkich miast” oraz „ludności tubylczej” (kóra ma nadzieję pożywić się przy nowym, rozproszonym kurhausie). O matkonaturo! socjologio! sztuko! jakże spłaszczony, stereotypowy to obraz!

Tymczasem w Empuzjonie Tokarczuk maluje nie dwa, a co najmniej sześć „żywiołów”. Zróżnicowany klasowo (i nie tylko) światek kuracjuszy. Jego margines, niewidoczny, ale wskazany: gruźlików ubogich, gnieżdżących się pokątnie, kurhausy oglądajacych tylko z daleka. Siły cywilizacji (personel zdrojowy), wraz z niejednoznacznymi i pomijanymi recenzencko „funkcjonariuszkami Porządków” (wspominam o nich w swojej blogonocie). Warstwę tubylczą z podwarstwami: infrastrukturalnie służebną wobec kurhausu/cywilizacji i tę drugą, niezależnie bytującą własnym, odrębnym bytem; obie, jak się zdaje, mocno zróżnicowane względem płci (i jej dwojako ponurych konsekwencji). Wreszcie siły chtonicznego pogranicza (węglarze!) i sama „empuzjańsko” ożywiona natura.

Wariant współczesny podobnego zróżnicowania Tokarczuk (ta sąsiadka Witkowskiej „z jednego pasma”), znacznie wcześniejsza osiedleńczyni (z pobliskiej Kotliny Kłodzkiej), eksplorowała w poprzednich powieściach, zwł. w Domu dziennym, domu nocnym (czy choćby w Pługu).

* * *

A teraz z zupełnie innej beczki, czyli Sokołowsko zaskakująco odmienne.

Mam na myśli linię C w Story Jones Krzysztofa Pietrali, prozy jakby antypodalnej wobec powolnego realizmu OT (zob. (full) story jones), te

kadry z filmu noir, który udaje zachowanie trzech jedności. Gatunek podpowiada retrospekcje, zwroty akcji, narastanie klimatu. Wszystko jest.

...filmu, którego scenografię „deszyfrowałem” w kwietniu (story jones companion)

stary dom zdrojowy [5C, 10C, 12C, 13C] – wcieleń tej topografii potencjalnie wiele, apetizerem może być pięciopunkt w Sokołowsku: onże dom zdrojowy, resztki fontanny, resztki dawnego domu dr. Brehmera, d. sanatorium gruźlicze oraz osobno stojący budyneczek kostnicy z omszałym dachem (było tego więcej, ale do akcji weszli budowniczowie ruin)

Jakoś tak wychodzi, że ostatnio wszystko mi się ze wszystkim^. (Sam raz byłem z wizytą w Sokołowsku i przeżyłem tam b. dziwne spotkanie z funkcjonariuszem [jeszcze innego] Porządku. Ale to całkiem odrębna historia.)

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *