empuzjon

Empuzjon Olgi Tokarczuk jest powieścią powolną, literacko bodaj najlepszą w jej dorobku, dwojako (miejscami i wątkami) bardzo śmieszną; przeczytała mi się od jednego dosiadu i nie była ta lektura konsumpcją bierną, a bardziej ożywionym (mimo powolności) podpatrywaniem, jak autorka konstruuje swoją szaradę czy raczej – parę współplecionych szarad.

Zanim jednak przejdę do (powyżej zarysowanej) rzeczy, parę słów ws. kontekstu. Po pierwsze więc, kwestia „oczekiwań ponoblowskich”. Sama w sobie jest raczej areną żurnalistycznego hajpu, bardziej interesujące, czy Tokarczuk nałożyła na siebie jakiś rodzaj okolicznościowej presji. Otóż wydaje się, że nie, że nawet świetnie się bawiła zatrudnieniem w Empuzjon.

Wątły (jak dotąd) układ reaktywnych spełnień i niespełnień, po drugie. Ryszard Koziołek, samomianowany ambasador proczytelniczej misji O.T. w Polsce, uspokajał: to ta sama Tokarczuk co zawsze. Karolina Felberg zgłosiła niedosyt („Gdyby powieściopisarka stworzyła literacki obraz nie Görbersdorfu z początku XX wieku, ale współczesnego Sokołowska [...], mogłaby wówczas stworzyć arcydzieło – tekst równie „epokowy” co Czarodziejska góra, orientujący nas wobec wyzwań współczesności, wyznaczający perspektywę” – niewąskie zadanie, nespa, ale poniekąd źle adresowane). Wreszcie od paru lat rosnąca w siłę frakcja demaskująca literacką podrzędność i konserwującą, liberalno‐mieszczańską światopoglądową podszewkę twórczości O.T. zyskała pożywkę do kolejnych (nierzadko niewybrednych) posunięć w soszialmediowej dialektyce beki i oburzu. A radykalny głos Tomasza Kozaka (którego skądinąd bardzo cenię, choć – it’s complicated) obwieścił wręcz, że Empuzjon jest reakcyjny, bo wzywa (zwłaszcza kobiety) do „apolitycznej bierności”. (Ostrzegam: tekst Kozaka jest spośród wymienionych najbardziej spoilerujący.) Układ zatem (jak dotąd) wątły, ale – przyznacie – nacechowany rozmaitymi emocjami.

Wróćmy jednak do literatury. Nie będę się bawić w streszczanie Empuzjonu (na marginesie jednak wytknę, że – dziwnie synchronicznie – mylą się Koziołek i Felberg: Mieczysław Wojnicz w chwili przybycia do Görbersdorfu miał lat 24, nie 21), jest ich już nadto. Ograniczę się do paru spostrzeżeń.

narracje

Są dwie. Efekt działania „zwykłego” wszechwiedzącego sprawozdawcy, osadzony w czasie przeszłym. Oraz zapisy nad-wszechwiedzącego, operującego czasem teraźniejszym (a właściwie: bezczasem, „wiecznym teraz”), liczbą mnogą, rodzajem żeńskim (ten wszakże ujawnia się nie od razu). Przeplatają się znienacka i bez ostrzeżenia. Ta druga jest pewnym literackim novum: działa z perspektywy żabiej, tuż spod poziomu ziemi (podłogi etc.), jest rodzajem mnogiej, wszędowścibskiej miss Marple, z jej spostrzegawczą uwagą zwróconą na szczegóły i zdolnością do redukowania ich w „zdroworozsądkowe schematy”. Trzeba jednak dodać, że owa zdroworozsądkowość ma u Tokarczuk charakter szczególny. „Lubimy buty”, oznajmiają mnogie narratorki, bo buty z żabiej perspektywy to pierwszy punkt kontaktu z dramatis personae; z butów można się wiele dowiedzieć.

Od czasu narratora w Szkarłatnym płatku i białym Michela Fabera, sprowadzonego z przyszłości (naszego teraz) w świat wiktoriańskiego Londynu, do którego postaci z powieści zwracają się w drugiej osobie, jeden z ciekawszych „narracyjnych” pomysłów.

baba, żaba, diabeł trzeci

A skoro o żabach mowa, należy się państwu (nieznającym jeszcze powieści) fragment Empuzjonu.

Ojciec często powtarzał mu – choć Wojnicz właściwie nie pamiętał, kiedy i w jakiej sytuacji słyszał go tak mówiącego, „powtarzał” znaczyło, że dawał temu wyraz często, nawet jeśli nie otwierał ust – że kobiety są z natury swojej zdradliwe i chwiejne. Rozmazane. Nie wiadomo, czego się w nich uchwycić, czemu zaufać. Wymykają się, są śliskie jak wąż albo jak jedwab (osobliwe zestawienie, to prawda); trudno je złapać w dłoń, wyślizną się i jeszcze będą się śmiać z naszej nieporadności. Istniało pewne przysłowie, które wielokrotnie przywoływał stryj Emil, i to Mieczysław dobrze pamiętał. Rzecz dotyczyła Glicerii, a może jakiejś narzeczonej wuja, jednej jedynej, która puściła go kantem i wyszła za kogoś innego. Stryj, zwykle dobrze wychowany, o nienagannych manierach, w tym wypadku wyciągał łyżkę z zupy i wymachiwał nią nad talerzem.

– Baba, żaba, diabeł trzeci to rodzone dzieci.

Mały Wojnicz usiłował zgłębić sens tego porzekadła, ale nie miał pojęcia, co właściwie jego umundurowany i niezwykle precyzyjny w wyrażaniu się stryj chciał poprzez nie wyrazić.

Jakiś związek kobiety z żabą i diabłem? Ta wilgotna, mroczna trójca zabierała kobietę z wytapetowanych porządnych mieszczańskich sypialni, ciągnęła ją w las, po igliwiu, w podmokłe rejony torfowisk, gdyż okazywało się, że trójca ta jest rodzeństwem, pochodzi z tej samej czeluści w głębi lasu, gdzie ani nie dochodzi ludzki głos, ani nie dociera oko i gdzie zgubi się każdy podróżny. Cóż, takich lasów nie było w okolicach Lwowa, chyba dopiero gdzieś na Wołyniu albo na zboczach karpackich gór.

Analiza zwrotu „powtarzał” w powyższym fragmencie, jakby Mannowska z natury – co nie dziwi, Empuzjon jest pełnorasową powieścią sanatoryjną czy bardziej wręcz czarodziejsko‐górską – to przykład wgłębień, którymi autorka gęsto wzbogaca powolny tok opowiadania; to one sprawiają, że mimo pozornego nic‐się‐nie‐dziania, uwaga czytelnika jest w pełni zaangażowana (oczywiście niezbędna jest też wstępna, wyjściowa dobrawola).

trzy Parki

Recenzenci (mimo różnic) podkreślają czysto‐męskość świata przedstawionego w Empuzjonie, Karolina Felberg wybija w samym tytule: „wszech(nie)obecność kobiet”.

A jednak są, i to obsadzając kluczowe „stanowiska”. Na samym początku pojawiają się milczące „dwie starsze kobiety”, które deponują u Wojnicza ziarno bobu (powróci); są jak dwie Parki, stale obecne w tle.

Wkrótce wstali i ruszyli w stronę kurhausu, mijając Frau Weber i Frau Brecht, które siedziały przed domem tym razem z założonymi rękami, jakby grzały się w ostatnich promieniach słońca. Wojnicz zauważył, że jedna miała bardzo spuchnięte nogi, wciśnięte w specjalnie szyte, dość niechlujne obuwie, druga zaś była tak brzydka, że aż fascynująca. Jej wywinięta dolna warga upodobniała ją do jakiejś starożytnej rzeźby, która przedstawia stworzenie rodem z Hadesu.

Frau Weber i Frau Brecht. Trzecia jest niewidoczna, raz ledwie (może) zamajaczył jej paluch, położony na futrynie drzwi – ciemnej czeluści.

Zapewne Frau Marx.

Wspominałem, że powieść O.T. bywa bardzo śmieszna.

Inną kluczową postacią jest Sydonia Patek („Kim jest Sydonia Patek, czy ma męża, czy jest może ‘panną z Lesbos’ ” / „ ‘Mówię wam: nie jest kobietą’ – żartował Lukas”), wprowadzona tak:

Teraz przejęła Mieczysława pielęgniarka, której oczy podkreślała czerwona opuchlizna. Krótki uprzejmy uśmiech odsłonił na chwilę jej duże, zażółcone zęby, które kolorystycznie współgrały z przetartą pozłotą zegarka na łańcuszku przypiętym do fartucha. Nad kieszonką miała wyhaftowane imię i nazwisko: Sydonia Patek.

...i podsumowana jak niżej:

Wojnicza też ta postać naprawdę przerażała. Nie chodziło o jej szczególną urodę, czy raczej jej brak, ale o martwą twarz, na której nigdy nie rysowały się żadne emocje, i milczkowatość. Odpowiadała monosylabami i nigdy nie patrzyła na rozmówcę. Trzymała wzrok skierowany gdzieś w lewo w dół, a jej okulary w szylkretowych oprawkach miały kolor brudnej wody. Biały uniform, fartuch zapinany z tyłu i przepasany paskiem z doczepionym pękiem kluczy pozbawiał ją właściwości. Była funkcjonariuszką zakładu leczniczego, agentką kurhausu.

Agentka kurhausu, czyli: cywilizacji; odegra istotną rolę w końcowym „wyprowadzeniu z Hameln”. Z drugiej strony – Sydonia to imię zarówno Colette, jak i jej (ateistycznej, wolnomyślicielskiej) matki. I odzegarkowe nazwisko.

Nie wiem, czemu te funkcjonariuszki Porządków zostaly recenzencko przeoczone. Bo odjednoznaczniłyby interpretacje?

czytać?

Nie była moim celem ani analiza Empuzjonu, ani polemika, urwę więc tutaj. Nie posunę się też tak daleko, by polecać tę powieść albo i nie polecać.

Mnie lektura sprawiła sporo przyjemności, zwłaszcza że ani przez moment nie obciążałem O.T. jakąś szczególną powinnością – wobec literatury czy wobec świata. A jeśliby – to z niewykluczeniem pewnej intencji prowokacyjnej. I to nie w tym podjętym przez recenzentów sensie („narracja demonizuje wszystko, co społeczne i polityczne” – Tomasz Kozak), może wręcz przeciwnie.

  1. Tomasz Kozak’s avatar

    Pytanie o Frau Weber, Frau Brecht — i tę „trzecią” — jest oczywiście bardzo ważne. Pisząc recenzję „Empuzjonu”, chciałem poświęcić osobną partię następującej kwestii. Co konkretnie dałoby się wyciągnąć z Webera i Brechta, żeby skontrować to, co uważam za „reakcyjność” powieści. Niestety, zabrakło mi miejsca — a koncepcja była z grubsza taka, że „Empuzjon” jest też pretekstem do rekonstrukcji trzech robotów. Oprócz W. i B. ten trzeci to dla mnie Lukacs (czyli jakiś wariant Marksa). I o nim udało mi się napisać...

    Problem może najciekawszy w tym kontekście byłby następujący. Do jakiego stopnia te „trzy Parki” są książce aktantami, zaprogramowanymi — a przynajmniej wprowadzonymi do świata przedstawionego — po to, by umożliwić czytelnikom samodzielną dekonstrukcję głównego kodu rządzącego narracją?

    Niewykluczone, że w przyszłości bardziej pogłębione teksty na ten temat się pojawią. Ja w każdym razie z chęcią bym je przeczytał.

  2. nameste’s avatar

    Tomasz Kozak :

    ten trzeci to dla mnie Lukacs (czyli jakiś wariant Marksa). I o nim udało mi się napisać...

    Lukacs przechodzi z aluzyjnego niedoistnienia do punktowej obecności jako‐on‐sam – (Gy­ör­gy) na końcu powieści, co prawda Marx też się pojawia, ale tylko jako przystanek w biografii Brehmera. Parki zostają (szyderczo) wskazane placem przez samych uczestników dziadodyskursu, no i symbolizują sobie pokątnie na przestrzeni całego tekstu, są jakimiś aktantami.

    Mnie się przeczytały jako Maszyny Losu (socjologia, sztuka, ekonomia – w grubym uproszczeniu), zwraca uwagę (bodaj zamierzona) nieobecność maszyny religijnej. Ile stąd kroków do „rekonstrukcji trzech robotów” – jestem ciekaw.

    Niewykluczone, że w przyszłości bardziej pogłębione teksty na ten temat się pojawią. Ja w każdym razie z chęcią bym je przeczytał.

    Też bym z chęcią.

  3. Tomasz Kozak’s avatar

    No właśnie... Fajnie byłoby też skonfrontować się z różnymi czytelniczymi interpretacjami, niekoniecznie polonistyczno‐deskryptywnymi, ile improwizacyjno‐normatywnymi. Kim POWINNY BYĆ Frau Weber, Frau Brecht i Frau III? Trzy Androidy, Maszyny Losu, Wiedźmy Nowej Generacji... Niech kwitną setki kwiatów ;-)

    Łączę serdecznie pozdrowienia!

  4. nameste’s avatar

    Rozczarowujący tekst Przemysława Czaplińskiego pod zapewne nadanym przez redakcję magazynu „Książki” tytułem (bo zbyt idiotycznym na samego P.Cz.; być może poprzedni tytuł, ten dający się wyczytać z linku, pochodzi od autora) Empuzjon, czyli jak utrzymać podległość kobiet. Wszystko o nowej powieści Tokarczuk; żadne tam „wszystko”, to „czytanka wprowadzająca”. By uniknąć spoilerów (postawa z wdzięcznością odnotowana w jednym z komentarzy pod tekstem), Czapliński posuwa się nawet do pewnego fałszerstwa:

    Wystarczy chwila słabości, niedostatek powagi, potknięcie rozumu i jego [mężczyzny] tożsamość pęknie. Mężczyźni zbudowali więc klatkę, z której nie mogą wyjść pod groźbą utraty męskości. Dlatego bohaterowie „Empuzjonu”, otoczeni zewsząd retoryką męskiej wyższości, żyją w ciągłym strachu: Wojnicz obsesyjnie boi się, że ktoś go podgląda, sędziwy i władczy Longin Lukas [...], mentorski August [...]

    – powody Wojnicza są z nieco innego porządku niż u dwójki dalej wymienionych.

    Ukuty przez Czaplińskiego efektowny termin „kłusownictwo religijne”, mające spajać „ostatni okres twórczości Tokarczuk” przez kontrast „z wcześniejszą twórczościa”, dotyczy „gotowości włażenia w szkodę różnym ortodoksjom, umiejętności wyszukiwania sakralnych odpadów”, którą to gotowość pokazała OT już w Domu dziennym, domu nocnym (1998) wątkiem Kummernis, co autor sam wyciąga w następnym akapicie, a więc „kontrast” jest wątpliwy. Natomiast zakres owego „Kłusownictwa” jest niczym wobec repertuaru i głębi rozbudowanego gmaszyska herezyj, które powstało na przestrzeni dziejów jako by‐product chrześcijańskich ortodoksji. Ta teza „czytanki” P.Cz. budzi wątpliwości.

    Tekst Czaplińskiego wpisuje się w recenzencki schemat pomijania pewnych wątków Empuzjonu, o których w blogonocie i w naszej krótkiej komentarzowej wymianie zdań z Tomaszem Kozakiem. Najwyraźniej powieści Tokarczuk nie chce się przeczytać inaczej, niż podpiętą pod pewien układ ideologiczny. Co to za układ? Temat na nie napisaną (jeszcze) rozprawke metakrytyczną.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *