o czytaniu na głos

Nie mówię tu o formach tradycyjnych, tych wszystkich systemach sylabiczno‐toniczno‐rytmicznych. Tam prozodia, barwa i rytm stanowią o melodii, niezależnej, a co najmniej równoległej do sensu, do znaczenia słów i fraz. Tam się deklamuje‐wykonuje, idzie w zgodzie lub w kontrze, a nawet – skanduje, z podniosłym zaśpiewem, jak klasycy poezji rosyjskiej (których głos ocalono na nagraniach) czy ich uboższy krewny – Zagajewski.

Mówię o wierszu tzw. wolnym, współczesnym, w którym nawet gdy zawita rym, rytm, zestrój akcentowy, aliteracja, to jako gość czy współpracownik, a nie ekonom‐nadzorca, dyrygent słów.

*

Nie wiem, czy ktoś jeszcze tak ma. Ja z trudem znoszę wiersz współczesny czytany na głos. Aktor czy autor – za jedno. Choć aktor gorszy, bo wydaje mu się, że winien jest wierszowi interpretację osnutą wokół emocji. Więc gra. A nawet – przeżywa, że niby to od niego płynie słowo nabrzmiałe, obrzmiałe, brzmiące, że to on nadawca, że to z jego umysłu właśnie w tej sekundzie płyną te oto słowa (ważkie; im gorszy aktor, tym bardziej). To tak, jakby zamiast powieści oglądać (kiepską) ekranizację, w której wszystkie pola, na których pracuje wyobraźnia, zostały ogrodzone. Wij się potem, widzu, przez lata w męce, bo co pomyślisz „Alfonso van Worden”, to widzisz faceta w przyciemnionych okularach, zza którego pleców pełgają płomyki świec, nad pięćdziesiątką wódki. (A to podobno niezła ekranizacja była. Ta Hassa.)

Autor niewiele lepszy, bo zwykle pełen tremy i niezdecydowania, albo też – gra aktora czytającego własny wiersz. Różnicę przykrywa zresztą domniemanie, że kto jak kto, ale sam autor wie, jak powinien brzmieć jego utwór. Nic bardziej, sądzę, mylnego, zwłaszcza że autor nie wie, jak (sam) brzmi, człowiek z magnetofonu (czy innej rejestracji) zwykle jest dziwnie obcy. Są, zapewne, wyjątki; mówi się na przykład, że Tkaczyszyn‐Dycki brzmi tak, jak powinien brzmieć Tkaczyszyn‐Dycki, ale to może być wyłącznie efektem przyćmionych świateł.

*

Nie czytam wierszy na głos. A nawet nie czytam wierszy myślo‐głosikiem rozbrzmiewającym w głowie. Zabawne, poniekąd: niby mowa, a bezgłośna.

Czytam oko‐mózgiem. Intonację sufluje czasem pani Gramatyka, właściwie to prawie synonimy – tam, gdzie idzie o czas, o pauzę, o „zaczerpnięcie nowej myśli”. Ale decyduje znaczenie, w pierwszym, często jedynym rzędzie‐względzie. (Chromatyka, por. wyżej o „gościu czy współpracowniku” – w drugim.)

Logika (czy a‑logika) znaczeń, ich zestawień, ich następstwa, ich sieci. Słowa jako kolejne kroki czystego (językowego) programu, który wykonuje się we mnie, wywołując także emocje (zawsze chodzi o moje emocje, nie aktora‐autora), ale takie z wielopiętrowego przekładańca intel‐emo, przede wszystkim jednak – sensy, skojarzenia, wyobrażeniowe wzmożenie. Podróż!

I coś jeszcze się dzieje. Gdy słucha się wiersza czytanego, jest się w szczelinie czasu przesuwającej się wzdłuż wypowiadanych głosek. Fatalna wąskość. Lektura oko‐mózgiem poszerza teraźniejszość, pani Gramatyka niby prowadzi, a tu pani Semantyka łapie osobę czytającą i zmusza do rewizji, do cofnięcia się (ale nie „paszczowo” [Rejs], tylko myślowo), bo zapowiedź pani G. – jakby zmyłkowa. Dzieje się to naraz, teraźniejszość poszerza się, wyczuwasz rytm myśli nad i pod rytmem słów. A dwuwymiarowość (zapisanego) wiersza jest dobrym przypomnieniem wielowymiarowości tego poszerzonego wizjera, którym podróżujesz przez tekst.

*

Ilustracja. Z ostatniego „Dwutygodnika” (#222) kradnę wiersz Krystyny Dąbrowskiej (b. proszę redakcję o wyrozumiałość):

droga pszczół

Śmierć to kurwa na estradzie, pisze do mnie
portugalska poetka w odpowiedzi
na mój mejl o pogrzebie babci.
Tak naprawdę pisze: to zakręt na drodze,
ale, jak wiadomo, na drodze z języka
do języka pełno jest zakrętów.
Raz opowiadałam jej – po angielsku –
wiersz Leśmiana, w którym pszczoły przez pomyłkę
skręciły w świat, czy bezświat, zmarłych.
Próbowała wymówić słowo pszczoła.
Była blisko: wyszło jej pessoa.
To z Pessoi ten cytat: A morte
é uma curva na estrada.
Wolę go w błędnym polskim przekładzie.
A ty co byś powiedziała, babciu?

...przede wszystkim po to, byście go najpierw przeczytali okiem. Pod zamieszczonym linkiem poniżej wiersza jest nagranie wiersza czytanego przez autorkę, do odbioru uchem.

Ciekaw jestem, czy i jaką różnicę widzicie.

PS Podoba mi się również trzeci z zamieszczonych tam kawałków, ale wysłuchałem – na użytek niniejszej blogonoty – tylko pierwszego.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *