rezydentura

Dominika Wielowieyska:

Strajk głodowy jako forma protestu powinien być zarezerwowany dla obrony wartości fundamentalnych, a nie własnych pensji. „Znaj proporcją, mocium panie”. Młodzi lekarze tego nie rozumieją.

Gdy idzie o proporcje, odsyłam do tekstu Dla tej sprawy wszyscy powinniśmy głodować; po perswazyjnym wstępie następują twarde dane i proporcje w 14 punktach, wyczerpująco opisujące zagadnienie.

mocium

Nie sądzę, aby przez (idiotyczne) przywołanie Fredry chciała Wielowieyska (świadomie czy pod‐) zasygnalizować swą wyższość wynikajacą z podobno (Minakowski) arystokratycznego pochodzenia. Dlatego proszę Osoby mocno wkurzone (także: notorycznym dobijaniem się Wielowieyskiej do pocztu ustanowionego przez Erazma z Rotterdamu lub [na Polskę] przez Aleksandra Bocheńskiego), aby nie wymyślały pani Dominice od „hrabianek”. Bo to jednak jakoś legitymizuje te arysto‐relikty, nawet jeśli tylko w trybie obelgi.

A poza tym jest przecież Wielowieyska szczerą demokratką, ma to po ojcu, Andrzeju; jeśli o kimś można by powiedzieć, że jest (był) dorodnie rozwiniętym na demokratycznej glebie kwiatem polskiej inteligencji katolickiej (z dobrego domu), to o nim. I myślę, że to właśnie tej tradycji strażniczką czuje się Dominika, i to dla tej emblematycznej właściwości jest od 26 lat rezydentką „Wyborczej”, choć ostatnio nieco zdegradowaną, skoro wozi jako szoferka rozmaitych pajaców [nie oglądam: może nie tylko]. Ale może to znak czasu, i to, co ja mam za degradację, jest w istocie jakimś awansem.

linia Gazety

Są też Osoby, które irytują się na „Wyborczą”: czemu, pytają, ta zacna gazeta robi to, co robi, czemu publikuje to, co publikuje, i to jeszcze w takim trybie. Ujał to zwięźle pan Ignacy Dudkiewicz:

Ale pytanie brzmi: jaki sens ma puszczanie durnego tekstu, po którym, by zachować przyzwoitość, trzeba opublikować trzy polemiki i jedną, bardzo wybiórczą, samokrytykę?

„Przyzwoitość” – już tłumaczę – to pojęcie klasowe. „Wyborcza” to centrowa, mieszczańska i katolicka gazeta, której targetem jest dziś (po ponad ćwierćwieczu istnienia) establishment. Ten „liberalny”, mówiąc metaforycznie: KOD‐owski. (Gdy idzie o lekarzy na przykład – targetem „GW” są medycy z prywatną praktyką, psorowie i ordynatorzy, ludzie, najkrócej – już ustawieni.)

Dlatego głównym trzonem poglądów prezentowanych w „GW” jest ta mętna mieszanka katoneoliberalna, adresowana do establishmentu, dokładnie to, o czym zeznał w pamiętnym tekście Marcin Król („Byliśmy głupi”), a co trwa w najlepsze, bo i klasowe umiejscowienie jest przecież jakie było, a nawet bardziej, wraz z wzrostem dochodów Zarządu.

Ale – dla zwiększenia zainteresowania i podgrzewania atmosfery – stosuje się dwa dodatkowe zabiegi.

odróżnianie się (czyli pluralizm)

„Wyborcza” żyje jeszcze z odcinania kuponów od opozycjo‐demokratycznej‐przeszłości. To mocno za mało na tożsamość, zwłaszcza przy dzisiejszej dewaluacji styropianu. A więc trzeba się odróżniać. Drukować Giertycha, odsłuchiwać [w taksówce Wielowieyskiej] Terlikowskiego, i tak dalej, i kto tam jeszcze wpadnie: patrzcie, nie jesteśmy nimi, i żeby to zademonstrować, trochę ich drukujemy. Przy okazji bonus: ooo, jaki pluralizm.

flirt z aspirującymi (czyli dojrzałość)

Niektórzy żywią nadzieję, że pojawiające się na łamach „GW” (czy odp. portali) teksty autorów o, powiedzmy, bardziej na lewo zwróconej wrażliwości, świadczą o jakimś zwrocie w „linii Gazety”. I płaczą, gdy okazuje się, kolejny raz, że owszem, niby takie teksty też są, ale na „jedynce” odwieczna Wielowieyska (i powrót do „przyzwoitosci” o wcale nie uniwersalnym znaczeniu).

Ale to tylko takie wewnętrzne tło (polemiczne), na którym tym wyraźniej ma zakwitnąć prymat właściwych, dojrzałych, poświadczonych rodowodem (i styropianem) poglądów. Owi aspirujący są zwykle obsługiwani/adresowani przez dziennikarzy znacznie młodszych (coś w stylu „kto za młodu jest socjalistą...”, temu jeszcze można wybaczyć, ale interesy są gdzie indziej). Choćby ostatnia produkcja z cyklu „potrzebujemy alibi”, czyli Magazyn ’89.

To dlatego Sroczyński musiał odejść (zresztą, krzywda mu się nie stała). Już nie ten wiek (ile lat można „młodo wyglądać”?), już zaczynał tym naprawdę młodym mentorzyć, już chciał wyrażać bardziej własne zdanie. A zatem – rezydentura, nadal tak, ale na bardziej peryferyjnej placówce.

* * *

Porzućcie więc nadzieję. Tym bardziej że na centralne, zarządcze stanowisko jakiś czas temu awansowano panią Aleksandrę Klich, eksponentkę politycznej rozwagi w wydaniu „Wyborczej”, idealnie pasującą do tego mieszczańskiego, katoneoliberalnego dziennika establishmentu.

  1. mick’s avatar

    Głodówkę w obronie wartości fundamentalnych prowadził całkiem niedawno mecenas Hambura. Pamiętają Państwo?

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *