wyparcie

Wielowieyska: proponuję przemilczeć

Proponuję, aby tragicznego i smutnego wydarzenia pod Pałacem Kultury i Nauki w ogóle nie rozpatrywać w kategoriach politycznych.

Propozycja została w zasadzie przyjęta. Wyłamała się redakcja OKO.press w serii artykułów. Inne sprawę przemilczają, albo oddają głos indywidualnym osobom, jakby na ich (prywatną) odpowiedzialność.

Hartman: „dziękuję pan samobójca”

Tak to streszczę (w stylistyce fejsbukowej).

Jeśli ten człowiek umrze, nasz niemrawa i nierówna walka z reżimem PiS będzie miała nowy symbol i nowego bohatera. Stanie się odtąd poważniejsza – bo w polityce powaga jest następstwem czyjejś śmierci. I za to – niezależnie od tego, czy samobójca przeżyje, czy nie – chciałbym mu już dziś z uszanowaniem podziękować. [„Polityka”]

dygresja: cynizm

Pokutuje takie przekonanie, że cynizm jest przejawem jeśli nie mądrości, to pewnej przenikliwości. Cynik bez złudzeń zagląda za podszewkę rzeczywistości, obnaża mechanizmy, przekłuwa balony hipokryzji i retorycznych uniesień. Mnie się jednak zdaje, że taki rodzaj cynizmu jest najzwyczajniej krótkowzroczny i głupi (o przyzwoitości nie wspominając). Jak to ujął kiedyś pewien pisarz: „cynizm, psi punkt widzenia” (mamy tu odwołanie do etymologii terminu). Nie wiem, czy „Polityka” odcina się od swojego felietonisty (w stylu „pisze, co chce, to autonomiczna rubryka”), z pewnością „Wyborcza” nie odcina się od Witolda Gadomskiego, którego rodzaj cynizmu („nie ma alternatywy” [TINA], „za każdy lunch ktoś musi zapłacić” [TANSTAAFL]) jest ideologiczną podszewką III RP. Obaj mają swój target, nie przebierają w środkach, być może nawet spokojnie patrzą w lustro.

Dehnel: kłamiecie

Napisał na fejsbuku:

My, aktyw dziennikarski, kategorycznie sprzeciwiamy się opisywaniu sprawy samobójstwa Ryszarda Siwca jako gestu politycznego. Nawołujemy naszych kolegów: nie nakręcajcie spirali nienawiści w społeczeństwie. Polska Rzeczpospolita Ludowa ma swoje przejściowe trudności, ale wykorzystywanie czyjegoś niezwiązanego z polityką osobistego dramatu do doraźnej walki z osiągnięciami Pierwszego Sekretarza KC PZPR, towarzysza Wiesława, i całej naszej Ludowej Ojczyzny jest wodą na młyn odwetowców oraz kijem pchanym w szprychy rozwoju naszego wspólnego dobra: miłujących pokój krajów demokracji socjalistycznej, które uporały się z czechosłowackimi wypaczeniami.

Tak to powinno iść, panowie dziennikarze reżimowej i niereżimowej prasy i telewizji?

[EDIT, bo wyraźnie trzeba wszystko tłumaczyć. Nie uważam, że IV RP=PRL. Mówię, że to BYŁ akt polityczny. Moim zdaniem przesadny (bo krytykę można nadal uprawiać w sposób swobodny, Siwiec czy Palach nie mieli takiego wyboru), ale każdy postępuje jak uważa za stosowne. Pisanie natomiast, że nie jest aktem politycznym polityczne samospalenie i pozostawienie ściśle politycznego listu – to zwyczajnie apelowanie o publiczne głoszenie nieprawdy.]

Powinno być: „panowie i panie” (reżimowej i niereżimowej etc.).

Pojawia się termin „przesadny”, synonim chętniej używanej „adekwatności”.

Bravo: powściągliwość i praca

W „Tygodniku Poszechnym”:

Z drugiej strony cisza jest zrozumiała i trudno, żeby było inaczej: szacunek do cudzej ofiary nakazuje powściągnąć komentowanie, co jest do danej sytuacji politycznej adekwatne, a co nie. Ludzka wrażliwość jest nienegocjowalna, jeśli ktoś ma problem, żeby zaakceptować kroki z niej wynikłe, to po prostu wypada mu siedzieć cicho, zamiast oceniać czyjąś poczytalność.

To o powściągliwości, zwracam uwagę na „adekwatne”.

A o pracy:

Trudno się nie zgodzić z każdym z 15 punktów wyłuszczonych w apelu, jaki pozostał na placu Defilad, gdy pogotowie zabierało ciężko poparzonego człowieka. Jest to właściwie klarownie i chłodno wyłożona lista najważniejszych nadużyć i wykroczeń władzy z punktu widzenia zasad liberalnej demokracji i państwa prawa. Czemu jednak postawa ich autora budzi w nas zakłopotanie, którego nie można łatwo zakwalifikować jako wygodną obłudę? Może dlatego, że w odróżnieniu od autorytarnych kontekstów, które od razu przychodzą na myśl, wraz z nazwiskami Palacha czy Siwca, dziś da się o tym wszystkim publicznie krzyczeć, roztrząsać, zapisywać ku pamięci, a czasem nawet przeciwdziałać i cofać. Gdyby spróbować spisać na osobnej kartce rzeczy, które obecna władza robi dla dobra wspólnego, umacniając raczej równość, a nie wolność (a jedno bez drugiego jest wydmuszką), to może tych punktów nie byłoby aż 15, ale kilka dałoby się sformułować jako niebłahą przeciwwagę.

Mam na myśli pracę nad zbilansowaniem (co władza robi dla dobra wspólnego); retorycznie wygnana „adekwatność” wraca postulatem poszerzenia pola refleksji „na całokształt”. Zauważam zręczność, z jaką Paweł Bravo nie wspomina o poziomie słupków poparcia dla PiS. Odwołuje się do rzeczywistości (choć, nie da się ukryć, słupki to też rodzaj rzeczywistości).

Po zawstydzonym, niezręcznym, milczeniu widać, że w swej masie nie uważamy, by Polska była więzieniem. I to nie tylko dlatego, że jego komendant przekupił nas rozkazem, żeby w miskach było pełno, a sienniki wymieniono na świeże. Poniżej poziomu spraw dotyczących rzeczypospolitej jako całości dzieje się dużo dobra, w skali lokalnej, samorządowej, obywatelskiej i sąsiedzkiej, zupełnie poza skalą wyznaczoną przez PiS i opozycję.

Dzieje się (jednak) także bardzo dużo zła. Prawda?

Danielewski: spektakl a rzeczywistość

Ten (uznawany za lewicującego) dziennikarz „Wyborczej” na fejsbuku napisał:

Najpierw pomyślałem – wariat. Histeryk. Ale później przeczytałem tekst mężczyzny, który podpalił się pod Pałacem Kultury i nie znalazłem w nim ani szaleństwa ani histerii. Ani grama puchu z Ojczyzny, ani ździebełka pierza z Narodu, ani śladu poszewki z Dziejowej Misji. Zamiast tego – chłód. Słowa na zimno wyliczające wszystkie ekscesy PiS: od Trybunału, przez sądy i Unię Europejską, aż do uchodźców. Bez tromtadracji, rzeczowo, z przyprawiającym czytelnika o deliryczne drgawki trzeźwym spojrzeniem, że gest samospalenia ani właściwie nic nie zmieni, ani prawdopodobnie niczemu za bardzo nie pomoże.

I ta niska temperatura wywodu mężczyzny spod Pałacu najbardziej mrozi w żyłach krew. O ileż łatwiej byłoby, gdyby w jego liście wielkie kwantyfikatory biły się o pierwszeństwo z hiperbolami. O ile przyjemniej wzruszyć by było ramionami i powiedzieć – ot, pomyleniec. Zrobić tego jednak nijak nie można, bo nie ma ku temu podstaw. Ale co w takim razie zrobić, jak zareagować – nie wiadomo.

Mamy kłopot. W polskim sporze politycznym jedna strona demonstruje tyleż ostentacyjną, co złudną wszechmoc, druga – pławi się w niskobudżetowej i podobnie fikcyjnej pornografii bezsilności. Dopóki ta sadomasochistyczna forma pozostaje domeną politycznych i medialnych elit, dopóty pozostaje pod kontrolą. Sublimuje ją struktura spektaklu i świadomość, że poza wydarzeniami rozgrywającymi się na scenie, są jeszcze kulisy, że gra – choćby pełna krwi, spermy, przemocy i łez – to tylko gra, a rzeczywistość to aż rzeczywistość. Ale kiedy poczucie narkotycznej wszechmocy jednych i katatonicznej bezsiły drugich ześlizguje się w dół drabiny społecznej, robi się naprawdę niebezpiecznie. Nagle krew i łzy przestają być rekwizytami, a zaczyna się prawdziwa jatka.

Nie ma nic groźniejszego dla demokracji, niż poczucie mas, że zadekretowane reguły gry politycznej przestały istnieć. Że linia w układzie współrzędnych władzy i poddanych jest prosta i dąży do nieskończoności. Że ci, co rządzą, rządzić będą zawsze, a ci, którzy są rządzeni, pozostaną nimi na wieki. To z takiej konstatacji bierze się zawsze brutalna przemoc silnych i terror słabych: gdy upowszechnia się przekonanie, że nie istnieją już systemowe reguły zmiany władzy, wtedy szuka się innych sposobów. A magicznym wihajstrem dostępnym dla każdego i zawsze jest przemoc.

Dlatego sądzę, że powinniśmy się natychmiast opanować. My, dziennikarze, politycy, intelektualiści, jeśli jeszcze jacyś gdzieś zostali. Powinniśmy dać sobie na wstrzymanie. Zanim ten młody faszysta, który słucha cię w telewizji, miły bęcwale z TVP, uwierzy, że już można bezkarnie bić. Zanim ten wrażliwy inteligent, który czyta moje teksty, dojdzie do wniosku, że pozostał już tylko ostateczny gest. Bo Polska wciąż jest krajem, w którym władzę raz dwa można zdmuchnąć za pomocą wyborczej kartki. Jeśli sprawimy, że ludzie przestaną w to wierzyć, to my pewnie przeżyjemy, oni – niekoniecznie.

Ale zaraz też opublikowano mu to na łamach „GW” (sądząc po tym, co wystaje zza paywalla – dosłownie).

Prawdę mówiąc, to ten głos sprawił, że od paru dni noszę się z tą blogonotą jak z uwierającym cierniem (postanowiłem wszakże, że należy się szerszy kontekst i raczej wielogłos).

Streszczam. Są dwie strony, oddają się one spektaklowi (którego Danielewski jest aktywnym uczestnikiem); spektaklowi „złudnej wszechmocy” (to PiS) i „pornografii bezsilności” (to zapewne opozycja, KOD, Obywatele RP itp.). Teatr sado‐maso: póki tylko my („polityczne i medialne elity”) się w to bawimy, póty w porządku. Ale niedajboże, żeby od tego miało się pogorszyć „samopoczucie mas”. Bo zaczną zabijać (siebie i innych).

„Powinniśmy dać sobie na wstrzymanie”, my, elity, bo robimy teatr, a tam gdzieś, za oknem, poza siecią czyha „rzeczywistość”, która jest „aż” rzeczywistością. To samo krócej napisała Wielowieyska.

Dawno nie widziałem tak spektakularnego aktu abdykacji. Mediów. Ojej, rzeczywistość nas przyłapała, a my tu – teatrzyk.

(I to w złym stylu; jak to jest napisane? Retoryczne wzmożenie, „deliryczne drgawki”, „prawdziwa jatka”, „miły bęcwale z TVP” [miły?] itd.)

dygresja: rzeczywistość

Rzeczywistość jest taka, że wszystkie decyzje władzy, jej gmeranie przy prawie i obyczaju politycznym (właściwie już zdestruowanym bez reszty), mają realne konsekwencje. To nie jest tylko spektakl (polityczno‐medialny). Również w „Wyborczej” znajdujemy informacje „z rzeczywistości”, przykładowo Trzy samobójstwa i pięć śmiertelnych zawałów – to pierwsze efekty przyjętej przez PiS ustawy obcinającej emerytury i renty funkcjonariuszom, którzy choć jeden dzień przepracowali w organach bezpieczeństwa PRL.

I dlatego jeden jedyny komunikat

Razem: wyważmy

Wydarzyła się ogromna tragedia. Dziś po południu pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie 60‐letni mężczyzna dokonał samopodpalenia. Zostawił list, z którego wynika, że na ten tragiczny krok zdecydował się w geście protestu przeciwko działaniom polskich władz.

Politycznie motywowana próba samobójcza to coś, z czym trudno się mierzyć i co ciężko komentować, niezależnie od tego, czy podziela się krytyczną ocenę rządów, czy nie. Ten dramatyczny gest pokazuje desperację, poczucie bezsilności i brak nadziei na zmianę. Nikt nigdy nie powinien czuć potrzeby, żeby po takie środki sięgać.

Przekazujemy wyrazy wsparcia i współczucia bliskim. Mamy nadzieję, że lekarzom uda się uratować osobę, która zdecydowała się na tak dramatyczny krok. Jednocześnie zwracamy się z prośbą o wyważone komentarze do polityków i polityczek, a także do mediów. Pamiętajmy, że naszą rolą i zadaniem jest zapobieganie takim tragediom.

...a właściwie okolicznościowy ogólnik, nie budzi aż takich wątpliwości, jakie mógłby. Czemu? Bo Razem w swoich pozostałych działaniach i komunikatach wychodzi właśnie od rzeczywistości (znajdźcie, sprawdźcie) i pokazuje – nie na użytek spektaklu, w którym zresztą udziału jej [partii] się odmawia – konsekwencje działań i zaniechań władzy, nie tylko zresztą PiS‐owskiej.

dygresja: wyparcie

Tuż po wyborach 2015, po reinstalacji PiS‑u, pisałem: „myślicie, że na to‐a‐na‐to się nie odważą? oczywiście, że się odważą”. Miałem, niestety, rację, choć to nic odkrywczego. Dlatego do stwierdzenia Danielewskiego:

Bo Polska wciąż jest krajem, w którym władzę raz dwa można zdmuchnąć za pomocą wyborczej kartki.

...podchodzę z rezerwą. Historia wiele razy dowodziła, że podobne nadzieje mogą pozostać wishful thinking. Z drugiej strony, moja ówczesna reakcja („przygotujcie się na długą noc, gromadźcie zapasy książek, filmów itd.”) jest deklaracją zmęczenia. Ono nie przeszło, (rzeczywiste) słupki poparcia nie dają się łatwo zignorować.

Sprawdzona taktyka wszystkich stopniowo instalowanych autorytaryzmów, taktyka „salami” (odcinamy po kawałku, kawałeczku, ani się spostrzegą, że zabrakło już kiełbasy do krojenia), pracuje na wyparciu. Co mnie bezpośrednio nie dotyczy – można wyprzeć ze świadomości, z pola przesłanek codziennych wyborów.

Dla mnie sens aktu samospalenia Piotra S. jest właśnie taki: przeszkadza w wypieraniu. Przeszkadza mnie prywatnie; jeśli jeszcze komuś —

  1. nameste’s avatar

    Dla krótkości pominąłem (nie tak znów wąski) nurt „psychiatryzujący”, w którym polityczny wymiar aktu jest unieważaniany, bo „depresja, kto wie, co tak naprawdę było powodem”. Przykładowo Tomasz Stawiszyński, wyważony filozof‐radiowiec (fejsbuk).

  2. iingrid’s avatar

    Może Wielowieyska i co. poczuli namacalnie, że ich słowa i obrazy mają jakąś siłę sprawczą. Nawołując do wyjścia na ulice w obronie sądów, „wolnych mediów” czy czegokolwiek mogą w pewnym momencie przekroczyć granicę „podgrzania” i niechcący doprowadzić do niemiłych dla siebie i ogólnie wydarzeń – jakichś podpaleń komitetów albo ogólnie działań (kontr?)rewolucyjnych. Być może co bardziej przenikliwi wiedzą (choć pewnie nigdy się nie przyznają), że zwycięstwo PiS w 2015 r. to także efekt rozlicznych kampanii medialnych wychwalających rządy PO w oderwaniu od rzeczywistości i ogólnie postawę TINA (Europa, PKB, kompromis w miejsce Bóg, honor, ojczyzna).

    Taka myśl na marginesie obywatelskiego sprzeciwu. Kiedy w Polsce miał miejsce ostatni strajk generalny, obejmujący cały kraj? Nie mogę sobie przypomnieć takiego za mojego świadomego politycznie życia – jakoś od połowy lat 90. To wychodzenie na ulice w moim odczuciu niewiele zmienia, ale taki strajk wymusiłby na władzy jakieś działania. I tu mogłyby nastąpić analizy społecznego rozczłonkowania w Polsce opartego na rozczłonkowaniu świata pracy, ale się powstrzymam, bo inni robią to lepiej. Ale pytanie pozostaje.

  3. nameste’s avatar

    @ iingrid:

    Strajki: no chyba ostatnie strajki powszechne (do generalnego jakby zabrakło) były w 1988. Na jesieni 2007 (przewczesne) wybory wygrała PO, a na wiosnę 2008 – fala strajków (branżowych: policjanci, celnicy, nauczyciele, pocztowcy).

    W pl.wikipedii noty dot. strajków są żałośnie ubogie (w przeciwieństwie do not o panteonach KK), pada tam informacja:

    Współczesna Polska należy do krajów o najniższej w Europie skłonności pracowników do strajku.

    i link do materiałów European Trade Union Institute.

    Mamy przerąbane.

  4. czescjacek’s avatar

    Na początku lat 90. były jeszcze strajki na 300–500 tys. osób. Teraz nie będzie strajków, bo prywatyzacja, brak zz i śmieciówki.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *