tkanka przerastająca

Pigułkowym wprowadzeniem do książki Marcina Kąckiego Poznań. Miasto grzechu może być ta rozmowa z autorem. Parę cytatów:

[Poznań] Naprawdę? A co dokładnie się zmieniło? Paetz mieszka sobie wygodnie na Ostrowie Tumskim. Poznańscy profesorowie powołali propisowski Akademicki Klub Obywatelski i z pomocą Antoniego Macierewicza chcą stawiać bez zgody miasta pomnik Najświętszego Serca Jezusa. W odpowiedzi na Poznań Pride Week zorganizowano Poznań Prayer Week. Czy dzisiejszy Poznań naprawdę różni się mentalnie od tego endeckiego, zaściankowego, nienawidzącego Piłsudskiego i Warszawy miasta z międzywojnia?

[...]

[Agnieszka Ziółkowska] Za opowiedzenie publicznie, że jest z in vitro – jej ojca, zasłużonego historyka, usunięto z Wydziału Teologicznego UAM, a matkę opluwano na ulicy.

[Tomasz Polak] Za zawiadomienie Watykanu o wyczynach Paetza usunięto go z Wydziału Teologicznego UAM, a jego Pracownię Pytań Granicznych umieszczono w piwnicach uniwersytetu.

bohaterowie

Poznań, pan miasto.

Gabryś, bezdomny gej, jego religijna matka, jego ex‐sponsor, smutny profesor z demolowanym mieszkaniem. Krolopp, pedofil, ten od „Poznańskich Polskich Słowików”. Kiki‐słowik. Znowu Krolopp (w wywiadzie po wyjściu z więzienia mówi: „Jestem gejem i wiem, co można robić z mężczyzną. Ale z mężczyzną, a nie dzieckiem, które wydaje mi się, że nie ma erekcji. Nawet gdyby było rozwinięte, takie kontakty mnie nie interesują”). Rodzice słowików: myśliwi i zające. Tomek, oczyszczony z zarzutów. Dominik, tenor. Jędrzej, ojciec Dionizego (mówi: „Słyszałem pewne rzeczy, byłem nawet uwrażliwiony, otworzyłem nad synem parasol ochronny, ale jednak byłem spokojny, bo skoro przyjaźniłem się z arcybiskupem Paetzem, to wiedziałem, jak te relacje wyglądają, jak trzeba postępować, by unikać dwuznacznych propozycji. Ale nie ma co, Wojtek [Krolopp] pomógł się rozwinąć Dionizemu”). Jest tego dużo, dużo więcej.

Maria, Adam, Agnieszka. Ziółkowscy. In vitro. Szkoły, kościoły, uczelnie, rodzina. Kulczyk, Paetz, Grobelny. Maria mówi: „Mój układ z Adamem, że będziemy uczestniczyć w wychowaniu religijnym Agnieszki, przestał mieć wtedy sens, uznałam, że wypełniłam misję, i też przestałam chodzić do kościoła. Tak, ulżyło mi”. Adam mówi: „Agnieszka dała wtedy wywiad w gazecie, w którym wyjawiła, że jest z in vitro. Wkrótce potem nie zostałem zaproszony na radę Wydziału Teologicznego i nie wiedziałem, o co chodzi. Myślałem: „Zdarza się”, choć byłem zdziwiony, choćby dlatego, że dostałem już misję kanoniczną, czyli prawo wykładania na następne pięć lat, i zostałem członkiem zespołu oceny prac doktorskich i habilitowanych. Ale nie informowano mnie już o żadnych radach wydziału i zrozumiałem, że coś się koło mnie dzieje. Gdy napisałem do dziekana z prośbą o przedłużenie kontraktu na kolejny rok akademicki, dostałem odpowiedź odmowną. Wyrzucili mnie z teologii na poznańskim uniwersytecie”. Jest tego dużo, dużo więcej.

Staś Markiewicz lekarz, Michał, Jacek, Damian. Staś znika. Gang szantażystów („w październiku 2004 roku to „Świr” wymyślił, by okradać homoseksualistów. Pomagać miał „Walery”, Ukrainiec, ostry gość, pracował w Specnazie. Wojtek pojechał z nim do Lubonia pod Poznań, do geja, by wziąć od niego haracz, dziesięć tysięcy złotych, za to, że nie ujawnią w szpitalu, w którym pracuje, że jest homo. „Świr” kazał zawieźć Wojtka do parku, by znalazł innego pedała, ale takiego, który ma rodzinę i się ukrywa. Pojechali. W samochodzie „Waleremu” rozwiązał się język, powiedział, że zawinęli jakiegoś faceta i jest do sprzedania „krasnyj” samochód, sportowy. Wojtek zrozumiał, że porwany nie żyje”). Znalezione na polu ciało. Emerytowany policjant, który „pracował przy wjaśnianiu sprawy” mówi: „Ta sprawa to porażka. Ale mam wrażenie, że doszliśmy z nią do ściany, że więcej się nie dało. Dlaczego? Zaczęły się pojawiać nazwiska innych gejów, którzy mają żony, dzieci, są szanowanymi obywatelami Poznania. Więc... jakoś wszystko utknęło. A też nikt bojowo nie upominał się o tego Markiewicza”. Jest więcej.

Tomasz Węcławski, jego ojciec, dziadek, rdzenna poznańska rodzina. Etos. Seminarium, kariera kościelna. Paetz. Paetz, salony Poznania i salony Watykanu. Paetz, list rektorów poznańskich uczelni z apelem, „by media nie skazywały bez sądu”. Paetz a abp Gądecki (dla Paetza: „Gad”).

Węcławski wie, że Kościół może wybaczyć nawet herezję, ale nie brak podporządkowania.

Niedługo potem, podczas posiedzenia zespołu rektorskiego uczelni, na którym komentowana jest sprawa Paetza, wstaje rektor Jurga i mówi, że nic o molestowaniu nie wiedział. Węcławski nie wytrzymuje.

– Panie rektorze, w tym pokoju, przy tym oknie, gdzie teraz pan stoi, mówiłem panu o zarzutach.

Jurga się czerwieni.

Wniosek o stanowisko profesora zwyczajnego dla Węcławskiego, pozytywnie zaopiniowany przez senat UAM, Jurga wkłada do szuflady. Węcławski musi czekać, aż zmieni się rektor.

Beata Anna Polak, „ateistka, ale z parciem na intelektualne zrozumienie wiary” („dwie osoby ze strony rodziny ojca zostały księżmi: Mieczysław Polak jest prodziekanem Wydziału Teologicznego UAM, a Wojciech Polak to arcybiskup gnieźnieński i prymas Polski”). Potem żona ex‐księdza. Węcławski przyjmuje nazwisko żony. „W 2008 roku Polak odchodzi z Kościoła duszą. Dokonuje apostazji”.

Gdy w 2014 roku nowym prymasem został Wojciech Polak, Paetz był obecny w archikatedrze w Gnieźnie i serdecznie się z nim witał.

Urwę tutaj, bohaterek i bohaterów jest dużo, dużo więcej, w kolejnych rozdziałach (m.in. Wojciech Bąk, Maria Rudowicz, Małgorzata Musierowicz).

metoda

Kącki pisze z cienia, rzadko pojawia się na pierwszym planie. Spisuje, słucha, drąży. Posuwa się zygzakiem, ale świetnie wie, co i jak chce opowiedzieć. Wulgaryzmy gwiazdkuje. Styl sprawozdawczy. Czasem natrafia na opór rozmówców; gdy stawiają granicę, nie wali głową w ścianę. Reportaż to niekoniecznie branie bohatera na przymusową kozetkę, jego historia może wybrzmieć inną drogą, słowami innych ludzi albo po prostu zestawem suchych faktów.

obraz

Lektura wciąga bardzo szybko, ale to wciągnięcie przykre, duszne, klaustrofobiczne. W pewnym momencie patrzysz na głównego boahtera („Poznań, pan miasto”) z perspektywy jakiegoś bezczasu, w przygnębiającej perspektywie synchronicznej diachronii; tradycja (ta, o której w początkowych cytowanych akapitach z rozmowy‐pigułki) zagarnia niszczącą łapą kolejne pokolenia, wzdłuż wektora przynależności religijnej, która jest cholernie czymś więcej niż „konfesją”.

Jest tego dużo, dużo więcej, ale przyznam się, że podczas lektury instynkt śledczo‐tropiący włączał mi się niezawodnie przy każdej wzmiance o religijnym wzmożeniu (matki, rodzica, krewnego, przodka itd.). Składają się te wzmianki na obraz fasady złożonej z posłusznych konwencji „życia społecznego” bigotów, ale i odwrotnie: to, że życie mieszczańskich elit tego Poznania wygląda jak wygląda, jest również skutkiem przerośnięcia, czegoś więcej niż symbioza.

Religia jako tłuszcz przerastający tkankę społeczną, nie do oddzielenia bez – w Polsce, choćby w Poznaniu – jakiegoś wysiłku o wymiarze społecznym; na marne pójdzie każdy akt jednostkowy. Taki obraz utwierdza mi się, utwardza po lekturze Kąckiego. Co więcej, jest tu poznańska specyfika, szczególna, ale nie znaczy to, że gdzie indziej owego przerośnięcia nie ma: będzie tylko inaczej (specyficznie) wyglądać.

Z linkowanej rozmowy. Kącki mówi:

Zresztą każde miasto ma swojego mieszczańskiego demona. W Białymstoku jest nim na przykład nierozliczenie kwestii żydowskiej.

Myślę jednak, że „mieszczańskość” jest tu tylko mocnym koncentratorem tłuszczu, a nie wyjątkowym, odrębnym planem, poza którym przerośnięcie nie występuje.

Czy przesadzam?

Dyskusje o religii (wierze), o „potrzebie religijnej” w wymiarze antropologicznym, o świeckim/wyznaniowym państwie, o różnicy między ministeriumministri i milionkrotne t.p. – te dyskusje są zwykle bezkonkluzywne.

Dla mnie każda religia zinstytucjonalizowana jest urządzeniem, narzędziem władzy (podległości, wykluczania itd.), i jako taka jest zjawiskiem politycznym sensu stricto. Tym samym jest środkiem opresji.

Książka Kąckiego jest kolejną (milionkrotną) ilustracją na ten rodzaj oglądu.

  1. Mięso-Masa-Mazut’s avatar

    Krolopp, pedofil, ten od “Poznańskich Slowików”

    Nope. Chór prowadzony przez Kroloppa nazywał się „Polskie Słowiki” i oczywiście była to świadoma kradzież marki.

  2. nameste’s avatar

    @ Mięso‐Masa‐Mazut:

    Dzięki za sprostowanie, poprawiam w tekście.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *