perypetie

Ze świeżo opublikowanego układu wierszy Anny Matysiak pod tytułem Perypetie kradnę dwa teksty.

Ale zanim do nich przejdę – słowo o tytule. Chodzi w nim o chodzenie, czasem pierwotnie dosłowne, a później zemblematyzowane (zob. perypatetycy itd.), czasem o przejście (przejścia, „punkty zwrotne w akcji” – cytuję za SJP), jednak również o to „chodzenie”, które objawia się w [zredukowanym w użyciu potocznym] zwrocie „rzecz chodzi o”, czyli – metaforycznie – o kroki namysłu, namysłu filozoficznego. (W innym typie namysłu, matematyczno‐logicznego, „krok dowodu” jest w pełni zleksykalizowanym przejściem, perypetią rozumowania.)

Wiersze Anny Matysiak pojawiły się w moim perymetrze (i zarazem na blogu) kawałkiem objektivismus impromptu; od samego początku nie mam wątpliwości, że uprawia ona wierszopisanie o charakterze filozoficznym, a odłożywszy etykietki na bok – uprawia namysł (= stawia pytania) z pogranicza epistemologii i (no właśnie) „perypetii ciała”. Własnego (przedmiotu nieustającego, „egzystencjalnego” wglądu), ale nie tylko: interesują ją – szerzej – organizmy-„cywilizacje”, półprzepuszczalne federacje milionów mniejszych żyć, symbiotycznych lub pasożytniczych (a także przygodnych) – to autocytat z traktatu poboczy.

* * *

Warto rozważyć perypetie ciała – czytam.
Usiłuję owinąć się swetrem, on mi broni,
wywija rękawy. Chcę to rozwikłać.

Plik
niesie nadzieję, niepokalany
jeszcze.

Chcę zobaczyć, co ma pod spodem,
wydłubać mu.

Powyższy wiersz jest właśnie takim piętrowym pytaniem.

Najpierw – „problemat skóry”. Czyli granicy między mną‐ciałem a mną‐światem. Skóra, warstwa ochronna, „frontowa”. Wersy drugi i trzeci rysują (w charakterystycznym dla Matysiak lakoniczno‐minimalistycznym stylu) dramatyczną historię. Podmiota mówiąca usiłuje poszerzyć ową warstwę ochronną, ostrą granicę – zmiękczyć, ustanowić strefę przejściową, bufor. Czy nie tak działa idea‐praktyka „ubierania się”? Ubiór = poszerzenie strefy skóry.

Ale sweter wierzga, broni, wywija rękawy (i w ogóle – wywija się z tej próby podjętej przez podmiotę). Jak żywy. Może nie jest „pusty”, może jest w nim (niewidzialna dla czytelnika) ludzka obecność? Własna, a może i cudza. Obie mogą stawiać opór. Chciałoby się to rozwikłać i ten opór jakoś zneutralizować.

A potem – przejście – poszerzenie obiektu namysłu. Twórczość jako rodzaj „skóry”, inny (ale czy istotnie inny?) rodzaj frontu‐granicy między mną‐ciałem [również: ciałem piszącym, twórczym] a mną‐światem.

Plik, abstrakcja (pusty ekran wordprocesora), tabula rasa do nadpisania. Co jest „pod spodem” abstrakcyjnej, niematerialnej powierzchni? Świetne pytanie! I jak jej „wydłubać”? Jeszcze lepsze!

och

Wychwalam ją za jej ogrom
(nie wychwalam).
Przytrzymuję za skok. Skok to kibić.
Tak się wtedy odbijam, że słabnę.
Przytrzymuję się za to miejsce, w którym
mam skok, pod bok. {prawy?, lewy?}
Lądowników nie podejmuje się
z dna mórz, och

A tu – ile rytmu (nawet rymu)! Taniec w mną‐świecie. „Miejsce, w którym / mam skok”, niesamowita fraza (i także pytanie, rasowo filozoficzne). Odpowiedzi można szukać w ruchu, który tu przemierza rozległe obszary, od kosmosu po głębie rowów mariańskich, po drodze wbrzuszając się w inną nieskończoność: głębię ciała.

* * *

Wspomniałem (choć tylko linkiem) ostatnią książkę (Książkę) tejże autorki. 31 grudnia w blogonotce naj’2021 wieszczyłem:

najksiążka z wierszami

to jak dla mnie Na setkach wioseł Anny Matysiak; zapewne w 2022 awansuje na najniesłuszniej pominięty tytuł ZOZI.

Minął sezon nominacji itd. Jakże mi przykro, że miałem rację.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *