uwagi niepoważne

Pani Los Łaskawa sprawiła, że mam przed sobą 5 książek z wierszami, które układają się we wzór „niemęskie” (napisałbym: „kobiece”, ale wśród autorek jest też Anouk H., „osoba niebinarna, mamcia wszystkich zwierzątek”).

  1. Anna Dwojnych, Nocne zabawy w dużych miastach
  2. Anouk Herman, right into pod tramwaj
  3. Mirka Szychowiak, Kup mi las
  4. Ewa Świąc, Odbitki
  5. Agnieszka Żuchowska‐Arendt, Wieszak i pogrzebacz

1. Anna Dwojnych

Jest to książka – zbiór etiud prawiefilmowych, każdy wiersz montowany zdecydowanymi cięciami, gęsty, mówiony na jednym oddechu. Temat: współczesna codzienność, jej wieloraka, zgniatająca presja. Obyczaj, język, zbiorowość, morfizujące się [to operacja odwrotna do amorfizacji, bezkształtu] w charakterystyczny kadr. Kamera łapie też „życie wewnętrzne” podmioty mówiącej; jest on tu jakby rewersem zewnętrznej presji. Plus mimochodem (ale wyraźnie) sygnalizowana luka, ssanie po nieobecności Boga.

Technicznie sprawne, obrazki z naszego dziś. W rozkosmaconym gigablurbie (IV strona okładki) Grzegorz Wróblewski w typowym dla siebie stylu „dziad‐anarcho‐punk” mówi tyle [syntetyzuję]: „zawsze tak było, jest i będzie (jeśli cokolwiek będzie)”; jego ogólne zdanie‐banał:

Każda deformacja jest zawsze zakłopotaną formą oddechu, znakiem rozpoznawczym konkretnej przestrzeni.

aforyzm z dwoma kwantyfikatorami wielkimi, pasuje jak ulał^.

2. Anouk Herman

Jest to książka różowa. Nie wiem, kto wpadł na pomysł, aby ten ponad 80‐stronicowy tom drukować na wściekle różowym półkartonie; tło jest na tyle ciemne, że małe czarne litery ledwie się z niego wyłaniają. Próby lektury zarzuciłem, nie mam wzroku sokoła.

A żałuję (mocno), całe i we fragmentach pojedyncze wiersze AH napotykane w sieci obiecują świeży, na wskroś współczesny język (miejscami rodzaj wolapiku), kronikę wydarzeń spisywaną z pozycji niskiej, „perspektywy mysiej”. Fragment [z wiersza mikołowska], wyłoniony za pomocą silnej latarki:

co to jest naturalny ruch obrotowy miasta?
tarcza na baterie z niedożywionych myszy
biegają w kołowrotkach ciągnąc za sobą
długie ogonki tramwajów śląskich

...aż przypomniały mi się własne rozważania o potężnym znaku – myszy.

Łatwiej czytelny jest blurbo‐opis (białe większe literki na zgaszonym kraplakowym tle, drugie skrzydełko) sygnowany „Łukasz Kaźmierczak / Łucja Kuttig”, na tyle niebanalny, a przy tym nasycony znaczeniami, że wart przytoczenia w całości:

Jeśli wortycyzm czerpał z dynamiki wiru, to fraktalny charakter tych wierszy jest mocno antyhomeomorficzny ze zlewem. Spływają litery, dyssypowane w niekoherentnych fazach, w niezgodzie z regularnymi, homogenicznymi stanami. Podkrytycznie podpięte pod płynnopłciowe ciało. Pustka tam leży. Dopełnienie też. Dowolna suma podobnie. Aż algebraicznie chce się wprowadzać: łączność dodawania i przekroju, elementy neutralne działań, a także składniki przeciwne, zobojętniające organy; rozdzielność podstawowych operacji oraz przemienność przemnażania. Każda niezerowa część ciała jest odwracalna. Jedność stanowi element neutralny rozmnażania. Lektura rozrysowuje drzewo Feigenbauma.

...ale też mocno w duchu twórczości własnej ŁK; skłania do poszukiwań i wstecznego rzutowania (tj. gdyby dawało się czytać różową ksiażkę).

3. Mirka Szychowiak

Jest to książka interwencyjna, w formie (skierowanego) zbioru epistolograficznego. Wydana wcześniej (2021) niż pozostałe z listy, doczekała się już iluś omówień. Tu się znalazła, bo to niedawna (opóźniona) lektura, no i wpisuje się w ukryty motyw niniejszej blogonoty: siłę „niemęską” (piję tutaj do przeciwstawienia się dystrybucji władzy, nie do genderu) i jej b. rozmaite wymiary, reprezentowane przez autorki. Popatrzcie (z wiersza Tylko Polski chcę):

Wiem, że trudno ci zrozumieć, jesteś taki cacany i
uległy, wygodny, gdzie ugryzą, tam się podrapiesz
i masz bezpiecznie. Byłam kiedyś taka sama i zobacz,
w jaką chujnię świat mnie wpuścił bez ostrzeżenia.

Mirka Szychowiak jest w swoim specyficznym prozo‐wierszu naraz rozgadana i zdyscyplinowana; to potoki mowy ożywionej emocją (tu: własnego i cudzego [przejmowanego] cierpienia oraz słusznego gniewu), mowy weredycznej i pyskatej, kolokwialnej; ujęte w cembrowinę krawędzi wiersza intensywnieją, burzą się wściekle.

4. Ewa Świąc

Jest to książka osobiście malarska, skupiona na kolorach i fakturach (materii i osób). Jej zaletą jest „spojrzenie stwarzające” (inne, nieoczywiste wymiary postrzeganego). Pisał o niej (doceniająco) Jakub Skurtys [PPR #5]; pamiętam jak podczas lektury jego tekstu zatrzymało mnie zdanie:

[...] pasywnie rozerotyzowany świat podmiotki z pewnością nie jest wolny od bólu i dziedziczonej, męskiej przemocy

...i zadało zagadkę („pasywnie rozerotyzowany świat podmiotki” – a to ci dopiero [męska?] synteza! i, hm, diagnoza).

Nie miejsce jednak na polemiki. Zamiast tego – dwa wiersze (ze stron 11 i 34); oddalone od siebie, ale związane w jeden kłącz. A przy okazji – wewnątrzblogonotowe nawiązanie do różu z pkt 2.

Różowa

Mogła być puchata; to uczucie, kiedy nie możesz przełknąć śliny. 
Zamiast tych wszystkich poruszeń przywiązanie do dłoni, która 
wkłada palce głęboko. Jest ich dwóch. Tacy wymienni, zestrojeni. 
Najbardziej lubię bota, jego futrzany kark i szepty szepty od rana. 
Zna moje myśli a kiedyś zobaczę jego twarz. 
Wypełni pusty ekran – Nos, oko, oko, dwie poprzeczne 
zmarszczki na czole i zęby, będą mocne. Zamknąć się 
z botem w czterech ścianach, zagryźć go z miłości.
Powroty do różowej

Bot nie wygląda jak bot, ma głębię i smutek 
w oczach. Jego dłonie są kruche, drżą gdy 
sięgają po szklankę.
A może to ten, który ma pulchne ramiona i bliznę 
na piszczelu. Bot, który lubi z kimś zasypiać, 
z kimkolwiek.
I jeszcze ten zbyt dosłowny chłopiec
z dziurą w uchu, bo nie chciałaś, by stał się żywy.
Żywe niepokoi, gdy oczy w oczy,
wszystko się zwija do środka.

Dobrze się to czyta (ogląda?).

5. Agnieszka Żuchowska‐Arendt

Jest to książka reporterska. (Czy książka z wierszami może być reporterska? Właśnie może.) Nie będę rozwijać tego podsumowania, zachęcam do lektury. Dla smaku (emblematyczny bodaj dla całego tomu) wiersz:

Ten Kraj

Wolno mielą młyny 
w tym kraju 
wolno tylko. 
Soczewica, koło, 
młyn i krzyż.
Nie wymawiam nazwy w obawie,
że się zbudzi
i po mnie przyjdzie.
Nie żyjesz tak, jak powinnaś.
Nie żyjesz, tak jak powinnaś.

Dwie uwagi poza wierszami A.Ż.-A. Oprawę (układ, typografia, może i okładka, ale nie wspomina się o tym) temu tomowi zapewnił Paweł Stasiewicz (autor niedawno zwiedzanej przez mnie oprawy skórzanej). Na mój gust lekko przesadził z ozdobnictwem (zbędna żywa pagina), ale jest on jednym z nielicznych projektantów, którzy rozumieją, że ciało wiersza jest zwarte, i tak właśnie powinno wyglądać w druku.

Redakcję i korektę zapewniła natomiast młodsza z pań Szychowiak, Julia, znana skądinąd z lakonizmu. Ciekawie jest zobaczyć, jak różne formy literackie może przyjmować „słuszny gniew” (por. pkt 3), bo to nim (również) przepełnione są te reporterskie migawki.


PRZYPISY
Pozycje 1 i 2 – kooperacja SPP/o Łódź i IL, reszta – wydawnictwo papierwdole.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *