szaman?

Szymon Bira już tu był, na blogu, z pojedynczym wierszem w notce skute, wlane, powstałej jednak głównie wskutek irytacji na paplaninę towarzyszącą wierszowi w „Kontencie” (więcej o tym tutaj). Gdy teraz, na dniach, ukazała się [czwarta już] książka z wierszami Biry

okazało się, że irytacja na trwalsze stroi się u mnie z nazwiskiem autora. Choćby te blurby z 4 strony okładki (Foks długo, obiecując dyskomfort, Bargielska jedno zdanie typu: „jestem na tak”; wyższa blurbowa półka). Róż okładki okalający goryla tak różowy, że aż rurzowy; goryl – obstawiam – ma być zwierzęciem totemicznym (ale: strona 34 – każde zdanie zawiera błędy / błędy mają zęby goryla).

W środku natomiast 31 wierszy [1,1 razy 31 = wiek autora (w latach^)], większość bez tytułów, tzn. – nietypowo – w roli tytułu występuje tłusty incipit; skoro tak, również i w cytatach niżej ta sama konwencja.

Poczytałem.

Wiedząc już (choćby ze skuto‐wlanego wiersza, z którym w zbiorku, notabene, najbardziej wpada w rezonans tekst „[gramy]”), że autor nie ułatwia; wrażenie, gdy podlane irytacją, prowadzące do konstatacji o zamierzonej niechęci komunikacyjnej (a to jest co najmniej nieuprzejme^). Ale poczytałem znowu i irytacja opadła.

Część bowiem tych wierszy – choć co do sensu, koloruwydźwięku wcale nie są oczywiste – nie wydaje się specjalnie utrudniać odbioru.

Resztę wycieczki po 1,1 odbędę zatem pod hasłem‐pytaniem (które może też być adresowane ogólniej, do innych autorów wierszy):

szaman czy szaradzista?

Zacznę od kawałka...

[lubię jeść poza domem]

lubię jeść poza domem 
ale też bardzo lubię jeść w domu

dwie
tak odmienne tradycje 
łączą się w jednej 
osobie, nie

wieszając mieszkańców 
i nie paląc ich domów

...który niespodziewanie zrymował mi się z moją blogonotą sprzed lat: odrębność kulturowa. Zagadka powyższego wiersza kryje się w pytanku: „jeść, ale – w czyim domu”; gest niewątpliwie szamański, z tych prostszych.

[kola jest jak pox]

kola jest jak pox 
przegania złe duchy 
odstrasza złe moce

miejscowi indianie zaczęli 
mówić kola jest jak pox 
zupełnie nam wystarcza

pox (wym. „posz”)

Tu z kolei (drobny) szamanizm polega na znaczącym przemilczeniu: nie wspomina się o pierwszym członie nazwy: coca, który domknąłby ów dziejowy kołowrotek kultów cargo, zarazem relatywizując zwrot skrytych liter w „kol[onizacj]a”. A w odwodzie jeszcze namysł nad ew. pepsizacją. (Ostatni wers to jawna kpina z polskiej wersji wikipedii; gdyby się zatem zastanowić także, o jakim miejscu tu mowa...)

Poniżej wiersz pograniczny, do którego śmiało już można zastosować pytanie‐hasło:

[wieczny ruch]

wieczny ruch czy 
popychadło

kraje, które mają jedną 
porę roku, tyle nie mieszają

w metafizyce, mamy swoich 
faworytów, np. zwierzę solarne 
przed zażyciem (doi się – dyga, znosi

siebie

Odpowiedzi nie znam, niemniej konstrukcja tego kawałka (jak i parunastu innych) niesie już ciekawsze (może) pytania, z których główne to: „o metodę”.

* * *

Jak widać z powyższego, 1,1 budzi uczucia ambiwalentne. Nie jest wszakże wykluczone, że wspomnianą irytację powinienem najpierw – i przede wszystkim – skierować do siebie samego. Bo na przykład kawałek „[lamety czy lament]” odnosi się (jak się zdaje) do tomu Marcina Sendeckiego i, być może, interpretowany w takim kontekście objawi więcej treści niż czytany bezkontekstowo. A odnalezienie max fit kontekstu leży raczej po stronie czytelnika (choć, oczywiście, czasem jest niemożliwe z powodów zasadniczych).

Dlatego też ostrożnie polecam tę pozycję; możną ją kupić jako Książkę zagadek trudnych i nie, i sięgać (w długie jesienno‐deszczowe wieczory) po kolejny kawałek, by odhaczyć puste pole przy jednym lub drugim „sza”.

PS Podejrzenie ulubienia szarad nie jest tylko moim subiektywnym wymysłem: popatrzcie choćby na okładkę tomu 3,5 (2015).

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *