ętencjonalizm

W Stonerze Karolina Górnicka recenzuje tom Marcina Podlaskiego trzysta cytryn do trzeciej potęgi tygrysa.

Autorka recenzji zwróciła moją uwagę komentarzem do zestawu wierszy Szymona Biry w 17 numerze „Kontentu”. Pisze tam:

Bira radykalnie zrywa z szerokim, panoramicznym obrazowaniem w kolejnym wierszu z zestawu, który skupia się raczej na jednostkowym ciele. Tekst zdaje się opisem upiornej kliniki, nieludzkich eksperymentów, na co wskazuje nacechowane słownictwo: „atak”, „kabel”, „przesył”, „skute”. Z bohaterem wiersza coś jest nie tak: nie świadczy o tym jednak jego sposób zachowania ani nawet zabiegi, którym jest poddawany, a fakt bycia obwąchiwanym przez zwierzęta. Przeniesienie sprawczości z ludzi na zwierzęta drastycznie zmienia wydźwięk wiersza, przekształcając go w głos w dyskusji ekokrytycznej. To właśnie w ten sposób pojawiają się u Biry wątki społecznie istotne, polityczne, zaangażowane – dyskretnie, jakby mimochodem. Może to właśnie główny problem jego poetyki: wątki najistotniejsze, najciekawsze, są równoprawnym elementem kreowanej przez autora rzeczywistości, niczym niewyróżniającym się spośród natłoku przedmiotów i zdarzeń.

Opinie powyższe wydały mi się [KG: „tekst zdaje się” – bezosobowa forma pseudoobiektywizacji – mnie jednak zdaje się inaczej] ssane z sufitu, albo (grzeczniej) są (może) wynikiem podejścia do tekstu (wiersza) z narzędziem w postaci z góry powziętej interpretacyjnej tezy. Wobec czego postanowiłem wyjść od „gołego” tekstu, niczego nie zakładając; efekty w blogonocie skute, wlane: wyszło mi coś zgoła innego niż u KG.

Wracając do trzystu cytryn. Tu z kolei mam wrażenie, że autorka jest spętana przedustawnym dogmatem [jakiejś wersji intencjonalizmu]; powtarza parę razy opinie w takim tonie:

Nie da się arbitralnie wskazać momentu, w którym przypadek może być uznany za znaczący – w związku z tym należałoby uznać, że wszelkie akty przypominające mowę, zlepek losowych liter, słowa w nieistniejącym języku, znaczą tak samo jak logiczne i spójne struktury zdaniowe. Takie twierdzenie nigdy nie będzie prawdziwe: wypowiedzi włączające elementy przypadkowe, mimowolne, a także całą rzeczywistość pozatekstową do znaczenia, przestają znaczyć ze względu na sam fakt ich nieinterpretowalności. [wytł. moje]

Podobnie stanowczo wypowiada się Weronika Janeczko w [afirmatywnie] linkowanym przez KG tekście (także o tomie Podlaskiego):

Jeżeli chcielibyśmy jednak podjąć się zrozumienia schizoafatycznych zdań nieznaczących (i wszystkich innych tego rodzaju), zawsze dojdziemy do paradoksu w rodzaju „mówię espresso myślę doppio wychodzi aqua”. Podczas produkowania wielu interpretacji danej wypowiedzi musimy uznać, że nie ma ona jednego znaczenia (ani nawet dwóch), w związku z tym niczego konkretnego w interesującym nas momencie nie komunikuje, staje się więc pozbawiona znaczenia: tu koło się zamyka.

Tymczasem fraza „mówię espresso myślę doppio wychodzi aqua” jest klinicznie [wybaczcie] czystym przykładem na działanie mechanizmu asocjacyjnej pamięcio‐recepcji [łączę w jedno: nie ma recepcji bez pamięci (asocjacyjnej) i odwrotnie].

kontekst: włoski (słowa z języka włoskiego)
przedmiot: espresso
pytanie: doppio [„podwójne, podwójnie”]
odpowiedź: aqua

Włosi do pitego z maleńkiej filiżanki espresso (piekielnie mocnej gorącej kawy) rutynowo, mechanicznie (tak po prostu trzeba, tak się robi) zamawiają szklankę wody. Nie ma pierwszego bez drugiego.

* * *

Gdybym sam miał się zajmować trzystoma cytrynami, odsunąłbym na bok historie opowiadane (poza tekstem tomu) przez autora, Marcina Podlaskiego. Wyjaśnia on, tu i tam, okoliczności powstania, może i motywacje, trochę (osobiste) techniki, jak np. [cytuję za Janeczko]:

poznawszy dogłębnie, nie w teorii, ale przede wszystkim w praktyce, myśl i mowę schizofreniczną, zauważyłem u siebie po pewnym czasie, że jeśli włączę w moim mózgu przycisk on, potrafię myśleć i mówić w podobny sposób. Siadając do pisania tekstu przeznaczonego do cytryn, odpalam ten włącznik i staję się zupełnie inaczej percypującym świat człowiekiem. Staję się świadomym schizofrenikiem, odbieram rzeczywistość tak, jak osoba chora i wypowiadam się schizofatycznie jako podmiot dotknięty psychozą.

Jest to b. interesujące, to prawda. Ale niech autor nie wyręcza krytyka. Tekst jest tekstem jest tekstem – i powinien być punktem wyjścia.

* * *

Poświęciwszy chwilę na wybrzmienie truizmów, wracam do wypowiedzi Podlaskiego. Mówi: „odpalam ten włącznik”. Być może jednak to nie włącznik, a wyłącznik. Wyłączający całe warstwy filtrów, których podmiot (mówiący) używa (albo to one go używają w akcie mowy) do dokonania przekroju/rzutowania/itp. kłębu asocjacji (w danym momencie aktywniejącego z tła (substratu), z przeobszernego kłącza pamięcio‐recepcji), nadawaniu mu formy gramatycznie spolegliwej, intencjonalnie komunikującej [if any] itp., itd.

(Nawiasem mówiąc, gdy się odrzuci jako irracjonalne, spiskowe, psychotyczne funkcjonujące w kulturze całe gmachy spetryfikowanego absurdu, można (przykładowo) frazę „spadła na mnie dachówka | boli | bóg tak chciał | za co?” uznać za niekwestionowalny objaw schizofrenii.)

Ale i tak, mając do czynienia z zapisem „surowszego”, przed poddaniem „obróbce”, materiału językowego włączamy własne filtry (w próbie czytania „rozumiejącego”) lub oddajemy się, jak Lemowskie Kobyszczę, szczęsnej kontemplacji [językowego] bytu. (Sam preferuję podejście pierwsze.)

  1. telemach’s avatar

    Myślę, że „gdy się odrzuci jako irracjonalne, spiskowe, psychotyczne funkcjonujące w kulturze całe gmachy spetryfikowanego absurdu” to mało z tego, co powszechnie jako kultura w masowej wyobraźni funkcjonuje pozostanie.
    Trudny temat wynikający z faktu, że posługujemy się z jednej strony ułomnymi narzędziami percepcji, a z drugiej z tego, że przynależność lub nieprzynależność do kultury wynika z arbitralnych i mocno subiektywnych decyzji podmiotu oceniającego. Jak z tego wyleźć?

  2. nameste’s avatar

    @ telemach:

    Nie chodzi o to, by z kultury coś odcinać (bo i tak się nie da), a ze społeczeństwa wyłonić wielopostaciową i porozgałęzianą szurię i, uznawszy za konieczne leczenie (wedle kryteriów: irracjonalne spiskowe psychotyczne), podjąć przymusową terapię (skoro „zagraża sobie lub innym”), bo nie mamy tyle personelu medycznego, a też nie pozwolą na to ośrodki produkcji szuru.

    Raczej chodzi o to, że kryteria wyłaniające odstępstwa od normy (psychicznej, ale i językowej) zawodzą przed zastosowaniem, napotkawszy na ugruntowane społecznie i kulturowo „gmachy (spetryfikowanego) absurdu”.

    Sekwencja „spadła na mnie dachówka | boli | bóg tak chciał | za co?” wywoła ocenę typu wzruszenie ramion, sekwencja „spadła na mnie dachówka | boli | to robota CIA | jestem ważny!” wywoła orzeczenie psychozy.

  3. telemach’s avatar

    nameste :

    Sekwencja „spadła na mnie dachówka | boli | bóg tak chciał | za co?” wywoła ocenę typu wzruszenie ramion, sekwencja „spadła na mnie dachówka | boli | to robota CIA | jestem ważny!” wywoła orzeczenie psychozy.

    Jakie ładne. I zasadniczo (dla mnie przynajmniej) słuszne. Aż strach pomyśleć jak nudno będzie, gdy się upowszechni.

    Zazdroszczę Ci Twojego radykalizmu, też czasem bym tak chciał. Z drugiej strony absurd jest immanentnym składnikiem tego co jawi nam się jako rzeczywistość społeczna i kulturowa, a jego odkrywanie (over and over again) w różnych, zupełnie czasem niespodziewanych miejscach jest/bywa jedyną satysfakcją krytycznie myślących.
    Bez (dostrzeżonego) spetryfikowanego absurdu nie powstałaby ta notka. Na przykład. Byłoby szkoda.

  4. nameste’s avatar

    telemach :

    radykalizmu

    Radykalizm bywa uzasadniany nie tylko smakiem, czasem idzie o zdrowie/życie, np. szuria antyszczepów.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *