Przy najróżniejszych okazjach wraca na tym blogu problem przekładu, najpewniej dlatego, że mam do tej kwestii stosunek wysoce emocjonalny.
Nie oceniam wyniku, ale sam program translatorski autora najświeższych przekładów Shakespeare’a, Piotra Kamińskiego, wyłożony w rozmowie opublikowanej przez dwutygodnik.com, budzi szacunek. Tak, właśnie o to chodzi:
[...] czytelnik polski otrzymuje po raz pierwszy tekst naukowo prześwietlony, gdzie, co więcej, tłumacz stara się wyjaśnić i usprawiedliwić swoje decyzje w konfrontacji z oryginałem. No i ostatnia istotna decyzja: są to przekłady „wers za wers”. Polscy tłumacze pozwalają tu sobie zwykle na znaczną dowolność, skutkiem czego powstają przekłady dłuższe od oryginału. Taką dyscyplinę formalną narzuciłem sobie od początku, wychodząc z założenia, że czas poetycki, a zatem czas sceniczny, to wartości estetyczne, których lekceważyć nie należy. [...]
Do tych muzycznych pojęć, których
Panipani użyła – rytm, tempo, brzmienie, tonacja – dodać można jeszcze inne, takie jak śpiewność, fraza, melodia, puls. Nie są to jedynie zdawkowe metafory, skoro za ich pomocą staramy się opisać formalny i wyrazowy porządek zarówno dzieła muzycznego, jak poetyckiego, i w jakiejś mierze nam się to udaje. Dlatego właśnie postanowiłem uszanować nie tylko Szekspirowskie znaczenia, ale jego tempo i rytm, jego „kreski taktowe”. Dowolność w tej mierze narusza fundamenty dzieła. Każda scena, każdy monolog Szekspira ma swój wewnętrzny rytm, formalny i znaczeniowy. Słowa nie mogą zwalniać akcji, sensy i emocje muszą docierać do widza w tempie przewidzianym przez autora, który – jak wszyscy wielcy twórcy – był nieomylnym praktykiem i wiedział doskonale, co się sprawdza na scenie. Ocalenie tych wszystkich walorów wydaje mi się ważniejsze, niż pakowanie na siłę, kosztem formy, wszystkich możliwych znaczeń i odcieni (co i tak jest niemożliwe), czy zgoła uwspółcześnianie Szekspira za pomocą uproszczonego języka koloru płyty chodnikowej.
[podkreślenia i poprawka moje – n.]
Co prawda oświadcza dalej:
Ciekawe, czy kiedy dojdę do „Hamleta”, uda mi się przebić „rannego łosia” – na pewno jednak nie będę o to walczył za wszelką cenę! Bo niby dlaczego? W imię miłości własnej? Nie warto. Za „moich” czasów pojawiły się przekłady Macieja Słomczyńskiego i Stanisława Barańczaka, których z oczywistych względów nie wypada mi komentować. Staram się wydrążyć sobie w tej tradycji jakąś własną norkę...
...ale wyżej cytowane frazy o „pakowaniu na siłę, kosztem formy, wszystkich możliwych znaczeń i odcieni (co i tak jest niemożliwe)” oraz „uproszczonym języku koloru płyty chodnikowej” wydają się mieć dość konkretnych adresatów.
Niniejszą notatkę wokółtranslatorską niech zakończy fragment Makbeta w przekładzie Kamińskiego:
MAKBET
Do dzieła! Napinam
Do tego czynu każdy nerw w mym ciele.
Chodźmy świat okpić poczciwie i szczerze,
Kłamstw skrytych w sercu twarz kłamliwa strzeże.
[akt I, scena 7]
-
„Niech ryczy z bólu ranny Cthulhu” #nmsp
Mój wielki szacunek i podziw dla ludzi, którzy starają się podążyć tropem Borgesowskiego Pierre Menarda. Trzeba koniecznie mieć Bardzo Dużo Wolnego Czasu (albo czuć jakiś przymus).
-
No znaczy gdybym to o napinaniu nerwów usłyszał ze sceny, nic bym nie zrozumiał; a jak czytam, to i tak nie wiem za cholerę, o co idzie w ostatnim wersie; w ogóle to tłumacze zajęliby się światem nieprzetłumaczonym, a nie martwymi białymi mężczyznami.
-
nameste :
Jedno drugiego nie wyklucza
No wieeem, i przecież to nie tyle zarzut do tłumaczy, tylko do Instytucji Kultury.
-
„Chodźmy świat okpić poczciwie i szczerze,
Kłamstw skrytych w sercu twarz kłamliwa strzeże.”„Chodźmy i przed ludźmi
grajmy komedię. Niechaj twarz fałszywa
przed wzrokiem świata fałsz serca ukrywa”„Idźmy i szydźmy z świata jasnym czołem:
Fałsz serca i fałsz lic muszą iść społem.”A oryginał:
„Away, and mock the time with fairest show:
False face must hide what the false heart doth know.”Co tu jeszcze komentować, bo chyba nie szczerze strzeże ani czołem społem, nie mówiąc już o poczciwym okpiwaniu.
-
@nameste
Zasadniczo polecam piękne sztuki Barańczaka, zainspirowane dziełami Szekspira (mają nawet te same tytuły). Oryginał, przynajmniej dla mnie, jest miejscami zupełnie niestrawny. Polecam też czytanie równoległe – przekładu i oryginału. Spektaklów nie polecam; Patrycjusz uważał, że muzyka wiele traci w wyniku kontaktu z wysuszonymi jelitami zwierząt, i dlatego rozkoszował się nią czytając partytury w zaciszu swego gabinetu. Trochę tak mam ze sztukami teatralnymi.
-
100% zgody z Januarym (i dzieki za wklejenie wersji porownania).
Ja mam malutka wade wymowy, i jak widze „Kłamstw skrytych w sercu twarz kłamliwa strzeże”, to placze. -
Warsztaty dla BKŚ / MWzDM / hipsterów (delete as appropriate) z zakresu słuchu językowego
Na tej stronie znajdują się trzy (nieopisane) przekłady fragmentu szekspirowskiego „Ryszarda II”. Autorami przekładów są (w kolejności alfabetycznej), Piotr Kamiński, Stanisław Koźmian i Maciej Słomczyński.
Zgadnij i pod każdym tekstem podpisz autora. Spróbuj scharakteryzować kilkoma zdaniami każdy z przekładów. Wybierz najlepszy i najgorszy. Uzasadnij swój wybór.
Zadanie dodatkowe. Przeczytaj oryginalny fragment tekstu. Czy zgadzasz się z obiegową opinią, że „ładne nie są wierne a wierne nie są ładne”?
-
@nameste:
Uwagi Marcela nie zrozumiałem ani wtedy, ani teraz. Co więcej, mam podejrzenie, że pomylił Słomczyńskiego z Barańczakiem (obaj na S: Stanisław).
Tłumaczenia Słomczyńskiego są bez żadnego wdzięku – nawet nie komputerowe, tylko mechaniczne. Poza tym Słomczyński jako tłumacz nie ma pojęcia o prozodii, jak mu potrzeba, to watuje tekst sylabami od czapy, a tam, gdzie nie potrafi zamknąć wersu (czyli praktycznie wszędzie) to dopisuje Szekspirowi linijkę czy dwie. Przypomina mi w tym trochę moją babcię, która opowiadając dowcipy skupiała się wyłącznie na tłumaczeniu komizmu puenty.
Kamińskiemu nie udało się “wiernopoddaństwo”, tutaj Muza, Wena i redaktorka kolektywnie przyspały. Jeśli idzie o podniesione przez Ciebie “to make good the boisterous late appeal” to najlepiej to wyszło Koźmianowi, Słomczyński znów zabrał się za łopatologiczne omówienie na użytek czytelnika – oligofrenika, natomiast Kamiński chyba nie oddał dokładnie, że chodzi o uzasadnienie (czy dowiedzenie) zarzutów, a nie o ponowne ich wygłoszenie.
Koźmianowe “wygrzmienie sromu” (dobitnie) przekracza niestety współczesną granice śmieszności, co więcej dość luźno odnosi się do oryginału. Tutaj i Słomczyński i Kamiński poradzili sobie o wiele zgrabniej.
Mnie nie do końca spodobało się podejście wszystkich trzech PPP (Panów Polskich Przekładaczy) do wersów “for what I speak my body shall make good upon this earth” – z jednej strony w polskim nie odpowiada się (czy świadczy) ciałem a raczej poszczególnymi jego elementami (“dam głowę”, “dałbym sobie rękę uciąć”), z drugiej strony, jeśli po drugiej stronie ma świadczyć dusza w całości, na padole ziemskim na szalę położyć trzeba całą, nierozczłonkowaną powłokę doczesną. Ale brzmi to cokolwiek tak sobie.
PS. Najnowsza ekranizacja “Ryszarda II” (“The Hollow Crown”, BBC 2012, reż. Rupert Goold) robi z tytułowego bohatera rozhisteryzowaną ciotę. Zamiast dramatu (słabej) władzy jest teraz Szekspir w klimatach LGBT. Niby można, ale po co? Bo modne?
-
Tomek Grobelski :
Zapytajmy!
Wystarczy przeczytać.
Skądinąd postanowiłem sobie dziś przypomnieć „Henryka V” (film Branagha z 1989). No i na samym początku Derek Jacobi mówi do mnie głosem lektora (tylko taką wersję znalazłem) czytającego tłumaczenie (niestety) Słomczyńskiego:
Ach, muzo płomienna,
Zeslij nam rajski dar wynalazczości,
Królestwo za estradę,
Książąt – aktorów i królów,
co obejrzą wytworne sceny.Tak mi to („estrada” i „rajski dar wynalazczości”) styropianem po szkle zazgrzytało, że zaraz do oryginału:
O For a Muse of Fire, that would ascend
The brightest Heaven of Invention:
A Kingdome for a Stage, Princes to Act,
And Monarchs to behold the swelling Scene.A potem zaraz do Ulricha, bo najbliżej:
Kto mi ognistą muzę da, bym wzleciał
Do empirejskich szczytów wynalazku!
Aktorów książąt, królestwo na teatr,
Królów na widzów bohaterskiej sceny!A teraz wypisuje się z wątku i przestaje hejterzyć Słomczyńskiego. Bo on naprawdę dobre kryminały pisał i jako taki powinien być znany.
PS.
nameste:Ile czasu wolno obracać jedną frazę na języku (piórze, klawiszu), aby zamknąć całą pracę w akceptowalnym współczynniku efekt / nakład (czasu, pracy).
Jak uczy przykład Krzysztofa Bartnickiego – „pięć, sześć linii na godzinę”. Ale koszty są, jak skądinąd wiadomo, nieproporcjonalne: popsute małżeństwo, atrofia życia pozatłumaczeniowego, poczucie frustracji i zgorzknienia.
-
Tomek Grobelski :
Słomczyński ćwierć i pół życia oddał Joyce’owi
Nie sztuka oddać. Lepiej, gdyby zamienił na co wartościowego.
-
nameste :
kopnąłem
Zahaczając (mi) o idiolekt. Tu możnaby zacząć ten flejm o języki Ulissesa, ale to by była Otchłań, to raz, dwa, ja nawet nie umiałbym tego zrobić.
Zabawnie, że Dehnel. Niedawno oglądaliśmy w gronie filmik zrealizowany przez jego wydawcę, na którym jego koledzy (i koleżanka) umiarkowanie łajali go za przekłady Larkina (filmik był elementem pijaru tychże).
Ja myślę, że tak można w nieskończoność...
-
nameste :
Wpadł mi w ręce, więc połóżmy tu (jako przykład) Dehnela.
Muj borze (nie poprawiaj). Aż z ciekawości odwiedziłem Muzę; Muza, jak się okazuje, dostarcza na wielu poziomach:
Autor po mistrzowsku opisał zmieniający się w ciągu stulecia sposób odczuwania świata, a jednocześnie, na przykładzie dwóch rodzin, Valance’ów i Sawle’ów, pokazał, ze w ludzkiej pamięci zawsze udaje się przechowa coś paradoksalnie niezmiennego. (...) Fascynujący świat angielskich wyższych sfer po mistrzowsku opisany w powieści trwa do dziś. I choć posiadłości ziemskie podupadają a nawet zmieniają swoje przeznaczenia to duch dawnego świata jest wciąż żywy i obecny. Powieść Alana Hollonghursta jest wspaniała, język oryginalny i dowcipny a dialogi pełne życia.
Są chyba jakieś granice oszczędzania. Czy nie ma.
-
dam się posiekać?
babilas :
@nameste:
Mnie nie do końca spodobało się podejście wszystkich trzech PPP (Panów Polskich Przekładaczy) do wersów “for what I speak my body shall make good upon this earth” — z jednej strony w polskim nie odpowiada się (czy świadczy) ciałem a raczej poszczególnymi jego elementami (“dam głowę”, “dałbym sobie rękę uciąć”), z drugiej strony, jeśli po drugiej stronie ma świadczyć dusza w całości, na padole ziemskim na szalę położyć trzeba całą, nierozczłonkowaną powłokę doczesną. Ale brzmi to cokolwiek tak sobie.
35 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2012/09/przeklad-ekwiwalencja/trackback/