Wiersz Natalii Malek kradnę z Czternastodniówki, jest tam obok dwóch innych, a wszystkie trzy pochodzą (takie podaje się tam źródło) z przygotowywanej książki Karapaks, która ma się ukazać (oby) w 2020.
Karapaks
Wszystkie twoje owoce trafiły już na drzewa.
A do niedawna spało się
pod morelami, które spadając – wydawały dźwięk, nieco czeski.
Nie przeszkadzał mi.
Spało się bez czucia,
jak karapaks, jak pieniądz, zapomniany Kopernik.
Rano znikał dźwięk i nie mogłam planować
kruszonek, zamarła wszerz
struktura mansjonu. Zbliża się burza. – Zbliża się szajba.
Jestem przekonany, że gdy ksiażka wyjdzie, stanie się przedmiotem szaleńczej roboty krytyków. I wiele zostanie powiedziane.
Sam mogę jedynie pokrótce potwierdzić, że do tego, co tu [i w dwóch pozostałych wierszach] się odbywa, pasuje jedynie terminologia astrofizyczna. Rozległe dynamiczne pola semantyczne produkują kwazarowe dżety energetycznych zestawień, ale i węźlą się w kwantowe mikrotunele. Cała ta nieeuklidesowa panorama inkrustowana jest słowem rzadkim [tu: karapaks, mansjon], grawitacyjną osobliwością.
Mam coraz silniejsze przeświadczenie, że teksty Natalii Malek są jednym z najciekawszych zjawisk (pośród osób piszących wiersze po polsku).
no comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2020/05/karapaks/trackback/