totemy przeadresowania odpowiedzialności

Szybkozmienność ostatnich, pandemicznych tygodni, a i zasięg wynikającego stąd przeorania, skłaniają do poszukiwania nowych ujęć syntetycznych – na miarę wyzwań. Toczone są więc debaty „polityczność kontra nagie‐życie”, odkurzane są key‐ideas filozofów, którzy, zdawać by się mogło, od dziesiątków lat bezpiecznie spoczywają na bocznych półkach bibliotek; pojawiają się nowe pomysły (choćby jeszcze gorąca blogonota Fronesisa zakaz przyjemności).

Sam chciałbym sięgnąć po pojęcia uniwersalnie istotne i przyjrzeć się ich mocy wyjaśniającej. Takim pojęciem uniwersalnym są np. pieniądze. „Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze” – orzeka mądrość zbiorowa. Follow the money (podążaj za pieniędzmi) – to z kolei jedna z podstawowych wskazówek śledczych, przywoływana w chwilach beztropia. Widzimy, że to działa, nawet jeśli nie wiemy dokładnie, jaki procent pekabu stanowiłaby zsumowana wartość przepływów pieniężnych wzdłuż krawędzi grafu, w którego węzłach siedzą nominaci i sitwesi PiS‑u (funkcjonariusze, urzędnicy, stołkowi rad nadzorczych, krewni i znajomi, którzy są beneficjentami interesów pod partyjną protekcją, itd.).

Innym pojęciem uniwersalnym jest lojalność, spoiwo pseudo‐etyki klanowej (wzgl. mafijnej); poparcie i omertà. Lojalność zakazuje rozliczania swoich. Pierwsza z brzegu ilustracja:

jeżeli człowiek [Główny Inspektor Sanitarny, ten od „niech sobie włożą lód do majtek” pod adresem alarmujących o nadchodzącym zagrożeniu pandemią], który wykazuje się tak bydlęcą niekompetencją w zakresie swoich obowiązków na stanowisku państwowym, znika z mediów zamiast wylecieć z hukiem, to państwo, którego jest funkcjonariuszem, jest państwem okupacyjnym
[Marek Krukowski, fejs, w komentarzu do informacji prasowej Szef GIS Jarosław Pinkas zniknął z mediów]

Spodobała mi się fraza bydlęca niekompetencja, więc obiecałem sobie, że zacytuję. Rozumiem (chyba) przejście do konkluzji, ale trudno się z nią zgodzić, gdy volkslistę podpisuje [wirtualnie] 44% uprawnionych do głosowania. Choć pewnie lepszą historycznie analogią byłby goralenvolk, ze względu na (oczywiście fałszywą) obietnicę autonomii („wola suwerena”).

Ale bohaterem niniejszej blogonoty jest inne, moim zdaniem najbardziej zdewastowane „duże” pojęcie:

odpowiedzialność

I to we wszystkich trzech kluczowych znaczeniach – (1) poniesienia konsekwencji czynów/zaniechań, (2) wskazania na zakres właściwy kompetencji („ten a ten odpowiada za sprawy takie a takie”) i (3) wskazania winnego/winnych zjawisk czy zdarzeń („za katastrofę lotniczą 2010 roku odpowiadają sprawcy zamachu”).

Moja teza robocza brzmi: głównie „grami z odpowiedzialnością” PiS dochrapał się władzy i nimi – tu już przede wszystkim – tę władzę utrzymuje. Żeby to objaśnić (czy choćby zilustrować) potrzebny będzie wehikuł, za pomocą którego można te polityczno‐propagandowe gry prowadzić. Czyli

totem

Wyjściowo to (materialny) symbol‐znak, reprezentant w doczesności Autentycznego Szafarza Sprawstwa [ASS] pozostającego w innym, niedostępnym porządku rzeczywistości; zwyczajowo wymienia się Magiczne Prazwierzę Założycielskie (klanu). Co jest istotne, to reifikacja: ASS zostaje zmaterializowany – staje się dostępny jako obiekt kultu albo, przeciwnie, katalizator i kanalizator wrogości, obwiniania, lżenia. Ale proces reifikacji można odwrócić: jeśli postawi się skuteczny (tj. absorbujący uwagęwywołujący pracę) totem, można z powodzeniem utrzymywać, że za takim totemem kryje się (w mniej dostępnej rzeczywistości) jego ASS. Przeciwieństwem reifikacji byłoby hipostazowanie [domniemanie realnego istnienia].

Założycielskim totemem PiS‑u (wcześniej: Porozumienia Centrum) był oczywiście totem Układu, nieustająco ogrywany po dziś dzień (choć obecnie to układ PiS‐owski jest faktycznym hegemonicznym Układem). Nie twierdzę, że układów nie było (przed IV RP prim i bis), a jakże, były. Sęk w tym, że za nimi krył się ten sam neokatoliberalizm bogorynkowy, który i teraz, mimo korekty przez „transfery socjalne” (właśnie umierające wraz z ofiarami pandemii), w najlepsze panuje.

Podręcznikowym przykładem (mówię o przyszłych podręcznikach) jest totem Smoleński. Bardzo serio ogrywany przez 10 lat. Niewątpliwie „absorbował uwagę” i „wywoływał pracę” (przemieszczanie służb porządkowych, koszta ochrony, barierek etc. razy 120, manifestacje i kontrmanifestacje: to wszystko są realne, fizyczne zjawiska).

Jako przykład mniejszego personalnego totemu można podać propagandową nawałę, którą da się zapisać krótko jako #winaTuska. Czytelnik może poprzymierzać do wehikułu totemu szereg innych zjawisk czy zdarzeń z niedawnej przeszłości politycznej Polski.

Ja zaś wskakuję w bieżącą teraźniejszość.

Wyjątkowo dorodny totem ostatnich dni to

totem Szumowski

Ani decyzja o wprowadzeniu stanu klęski żywiołowej, ani decyzja (niekonstytucyjna) o przeprowadzeniu łże‐wyborów nie leżą w kompetencji ministra zdrowia. Odpowiedzialność w sensie (2) i (3) [oraz – oby! – w sensie (1)] spoczywa na zupełnie innych organach władzy. A jednak wystawiono ten totem i powiedziano: „ach, cóż my możemy, musimy czekać na wskazania ministra zdrowia”. Który, bedąc przecież funkcjonariuszem partyjnym PiS‑u, zapowiada stale, że jeszcze nie może powiedzieć, ale że zarazem, gdy przyjdzie pora, „powie jak jest w zgodzie z sumieniem; jam‐ci to!”.

I popatrzcie: zadziałało. Facet, żonglujący statystykami, który „ze stoku cały uśmiechnięty zjeżdżał i śmiał się, że grypa jest groźniejsza” [w zimie; cytuję za Galopującym], teraz prowadzi w rankingach zaufania. Publicyści (np. „Wyborczej”) zwracają się z apelami: „Szumowski, powiedz prezesowi, że wyborów nie można! Aaaa! Błagamy!”. Racjonalnie rzecz biorąc – kpina. Ale totem pracuje skutecznie; publiczność to kupiła.

Inny przykład.

TSUE wydaje orzeczenie w sprawie działania Izby Dyscyplinarnej SN. Orzeczenie, które nie podlega kompetencji żadnych sądów krajowych. Co robi waaadza? Po raz któryś spuszcza się na

totem łże‐TK

co to dopiero ma się wypowiedzieć (oczywiście poza trybem) i wtedy „się zobaczy”. Bezczelna, butna ściema, powiecie (i będziecie mieli rację). Ale totem stoi, można się nad nim rozpieniać w mediach. (Ten totem w podręcznikach wymieniony będzie w grupie totemów wydrążonych – jego ASS jest pusty, wynosi Zero.)

Wreszcie zmultyplikowany, mobilny

totem policjant

którego sens polega na tym, że (z niekompetencji? czy celowo?) niejasne, a częściowo bzdurne [przy tym pozakonstytucyjne] przepisy mają być na bieżąco interpretowane przez najliczniejszego przedstawiciela władzy wykonawczej.

ASS‐em takiego totemu jest to, że ów mobilny i zmultyplikowany działa [jakoby] w granicach swoich uprawnień, celem zaś – przyzwyczajenie społeczeństwa za pośrednictwem potencjalnie dolegliwej i powszedniej psychodramy do tego, że „praktyczny wymiar prawa polega na interpretacji przepisu przez władzę wykonawczą [tzn. wcale nie przepisodawczą czy sądowniczą]”.

Co władza wykonawcza praktykuje od 2015 roku, ale w sferze poniekąd abstrakcyjnej; „cóż nas obchodzą te sprzedajne sądy i teoretyczne trybunały”, mówią przedstawiciele soli ziemi, zajęci walką o byt.

Ale 500+ równoważone jest przez 500 mandatu, a kosmiczny zupełnie wymiar sanepidzkiej kary administracyjnej (30 tysięcy) może się okazać bez mała wyrokiem śmierci. Dla każdego, kto się nie spodoba waaadzy, sól ziemi wliczając.

Oczywiście

totemem totemów

jest figura Kaczyńskiego. Pisałem w poprzedniej blogonocie, że:

Kaczyński nic nie może. Sam.

Ta oczywistość jest jednak powszechnie ignorowana; oto siła totemu. Przeklinana, lżona, psychiatryzowana, a z drugiej strony wielbiona, czołobitnie całowana w ASS – za jedno – domniemana [hipostazowana] wszechwładność Kaczyńskiego jest, proszę na to zwrócić uwagę, zarazem rodzajem alibi dla wszystkich tych funkcjonariuszy, nie tylko władzy, ale i opozycji, którzy wykonują zasadniczy ruch w „grze z odpowiedzialnością” – starają się jej uniknąć.

  1. Marek Krukowski’s avatar

    uznaję zastrzeżenie, moją winą jest, że złożyłem precyzję na ołtarzu ekspresji (mógł to być również ołtarz wkurwienia), z pewnością dokładniej byłoby „mechanizmy tego państwa są mechanizmami identycznymi z mechanizmami...” albo „stosunek państwa do ludności nie różni się specjalnie od stosunku...”, z drugiej strony jednak nie jestem pewien, czy stosunek ludności jest tu aż taki decydujący, czy zaboru rosyjskiego po kongresie nie można nazwać okupacją? stosuję też, choć nie jestem pewien, czy zdarzyło się już w piśmie, ale we wściekłej myśli regularnie termin samookupacja, może w tym źródło tego rozszerzenia

  2. nameste’s avatar

    @ Marek Krukowski:

    Sam w grudniu 2015 przyjmowałem do akceptującej wiadomości sformułowania typu „blitzkrieg PiS‑u prowadzony w tempie, w jakim kolonizuje się obcy kraj”. Więc to nie był pusty frazes, że „rozumiem przejście do konkluzji”. Korciło mnie po prostu, żeby (na ołtarzu wkurwu) położyć także ten goralenvolk.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *