ironiczny redaktor

Ponad rok temu rozważałem problem, co sie dzieje, gdy rortiańska [Rorty’owska?] liberalna ironistka dostanie się do zarządu. Robocza konkluzja brzmiała tak:

Liberalna ironistka w zarządzie nie ma bowiem interesu w tym, żeby pozycję zarządu podgryzać. Nadal deklaruje przygodność i nieabsolutyzm wszelkiej pozycji, ale ponieważ jej własna pozycja jest całkiem‐całkiem, to deklaracja ta aż się prosi o powrót suki D. [dekonstrukcji – przyp. n.] (ze schroniska), niech obwęszy byłą panią. A z drugiej strony, ironistka nadal daje, hm, odpór panom z metafizyczną czy fundamentalistyczną teczką, bo – nie łudźmy się – są wiecznieżywi, gorzej, że coraz częściej przyłapujemy ją chyba na dawaniu odporu po prostu jakimkolwiek przeciwnikom zarządu. [podkr. moje – n.]

To, oczywiście, postać metaforyczna. Całkiem realna natomiast okazuje się postać ironicznego redaktora, który pełni rodzaj posługi kamerdynerskiej u postaci metaforycznej.

Ironiczny redaktor nie ma [tak] lekko. Pełni tę swoją posługę, na przykład przed wyborami – nie bojąc się popadnięcia w śmieszność – składa hołd establishmentowi:

Michał Boni i rząd Tuska uważa jednak, że te umowy [śmieciowe] są problemem społecznym i należy próbować coś z tym zrobić. Czy im się uda, nie wiem, ale mają u mnie plus za to, że widzą problem i szukają metod przeciwdziałania. Na tym polega prawdziwa lewicowość.

...ale po wyborach orientuje się, że gadanie się skończyło, a zarząd przygotowuje redukcję kosztów przez m.in. cięcie zatrudnienia, współzakłada zatem związek zawodowy w swojej korpo (i dobrze), niemniej ironizuje nadal, kpiąc z „lacanistycznych żiżkologów”, co to oderwali się od Prawdziwych Potrzeb [prekariackiego] Ludu, choć to właśnie one/oni szczepili na polskim gruncie krytyczną refleksję na ten temat (niektórzy nawet twierdzą, że i działania praktyczne) lata przed cytowanym wyżej strzelistym aktem zawierzenia władzy.

Inny ironiczny redaktor zaprosił do radia jakichś jebniętych i wulgarnych hipsterów, żeby porozmawiać z nimi o proteście przeciw komercjalizacji teatru (tak zgrubnie to streszczając), ale służba nie drużba, więc:

[...] ironizował: – Zbieraliście też przy okazji protestu podpisy w sprawie kucharek?

Że ta ironia taka jakaś marna? Że łączące obu ironicznych redaktorów poszukiwanie poklasku poprzez wspólnotę obrechotania to smutny (ekhem, wesoły) populizm, nie mający wiele wspólnego z krytyczną postawą niegdysiejszej (to jest – nie tej z zarządu) liberalnej ironistki?

Ale czasy są ciężkie, proszę państwa. Niech więc spadają ci, którym się nie podoba poczucie humoru ironicznych redaktorów. Histeryczne, obrażalskie smutasy – wysiadka!

  1. fronesis’s avatar

    @nameste

    Właśnie czytam „Bunt sieci” napisany przez nie ironicznego redaktora, co więcej chemika‐dziennikarza, jestem gdzieś tak w połowie. Książka jest oczywiście pośpiesznym esejem łapiącym rzeczywistość in statu nascendi. Z plusów – klejenie rojeń o klasie średniej z naszym chłopskim pochodzeniem, nie wypieranie upadku i deklasacji klasy robotniczej po 89, dość sceptyczna reakcja na „bunt ACTA”. Z przeczytanego fragmentu, podobało mi się też rozprawienie z „manifestem Czerskiego”, nie jako zapisem „prawdy”, ale samo‐ułudą produkującą „dobrego Dzikusa” naszej transformacji. Ów dobry dzikus chciałby być taki jak z manifestu Czerskiego, chciałby wyszukiwać informacje, być krytycznym, a jest w praktyce niedouczonym, wywalonym na margines, dzieckiem transformacji de‐industrializacji i masowej pseudo‐edukacji wyższej. Dzieci sieci z braku biblioteki i porządnej wiedzy (patrz twoja wcześniejsza notka o kumulacji) rozpaczliwie próbują coś wycisnąć, z braku stworzyć atut.

    @meritum

    Dziękuje za notkę, odświeżyłem sobie poprzednie, widzę, że ktoś sobie wciąż nie odpowiedział, co się dzieje, gdy „liberalna ironistka” trafi do zarządu. A przecież to historycznie ten moment, gdy skończył się postmodernizm. I nie tylko ten nasz przaśny postmodernizm nad Wisłą. Gdy profesorowie postmodernizmu stali się neoliberalnymi zarządcami wiedzą, dokonali tego samego. Co ciekawe, postmodernizm świetnie przygotowywał do cynizmu neoliberalnego dyskursu. Co ciekawe, liberalny redaktor z liberalną ironistka w zarządzie tropią wszelkich metafizyków i uroszczycieli, nic się nie ostaje poza własną wiarą, że jednak wsiedli na dobrego Titanica (ta wiara niektórym zaczęła się kruszyć).

  2. nameste’s avatar

    [chodzi oczywiście o ten Bunt sieci]

  3. mrw’s avatar

    fronesis :

    Z plusów — klejenie rojeń o klasie średniej z naszym chłopskim pochodzeniem, nie wypieranie upadku i deklasacji klasy robotniczej po 89, dość sceptyczna reakcja na „bunt ACTA

    O!

  4. Marceli Szpak’s avatar

    Jak pan Nameste napisze ‘jebniętych’ to od razu świat ładniejszy się jakiś robi.

    (nie ma to żadnego związku z dyskusją, tak tylko chciałem się podzielić)

  5. nameste’s avatar

    Świat ładniejszy zrobił się też #twa od noci o przedszkolankach pana Marcela (księżniczka odsłuchana, w sam raz na grad). To też bez związku z dyskusją.

  6. cadaver’s avatar

    Krotko i bez ogonkow, bo z komorki.
    Chyba prawo serii dalo o sobie znac, kiedy dzien po dniu doszlo do dwoch starc (jebnietych) hipsterow z ironicznymi dziennikarzami.

  7. nameste’s avatar

    @ cadaver:

    Nie, myślę, że w ten sposób przejawia się głębszy mechanizm i pewne (jednak) zniecierpliwienie wobec niego. Prawo serii co najwyżej skłoniło mnie (na ciężkim wzdechu) do napisania tej notatki właśnie dziś.

  8. sheik.yerbouti’s avatar

    Mnie ogólnie boli, kiedy wysłuchuję popisów kiepskiej ironii. Być może pewne rzeczy są in‐dżoukami których nie rozumiemy, ale zarówno w/w redaktorzy, jak i np. poseł Biedroń mogliby w rozmowach żenić sensowne riposty (wierzę, bo nie zgadzam się z ich adwersarzami w więcej niż 50%) a jakoś nie dają rady. Może trzeba jednak na poważnie?

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *