bifurkacja, segmentacja, śmierć

Nie jestem dziećsieć #dzieci‐sieci, więc moja główna (i absurdalna) pretensja do sieci jest taka, że nie kumuluje. Doświadczenie jednostkowe (jakoś tam) kumuluje, księgozbiory czy płytozbiory kumulują, nawet poglądy. Następne ma się jakoś do poprzedniego, jakoś z niego wynika (albo mu zaprzecza). Raz przeszedłszy jakąś drogę do pewnego X, nie musisz jej nieustannie powtarzać, nie krążysz po świstaczemu w świecie preX, już jesteś postX, skumulowało ci się.

Sieć nie kumuluje. Chwilowe spotkania, nietrwałe plemiona, doraźne koalicje, leibnizowskie nisze z oscylującymi fazami osmozy. Linki w twoich starych blogonotkach więdną, czernieją embednięte tubki. Cienkie linie porozumienia wiją się jak trajektorie brownowskich cząsteczek, aż pojawia się bifurkacja i fru. Furkot bifurkacji, masowe i niszowe odloty, niegdysiejsi rozmówcy obsiadają jakieś lokalne grzędy skwaszeńców i zoilują, udając, że się świetnie bawią. Ptasiość, wyspy guana, migracyjne szlaki. Innych znowuż porywa z sieci lajf, pojedynczo albo zbiorowo (co jest poniekąd gorsze, bo wracają do sieci jakieś cielesne odgłosy, gdy się socjalizują, obżerają, chleją i kopulują, nieusuwalnie bladawczy gatunek).

No i segmentacja. Ten się sfejsbuczy i poznika zewsząd indziej, a tamtego znowuż Cukierman wypieprzy na pysk i się automatycznie zdekumuluje tym na przykład ludziom, którzy zakopali (na rdzę, na próchno) stare karabiny rss‐ów, zapominając o wszelkim oporze wobec przemysłu globalnego zombizowania. Ale, aby nie było, że to tylko oni, wpadnie na bloga lurker i komentarzem pełnym wyrzutu (np. blipzabijablogi) przypomni ci, że jeśliś smutny, to sam pełen winy.

* * *

Takie oto myśli krążyły mi po głowie, gdy nadziałem się blogonotkę, która (była piąta rano po półbezsennej nocy, mrok i dark jazz, pora, gdy nawet kraczące krakauery kreczują) ożywiła mnie językowo.

Człowiek, z którym scementował mnie jego (świetny) tekst o jedynej i niepodważalnej, wyjątkowej wielkości Bacha (i który tego teksta – nie uwierzycie! – wziął i z sieci wykasował), pisze tak:

Berlin zbankrutował dawno temu, ale próbował trzymać fason. Teraz jest kryzio i zbankrutowało wszystko, łącznie z fasonem. Trudno. Takie życie.

Kryzio. Automagicznie widzę natychmiast jakąś mglistą postać z twarzą exprezydenta Kwaśniewskiego (prezia), która coś lepkimi łapkami pod jakimś stołem majdruje, a nad stołem zwiniętą w trąbkę paszczą wygulguje z siebie jednostajny ciurek frazesów.

Albo pisze tak:

[...] widok dziuń, które odchodziły od drzwi [...]! Ten bazylich, którego mi sprzedały widząc, że zmierzam tam ubrany w marynarkę – bezcenny!

„Dziunia sprzedała mu bazylicha”. Lubię takie, jest w tym Chabon, jest w tym blask. A niech się tam panu, panie Trzyemski, bajty darzą!

* * *

Tymczasem zaś zrobił się dzień, wiosna, więc trochę już pogodzony z bifurkacją, segmentacją, śmiercią, zauważam, że (no tak) sieć nie kumuluje. To przygodność. I co jej powiedzieć? Może: ahoj?

  1. Gammon No.82’s avatar

    Ciurek frazesów
    Ładne

    Legenda głosi, że wieledziesiąt lat temu, w klopie krakowskiego oddziału ZLP, nieznany autor napisał nad pisuarem: „każdy sobie tutaj ciurka / ze swojego Jalu Kurka”. Który był chyba tego oddziału prezesem. Czemu ja mam zawsze takie beznadziejne skojarzenia.

  2. Gammon No.82’s avatar

    Bardziej merytorycznie: „sieć nie kumuluje”, nie kumuluje w przeciwieństwie do X (tu podstawić X), czy też twierdzenie kulejące? Czy gdyby była mowa o relacjach między książkami a książkami oraz między książkami a czytającymi, byłoby inaczej? Nieczytane egzemplarze w bibliotekach, nakłady idące na przemiał, ludzie wpadający trzy razy na spotkania autorskie i wycofujący się, gdy życie nie pozwala na czwarte.

  3. Gammon No.82’s avatar

    Właściwie to znowu marudzę, idę sobie, szkoda że tu nie da się pokasować.

  4. nameste’s avatar

    Gammon No.82 :

    szkoda że tu nie da się pokasować

    Ha, ha.

    „sieć nie kumuluje”, nie kumuluje w przeciwieństwie do X (tu podstawić X)

    Chodzi zasadniczo o to, że sieć się zdewarstwia, gdy tymczasem inne X‑y, o których lubi się myśleć (nie zawsze zasadnie), że kumulują, polegają na nawarstwianiu się.

    Choćby ten przykład z tekstem o Bachu. Czuję się teraz nieswojo (mniej swojo), gdy już go nie ma, i zasadniczo nawet nie bardzo wiem, jak by go skutecznie zmagdalenkować.

  5. Gammon No.82’s avatar

    nameste :

    Czuję się teraz nieswojo (mniej swojo), gdy już go nie ma, i zasadniczo nawet nie bardzo wiem, jak by go skutecznie zmagdalenkować.

    Rękopisy płoną, a ludzie kradną z lokalnej biblioteki publicznej książki, do których chciało się wrócić.

  6. nameste’s avatar

    @ Gammon No.82:

    Ba, ludzie kradną (albo nie oddają pożyczonych) również z własnych naszych zasobów. Ale ta utrata (o której wyżej) jest szczególna, jakby coś zniknęło ze wszystkich bibliotek świata (a przecież było, cały świat mógł poczytać).

  7. Gammon No.82’s avatar

    nameste :

    jakby coś zniknęło ze wszystkich bibliotek świata (a przecież było, cały świat mógł poczytać)

    Wróciliśmy częściowo do stanu przeddrukarskiego. Ostatnia kopia spłonęła. (Chyba, że Waybackmaszyna zapamiętała.) Albo do stanu, gdy słuchałeś autora, który czytał coś znajomym z rękopisu, a dzień później się wkurzył i wrzucił rękopis do pieca.

    Wydaje mi się, że przerysowujesz różnice w stosunku do papyrowych czasów.

  8. nameste’s avatar

    Gammon No.82 :

    Wydaje mi się, że przerysowujesz różnice w stosunku do papyrowych czasów.

    To możliwe, ekspresja musi się czymś żywić. Niemniej, są różnice. Na przykład w sieci osoby są znacznie słabiej odróżnialne od tekstów (w czasach papyru: tekst sobie, osoba, przeważnie nieznana jako‐ludź, sobie). I odwrotnie. Ale też nie wiem, czy jest sens włos/8.

  9. mtwapa’s avatar

    W teorii prawie wszystko do czego sie linkuje mozna zzoterowac, tyle ze jest to chyba zachowanie kontekstu dla siebie samego. Jesli np dany artykul/zdjecie/film jest legalnie chroniony to np. tworzenie annotowanej kopii cudzego bloga moze byc problematyczne.

  10. sheik.yerbouti’s avatar

    nameste :

    Ten się sfejsbuczy i poznika zewsząd indziej

    Oczywiście docelowo może pozostać jedynie FB i wtedy nie będzie już dokąd odejść. Co będzie podwójnie złą wiadomością, bo odnalezienie czegoś przeszłego w FB jest prawie niemożliwe. Sieć dosłownie żyje – to nie papier, który położony na w miarę suchej, niezagrzybionej półce przetrwa stulecia. Tu wystarczy wyłączyć prąd bloxowi, zbankrutować wordpressa, nie opłacić swojej domeny – i nic nie pozostanie. Jak w życiu. Papier jest poza życiem.

  11. miasto-masa-maszyna’s avatar

    Archive.org pamięta.

    A niech się tam panu, panie Trzyemski, bajty darzą!

    Dziękuję serdecznie.

  12. nameste’s avatar

    miasto‐masa‐maszyna :

    Archive.org pamięta.

    Faktycznie pamięta, dzięki!

  13. miasto-masa-maszyna’s avatar

    No i ja tych tekstów nie skasowałem. Po prostu tamten projekt umarł śmiercią naturalną, ze starości i prymitywny engine jaki wieki temu do niego napisałem ucząc się PHP pewnego dnia po prostu przestał działać.

    Nie lubię achronologiczności sieci. Ktoś wpisuje coś w googla i wyskakuje mu mój tekst. Ale przecież nie mój, tylko jakiegoś Trzyemskiego sprzed dziesięciu lat – młodszego, mieszkającego gdzie indziej, słuchającego innej muzyki, będącego z inną kobietą i w ogóle…

    Były sytuacje, że ktoś komentował moje teksty sprzed paru lat i sam po ich przeczytaniu miałem WTF. Dlatego czasami sztucznie „zapominam” internetowi pewne rzeczy, jeśli to możliwe.

  14. nameste’s avatar

    @ miasto‐masa‐maszyna:

    No tak, to są dramaty pomiędzy nostalgią a antynostalgią. Cała ta moja blogonota jest prowokacyjna (prowakacyjna?), a już słówko „scementowal” nie może być brane inaczej niż w cudzysłowie. Z siecią dodatkowo idzie o to, że ona robi takie numery znienacka, myślisz: a, zajrzę, przypomnę sobie. A tu pustka, dziura jak po wyrwanym zębie. Kryzio w ciągłości.

  15. fan-terlika’s avatar

    Pewną moją bazą są ulubione na youtube. Duża część zapisanych tam filmików, powiedzmy połowa, to widea które obejrzałem raz, często wcale nietrzeźwy (nie chodzi mi w tej uwadze o jakość oceny, a o moją późniejszą pamięć), które z jakiegoś powodu mi się na tyle spodobały, że chciałbym je sobie zapisać na później.
    Wracam czasem do tej listy ulubionych, zwykle jak chcę coś wyszukać konkretnego, i straszne rzeczy tam widzę. Co rusz właśnie widzę wygasłe, pokasowane filmiki. Zwykle przez prawa, ale też i bo sam user. Ale w czym sęk, nie widzę nawet co to za filmiki były. Po prostu jakieś [Deleted] czy [Private]. Nie wiem nawet co straciłem, oprócz tego, że wiem że było dobre. Wyobrażam to sobie trochę, jak gdyby komuś zabrano losową książkę z osobistej biblioteki.

  16. faceofboe’s avatar

    @achronologiczność sieci –

    przecież dokładnie tak samo jest z nie‐dygitalnymi tekstami; biorę sobię tekst Chłopeckiego napisany dziesięć lat temu – i to już nie jest tekst obecnego Chłopeckiego;

    a może tutaj jest ta różnica – autor publikujący poza internetem – ma świadomość, że rozstaje się z tekstem w momencie jego upublicznienia; a ludzie publikujący teksty wyłącznie internetowe cały czas traktują je jako swoje prywatne własności, które można jednym ruchem skasować

    to tak, jakbyśmy my – błądzący po sieci – mieli na chwilę przywilej zajrzenia w cudzą prywatność tekstową – ale nie mamy do niej jako czytelnicy żadnych praw

    stąd też bierze się mój obsesyjny odruch kopiuj‐zachowaj – i dyski pękające w szwach od tekstów, do których wracam bardzo żadko, albo wcale

  17. nameste’s avatar

    faceofboe :

    ale nie mamy do niej jako czytelnicy żadnych praw

    Tak, gdy się patrzy na to z punktu widzenia autora, trudno odjąć sobie to prawo (skasowania) jako jedno z istotniejszych w katalogu praw. Choć – jako prawo – ma po drugiej stronie konkretny serwis (prowajdera itp.), a nie całą sieć. W której – taki wspomniany wyżej archive.org – gdzieś prawem kaduka tworzone są kopie, całkiem jakby to było poza jurysdykcją copyrightu. Co innego kopia na użytek własny (w ramach tzw. dozwolonego użytku).

    dyski pękające w szwach

    A jak ktoś nie robi tego w sposób przemyślany i przemyślny, to i nie znajdzie tego, co zachomikował.

  18. miasto-masa-maszyna’s avatar

    przecież dokładnie tak samo jest z nie‐dygitalnymi tekstami; biorę sobie tekst Chłopeckiego napisany dziesięć lat temu

    No przecież właśnie dokładnie odwrotnie.

    Żeby wziąć do ręki tekst Chłopeckiego napisany dziesięć lat temu to musisz pójść do dobrej biblioteki z archiwum i znaleźć konkretny numer Bezruchu Muzycznego albo Tygodnika Elitarnego. Albo musiał wyjść w książce, którą kupując/wypożyczając raczej zdajesz sobie sprawę, że to coś ma datę wydania. Nie dostaniesz dziesięcioletniego tekstu na ladzie w Empiku albo kiosku.

    A w sieci – owszem. I ludzie traktują to jako coś aktualnego nawet jeśli pod tekstem widnieje data 10.10.2002.

  19. miasto-masa-maszyna’s avatar

    Właśnie wiedziony winnym sentymentem przeczytałem, co 10 lat temu napisałem o Ósmej Brucknera pod Schurichtem (wykonaniu, które dzisiaj uważam za najlepsze w historii) i uważam, że archive.org powinno się znukować, posypać wapnem, siarką i solą.

    A piszę o tym tu a nie na jakichś fejsach, żeby nikt się nie dowiedział ;-)

  20. nameste’s avatar

    @ miasto‐masa‐maszyna:

    Dobrze wybrałeś miejsce!

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *